Kardynał Biffi ostrzega Kościół ! - ks. prof. Jerzy Bajda

Niedawno mieliśmy możność poznać bliżej, czym jest "Kościół otwarty" (ze znakomitego artykułu ks. prof. Czesława Bartnika), a teraz ks. kard. Biffi stara się nam przybliżyć postać osobliwego kandydata na "klucznika" Kościoła, skłonnego otwierać Bożą świątynię każdemu, kto tylko tego zapragnie.

Proroctwo Sołowjowa

Kardynał Biffi, emerytowany arcybiskup Bolonii, wybitny teolog i znawca św. Ambrożego, opublikował ostatnio pewien tom pism nie ściśle teologicznych. Tytuł tomu brzmi: "Pinocchio, Peppone, l'Anticristo e altre divagazioni". W tekście przedstawionym przez autora podpisującego się Sandro Magister (www.chiesa, 3.06.2005) otrzymujemy relację na temat tej trzeciej postaci, to jest Antychrysta. Kardynał Biffi referuje w swoim tomie rozważania słynnego filozofa i teologa rosyjskiego Sołowjowa zawarte w jego książce wydanej krótko przed śmiercią, w roku 1900. Sołowjow naszkicował postać Antychrysta w sposób zastanawiająco realistyczny i coraz bardziej przekonujący z punktu widzenia sytuacji naszego czasu. Dlatego właśnie kard. Biffi postanowił przybliżyć dzisiejszemu czytelnikowi wizję Sołowjowa. Wartość wizji Sołowjowa polega na tym, że "przepowiedział z proroczą jasnością wielki kryzys, który dotknął chrześcijaństwo w ostatnich dziesięcioleciach XX wieku".

W postaci Antychrysta opisanej przez Sołowjowa ks. kard. Biffi podkreśla "cechy religijności w stanie zamętu i niepewności, jak to właśnie widzimy". Widzi i krytykuje (Sołowjow) "chrystianizm wartości", zachwyt nad "otwartością", obsesję "dialogu" za wszelką cenę, gdzie "wydaje się, że już niewiele zostaje z tej jedynej i nieporównanej Osoby Syna Bożego, ukrzyżowanego za nas, zmartwychwstałego i żyjącego dziś. Jest to sytuacja, którą opisał Divo Barsotti, stwierdzając, że dziś w świecie katolickim Jezus Chrystus jest często jedynie pretekstem, aby mówić o kimś innym". Interesujące jest, że w refleksji Sołowjowa Antychryst zostaje wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych Europy, następnie zostaje ogłoszony cesarzem Rzymu, obejmuje władzę nad światem, a w końcu także poddaje sobie organizację Kościoła. Kardynał jednak skupia swoją uwagę nie na faktach zewnętrznych, lecz na cechach osobowości owego pretendenta do tronu świata.

Otóż według Sołowjowa, Antychryst jest "przekonanym spirytualistą", z całą pewnością wierzy w Boga. Jest ascetą, uczonym, filantropem. "Odznacza się umiarkowaniem, bezinteresownością i dobroczynnością". W swojej młodości dał się poznać jako uczony i ścisły egzegeta: obszerne dzieło z biblistyki było podstawą nadania mu stopnia doktora na uniwersytecie w Tybindze. Dzieło, które przyniosło mu sławę i znalazło ogólny rozgłos, nosi tytuł: "Droga otwarta do pokoju i powszechnej pomyślności". W dziele tym łączy się "szlachetny respekt dla tradycji i starożytnych symboli z szerokim i odważnym radykalizmem w zakresie postulatów społecznych i politycznych; dalej - bezgraniczną wolność myśli z głębokim zrozumieniem wszystkiego, co jest mistyczne; absolutny indywidualizm z żarliwym oddaniem dla sprawy dobra wspólnego; wzniosły idealizm w zakresie podstawowych zasad - z precyzją i życiowym charakterem praktycznych rozwiązań".

Niewątpliwie niektórzy wierzący ludzie będą sobie zadawać pytanie, dlaczego w tym dziele ani razu nie zostało wspomniane imię Jezusa Chrystusa. Inni oczywiście odpowiedzą: "Wobec tego, że treść księgi jest przeniknięta duchem chrześcijańskim, aktywną miłością i powszechną życzliwością, czego więcej chcieć? - Z drugiej strony - nie zauważa się jakiejś zasadniczej wrogości wobec Chrystusa. Należy docenić szczerą intencję i wysoką wiedzę". Ten Antychryst Sołowjowa nie może jednak strawić u Chrystusa trzech rzeczy, których nigdzie nie akceptuje. Pierwszą rzeczą jest widzenie rzeczywistości w wymiarze moralnym. "Chrystus w swoim moralizmie - twierdzi Antychryst - podzielił ludzi według kryterium dobra i zła, podczas gdy ja ich jednoczę w dobrodziejstwach, które są konieczne, tak dobrym, jak i złym". Po drugie, Antychryst nie może zaakceptować "absolutnej jedyności" przysługującej Chrystusowi. Uważa, że Chrystus jest "jednym z wielu", lub raczej - "stał się moim poprzednikiem, ponieważ zbawicielem doskonałym i definitywnym jestem ja, który oczyściłem Jego orędzie z tego, co nie jest do przyjęcia dla dzisiejszego człowieka". Wreszcie - i przede wszystkim - Antychryst Sołowjowa nie może znieść faktu, że Chrystus żyje, i dlatego histerycznie powtarza frazę: "Nie ma Go wśród żywych i nie będzie nigdy. Nie zmartwychwstał. Rozsypał się w grobie".

Oryginalne i zaskakujące w wizji Sołowjowa jest to, że Antychryst okazuje się "pacyfistą, ekologiem i ekumenistą". Można powiedzieć, że szczególnym hasłem Antychrysta jest "nowe chrześcijaństwo", za którym opowiadał się także Lew Tołstoj. W swojej "ewangelii" Tołstoj redukuje całe chrześcijaństwo do pięciu zasad postępowania, zaczerpniętych z Kazania na Górze. Są to: zakaz zabójstwa i gniewu, zakaz pożądania, zakaz przysięgania, postawa niesprzeciwiania się złu, powszechna miłość. Jednak, według Tołstoja, te przykazania, jakkolwiek pochodzą od Chrystusa, nie wymagają dla swojej ważności, by Chrystus, Syn Boży, rzeczywiście istniał.

Kardynał twierdzi, że "Sołowjow na pewno nie identyfikuje Tołstoja z postacią Antychrysta. Przewidział jednak z nadzwyczajnym jasnowidzeniem, że właśnie ów 'tołstoizm' stanie się na długo w XX wieku nośnikiem procesu opróżnienia substancji orędzia ewangelicznego w imię formalnego wywyższenia etyki oraz miłości dla ludzkości, które są przedstawiane jako 'wartości chrześcijańskie'". Sołowjow twierdził: "Przyjdą dni... - a my powiemy: już nawet przyszły - kiedy w łonie chrześcijaństwa będzie się dążyć do rozwodnienia faktu zbawczego, (który nie może być przyjęty inaczej, jak w trudnym, odważnym, konkretnym i rozumnym akcie wiary) - na serię 'wartości' łatwych do sprzedania na światowych rynkach". Z tego niebezpieczeństwa - jak upomina ten wielki filozof i teolog - powinniśmy sobie zdawać sprawę. "Nawet jeśli to chrześcijaństwo 'tołstojowe' sprawi, że będziemy mile widziani w salonach, w gremiach społecznych i politycznych, w mediach, nie możemy i nie powinniśmy wyrzekać się chrześcijaństwa Jezusa Chrystusa, chrześcijaństwa, które ma w swoim centrum zgorszenie Krzyża i wstrząsającą rzeczywistość Zmartwychwstania Pańskiego".

Twierdzi dalej kard. Biffi, że "Pan Jezus, Syn Boży ukrzyżowany i zmartwychwstały, jedyny Zbawiciel człowieka, nie da się przetłumaczyć na serię dobrych projektów i szlachetnych inspiracji, dostosowanych do panującej dziś światowej mentalności. Jezus Chrystus jest 'Skałą', jak sam to powiedział". Na tej Skale można budować, ale zderzenie z Nią ma tragiczne konsekwencje (por. Mt 21, 44).

Dwa profile chrześcijaństwa

Sandro Magister zaciekawia następnie czytelnika przypadkowym zbiegiem okoliczności. Tekst kard. Biffiego został wydany ponownie właśnie w czasie, kiedy powstała dyskusja nad homilią ks. kard. Martiniego na temat Kazania na Górze, wygłoszoną w katedrze mediolańskiej 8 maja, z okazji 25-lecia sakry biskupiej kardynała. W homilii rzuca się w oczy charakterystyczne zacieśnienie orędzia ewangelicznego do elementów moralnych, humanistycznych i tolerancji. Ludzie powinni starać się o autentyczność i szczerość w obliczu Boga, powinni być lojalni, gotowi do przebaczenia, powinni wyrzekać się wszelkiej żądzy posiadania, władzy itd. "Jeżeli będziemy tak postępować, wszyscy ludzie rozpoznają się w tych wartościach, poczują się bliscy, zjednoczeni w drodze, poczują, że mają jako rzeczywistość wspólną coś, co jest głębokie i prawdziwe, czego być może nie dałoby się rozpoznać bez słów Chrystusowych. Wtedy, ponad różnicami etnicznymi, społecznymi, nawet religijnymi i wyznaniowymi, ludzkość uzyska swoją zdolność życia razem, wzrastania w pokoju, pokonania przemocy i terroryzmu, przezwyciężenia wzajemnych różnic. Okaże się w pełni orędzie łaski Boga".

Homilia kard. Martiniego została opublikowana 9 maja na pierwszej stronie głównego dziennika włoskiego "Il Corriere della Sera" jakby jakiś manifest alternatywny w stosunku do "neokonserwatywnej" linii Papieża. Rzeczywiście pomiędzy kard. Martini a Ojcem Świętym Benedyktem XVI da się zauważyć pewną różnicę akcentów. W niedzielę, 29 maja (w uroczystość Bożego Ciała), Papież wygłosił homilię, nawiązując do słów Pana Jezusa z Ewangelii wg św. Jana 6, 53, na temat tego, że Jego Ciało jest prawdziwym pokarmem. Ojciec Święty łączył się duchowo z Piotrem, który odpowiedział: "Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego" (J 6, 68).

Aby uwydatnić wspomnianą różnicę akcentów, Sandro Magister przytacza tekst ks. kard. Ratzingera z roku 1989, wydany ponownie w 2005 pod tytułem "Guardare Cristo. Esercizi di fede, speranza e carita" (Milano). Ksiądz kardynał Ratzinger napisał wtedy: "Aby uchwycić prawdziwą głębię Błogosławieństw, musimy naświetlić pewien aspekt, który w nowoczesnej egzegezie jest zbyt mało brany pod uwagę, lecz według mnie jest decydujący dla realistycznej interpretacji Kazania na Górze w jego całości. Mam na myśli chrystologiczną interpretację tego tekstu. (...) Ukrytym podmiotem całej wypowiedzi (Kazania na Górze) jest Jezus. Kazanie na Górze nie jest jakimś moralizmem skrajnym i nierealnym, który obecnie traci swoje odniesienie do konkretnego życia i okazuje się w całości jako niemożliwy do przełożenia na praktykę. Nie jest także - jak utrzymuje przeciwna hipoteza - po prostu jakimś zwierciadłem, w którym widać, że wszyscy są i pozostają grzesznikami we wszystkim i że mogą osiągnąć zbawienie jedynie przez bezwarunkową łaskę [Boga]. (...) Chrystus jest centrum, które łączy oba aspekty i jedynie odkrycie Chrystusa w tym tekście otwiera go dla nas i czyni go słowem nadziei. Jeśli pójdziemy w głąb Błogosławieństw, wszędzie ukazuje się nam ukryty podmiot: Jezus. On jest Tym, w którym widzimy, co oznacza 'być ubogim w Duchu Świętym'. On jest cierpiącym, łagodnym, Tym, który łaknie i pragnie sprawiedliwości, miłosiernym. On ma serce czyste, On jest tym, który przynosi Pokój i jest prześladowany dla sprawiedliwości. Wszystkie słowa Kazania na Górze są ciałem i krwią w Nim". Szkoda, że nie można przytoczyć całości. (Kardynał ukazuje tę prawdę w kontekście tajemnicy Ciała Chrystusowego, którym jest Kościół.) Różnica akcentów jest wyraźna, a nawet uderzająca. Jest to doskonała ilustracja dla dwóch typów myślenia o chrześcijaństwie.

Katedra "otwarta"

Sandro Magister, komentując aktualne wydarzenia w Kościele, zaprasza nas do Mediolanu. W dzienniku "Il Foglio" z 21 maja ukazał się list napisany przez mieszkańca tego miasta nazwiskiem Giovanni Ardoni. Pan Giovanni opisuje zdarzenie, jakie miało miejsce 11 maja. Otóż miał wtedy zamiar wraz z przyjaciółmi zwiedzić mediolańską katedrę. I oto co zastał: w katedrze tej wieczorem osobliwy występ miał filozof Massimo Cacciari. Jego przemówienie miało charakter homilii wyjaśniającej znaczenie księgi Hioba. Wiadomo, że Hiob przeżył wielką próbę wiary, z której jednak wyszedł zwycięsko i był potem bliżej Boga. Tymczasem z mowy tego filozofa wynikało coś zupełnie innego. Mówca Cacciari "głosem miękkim i drążącym wypowiada pochwałę dla życia bez wiary i bez poczucia pewności. Ukazuje ideał rozumnego życia pod znakiem wątpienia i bólu. Uderza w 'międloną' (zbyt łatwą...) teologię i uznaje apologetykę tylko taką, która pognębia prawdziwą wiarę. Filozof kończy swoją mowę sentencją, że nie 'rozumie tych, którzy znajdują odpowiedź na wielkie pytania, na które nie ma odpowiedzi'. Piękny przykład relatywizmu głoszonego 'ex cathedra', czyli z katedry mediolańskiej. Pobożne siostry notują punkty, a ja i moi przyjaciele wychodzimy, aby zaczerpnąć świeżego powietrza". Wymowny przykład "otwartego Kościoła".

Pokusa synkretyzmu

Aktualnie w naszej kulturze jest wiele zjawisk, które świadczą o podstępnej i słabo zakamuflowanej tendencji do zatarcia oryginalności chrześcijaństwa, a zwłaszcza podważenia wyjątkowej roli Kościoła jako powszechnego sakramentu zbawienia. Niedawno słyszałem w pewnym kazaniu twierdzenie, że "także poza Kościołem można się zbawić". Pomijam szczegóły. Na pewno wielu ludziom zależy na tym, by uspokoić swoje sumienie w sytuacji, gdy ich relacja do Kościoła nie jest poprawna. Podobnie parę lat temu biorąc udział w przeglądzie filmów katechetycznych, zauważyłem film (przykład katechezy), w którym występował rabin żydowski. Wypowiadał się na temat roli Abrahama w dziejach zbawienia i zachęcał, by wrócić do tego "ojca narodów", ponieważ - według tego rabina - "Chrystus dzieli ludzi, a Abraham łączy wszystkich". Oczywiście wyraziłem moją negatywną opinię na ten temat, ponieważ twierdzenie wygłoszone przez owego rabina było po prostu kłamstwem. Jeżeli bowiem Bóg postanowił wszystkich zjednoczyć w Chrystusie (zob. List do Efezjan), to znaczy, że przed Chrystusem nikt nie był do tego zdolny. I nawet Abraham "ucieszył się", kiedy zobaczył, że w Chrystusie spełnia się treść przekazanej mu (Abrahamowi) obietnicy (por. J 8, 56-58). Jednak komuś zależy na tym, aby zdewaluować rolę Chrystusa, a wyeksponować postać Abrahama, który rzekomo łączy w sobie korzenie "trzech religii monoteistycznych".

Ściśle mówiąc, jeśli jest "Jeden Bóg Stworzyciel nieba i ziemi", to istnieje tylko jedna "religia monoteistyczna" potwierdzona przez samego Boga (zob. Dz 17, 23 nn), a inne "religie" są tylko jej cieniem lub częściowym wypaczeniem, nawet przy dobrej woli ze strony wyznawców. Dlatego mam obawę, czy ks. kard. Pell, który chlubnie przemawiał w obronie rodziny na międzyreligijnej konferencji w Sydney, nie poszedł za daleko w pewnych formułach teologicznych. Powiedział coś, co wprawdzie można usłyszeć z ust ludzi wysoko postawionych, ale co wymaga sprecyzowania w świetle nauki Kościoła. Powiedział mianowicie, że "żydzi, chrześcijanie i muzułmanie - wszyscy są dziećmi Abrahama" (Zenit, 6.06.2005). W sensie fizycznym (genetycznym) dziećmi Abrahama są potomkowie Jakuba i potomkowie Ezawa, z których wywodzili się także pierwsi wyznawcy islamu. W sensie jednak teologicznym i historiozbawczym "dziećmi Abrahama" są "synowie obietnicy", która spełniła się wyłącznie w Jezusie Chrystusie. "Dlatego tylko ci, którzy polegają na wierze, mają uczestnictwo w błogosławieństwie wraz z Abrahamem, który dał posłuch wierze" (Ga 3, 9). Na podstawie tego błogosławieństwa dziećmi Abrahama są także poganie (Ga 3, 14), natomiast nie są nimi ci, którzy odrzucili nie tylko wiarę w Chrystusa, ale samego Chrystusa, jak świadczy o tym całe Pismo Święte. Księga Apokalipsy nazywa nawet żydów "synagogą szatana" (Ap 2, 9; por. J 8, 44). W Chrystusie znikają wszystkie różnice, przywileje, pierwszeństwa, wyższości i niższości. "Nie ma już żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie. Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą - dziedzicami" (Ga 3, 28-29).

Dlatego, jakkolwiek należy uprawiać dialog z ludźmi, to należy jasno odróżniać dialog od synkretyzmu międzyreligijnego, który jest po prostu zdradą wiary. Stąd też, moim zdaniem, formuła użyta przez ks. kard. Pella jest nieścisła i może prowadzić do nieporozumień. Oczywiście nie posądzam ks. kard. o złą wolę; raczej o nadmiar dobrej woli, która łatwo może stać się ofiarą nadużyć ze strony zwolenników "nowej, uniwersalnej religii".

W portalu "nasza witryna" znalazłem kiedyś interesującą i aktualną uwagę na temat synkretyzmu. Oto treść: "Synkretyzm to pogląd utrzymujący, że nie ma jednego objawienia w historii, i że konieczne jest harmonizowanie, na ile to możliwe, wszystkich wierzeń, idei i doświadczeń religijnych, aby stworzyć JEDNĄ UNIWERSALNĄ RELIGIĘ DLA LUDZKOŚCI. Synkretyzm określany jest jako 'mieszanina tego, co najlepsze ze wszystkich religii', 'religia wszystkich religii' i znany jest również pod takimi nazwami jak 'szerszy ekumenizm', 'większy ekumenizm', lub 'duchowość globalna'. Wybitny katolicki pisarz kanadyjski John Cotter ukazuje w swej pracy przegląd idei i struktur światowego ruchu synkretycznego, ukazuje konkretny, wymierny wpływ tego satanistycznego 'wolnomularstwa w działaniu' na nasz Kościół Katolicki. Książka Johna Cottera jest wielkim ostrzeżeniem dla wszystkich katolików naszych czasów przed SYNKRETYZMEM - RELIGIĄ ANTYCHRYSTA, religią czasów ostatecznych".

Na tej stronie internetowej umieszczono także interesującą przestrogę G.K. Chestertona zaczerpniętą z jego książki "The Everlasting Man" (podaję ją już według nowego tłumaczenia Magdy Sobolewskiej "Wiekuisty człowiek", Warszawa Ząbki 2004, s. 278-279). Oto treść: "Teozofiści budują panteon; ale jest to panteon wyłącznie dla panteistów. Zwołują Parlament Religii jako spotkanie wszystkich ludów, ale jest to wyłącznie spotkanie wszystkich zarozumialców. Dokładnie taki panteon został zbudowany dwa tysiące lat temu nad brzegami Morza Śródziemnego i chrześcijanie zostali zaproszeni do ustawienia w nim podobizny Jezusa obok posągów Jupitera, Mitry, Ozyrysa, Attisa czy też Amona. To właśnie odmowa chrześcijan stała się punktem zwrotnym historii. Gdyby chrześcijanie wyrazili zgodę, niewątpliwie zeszliby razem z całym światem, jak mówi groteskowa, ale precyzyjna metafora, na psy. Zmieniliby się w gromadę nie różniących się niczym kundli, tarzających się w błocie kosmopolitycznego zepsucia, które pozbawiło już indywidualności wszystkie pozostałe mity i tajemnice. Nie rozumie natury Kościoła ani alarmującego tonu jego starożytnej doktryny ten, kto nie zdaje sobie sprawy, że w pewnym momencie cały świat o mało nie umarł na chorobę zwaną tolerancją i braterstwem wszystkich religii". Obyśmy zachowali trzeźwość sądu i jasność spojrzenia Chestertona w świecie, który jest coraz bardziej skomplikowany i nieprzyjazny dla Kościoła.

ks. prof. Jerzy Bajda

Nasz Dziennik, Poniedziałek, 4 lipca 2005, Nr 153 (2258)
Leszek_Bytom udostępnia to
20
bajda
katarynka
Przecież pomiędzy np.synkretyzmem a wojną istnieje droga środka. Jesteśmy wpychani w skrajności na wielu obszarach myślenia.
A niebawem objawi się fakt, że Ewangelia i Chrystus w swym radykalizmie dzielą ludzi, a na Skale pokoju zbudować się nie da. W nowej kreacji świata zaistnieje pilna potrzeba modyfikacji Ewangelii. Wielu w to uwierzy.
Czynniki społeczne i kulturowe tak poukładano, by doprowadzić …Więcej
Przecież pomiędzy np.synkretyzmem a wojną istnieje droga środka. Jesteśmy wpychani w skrajności na wielu obszarach myślenia.
A niebawem objawi się fakt, że Ewangelia i Chrystus w swym radykalizmie dzielą ludzi, a na Skale pokoju zbudować się nie da. W nowej kreacji świata zaistnieje pilna potrzeba modyfikacji Ewangelii. Wielu w to uwierzy.
Czynniki społeczne i kulturowe tak poukładano, by doprowadzić do konfrontacji z chrześcijaństwem, zaś samych chrześcijan postawić w stan jak największej bezbronności, tak na płaszczyźnie społecznej i prawnej, jak i umysłowej oraz duchowej.
Ostatecznie to się posypie, jednak dusze poddane zostaną próbie, a życie pokazuje, że w takich konfrontacjach to już trzeba decyzji heroicznych.
Dlatego będzie wielka pokusa, by uciekać w inną Ewangelię lub systemy wierzeń.
katarynka
Czy Antychryst (wg Sołowjowa) poza pychą żywota będzie pełen dobrej woli? Owszem, patrząc po ludzku, będzie.
Rozgrzeszenia jednak nie otrzyma. Po co się oszukiwać?
m.rekinek
Kard.Giacomo Biffi przestrzega papieża Benedykta XVI przed Antychrystem
6 lutego 2012
Antychryst jest ekumeniczny, pacyfistyczny i ekologiczny
Nadmierny ekumenizm i tendencja, by bagatelizować Krzyż Chrystusa odzwierciedlają ducha Antychrystaprzestrzega papieża Benedykta XVI i członków Kurii Rzymskiej – kard. Giacomo Biffi.
W kazaniu podczas rekolekcji wielkopostnych dla Kurii Rzymskiej rekolekcjonista …Więcej
Kard.Giacomo Biffi przestrzega papieża Benedykta XVI przed Antychrystem

6 lutego 2012

Antychryst jest ekumeniczny, pacyfistyczny i ekologiczny

Nadmierny ekumenizm i tendencja, by bagatelizować Krzyż Chrystusa odzwierciedlają ducha Antychrystaprzestrzega papieża Benedykta XVI i członków Kurii Rzymskiej – kard. Giacomo Biffi.
W kazaniu podczas rekolekcji wielkopostnych dla Kurii Rzymskiej rekolekcjonista przywołał wizję Władimira Sołowiowa: „Antychryst przedstawia siebie jako pacyfistę, ekologa i ekumenistę”.
Kard. Biffi zdeprecjonował tendencję do rozwijania niesprecyzowanych duchowo celów, a niżeli podkreślania centralnego znaczenia ofiary Chrystusa, występującą wśród niektórych katolików. „Dzisiaj – powiedział – ryzykujemy powstanie chrześcijaństwa, które usuwa Jezusa, krzyż i zmartwychwstanie”. Przestrzegał przed pokusą wiary pojmowanej jako zwykły zbiór wartości. Przypominając Antychrysta z opisu Sołowiowa stwierdził iż Antychryst rozcieńcza prawdy wiary czyniąc ustępstwa, aby usatysfakcjonować jak największą liczbę ludzi i ciągle zdobywa popularność. „A tłumy podążają za nim – dodał kard. Biffi – za wyjątkiem małej grupy katolików, prawosławnych i protestantów”.

Źródło: CNA