Wolni od niemocy - Rozdział I "Pochylone życie"

fragment książki o. Augustyna Pelanowskiego OSPPE:

Pochylone życie


Dlaczego była pochylona? Nikt nie wie, co było prawdziwą przyczyną jej schylenia życiowego – wyglądała jak człowiek, który zastygł w pokłonie wobec wszystkich wokoło. Każdemu się kłaniać, przed każdym drżeć, na wszystkich spoglądać z lękiem i ukrywaną złością, albo wstydem - to może w końcu doprowadzić do tego, że rzeczywiście człowiek staje się „skrzywiony" w swojej postawie na wiele lat. Może kogoś utraciła i zawaliło jej się życie, bo ten ktoś był dla niej ważny jak Bóg, tak bardzo, że stała się pochylona, skrzywiła się w swej samotności, pustce, zagubiła się... Być może jakiś grzech sprawił, że nie miała odwagi spojrzeć innym prosto w oczy, może było to zwykłe kalectwo albo kalectwo wmówione nieustannym powtarzaniem diabelskiego refrenu: „Ty się do niczego nie nadajesz!" Jezus jednak uwolnił ją od szatana – 0d tej córki Abrahama..?). Zalew nie była to przesada, kiedy wypowiadał te słowa. Jezus nie demonizował rzeczywistości, realnie dostrzegał zło i demaskował demony nawet tam, gdzie my, współcześni nie dostrzeglibyśmy nawet cienia złego. Owszem, celem Jego posługi nie było na pierwszym miejscu demaskowanie szatana, lecz chwała oddawana Ojcu i wybawienie nas z grzechu.

W ostatnich latach wśród skrajnie racjonalizujących teologów mówiło się już nie tylko o śmierci Boga, ale też o śmierci szatana. Jeśli szatana nie ma, to nie ma też grzechu, a jeśli nie ma grzechu, to nie ma zbawienia. Przypominamy sobie o tym, bo coraz częściej mówi się, że nie ma piekła, nie ma złych duchów, nie ma szatana..., że to tylko personifikacje naszego osobistego mroku serca.

Istotną przyczyną schylenia tej kobiety było więc związanie demonicznymi pętami, a nie nieszczęśliwy wypadek albo nieuwaga akuszerek przy porodzie. A może uwierzyła ludzkim słowom, opiniom, przekonaniom, osądom - wyzwiskom; tak, jak powinno się na przykład uwierzyć Boskim przykazaniom – co wypaczyło zupełnie jej spojrzenie na rzeczywistość?

Zaczęła widzieć siebie w sposób „pochylony". Może miała „czarny dekalog" - negatywny sposób myślenia? Może też wydarzeń, które skrzywiły ją w życiu nie interpretowała prawdami Słowa Bożego. I w takich momentach może mieć miejsce atak złych duchów na człowieka. Demony wykorzystają każdą okazję, każde potknięcie ludzkiego ducha dla swej żarłoczności i rzucą się na człowieka jak lwy lub hieny na zranioną antylopę. Jest to w ich interesie, żeby człowieka zniewolić, spętać, by nie mógł się ruszyć; tak, jak ta kobieta - która była skrępowana, nic nie mogła zrobić dla siebie i dla innych, a przede wszystkim była zamknięta na Boga!

Już kilka razy pytano mnie, dlaczego Jezus powiedział, że świat leży w mocy złego, choć Panem świata jest przecież Bóg? (zob. 1 J 5,19) - Świat aniołów i świat demonów, świat Boga i świat szatana: mamy „dwa światy" w jednym, oba się przenikają dotąd, dopóki i my nie jesteśmy radykalnie zdecydowani. Nie jest to jednak pomieszanie manichejskie - Bóg jest Panem, ale są elementy zła, które zostały strącone z nieba i zawisły - jeśli tak można powiedzieć - pomiędzy niebem i ziemią.

Nikt chyba tej dychotomii nie doświadczał tak wyraźnie jak święci, zwłaszcza mistycy, którzy byli oblewani łaskami, objawiającymi im życie w szczęściu Boga i w tej samej minucie byli na dnie piekielnych udręczeń, (na przykład św. Franciszka Rzymianka przez ostatnich 13 lat przed śmiercią miała częste ekstazy, przerywane zjawieniami demonów, które ją atakowały, nawet fizycznie). Czy to nie zadziwiające? Bóg, gdy jest najbliżej i zauważa nas Swą miłością, naraża nas na największą zazdrość piekła.

Jezus zauważył kobietę cierpiącą od 18 lat na skrępowanie demoniczne - zwrócił na nią uwagę. Na kogo się zwraca uwagę? Na kogo Bóg zwraca uwagę? Na kogoś, kogo nienawidzi czy na kogoś, kogo kocha?

Nienawidzić to NIE - WIDZIEĆ; więc widzieć kogoś to KOCHAĆ! Oczywiście na kogoś, kogo się kocha, zwraca się uwagę! I to właśnie jej skrzywienie życiowe zwróciło Jego uwagę. On też zobaczył w niej Siebie, bo przecież pewnego dnia będzie też pochylony, związany, zniewolony i nie będzie mógł się wyprostować, bo tak będzie pod ciężarem krzyża. On zobaczył w tej kobiecie podobieństwo do Siebie! I to ją uwolniło. Czy to nie zadziwiające, że jedyną drogą, by wydostać się z siebie, jest wpuścić Boga do siebie?

Wracając do złych duchów, one często atakują kilkakrotnie w ten sam sposób, w tych samych okolicznościach, przez te same osoby lub w tym samym miejscu. Chodzi im o to, aby człowiek wypełnił się niepokonalnym lękiem, żeby związał się urazami przed pewnymi doznaniami, rzeczami, osobami lub okolicznościami. Pragną, żeby było w nas coś nie do przebaczenia, coś, czego nie chce się widzieć, nie chce się wspominać, nie chce się na nowo przeżywać. Jeśli nawet nie uda im się nas skłonić do świadomej pogardy do siebie samych z powodu naszych grzechów, to przynajmniej powodują, że chcąc pozbyć się bólu sumienia, ukrywamy grzechy i nie odbywamy pokuty za nie. To jest niebezpieczne. Nie wiem, jak to dokładnie wyjaśnić, ale dość często spotykałem ludzi, którzy skarżyli się na schorzenia nerek lub na jakieś choroby wewnętrzne, które tajemniczo dawały o sobie boleśnie znać właśnie w tym miejscu, przy czym wychodziło na jaw, że albo nie odbyli pokuty za swoje dawne grzechy albo ukryli swe winy, nie chcąc ich w sobie uznać, albo też czuli się winni, ponieważ przerzucano na nich winę za wszystko, czyniąc ich kozłami ofiarnymi. Ich pogarda do siebie samych była głęboko ukryta - jak nerki...

Mówiąc o ukryciu, mam również na myśli wyparcie do podświadomości. Ponieważ nie pochylili się w skrusze, pochylali się z powodu fizycznego bólu wnętrzności.
Nie chcę przez to powiedzieć, że każdy, kto choruje na nerki lub podobne choroby wewnętrzne ma ukryty grzech albo nie odbytą skruchę za ten grzech - jednak z praktyki zauważyłem, że u wielu osób, z którymi rozmawiałem, wcale nierzadko schorzenia wewnętrzne miały związek z taką postawą wobec swojego sumienia.

Pewna kobieta, przygotowując komentarz do Liturgii Słowa Bożego, nagle uświadomiła sobie, że jej częste bóle w okolicach nerek doprowadziły ją do odkrycia dawno popełnionych grzechów, których nigdy tak naprawdę nie odżałowała w skrusze. Prawdę mówiąc, te czyny, które na niej ciążyły nie były popełnione jedynie z jej winy - została zmuszona do czynów, za które jedynie ona podjęła odpowiedzialność.

Ponieważ nie rozmawiała z nikim na temat tamtych wydarzeń, nie potrafiła określić skali własnej odpowiedzialności i odpowiedzialności osób, które doprowadziły do tych grzechów. Efekt był taki, że całą winę wzięła na siebie i żyła w ukrytej autoagresji, przekonana, że za wszystko ponosi odpowiedzialność.

Były to grzechy ciężkie, których nie potrafiła unieść, dlatego zepchnęła wszystko do podświadomości, głęboko, na pewno głębiej niż umiejscowione są nerki. Przez długi czas nie wyznawała swoich win, a kiedy już to uczyniła, nie przeżyła tego uczuciowo. Często łapały ją bóle, z powodu których aż zwijała się na podłodze swego pokoju. Kiedy pisała komentarze, przyszło do niej światło, aby odbyć pokutę.

Przeczytajmy napisany przez nią tekst:

Komentarz do Hb 19, 27-29

Każdy wie, że wyrzutów sumienia nie odczuwa się na powierzchni ciała, jak na przykład ranę, zadrapanie albo siniec, ani nawet gdzieś w mięśniach, tylko jeszcze głębiej, głębiej niż w wyobraźni, niż w uczuciach, niż w myślach... Wyrzuty sumienia to najgłębszy ból - dlatego ludzie płytcy nie mają wyrzutów sumienia
.
Żeby poczuć żal z powodu grzechu, trzeba być głębokim człowiekiem. Przez kilka lat nie czułam wyrzutów sumienia, gdy odchodziłam od Boga, bo moje życie było płytkie. Od jakiegoś czasu zaczynam to czuć. Gdy się oddalę od Jezusa, czuję ból, którego żadne lekarstwo, proszek, zastrzyk znieczulający – po prostu nic - nie może uśmierzyć. Chociaż jest to przykre, to jednak cieszę się, bo skoro mam wyrzuty sumienia, to znaczy, że mam sumienie i nie jestem człowiekiem płytkim, powierzchownym. Każdy może czuć ból fizyczny, ale żeby czuć ból duchowy, trzeba być człowiekiem sumienia. W Biblii sumienie, czyli miejsce, gdzie człowiek czuje ból odejścia do Boga, zostało ukazane jako nerki. Początkowo mnie to dziwiło. Bo pomyślcie, właściwie jest to najbardziej głęboko ukryta część organizmu, gdzieś na wysokości bioder... Myślę, że dlatego są symbolem sumienia. Może kogoś z was bolały nerki? Ja znam ten ból, jest on ogromny - i teraz wiem, jaki ból czuje Serce Jezusa, kiedy od Niego odchodzimy.

Jego ból czuję w sobie - tak, jak czuje się chore nerki. Ostatnio wiele cierpiałam i pomyślałam sobie, że tak właśnie powinnam się czuć kiedy grzeszę. Bóg daje nam odczuć Swój ból z powodu straty człowieka, kiedy wchodzimy w grzech. Bóg czuje ból utraty swojego dziecka, a nas boli sumienie -im większy ból, tym większa Jego miłość.

W Księdze Hioba napotkałam taki tekst, w którym dotknęły mnie sprawy, o których wcześniej mówiłam: Hiob mówi o Bogu, o nerkach, jako sumieniu, o ogniu za grzechy i wreszcie o sądzie. Sumienie jest sądem – tam nasze czyny zostają osądzone.

Wszystkie te słowa dają mi obraz sumienia: sumienie to tęsknota za Bogiem, którego się utraciło i bolesna tęsknota Boga, który utracił duszę, upadłą w grzechy.

To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny; moje nerki już mdleją z tęsknoty. Powiecie: „Po cóż nalegać? Czyż powód oskarżeń znajdziemy?" Wy sami drżyjcie przed mieczem, bo gniew za grzechy zapłonie. Wiedzcie, że sądy istnieją (Hb 19,27-29).

Komentarz do Jr 17 10-11

Jest to krótkie czytanie, ale może dzięki temu więcej zapamiętamy. Prorok Jeremiasz wprost nazywa nerki i serce miejscem, gdzie Bóg nas bada - bada jak sędzia i jak lekarz, przed którym człowiek ze wstydem wszystko musi odkryć. Kiedy byłam u lekarza przeżyłam wstyd, skrępowanie, byłam obolała, bo lekarz chciał wszystko wiedzieć o chorobie. Domyślacie się, jak się wtedy czułam. Właśnie takim lekarzem, przed którym wszyscy ze wstydem stajemy jest Bóg - On doświadcza nerki i serce. Wiem, co to znaczy, kiedy się ma chore serce i chore wnętrzności - nie da się zwlekać, odkładać wizyty u lekarza, bo ból jest coraz większy. Podobnie nie można zwlekać ze spowiedzią - z wizytą u Boskiego lekarza. Przeczytajcie uważnie ten tekst i niech was też zaboli prawda. Jest też tu mowa o kuropatwie, która jest symbolem głupiego człowieka, grzesznika, który ukrywa swoje grzechy, podobnie jak ptak jajka, na których usiadł, chociaż nie były one jego i musiał je opuścić. Grzesznikowi wydaje się tylko, że może ukryć grzechy.

Ja, Pan, badam serce i doświadczam nerki, bym mógł każdemu oddać stosownie do jego postępowania, według owoców jego uczynków. Kuropatwa wysiaduje jajka, których nie zniosła;
podobnie czyni ten, kto zbiera w nieuczciwy sposób bogactwa: pośrodku dni swoich musi je opuścić i gdy nadejdzie jego koniec, okazuje się głupcem (Jr 17,10-11).

Komentarz do Ewangelii Łk 12,35-37

W tym tekście usłyszymy wezwanie Jezusa skierowane do wszystkich jego uczniów, a więc i do nas, abyśmy mieli przepasane biodra. Biodra - to miejsce blisko nerek. Tak więc, chodzi Mu o to, byśmy mieli „opasane sumienie" - to znaczy silne, wzmocnione, nie rozpasane, tylko przepasane. Myślę, że każdy, kto dba o sumienie i nie pozwala sobie na to, by nie czuć bólu wyrzutów i nie ukrywa swych przewinień jak głupia kuropatwa, na pewno może się cieszyć obecnością Ducha Świętego! Takim ludziom Jezus pomaga we wszystkim, zarówno w domu, jak i w pracy, przy stole i w szkole... W życiu nie brakuje niczego, bo Bóg o wszystko dba. Nędza jest tam, gdzie nędznie dba się o sumienie!

Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie!

A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam - Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał (Łk 12,35-37).

Kiedy ktoś stoi pochylony, to właściwie, nie chce patrzeć innym w oczy. Może nie dlatego, że do innych czuje pogardę, ale że to inni patrzą na niego z pogardą. Może boi się, że inni mogą dostrzec coś, czego on sam nie chce zobaczyć w sobie.

/.../
Slawek
👍 ✍️ 🤗 🙏 😇