artur40
1470

WYBORCZY POEMAT DLA DOROSŁYCH WG GRZEGORZA BRAUNA

P O E M A T D L A D O R O S Ł Y C H

Na lokalny teatr polityczny warto patrzeć, mając świadomość, że dla lepszego pojęcia istoty trwających tu akcji pozorowanych, tak skutecznych wobec autochtonów, potrzebna jest wiedza na temat otoczenia geopolitycznego Polski oraz wyzbyta złudzeń ocena działań graczy globalnych.

Wojna amerykańsko - rosyjska tocząca się właśnie z różnym natężeniem w Krainie U, na naszych oczach trwający przewrót przymierzy, podobny do tego zapowiadającego Wojnę Siedmioletnią z 1756 roku, będącą w istocie pierwszą wojną światową oraz geostrategiczne przemeblowania na Bliskim Wschodzie dostosowujące się do aliansu persko-jankeskiego, łączące w poufne alianse kraje zaniepokojone działaniami Ameryki, takie jak Arabia Saudyjska, Izrael i Turcja, chińska ekspansja globalna ujawniająca się poprzez wielkie projekty ekonomiczno – infrastrukturalne w rodzaju Nowego Jedwabnego Szlaku lub inicjatywy finansowe Królestwa Środka mające długofalowo podważyć dominującą pozycję Stanów Zjednoczonych, jako jedynego regulatora, hegemona sprawującego kontrolę nad handlem światowym, szlakami morskimi i przepływami pieniędzy z dolarem w roli najważniejszej waluty światowej są tymi z ważniejszych elementów trwającego obecnie nowego rozdania w globalnym układzie sił i wykuwającego się nowego porządku polityczno-ekonomicznego.

Polska, z racji działalności sprzedajnych „elit” od 1989 roku - a tak naprawdę od 1944 roku, bo ciągłość jednak w „podmiotowym” myśleniu politycznym została zachowana - jest krajem pozornie własnym, ze skrajnie zredukowanym potencjałem politycznym i ekonomiczno – wojskowym. Klasyczny zdesuwerenizowany twór zwany Dormant State, tkwiący w poczekalni tożsamościowej, hybryda fałszywej dumy i prawdziwego upadku, gdzie ponad połowa mieszkańców, z szacunku dla samych siebie, świadomie wyklucza się z operetkowego politycznego procesu wyłaniania tzw. liderów, a większość spośród tych biorących udział w tej komedii dzieli się na tych, którzy głosują na Platformę Obywatelską, sądząc, że stanowi wg nich zdrową i nowoczesną przeciwwagę niebezpiecznego dla systemu tworu antyrozwojowego jakim jest w ich oglądzie Prawo i Sprawiedliwość i na tych, którzy właśnie głosują na PiS, wierząc, że jest to naprawdę antysystemowa partia zmiany, która uczyni Polskę nowocześniejszą, zdrową i silniejszą.

Tuż po pierwszej turze wyborów prezydenckich trudno było orzec, kto tam zostanie wydelegowany na pozycję głowy tzw. państwa. Wyraźnie trwały negocjacje pomiędzy suwerenami zewnętrznymi, ale nie żeby to ta nasza Polska była jakoś tam bardzo ważna albo żeby tu był jakiś problem duży z dogadaniem się w podziale wpływów między Berlinem, Waszyngtonem, Tel Awiwem i Moskwą. Raczej są to wzajemne, można rzec, konkretne ustalenia, które mają tu i uspokoić teren, i ułożyć na czas jakiś zgodny z inetersami obcych metropolii krajobraz polityczny. Trochę upraszczając, ale tylko trochę, bazując na wiedzy dotyczącej prawideł funkcjonowania lokalnego parszywego systemu, można by stwierdzić, że sposób w jaki traktowany jest Komorowski w mediach obecnie, świadczyć by mógł o poświęceniu tego bydlaka przez bezpiekę. Obrazowała to również eksponowana przez szczekaczki medialne panika w jego obozie, który wydawał się przeczuwać, że być może oficerowie chcą go „zdezaktualizować,” podobnie jak stało się to usłużną szują, narzędziem – Palikotem. Gongiem ostrzegawczym, niemal gwoździem do trumny mogło być oficjalne poparcie dla Andrzeja Dudy, które ogłosił Żydowski Instytut Historyczny. Jeżeli stamtąd idzie taki sygnał, to oznaczać to może, że klamka zapadła…

Ale wcale tak być nie musi… Nasz fałszywy „chrabia” odzyskuje powoli, acz systematycznie teren, dzięki temu, ze lider systemowej opozycji Duda Andrzej, wpisując się w teatrzyk wyborczy wyśmienicie, zaczyna oddawać pole, nie tyle z powodu osobistej miałkości, ale przede wszystkim dlatego, że, bojąc się odpowiedzi, nie chce, z różnych względów, zadawać strasznych pytań, ważnych pytań istotnych dla naszej wspólnoty. I pan ten, wg mnie zgodnie z planem Jarosława – Polskę zbaw, te wybory przegra. Ale nie dlatego, że jest mało przekonujący, a Bul-Komorowski, spiął się i zrobił wszystko, aby uzyskać jak najlepszy wynik. Az tak dobrze nie jest. Te wybory i ta cała kampania to jedno wielkie wywoływanie duchów dla naiwnych. I jak zawsze – po odbytym seansie - okaże się, ze żadnych duchów nie ma.

Tzw. „wybory demokratyczne” w Polsce od samego początku tj. od roku 1989 r. stanowią jedno z najważniejszych narzędzi redystrybucji władzy dokonywanej przez służby specjalne. Polska bezpieka władzę tę jedynie redystrybuuje pośród lokalnej agentury, ponieważ nie ona jest suwerenem na dzierżawionym zaledwie przez nią terenie. Prawdziwymi suwerenami w naszym kraju podwykonawców i realnymi dystrybutorami atrybutów władzy są służby specjalne podmiotów zewnętrznych (Waszyngton, Moskwa, Tel Awiw, Berlin, Pekin, Paryż, Londyn; z tym, że prawdziwymi liderami - rozdawcami łask w Polsce są czterej pierwsi gracze). Stąd z całą pewnością można nazwać demokracje zaimplementowane w Europie Środkowowschodniej - ze szczególnym uwzględnieniem Polski - „demokracjami niesuwerennymi,” w tym znaczeniu, powtórzymy, że realnym suwerenem dokonującym samodzielnego wyboru lokalnych elit nie jest tubylczy naród/narody, ale suweren zewnętrzny lub układ suwerenów tj. The Back Stairs, który jest prawdziwym architektem układu sił lokalnych.

Całość jest naturalnie bardzo złożonym procesem i nie da się go opisać wyczerpująco jedynie w chwytliwym, choć poprawnie zarysowującym byty i ich desygnaty, konstrukcie intelektualnym opartym na przekonaniu, że „służby rządzą wszystkim”. Jednak tylko ci na dole, ci którzy są urabiani, ci czerpiący radość z przekonania, że więzienie nie jest więzieniem i że wszystko spowija całun transparentnych i uczciwych demokrackich reguł wyłaniających tych, którzy później w imieniu wybierających sprawują władzę, tylko ci na dole chcą lub muszą wierzyć w ten sztafaż. Ci na górze nie mają z tym problemu. Nie mają żadnego problemu z przyjęciem tezy o wszechwładnej roli służb i parodystycznym charakterze demokractwa, w którym tkwimy. W ogóle. Dla nich to immanentna część systemu. Jakoś dziwnie się zawsze składa, że osoby, czy to politycy z najwyższej półki, ministrowie, czy to prezesi nie potrzebują głębszych analiz udowadniających tę tezę. To wiedza przez nich zinternalizowana, płynąca z własnych doświadczeń. Dla nich - a oni przeca już to wiedzą najlepiej - to sprawa oczywista. Wiedza, skąd otrzymali władzę i wiedza od kogo zależą - i nieważne, czy jest to premier kraju, prezydent, czy szef największej spółki paliwowej lub energetycznej - jest w pełni akceptowalna przez establishment polityczno-biznesowy. Oni dobrze znają i rozumieją mechanizmy, które są ukrywane przed maluczkimi.

Powtórzę dla jasności: oni, jak również ich oficerowie prowadzący, nie tworzą żadnego „głębokiego państwa.” Co to, to nie. Tak pięknie nie jest. Od wielu lat wiadomo, że są jedynie koncesjonowanymi pasożytami i jak każdy inny tasiemiec, motylica wątrobowa, czy glista, jak każdy inny Jaruzel, CzeKiszczak, Dukaczewski Marek, czy Tusk Donald lub Pawlak Waldek i cała ta banda od 1944 roku, mają za zadanie, poza upasieniem samych siebie i swojego potomstwa, doprowadzenie do zgonu żywiciela lub co najmniej do poważnego osłabienia go. To taka kloaczna mafia. „Głębokie państwo,” The Back Stairs, całość reguł je tworzących, zasoby, cały spis treści i instrukcja obsługi oraz lista płac są w posiadaniu poważniejszych graczy, niż ta banda figurantów, zaprzańców i zdrajców z obozu władzy i systemowej opozycji.

O tym, czy dane państwo jest suwerenne, czy nie, decyduje jedna w końcu rzecz: czy służby specjalne danego państwa działają na rzecz racji stanu kraju, który reprezentują, czy wręcz przeciwnie. Tylko to. Reszta to pozór i rzecz drugorzędna. To dlatego np. Holandię, jak i inne kraje zachodniej Europy można nazwać – ze względu na obecne wpływy amerykańskie w tamtejszych wywiadach cywilnych i wojskowych - krajami „suwerennymi połowicznie,” Polskę zaś, jak i inne kraje Europy Środkowej noszące na sobie powersalskie jeszcze piętno krajów drugiej kategorii nazwać można krajami o demokracjach „niesuwerennych,” w których lokalne służby specjalne uległy całkowitej desuwernizacji. Jasne. I tam, i tu rządzi razwiedka. Z tą różnicą, że tamtejsza (np. holenderska, włoska, hiszpańska, czy norweska), poza kontrolą zasobów i zabezpieczaniem swoich tyłów finansowych nie traci z oczu - w miarę swoich możliwości i w ramach marginesu swobody nadanego im przez hegemona (Waszyngton) - interesów własnego kraju, starając się ugrać dla swego państwa tyle, ile to w danym układzie możliwe. Zachowując tę miarę, można stwierdzić, że istnieją świecie trzy państwa rzeczywiście suwerenne – USA, Rosja i Chiny.

Tutejsza nadwiślańska szajka od samego początku, tj. od 1944 roku ma cel podstawowy (obrona interesu narodowy) głęboko w dupie i nawet gdyby - co nierealne - próbowała kiedyś ten cel z dupy swojej wyjąć, spróbować przynajmniej obejrzeć, posmakować trochę i zastanowić się, czy jednak nie jest wart walki, to musiałaby go natychmiast posłusznie połknąć na oczach swoich mocodawców, aby rzecz ta wróciła z powrotem do obiegu zamkniętego, do kloaki, gdzie – wg zewnętrznych suwerenów - jest przecież jej miejsce.

Zatem - jeśli to byłoby koniecznie i byłoby w interesie np. Izraela i Ameryki w perspektywie dalszych wypadków w Krainie U - The Back Stairs może poprowadzić najbliższe „wybory” w kierunku majdanowym, kiedy to, po wejściu niemal łeb w łeb do drugiej tury Dudy i „ Chrabiego”, skroi się akcję, której celem jest niewielka przewaga w tzw. drugiej turze rezydenta Komorowskiego nad Dudą Andrzejem i – dzięki wyeksponowanym przez obce bezpieki niejasnościom w systemie naliczania głosów –zainicjuje się bunt naszych obrońców ojczyzny i kochanych niepodległościowców niegodzących się na sposób, w którym tak wyłoniono głowę państwa, przez co osiągnie się potrzebne dla zakrytych przed naszymi oczami celów np. stany wyjątkowe, bunty, majdany, procesje, zamieszki inne takie. Zawsze w obronie Polski, jak będzie krzyczała jedna i druga strona. Polaczki skupią się na tym teatrzyku, kiedy tymczasem w kakaowe oczko będą nas robić na innych ważnych odcinkach. Naprawdę może być ciekawie. Ale wydaje się, obserwując tworzenie legendy tuż przed finałem, że jednak będzie prawdopodobnie spokojnie i „wygra” po prostu bezboleśnie „chrabia.” Zwolennicy jego przeciwnika pozostaną z satysfakcją, że zwycięstwo było blisko, a jesienią, to się naprawdę zepniemy się itd.. itd

Smutne jest to, że z punktu widzenia interesów państwa polskiego, wyeksponowanie przez The Back Stairs jednego lub drugiego kandydata na prezydenta jest tak samo katastrofalne dla Polaków. W sumie i jeden i drugi jest użyteczny, w sumie i jeden i drugi tak samo poślą nas na wojnę ukraińska, jak będzie trzeba, w sumie, różnić się mogą jedynie szybkością akomodacji względem oczekiwań obcych stolic…

Kluczem w tych wyborach, jak i w kolejnych, jesiennych, jest podnoszący łeb układ wrocławski z Kukizem na czele. Czyli nowa apgrejdowana wrzucona i poprowadzona przez bezpiekę od samego początku kolejna wersja Platformy Obywatelskiej. Kukiz jest jakże pojemnym i doskonałym do wykorzystania rezerwuarem wszystkiego: buntu, niezgody, nadziei, tęsknot. No, ładniutko wprost. Śliczne to jest. Nasz kochany ulepszony nowy Palikot. Wyniki zgrano fantastycznie. Takim drugim Kukizem na mniejszą skalę, balonem próbnym był oczywiście Tanajno ze swoją jumaną demokracją bezpośrednią, od której na kilometr bije pomysłami z jakiegoś departamentu pierwszego dawnego MSW. Znacząca część Polaków jeszcze nie nauczyła się, nie pojęła, że cykliczne bajerowanie wyborcze jest nie tylko fasadą kryjącą prawdziwy wizerunek systemu, ale jest podstawowym narzędziem nałogowego regulowania uczuć, który stosują sami wobec siebie, aby trwać w śpiączce, w nierzeczywistości. Podobnie jak tzw. systemowa opozycja, bojąc się odpowiedzi, nie chcą zadawać strasznych pytań, nawet samym sobie…

Kukiz i nowa partia Leszka Balcerowicza, którą próbuje już nam eksponować razwiedka poprzez media, stanowić może nową alternatywę, nową „jakość” na polskiej scenie politycznej. Stare misie w nowych przebraniach. Rok 2015 to powtórka z roku 2001, kiedy to objawiły się nam „nowiutkie” antysystemowe partie: PO i PiS, którym aż do dziś udaje się rządzić naszą przestrzenią polityczną.

Nasze marzenia, sympatie, nadzieje i prognozowania mają się nijak wobec ponadregionalnych decyzji hegemona i jego tutejszego podrywali. Można zawsze spodziewać się zaangażowania jednego z graczy lub drugiego. W 2004 roku, po tzw. „rewolucji pomarańczowej,” Ameryce był chwilowo potrzebny w Polsce rząd i prezydent, którzy będą rezonować zgodnie z interesem Waszyngtonu, więc i nawet chłopcy z PKW dopuścili w 2005 r. do „błędu w systemie,” niby że oficerowie prowadzący przysnęli w reżyserce i na czas jakiś mieliśmy rządy i prezydenturę spod znaku PiSu. Odpowiedź na to zagranie Waszyngtonu otrzymaliśmy ze strony Moskwy w Smoleńsku. Tak się kończy gra, jeśli jest się w niej tylko pionkiem nie za bardzo pojmującym całość, narzędziem, któremu się wydaje, że ktoś pozwala mu na bardziej samodzielną grę, naiwniakiem sądzącym, że lojalność i sympatia oraz zaufanie mają jakieś znaczenie w geopolityce. Jakież to powtarzalnie polskie nieszczęście…

21 maja 2015 r.

Za www.facebook.com/…/382537541943295…
artur40
Z jego facebooka