Slawek
238

O Królestwie Bożym

Ks. Jan Zieja. "Z rozmyślań o Królestwie Bożym na ziemi"
Człowiek jest istotą społeczną (animal sociale); źle mu być samemu; potrzebuje i pragnie obcować z Kimś Drugim. Najgłębiej znaczy to z Bogiem, a na co dzień - z innymi, z innym człowiekiem, podobnym do siebie lub trochę różnym. Taki jest początek rodziny, rodu, plemienia, plemion i narodów. Tak dojrzewa ludzkość. A w niej rozwija się jednocześnie potrzeba czyjejś odpowiedzialności, autorytetu, władzy. Mają w swych rękach on czy ona, ojciec czy matka, dziad, starszy rodu, wódz, mędrzec czy kapłan, sędzia, książę, pan, władca, król, cesarz.
A ta wszelka władza "pochodzi od Boga", bo On stworzył człowieka istotą społeczną, żyjącą w społecznościach, posiadających ośrodki porządkujące, kierownicze (por. Rz 13,1-7; 1P 2,13-17; Tt 3,1-3).
W naszych Księgach świętych, zwłaszcza w Psalmach i u Proroków, na wielu miejscach mówi się o Bogu jako Najwyższym Panu, Władcy i Królu. "Królowi wieków nieśmiertelnemu, niewidzialnemu Bogu samemu - cześć i chwała na wieki wieków" (1Tm l,17).
Do szczególnych zamiarów wybrany przez Boga naród izraelski przez długie wieki nie miał królów i nie czuł potrzeby ich mieć; wystarczali mu starsi rodów i pokoleń, wodzowie, kapłani i sędziowie. Za króla swego ten naród miał tylko Boga jedynego. Dopiero na przełomie jedenastego i dziesiątego stulecia przed naszą erą coś się zmieniło w Izraelu. Czytamy o tym w rozdziałach 8-12 pierwszej Księgi Samuela, ostatniego z Sędziów: "Zebrała się cała starszyzna Izraela i udała się do Samuela. Odezwali się do niego: Oto ty się zestarzałeś, a synowie twoi nie postępują twoimi drogami; ustanów raczej nad nami króla, aby nami rządził tak, jak to jest u innych narodów... abyśmy byli jak wszystkie narody, aby nas sądził nasz król, aby nam przewodził i prowadził nasze wojny... Modlił się więc Samuel do Jahwe, Jahwe rzekł do Samuela: Wysłuchaj głosu ludu, bo nie ciebie odrzucają, lecz mnie odrzucają jako króla nad sobą (1Sm 8,4-7; 19-20). I odtąd przez lat kilkaset, Izraelici miewali nad sobą królów, swoich i obcych, i mieszańców, "jak to jest u innych narodów".
Ale w ludziach prawdziwie pobożnych w Izraelu rosła wypowiadana przez proroków coraz głębsza tęsknota za przemianę, za odnową, za Mesjaszem, za Zbawicielem, za naprawdę Bożym królowaniem nad Izraelem i nad wszystkimi narodami świata. "Bóg Nieba wzbudzi Królestwo, które nigdy nie ulegnie zniszczeniu. Jego władza nie przejdzie na żaden naród. Zetrze i zniszczy ono wszystkie te królestwa, samo zaś będzie trwało na zawsze" (Dn 2,44).
I tak nadszedł czas, a było to w roku 27 naszej ery, że "wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów... Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię" (Mk l, 4.14).
"Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: Nawracajcie się, albowiem bliskie jest Królestwo niebieskie" (Łk 3, 16-21). "I obchodził Jezus całą Galileję... głosząc Ewangelię Królestwa" (Mt 3, 17-23). "Dziś spełniły się te słowa Pisma" (Łk 4,21).
Co się przybliżyło? Co się już "spełniło", jeżeli to nie było ani królestwo Heroda, ani cesarstwo rzymskie, ani nawet królestwo Izraela? (Łk 19,41; Dz 1,6-8). Jezus zapłakał nad zbliżającą się ruiną Jerozolimy, ale głosił Królestwo Niebieskie, Królestwo Boże.
Czym ono jest, mówią wszystkie cztery Ewangelie oraz inne pisma uczniów i apostołów Jezusa Chrystusa. Tu zajmuje nas tylko jedno najbardziej wyróżniające się znamię widzialne tego Królestwa, podane przez samego Jezusa, gdy zeznawał w Jeruzalem przed Piłatem, namiestnikiem cesarza rzymskiego. "Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby Królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie był wydany Żydom. Teraz zaś - Królestwo moje nie jest stąd" (J 19,36). Więc - głoszone przez Jezusa Królestwo Niebios, Królestwo Boże - jest Jego królestwem, zakładanym tu, na ziemi, ale takim królestwem, którego słudzy nie bija się, nawet w obronie swojego Króla. Nie chwytają za miecz, bo "wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną" (Mt 26,52), a ogłoszone przez Jezusa Królestwo jest czymś wiecznotrwałym.
Narzędziem do szerzenia tego Królestwa Bożego na ziemi ma być budowany przez Jezusa na Piotrze-Opoce Kościół (Mt 16,18). Ma on nieść ludziom nie walkę i wojny, ale życie i pokój (Mt 28,19-20; J 14, 6.27).
Otworzyła się przed ludzkością nowa Droga.
Powiało na świat czymś naprawdę nowym - z Ducha Świętego.
"Podobnie jak w pierwszych trzydziestu latach swej historii chrystianizm musiał wyodrębnić się od judaizmu, aby móc żyć własnym życiem, tak również w ciągu I wieku będzie musiał kształtować się wyraźnie poza ramami cesarstwa, w którym się rozwijał. Uczyni to, stosując po prostu ewangeliczną zasadę "Królestwa, które nie jest z tego świata". Około roku 110 autor Listu do Diogeneta określi opozycję chrześcijan w tej wspaniałej formule: "Chrześcijanie zamieszkują ziemię, ale tak, jakby przebywali na niej tylko przejściowo. Nie ma obcego kraju, który by nie był dla nich ojczyzną, ani też nie ma ojczyzny, która by nie była dla nich obca". Nieco później Tertulian wyraża się bardziej dosadnie: "Dla nas, chrześcijan, nie ma nic bardziej obcego niż republika! Uznajemy tylko jedną: republikę wszystkich ludzi, cały świat". (...) Cesarstwo, zrazu sporadycznie, a następnie coraz częściej - poprzez swój system polityczny - usiłuje zgnieść nowe społeczeństwo, które powstaje w jego łonie. Zaczynają się prześladowania, długie szeregi męczenników ciągną do amfiteatrów. Ale wobec heroicznej moralności pierwszych chrześcijan gwałt był bezsilny, rozwoju myśli powstrzymać nie mógł. Ludzie wierzący, którzy zgadzają się umrzeć po to, by powstał nowy świat, są silniejsi od prześladowców uciekających się do siły, aby ratować świat już skazany. Semen est sanguis christianorum, powie Tertulian. Opozycja Rzymu wobec Krzyża przyczyniła się do jeszcze większego rozpowszechnienia się wiary chrześcijańskiej" (Daniel Rops, Kościół pierwszych wieków. Warszawa 1968, Pax, str. 168-169).
Ale gdy cesarze rzymscy, zamiast prześladować wierzących w Chrystusa, zaczęli otaczać ich opieką, a nawet udzielać im różnych przywilejów, w społeczności chrześcijańskiej zaczęło się coś chwiać i zmieniać, aż doszło do zaniechania wysiłków zmierzających do realizowania tego Królestwa Bożego, którego słudzy "nie chwytają za miecz i nie biją się nawet w obronie swego Króla".
Zamiast słuchać głosu Boga jedynego: "Nie będziesz zabijał", zaczęto słuchać po dawnemu "bogów cudzych" (cesarzy, królów, książąt, panów, wodzów i rządów państwowych), rozkazujących zabijać, i to w imię odpowiedzialności przed historią, nowym najwyższym bóstwem wśród tych fałszywych "bogów cudzych".
A różne filozofie, teologie, autorytety religijne, a później i popularne katechizmy - pochwalały to i zalecały. Tak że prorok izraelski Izajasz mógłby i do narodów "chrześcijańskich" wołać z wyrzutem: "Ręce wasze są pełne krwi" (Iz 1,15).
I tak jest do dnia dzisiejszego.
Ale nie nasza to rzecz potępiać pokolenia wieków minionych. Może one w czasach swoich nie mogły udźwignąć tego, ku czemu je wzywał Chrystus. Przecież to On sam mówił do uczniów swoich: "Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie... Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Z mego weźmie i wam objawi" (J 16, 12-14). I zawsze była w Kościele choćby "mała trzódka" wiernych ideałom Królestwa Bożego, takich, jak męczennicy rzymscy Nereusz i Achilles, czy później święty Franciszek z Asyżu i jego naśladowcy.
A dziś, właśnie dziś, zdaje się nadchodzić czas na jasne postawienie sprawy. Na Soborze Watykańskim II Kościół uprzytomnił sobie jeszcze raz, czym Kościół jest: społecznością Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego z naszymi biskupami, z Piotrowym następcą na czele i z nami wszystkimi.
Powołaniem Kościoła jest nauczanie wszystkich narodów i szerzenie Królestwa Bożego, a więc takiego Królestwa, "którego słudzy nie chwytają za miecz i nie biją się nawet w obronie swego Króla".
Po krwawych doświadczeniach dwu ostatnich wojen światowych, a jednocześnie gdy tak dużo mówi się o prawach człowieka, nie możemy dłużej znosić niewierności światłom Ewangelii: granicą używania siły fizycznej w obronie własnej i innych ludzi i własnego narodu jest Boskie przykazanie: "Nie będziesz zabijał".
Wojna dzisiaj, jakąkolwiek bronią byłaby prowadzona, jest bluźnierstwem przeciw Bogu i przeciw człowiekowi. Mamy nadzieję i oczekujemy, że w momencie odpowiednim (oby nie za późno) z wyżyn Piotrowej Stolicy Apostolskiej, z kręgów Soboru czy Synodu biskupów rozlegnie się głos: Boskie przykazanie: "Nie zabijaj", objaśnione przykładem życia, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa oraz działaniem Ducha Świętego w naszych sumieniach, znaczy dziś (bo znaczyło zawsze): "Nie zabijaj nigdy nikogo".
Gdy głos najwyższego Kościelnego Urzędu Nauczycielskiego dojdzie do wszystkich narodów, państw i rządów, a przez katechizację do każdej rodziny, do każdego człowieka dorosłego i do każdego dziecka, i będzie przechodził z pokolenia na pokolenie, wtedy zbliży się czas przewidziany przez proroka: "Swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny" (Iz 2,4).
I "pokój będzie ostatnim słowem historii" (Jan Paweł II).
I kto wie? Czy upragnione zjednoczenie wyznań chrześcijańskich, w jednym świętym Kościele Powszechnym nie nastąpi dopiero wtedy, gdy te wyznania najpierw oduczą swych wiernych przelewania bratniej krwi ludzkiej? Może dopiero wtedy staną się godne sprawować wspólnie Najświętszą Eucharystię Ciała i Krwi Pańskiej.
A jeżeli ludzie, rządy państw i narodów nie posłuchają głosu Chrystusa Króla?
Pozostanie nadzieja ostateczna - w niewyczerpanych ogromach Bożego Miłosierdzia.
"Panie Jezu Chryste, któryś przez Krew przelaną na krzyżu przyniósł pokój całemu światu! Ty powiedziałeś swoim apostołom: Pokój zostawiam wam! Pokój mój wam daję. Nie zważaj na grzechy nasze lecz na wiarę swojego Kościoła i zgodnie z Twoją wolą napełniaj go pokojem i umacniaj w jedności" (Liturgia mszalna).

Ojcze nasz, któryś jest w niebie
Przyjdź, Królestwo Twoje!
Bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi!

Ks.Bronisław Bozowski - Ks.Jan Zieja
Królestwo moje nie jest z tego świata...(fragmenty)
- Janie, ale przecież mówi się, że Pan Jezus dał przykład patriotyzmu: kochał Jerozolimę i płakał nad nią...
- Tak, Bronku, ale teraz zrozumiałem to głębiej, że Chrystus, który kochał naród i płakał nad Jerozolimą, jednak nie wzywał do walki z Rzymianami, nic głosił odbudowy państwa żydowskiego, ale głosił Królestwo Boże. Więc chrześcijanin powinien uczyć się wybierać między królestwem narodowym a Królestwem Bożym. Ja kiedyś, jak wszyscy, wołałem, że trzeba bronić Ojczyzny, a teraz, choćby mnie nazywano zdrajcą, postanowiłem stać się sługą Królestwa Bożego, którego słudzy nie biją się nawet w jego obronie, a tym bardziej w obronie jego ojczyzny ziemskiej. I akurat szukając książek (dla Krysi) znalazłem Ropsa "Historię Kościoła" i tam, w tomie I następujący tekst: "...podobnie jak w pierwszych 30 latach swojej historii chrystianizm wyróżnił się od judaizmu i odeń odszedł, tak już w I wieku swego istnienia uznał, że musi być poza ramami cesarstwa rzymskiego, w którym się rozwija, stosując ewangeliczną zasadę: Królestwo moje nie jest z tego świata".
I już w końcu I wieku autor "Listu do Diogneta" pisał: "Chrześcijanie zamieszkują ziemię, ale jakby przejściowo, nie ma obcego kraju, który by nie był dla nich ojczyzną i nie ma ojczyzny, która nie byłaby dla nich obca". A Tertulian ujął to jeszcze treściwiej: "Dla nas chrześcijan nie ma nic więcej obcego niż Respublica Romana, uznajemy tylko jedną republikę wszystkich ludzi: cały świat".
Dlatego, gdy przychodzą do mnie i mówią, że trzeba to lub tamto zrobić dla Historii, np. mówią: "Cieszymy się, żeśmy odnowili - wskrzesili patronat nad więźniami" (a Zieja został Jego honorowym przewodniczącym - ks. B.B.) i cieszą się, że "nam Historia to zapisze", a nie dlatego, że Chrystus nas uczy, do nas mówi: "byłem w więzieniu, a nawiedziliście mnie...", to ja im na to mówię: "ta wasza Historia to fałszywe bóstwo!".
Teraz "biorą mnie" tylko sprawy Królestwa Bożego. Jeżeli słucham radia i ludzi, którzy z wiadomościami politycznymi przychodzą, to dlatego, ze oni tym żyją - więc robię to z miłości bliźniego, ale przede wszystkim chciałbym z nimi rozmawiać o Królestwie Bożym. I tak, parę dni temu przyszli ze wsi podwarszawskiej, spod Radzymina, 17-letni chłopcy - około pół setki, przyprowadzeni przez wikarego i pytali, czym jest naprawdę KOR oraz o mój stosunek do KPN, ale zaraz potem postawili pytania:
Co to jest Królestwo Boże na ziemi?
Co to jest patriotyzm?
Co to znaczy być chrześcijaninem dzisiaj i jaki jest stosunek Ewangelii do polityki i jak dziś należy manifestować wiarę? Czy przez krzyże wieszane w zakładach pracy, stawianie pomników pamięci narodowej?
Widać, że oni byli przejęci tym, co im na te pytania odpowiadałem w duchu tej mojej zasadniczej postawy. Niestety, czasu na dyskusję nie stało - musieli pędzić do autobusu.
"Królestwo moje nie jest z tego świata...". Rozmowa ks. Bronisława Bozowskiego z ks. Janem Zieją. "Znak" 5/1992