Radek33
2130

80% zbieżnych poglądów a walczą między sobą,jak z samym diabłem-PiS vs Konfederacja

Tytuł oryginalny:

PiS kontra Konfederacja

I. Potępieńcza wojenka
„Walić w Konfederację czym się da!” - taki przekaz wg posła Roberta Winnickiego miał wyjść z centrali PiS po tym, jak wewnętrzne sondaże zaczęły pokazywać, że Konfederacja KORWIN-Braun-Liroy-Narodowcy przekracza próg wyborczy
. No i zaczęło się: część prawicowych mediów (ze szczególnym uwzględnieniem grupy medialnej zogniskowanej wokół „Gazety Polskiej” oraz TVP Kurskiego) ruszyła z kampanią rozmaitych insynuacji i personalnych ataków – m.in. na profesorów Włodzimierza Osadczego czy Jerzego Roberta Nowaka. Z kolei Antoni Macierewicz w felietonie dla Radia Maryja i TV Trwam zaapelował do Konfederatów, by wycofali się z wyborczego wyścigu, bo startując „szkodzą Polsce”. Tomasz Sakiewicz z okazji święta 3 Maja wystosował natomiast do Klubów „Gazety Polskiej” rozpaczliwy list, w którym m.in. przestrzegał przed nową „konfederacją targowicką”, uspokajał w sprawie amerykańskiej ustawy 447 i dyscyplinował klubowiczów, by nie ważyli się brać udziału w inicjatywach i występować w mediach – najogólniej mówiąc – nie autoryzowanych przez szefa tzw. „Strefy Wolnego Słowa”. Swoją drogą, już sam fakt, że tego typu epistoła okazała się konieczna świadczy o jakimś oddolnym fermencie w tym środowisku. W tle pojawiły się oczywiście oskarżenia o „ruskiej agenturze” i chodzeniu na pasku Moskwy. Niejako przy okazji uderzono również w „Warszawską Gazetę” imputując nam... powiązania z Romanem Giertychem (!) i polityczne zaangażowanie na rzecz Konfederacji.

II. Mit „ruskiej agentury”
Warto na początek zdefiniować ową „ruską agenturę”, by mieć już ten absurd za sobą.Otóż „ruskim agentem” jest każdy, kto w jakimkolwiek punkcie nie zgadza się z aktualną linią polityczną PiS i jej medialnego nośnika, czyli „Gazety Polskiej” - jaka w danym momencie owa linia by nie była. Jak widać, „ruskim agentem” w tym ujęciu może zostać właściwie każdy, kto nie wykazuje się odpowiednim refleksem i elastycznością. Przykładowo, Tomasz Sakiewicz przypomina, że swojego czasu to „Gazeta Polska” podejmowała temat wołyńskiego ludobójstwa i żydowskich roszczeń majątkowych – i jest to akurat prawda, jako były czytelnik „GaPola” pamiętam, że faktycznie tak było. Jednak teraz, gdy obowiązuje nowa „mądrość etapu”, podnoszenie tych tematów ma świadczyć o działaniu na rzecz Rosji – no chyba, że znów zmienią się wytyczne. Prawda, jakie to proste? Wystarczy być na bieżąco...
Jako żywo, przypomina to metodę „młotkowania” przeciwników rodem z „Gazety Wyborczej” - z tą różnicą, że „Wyborcza” lubuje się w oskarżeniach o „antysemityzm”, a media okołopisowskie – o „agenturalność”. Przy czym zarzuty te stosowane są czysto instrumentalne, jako polemiczna maczuga na przeciwników, zwalniająca z obowiązku rzeczowej argumentacji. Skutkiem ubocznym jest dewaluacja obu oskarżeń – mało kto przejmuje się już wrzaskami o „antysemityzmie”, podobnie rzecz się ma z zarzutem o „agenturalność”. Konsekwencją niestety może być sytuacja, że gdy w przestrzeni publicznej zaczną harcować prawdziwi agenci, to społeczeństwo okaże się niewrażliwe na ostrzeżenia – dokładnie jak w słynnej bajce o pastuszku, który dla zabawy przestrzegał przed wilkami, a gdy wilki naprawdę nadeszły, nikt nie pospieszył z pomocą, sądząc że to kolejny dowcip przygłupiego pastuszka.
Druga rzecz, czyli rzekome wspieranie przez „Warszawską” Konfederacji. Otóż nie, naszą zasadą pozostaje hasło „nie ma wroga na prawicy” oraz motto „Nie obchodzą nas partie lub te czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej”. I stosownie do powyższego, jeżeli Konfederacja podejmuje inicjatywy, które wg nas są pożyteczne, to może liczyć na nasze wsparcie, podobnie jak Prawo i Sprawiedliwość. Żadne poparcie jednak nie może być bezkrytyczne i bezwarunkowe (co najwyraźniej niektórym nie może się pomieścić w głowach i uporczywie wolą doszukiwać się jakichś mętnych powiązań i niecnych intencji). Dlatego też, jeśli którakolwiek z sił politycznych robi coś szkodliwego – jest to przez nas punktowane. Jesteśmy medium tożsamościowym, a nie partyjnym. Tylko tyle i aż tyle.

III. „Karpie” kontra „szczupaki”
No dobrze, ale skąd wzięła się ta potępieńcza wojenka? Otóż PiS, pozbawiony przez lata liczącej się konkurencji po prawej stronie, poczuł się niejako „właścicielem” patriotycznego elektoratu, co dobrze obrazuje tzw. doktryna Lipińskiego, mówiąca, iż „poza PiS-em nie ma życia na prawicy” - a to z kolei przekłada się na przekonanie, że wyborcy „muszą” zagłosować na PiS, by nie zmarnować głosu. Nie trzeba geniusza, by przewidzieć skutek takiego podejścia – partyjny aparat, przekonany o swej monopolistycznej pozycji, coraz bardziej zamieniał się w stado „tłustych karpi”, których główną troską jest to, by w ich stawie nie zalęgły się przypadkiem jakieś szczupaki. Na to nakłada się dodatkowo sprawowanie władzy i związane z tym profity – w tych warunkach nader łatwo utożsamić interes partyjny z interesem państwa.
Do czego prowadziła w ostatnich latach opisana sytuacja? Ano do tego, że w miarę upływu czasu PiS zaczął zaniedbywać najbardziej radykalny elektorat, podążając w kierunku mitycznego „centrum”, mającego mu dać po jesiennych wyborach parlamentarnych pełnię władzy – a najlepiej większość konstytucyjną. Kalkulacja była następująca: głosy „radykałów” i tak mamy w kieszeni, bo nie mają żadnej alternatywy, należy więc sięgnąć teraz po wyborców umiarkowanych, do tego zaś potrzeba pozbyć się balastu w postaci wewnętrznej „ekstremy” i kontrowersyjnych postulatów programowych, oraz generalnie nieco złagodzić linię polityczną. Stąd brak istotnych rozliczeń z ośmioma latami rządów PO-PSL, połowiczna reforma wymiaru sprawiedliwości i „taktyczne kompromisy” w polityce zagranicznej.
Nastąpiło jednak nieprzewidziane: PiS przesuwając się do centrum, zostawił siłą rzeczy miejsce po prawej stronie, licząc na to, że prawicowy „plankton” nie będzie w stanie zagospodarować wyborców. I tu się przeliczył, bowiem ów rozdrobniony „plankton” zjednoczył się pod szyldem Konfederacji, uzyskując efekt synergii. Konfederacji wystarczyło podnieść z ziemi porzucone hasła, takie jak sprzeciw wobec żydowskich roszczeń, twardą postawę wobec historycznych zaszłości polsko-ukraińskich, suwerennościowy eurosceptycyzm czy postulaty środowisk pro-life sabotowanych w obecnym Sejmie. Nie obyło się, rzecz jasna, bez ostrej krytyki rządzącej partii – czasem zasadnej, czasem nie (np. wyjątkowo irytujące mnie osobiście hasło „PiS-PO jedno zło”). Nie obyło się również bez wpadek, takich jak wywiad Grzegorza Brauna dla kremlowskiego „Sputnika”, lecz generalnie okazało się, że Konfederacja „bierze”. Do prawicowego stawu wdarły się „szczupaki” i stąd nerwowa reakcja pisowskich „karpi”.

IV. Pożytki z Konfederacji
Ostatnie tygodnie pokazują, że pojawienie się Konfederacji przynosi pożyteczne efekty w postaci zdyscyplinowania partii rządzącej
. Najdobitniej zaznaczyło się to w kwestii żydowskich roszczeń. Ujawnienie poufnej notatki ze spotkania J. Chodorowicz-T. Yazdgerdi oraz protesty przeciw „ustawie 447”, mimo groteskowych prób ich dyskredytowania, wymusiły wreszcie na obozie władzy szereg jednoznacznych deklaracji, że Polska nie jest nikomu nic winna – zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. mienie bezdziedziczne. Odwołanie przez stronę polską wizyty izraelskiej delegacji również jest pokłosiem rosnącej presji – jakiekolwiek kontakty i rozmowy ze stroną żydowską w sprawie „odszkodowań” byłyby dziś dla PiS politycznym samobójstwem. Wreszcie – nieodzowna będzie obecność Konfederacji w przyszłym Sejmie, niejako wymuszająca zawarcie szerokiej, prawicowej koalicji, uwzględniającej przynajmniej w jakimś stopniu program na prawo od PiS. Dotyczy to również uchwalenia nowej Konstytucji – dlatego dobrze by się stało, gdyby po obu stronach nieco wyciszono emocje. Oba ugrupowania by realnie coś osiągnąć będą potrzebowały siebie nawzajem, a prawdziwy wróg jest zupełnie gdzie indziej. Warto pamiętać o tym już dziś.
Gadający Grzyb

Artykuł ukazał się w "Warszawskiej Gazecie" -autor:Piotr Lewandowski


podgrzybem.blogspot.com/…/pis-kontra-konf…
Radek33
"Nastąpiło jednak nieprzewidziane: PiS przesuwając się do centrum, zostawił siłą rzeczy miejsce po prawej stronie, licząc na to, że prawicowy „plankton” nie będzie w stanie zagospodarować wyborców. I tu się przeliczył, bowiem ów rozdrobniony „plankton” zjednoczył się pod szyldem Konfederacji, uzyskując efekt synergii. Konfederacji wystarczyło podnieść z ziemi porzucone hasła, takie jak sprzeciw …Więcej
"Nastąpiło jednak nieprzewidziane: PiS przesuwając się do centrum, zostawił siłą rzeczy miejsce po prawej stronie, licząc na to, że prawicowy „plankton” nie będzie w stanie zagospodarować wyborców. I tu się przeliczył, bowiem ów rozdrobniony „plankton” zjednoczył się pod szyldem Konfederacji, uzyskując efekt synergii. Konfederacji wystarczyło podnieść z ziemi porzucone hasła, takie jak sprzeciw wobec żydowskich roszczeń, twardą postawę wobec historycznych zaszłości polsko-ukraińskich, suwerennościowy eurosceptycyzm czy postulaty środowisk pro-life sabotowanych w obecnym Sejmie. Nie obyło się, rzecz jasna, bez ostrej krytyki rządzącej partii – czasem zasadnej, czasem nie (np. wyjątkowo irytujące mnie osobiście hasło „PiS-PO jedno zło”). Nie obyło się również bez wpadek, takich jak wywiad Grzegorza Brauna dla kremlowskiego „Sputnika”, lecz generalnie okazało się, że Konfederacja „bierze”. Do prawicowego stawu wdarły się „szczupaki” i stąd nerwowa reakcja pisowskich „karpi”."
Radek33
No dobrze, ale skąd wzięła się ta potępieńcza wojenka? Otóż PiS, pozbawiony przez lata liczącej się konkurencji po prawej stronie, poczuł się niejako „właścicielem” patriotycznego elektoratu, co dobrze obrazuje tzw. doktryna Lipińskiego, mówiąca, iż „poza PiS-em nie ma życia na prawicy” - a to z kolei przekłada się na przekonanie, że wyborcy „muszą” zagłosować na PiS, by nie zmarnować głosuWięcej
No dobrze, ale skąd wzięła się ta potępieńcza wojenka? Otóż PiS, pozbawiony przez lata liczącej się konkurencji po prawej stronie, poczuł się niejako „właścicielem” patriotycznego elektoratu, co dobrze obrazuje tzw. doktryna Lipińskiego, mówiąca, iż „poza PiS-em nie ma życia na prawicy” - a to z kolei przekłada się na przekonanie, że wyborcy „muszą” zagłosować na PiS, by nie zmarnować głosu. Nie trzeba geniusza, by przewidzieć skutek takiego podejścia – partyjny aparat, przekonany o swej monopolistycznej pozycji, coraz bardziej zamieniał się w stado „tłustych karpi”, których główną troską jest to, by w ich stawie nie zalęgły się przypadkiem jakieś szczupaki. Na to nakłada się dodatkowo sprawowanie władzy i związane z tym profity – w tych warunkach nader łatwo utożsamić interes partyjny z interesem państwa.