Slawek
21,3 tys.

Przejmująca relacja księdza obecnego przy egzekucji "Inki"

Przejmująca relacja księdza obecnego przy egzekucji "Inki"

„Inka” wraz z mężczyzną, którego też spowiadałem, nie pozwolili sobie zawiązać oczu... była bardzo spokojna
Blisko 70. lat temu w więzieniu przy ul. Kurkowej w Gdańsku ks. Marian Prusak pobłogosławił idącym na śmierć Danucie Siedzikównie "Ince" oraz Feliksowi Selmanowiczowi "Zagończykowi" - żołnierzom majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki". Wczoraj minęła kolejna rocznica śmierci młodziutkiej bohaterki. Przeczytaj niesamowitą relację ks. Prusaka - świadka ostatnich chwil życia dziewczyny.
Ksiądz Marian Prusak :
- Była bardzo spokojna. Dopiero później dowiedziałem się, że nie składała wniosku o swoje ułaskawienie. Ten mężczyzna, którego wcześniej spowiadałem, był zdenerwowany, ona przeciwnie. Nie było u niej widać żadnego przerażenia. Zapamiętałem, że była ubrana w białą sukienkę w biało-czarne desenie. Po jakiejś pół godzinie zaprowadzili mnie do miejsca, gdzie wykonywane były wyroki śmierci. Bardzo przeżyłem tę egzekucję. Przez tydzień nie mogłem dojść do siebie. (…) „Inka” wraz z mężczyzną, którego też spowiadałem, nie pozwolili sobie zawiązać oczu. Skazanym dałem krzyż do ucałowania. Po rozkazie „Po zdrajcach narodu polskiego ognia”, wydanym przez prokuratora w wojskowym mundurze, on i ona krzyknęli: „Niech żyje Polska!” i „Niech żyje Łupaszko”. Padły strzały… Osunęli się. To nie były pojedyncze strzały. Na koniec podszedł oficer z pistoletem i dobijał
Spowiedź
Była to moja jedyna posługa przy egzekucji. Kiedy znalazłem się w więzieniu [na Kurkowej], siedziałem może godzinę w odosobnieniu. Potem po mnie przyszli - cały czas przeżywałem to, co za chwilę miało się wydarzyć. Oddziałowy zaprowadził mnie najpierw do tego pana [Feliksa Selmanowicza]. Kiedy wszedłem do celi, widziałem przeraźliwy smutek w jego twarzy. Pierwsze słowa, z którymi się do mnie zwrócił, brzmiały: - No tak, jednak nie skorzystano z prawa łaski... - Wyspowiadałem go. Był spokojny. Może tylko taił zdenerwowanie, ale na zewnątrz nie było tego widać. Przez cały czas dokuczała mi świadomość, że mogą nas obserwować przez wizjer.
Potem przeprowadzono mnie (nie wiem jak, gdyż byłem zbyt oszołomiony) do celi, w której na śmierć czekała młoda, szczupła dziewczyna [Danka Siedzikówna] w letniej sukience. Przyjęła mnie nadzwyczaj spokojnie, wyspowiadała się, a potem wyraziła życzenie, żeby o wyroku i o śmierci powiadomić jej siostrę. Mówiła to ciągle tak, jakby się nadal spowiadała. Czuliśmy, że możemy być obserwowani. Podała mi adres w Gdańsku Wrzeszczu, przy Politechnice, ulica Własna Strzecha. Nie mogłem nic zapisać, starałem się zapamiętać ten adres. Jednocześnie powiedziała mi, że wysłała kartkę z zawiadomieniem, ale nie wie, czy ona dojdzie. Nie mówiła nic więcej, na nic się nie skarżyła.
Twarz dziewczyny pamiętam jak przez mgłę; twarz mężczyzny zapamiętałem dobrze. Był taki zamknięty w sobie, napięty, głęboko przeżywał zbliżającą się śmierć. "Inka" nic nie mówiła. Może gdybym był lepiej przygotowany i zapytał o coś... Ale dla mnie to było zupełnie nowe doświadczenie; nie wiedziałem, jak się zachować... Później sprowadzili mnie na dół, tam gdzie byłem poprzednio. Znowu czekałem, może z godzinę? Człowiek w takich sytuacjach nie ma poczucia czasu. Była noc. (Gdy siedziałem w więzieniu, mówiono mi, że wyroki wykonywano w nocy, nie rano). W końcu poprowadzono mnie schodami, jakby do piwnicy (zejście było dosyć ciasne).
Po zdrajcach narodu...
Oni już tam byli. Zdaje się, że w kajdankach albo z zawiązanymi rękami. Sala była niewielka, jak dwa pokoje. Miałem krzyż, dałem go do pocałowania. Chciano im zawiązać oczy, nie pozwolili. Obok czekała zgraja ludzi, tak że było dosyć ciasno. Był wojskowy prokurator(1) i pełno jakichś młodych ubowców. Ustawiono nieszczęśników pod słupkami. W rogu był stolik, gdzie prokurator odczytywał uzasadnienie wyroku i sąd dał rozkaz wykonania egzekucji. Była taka jakby wnęka, chyba czerwona nieotynkowana cegła, były słupki do połowy człowieka. Postawiono ich przy nich, nie pamiętam, czy ich przywiązano. Ci, którzy tam stali, nie uszanowali powagi śmierci. Obrzucili skazańców obelżywymi słowami, a prokurator odczytał uzasadnienie wyroku i poinformował, że nie było ułaskawienia. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Po zdrajcach narodu polskiego, ognia!". W tym momencie skazani krzyknęli, jakby się wcześniej umówili: "Niech żyje Polska!". Potem salwa i osunęli się na ziemię. Strzelało dwóch lub trzech żołnierzy, chyba z pepesz, z bliskiej odległości - 3-4 metrów. Pamiętam, że posadzka była czerwona, jakby z kafli, środkiem biegł rowek, chyba żeby krew spływała. ["Inka" i "Zagończyk"] osunęli się. Nie mogłem na to patrzeć, ale pamiętam, że obydwoje jeszcze żyli. Wtedy podszedł oficer i dobił ich strzałami w głowę. Nie wiem, kto to był. To było dla mnie nie do zniesienia. Pamiętam tylko, że padło nazwisko chyba Suchocki, i że ten człowiek był w mundurze. Zdaje się, że to był prokurator, który odczytywał wyrok(2). Byłem w tłumie stojących trochę zasłonięty. Nawet nie wiedziałem, że obok był lekarz. Później musiałem podpisać protokół o wykonaniu wyroku śmierci. Zaraz potem wyprowadzili mnie. Nie pamiętam, jak się znalazłem w samochodzie; nie wiem, czy jechałem z tymi, którzy mnie przywieźli. W samochodzie nic do mnie nie mówili.
Kartka
Z informacją o śmierci nie poszedłem do siostry "Inki" od razu. Przez cały tydzień żyłem w oszołomieniu. W końcu zebrałem się i po cywilnemu, w godzinach popołudniowych, zapukałem do mieszkania. Otworzono mi, było tam może z 10 osób. Młodzi ludzie. Zwróciłem się do nich, że chciałbym rozmawiać z panią tego domu. Wystąpiła pani starsza od nich i jej przekazałem wiadomość. Ona odpowiedziała: - My wiemy o tym, kartka przyszła... Na tym się skończyło, wróciłem do domu. Kiedy mnie potem aresztowano, przypomniano mi tę wizytę w śledztwie. Byłem więc cały czas obserwowany.
Mało z kim dzieliłem się tymi wspomnieniami. Nawet rodzinie nic nie powiedziałem. Zachowałem to w sobie. Śmierć "Inki" i "Zagończyka" przeżyłem jak śmierć kogoś bliskiego. Cieszę się, że teraz mogłem o tym opowiedzieć, i że pamięć o tych ludziach nie zaginie.
1) Najprawdopodobniej mjr Wiktor Suchocki, prokurator Wojskowego Sądu Rejonowego w Gdańsku.
(2) Ks. Marian Prusak najprawdopodobniej myli się, gdyż dowódcą plutonu egzekucyjnego był Franciszek Sawicki.
Opracowano na podstawie:
Biuletyn IPN Nr 6 - 07.2001 r.
Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944-1956. Słownik biograficzny. Tom I, wyd. IPN 2000
Podziemiezbrojne.blox.pl
oraz: fronda.pl
Ksiądz Marian Prusak 1912-2008
Spowiednik „Inki”
Ksiądz kanonik znany był jako ostatni spowiednik 17-letniej Danuty Siedzikówkny „Inki”, sanitariuszki AK, więzionej w Gdańsku i straconej przez władzę ludową. Ksiądz sprawował posługę duszpasterską w gdańskim kościele garnizonowym, kiedy w sierpniu 1946 roku został wezwany do więzienia. UB poleciło mu wyspowiadać przed egzekucją dwoje znanych bohaterów Podziemia: Feliksa Selmanowicza ps. „Zagończyk” oraz Danutę Siedzikównę „Inkę” z V Brygady Wileńskiej dowodzonej przez Zygmunta Szendzielorza – „Łupaszko”.
Trzy lata po tej egzekucji, której był świadkiem, w listopadzie 1949 roku ks. Marian Prusak został skazany na 3,5 roku więzienia za niepowiadomienie władzy ludowej o planowanej ucieczce do Szwecji ludzi zagrożonych aresztowaniem.
Karę tę odbył w gdańskim więzieniu, skąd został zwolniony w maju 1953 roku.
Kapelan AK
Trudne więzienne warunki sprawiły, że pogorszył się stan zdrowia księdza (cierpiał na choroby płuc), chociaż wpływ na to miały również wcześniejsze doświadczenia wojenne. Jako wikariusz w parafii Turośl w 1939 roku ks. Marian uciekł przed Niemcami do Czyżewa, gdzie widział polskich żołnierzy zabitych podczas kampanii wrześniowej. Po powrocie do Turośli musiał wraz z księdzem proboszczem opuścić plebanię, nie mógł nosić sutanny, odprawiać mszy św. Pomimo zakazu, dalej katechizował dzieci i przygotowywał do I Komunii św. Ostrzeżony przed aresztowaniem w lutym 1941 roku uciekł do Warszawy na Pragę i tam ukrywał się pod nazwiskiem ,,Godlewski”.
W 1942 roku wstąpił do konspiracji i otrzymał nominację na kapelana Armii Krajowej. Podczas Powstania Warszawskiego odprawiał msze św. w piwnicach, spowiadał powstańców i ludność cywilną. Po jednym z bombardowań przez tydzień leżał przysypany pod gruzami, zanim go szczęśliwie wydobyto i uratowano. Po zakończeniu powstania został ewakuowany wraz z personelem Szpitala Dzieciątka Jezus do Milanówka.
Był wzorem bezinteresowności, autorytetem, nie tylko moralnym i mimo już później sędziwego wieku, wciąż źródłem wiedzy – opowiada krewna księdza. – Co ciekawe, jako dziewięćdziesięcioletni człowiek fascynował się komputerem i internetem, starał się go poznać.
jadwiska
Dzisiejszą Komunię św. ofiarowałam za wszystkich braci śp. żołnierzy, prosząc Boga o Miłosierdzie dla nich i dla ich rodzin.
Króluj nam Chryste !
„Inka” wraz z mężczyzną, którego też spowiadałem, nie pozwolili sobie zawiązać oczu.
Skazanym dałem krzyż do ucałowania.
Po rozkazie „Po zdrajcach narodu polskiego ognia”, wydanym przez prokuratora w wojskowym mundurze, on i ona krzyknęli:

„Niech żyje Polska!” i „Niech żyje Łupaszko”.
Padły strzały… Osunęli się. To nie były pojedyncze strzały.
Na koniec podszedł oficer z pistoletem i dobijał.
Więcej
„Inka” wraz z mężczyzną, którego też spowiadałem, nie pozwolili sobie zawiązać oczu.

Skazanym dałem krzyż do ucałowania.

Po rozkazie „Po zdrajcach narodu polskiego ognia”, wydanym przez prokuratora w wojskowym mundurze, on i ona krzyknęli:


„Niech żyje Polska!” i „Niech żyje Łupaszko”.

Padły strzały… Osunęli się. To nie były pojedyncze strzały.

Na koniec podszedł oficer z pistoletem i dobijał.