Pan Jezus do s.Leonii:"By umrzeć śmiercią ciała, według mojej woli, wpierw musisz umrzeć wszystkiemu, co nie jest Bogiem"

zdjęcie : s.Leonia w Szczawnicy

S.Leonia Nastał – (właśc. Maria Nastał; ur. 8 listopada 1903 w Starej Wsi, zm. 10 stycznia 1940 tamże), zakonnica katolicka ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, mistyczka, pisarka religijna, Czcigodna Służebnica Boża Kościoła katolickiego oraz głosicielka idei mistycznego niemowlęctwa duchowego.W latach 30. XX wieku doznała objawień mistycznych Jezusa Chrystusa, podczas których został jej ukazany sposób życia polegający na pokorze i nieograniczonej ufności Bogu. Ostatnie lata, złożona chorobą, spędziła na leczeniu. Zmarła w styczniu 1940 roku w Starej Wsi w opinii świętości. Obecnie toczy się jej proces beatyfikacyjny.

Śmierć

Fragmenty objawienia Jezusa i Maryi (1934-1939r) - S.B siostra Leonia Nastał


Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej

25
Umrzesz na krzyżu cierpienia, jak Ja - wśród ciemności i trwogi. Już odtąd rozpocznij przygotowanie do śmierci. By umrzeć śmiercią ciała, według mojej woli, wpierw musisz umrzeć wszystkiemu, co nie jest Bogiem. Zapomnij o sobie. Myśl tylko o Mnie i sprawach Ojca mojego.
137
Próbowałam także myśleć o śmierci. Chciałam się przejąć jej grozą, ale usiłowania były daremne. Myśl o śmierci, choćby natychmiastowej, zdolna jest zrodzić w mej duszy tylko radość na myśl o tym, że złączę się z Bogiem na wieki już i niepodzielnie. Wabi duszę, co prawda, urok cierpienia; chciałaby żyć w najsroższych cierpieniach całe dziesiątki lat, gdyby wiedziała, że Bogu przysporzy tym chwały, ale ponad wszystko kocha Boga samego, dla Niego samego. Ach, kiedyż Go ujrzę - jako jest? [1 J 3,2]

Źródło: "Uwierzyłam Miłości, Dziennik duchowy i wybór listów" – s. Leonia Nastał – WAM, Kraków 2010

----------------------------------------------------------------------------


www.duchprawdy.com
osdamen
Uwierzyłam Miłości, Dziennik duchowy i wybór listów" – s. Leonia Nastał
pod linkiem:
fzs.radom.pl/…/S.-LEONIA-NASTA…Więcej
Uwierzyłam Miłości, Dziennik duchowy i wybór listów" – s. Leonia Nastał

pod linkiem:

fzs.radom.pl/…/S.-LEONIA-NASTA…
henryk33 udostępnia to
36
Pan Jezus do s.Leonii:"By umrzeć śmiercią ciała, według mojej woli, wpierw musisz umrzeć wszystkiemu, co nie jest Bogiem"
Pan Jezus do s.Leonii:"By umrzeć śmiercią ciała, według mojej woli, wpierw musisz umrzeć wszystkiemu, co nie jest Bogiem"Więcej
Pan Jezus do s.Leonii:"By umrzeć śmiercią ciała, według mojej woli, wpierw musisz umrzeć wszystkiemu, co nie jest Bogiem"

Pan Jezus do s.Leonii:"By umrzeć śmiercią ciała, według mojej woli, wpierw musisz umrzeć wszystkiemu, co nie jest Bogiem"
osdamen
Dziennik, Zeszyt I
[1] Uwierzyłam Miłości.
O tym, że Bóg mnie kocha, mówiła mi matka kochana, która wracając z kościoła, składała na mych ustach matczyny pocałunek, mówiąc, że przyjmowała Komunię św., a Pan Jezus chce przez nią powiedzieć mi o tym, że mnie kocha.
Że Bóg mnie kocha, mówiły mi bez słów stworzenia wszelkie, z którymi się zapoznawałam. Wschodzące czy gasnące zorze złociste; …Więcej
Dziennik, Zeszyt I

[1] Uwierzyłam Miłości.

O tym, że Bóg mnie kocha, mówiła mi matka kochana, która wracając z kościoła, składała na mych ustach matczyny pocałunek, mówiąc, że przyjmowała Komunię św., a Pan Jezus chce przez nią powiedzieć mi o tym, że mnie kocha.
Że Bóg mnie kocha, mówiły mi bez słów stworzenia wszelkie, z którymi się zapoznawałam. Wschodzące czy gasnące zorze złociste; chmurne, pełne tajemnych mroków czy gwiaździste noce szeptały do duszy, że jestem kochana przez Boga, który dla mnie gasi i zapala słońce, a kiedy śpię, czuwa u mego wezgłowia i liczy tętna mojego serca. Lekki, kojący wietrzyk czy groźna zawierucha, pełna grzmotów i błyskawic mówiły mi zarówno o tym, że Bóg czuwa nade mną, że mnie kocha. O, ta mowa przyrody - barwnego kwiecia i rozśpiewanych ptasząt - to nie było tylko marzenie, to był głos, który pouczał, że tam, gdzie kończy się jej działanie, gdzie nawet myśl ludzka nie dosięgnie, ale jak strudzona ptaszyna zwraca/1 ku dostępnym dla niej gniazdom/2 - że tam żyje Bóg, który się nazywa Miłością.
Że Bóg mnie kocha, uczył mnie Kościół święty przez kapłanów, wysłanników nieba, uczyła lektura.
A o czym mówił Jezus, gdy w białej Hostii zstępował z ołtarza, biorąc me serce w posiadanie, napełniając je pokojem i szczęściem po brzegi?
Czyż to nie dosyć, mój Panie, by uwierzyć [2] Miłości, by się Jej odwzajemnić, pełnić Jej rozkazanie? Poszłam za Jej głosem,
oprzeć się nie mogłam. Bóg mnie kocha, nie pragnę miłości stworzeń, bo one nie zdołają zaspokoić bezdennych moich pragnień.
A jednak, nawet już po oddaniu się Miłości, spostrzegałam obawy, które niekiedy jak iskra maleńka, drzemiąca pod popiołem, to znów jak wulkan ognisty wybuchały, grożąc zniszczeniem wszelkich porywów, a nawet tej dziecięcej wiary w miłość Bożą. Ileż to razy tej maleńkiej kruszynie groził upadek i załamanie się na całej linii. Lecz Pan, który trzciny nadłamanej nie skruszył, lnu kurzącego się nie zagasił/3, litował się nad ubóstwem i nędzą samą, podnosił z upadku, dodawał otuchy, chęci, siły, obdarzał słodką pieszczotą, utrzymywał w ścisłej łączności z sobą, dając tysiące dowodów, że mnie kocha.
Zdawać by się jednak mogło, że dobroci Bożej wszystko [to] było za mało - posuwa się jeszcze dalej.

1/ Wyraz „zwraca" ma u s. Leonii znaczenie: powraca.
2/ We wszystkich dotychczasowych odpisach „Dziennika" słowo „gniazdom" zostało zamienione na „gwiazdom".
3/ Por. Iz 42, 3.

Dziennik, Zeszyt I (2)
Każesz mi, Jezu, pisać o tym - bądź wola Twoja... Na wieki wyśpiewywać będę miłosierdzie Pańskie, a jeżeli już tu na ziemi rozkazujesz zacząć ów hymn niebiański, spraw, bym wskutek mej nędzy nie dołączyła ani jednego fałszywego akordu, bym Twoją jedynie wyśpiewywała chwałę, a jeżeli - jak to zapowiedziałeś -ma to przynieść korzyść duszom, dawaj im swoją łaskę, bo są godniejsze ode mnie i mogą Cię daleko więcej ukochać, skoro uwierzą w Miłość.
[3] Kiedy sięgam myślą w najdawniejszą przeszłość, w chwile modlitwy, samotności, skupienia, zauważam, że nieraz otrzymywałam w duszy pouczenia, jak mam jakąś prawdę rozumieć. Było to żywe światło wewnętrzne, które sprawiało, że już o danej prawdzie nigdy wątpić nie mogłam. Niestety, nie umiałam z tego korzystać. Cieszyłam się rozkoszą poznania, ale kończyło się wszystko na uczuciu, co najwyżej na opowiedzeniu wszystkiego drugim w rozmowach duchowych. Marnowałam łaski Boże, bo łaską nazywam owe światła wewnętrzne, i Jezus udzielał mi ich coraz mniej - czułam, że się boi, że Go zdradzę. Miał Pan Jezus słuszność. Pogrążył mnie w ciemnościach, aż wreszcie sam się ulitował i podniósł moją duszę ponad nią samą przed swe oblicze. Zdaje mi się, że Pan Jezus przygotowywał moją duszę do usłyszenia głosu Miłości.
Raz po Komunii św. oczom duszy przedstawiło się Serce Boże otoczone wianuszkiem serc, które Go w tym dniu przyjęły sakramentalnie. Było tam i moje serce. Po chwili Serce Pana Jezusa wchłonęło w siebie te wszystkie serca, a razem z nimi zniknęło i moje serce w Sercu Bożym. Pan Jezus mnie kocha, skoro ukrywa mnie w swym Sercu.
Odtąd nawiedzenia Boże wewnętrzne pomnażają się coraz więcej. W duszy wzrasta spokój, szczęście bez granic, podziw, miłość.

Dziennik, Zeszyt I (3)
[20 V 1934 r.] Dzień Zielonych Świąt 1934 r. Niegdyś w tym dniu dał się słyszeć szum wichru, a w jego poszumie w postaci języków [4] ognistych zstąpił Duch Święty. Ten właśnie dzień wybrał Bóg, by przemówić do mojej duszy w taki sposób, by już tego nigdy nie zapomnieć. Nie mówił Pan wśród grzmotów i błyskawic, jak na górze Synaj, ani wśród szumu wichrów, jak w dzień Zstąpienia Ducha Świętego na apostołów, ale wśród ciszy panującej zarówno w duszy, jak i wokoło, bo w klasztorku naszym/4 wszyscy byli pogrążeni we śnie. Ja także spałam snem sprawiedliwego. Naraz budzi mnie głos, nie wiem skąd pochodzący, z głębi duszy czy z przestrzeni, wyraźny, choć bez dźwięku słów: Miłością wieczną umiłowałem cię/5. Serce zadrżało radośnie, dusza zerwała się jak ptak uskrzydlony ku Bogu, usta wyszeptały: Boże - ja Ciebie też kocham, ale jeżeli to Ty jesteś, pozwól mi zasnąć, bo mnie nie wolno o tej porze rozmawiać z Tobą, ja mam spać do oznaczonej godziny. I zasnęłam, pełna radosnego uniesienia i szczęścia. W takim usposobieniu, w głębokim skupieniu spędziłam dzień cały, bo uwierzyłam Miłości, czułam się Nią przeniknięta do głębi.
Miłość chciała, by w Nią uwierzyć głębiej, toteż ukazywała się duszy ukrzyżowana, ubiczowana, w cierniowej koronie - w człowieczeństwie Pana Jezusa. Tak, ale te rany zadawałam Panu przez moje grzechy, czy to zatem prawda, że mnie kocha? Tonęłam wśród łez obfitych, błagając Boga o przebaczenie i o łaskę nieobrażania Go więcej. Ja widziałam w sobie tylko nędzę i grzech, a dobroć Boża znów pochyliła się nade mną, pogrążając duszę w skupieniu i miłości.

4/ Chodzi o dom generalny w Starej Wsi. Przebywała tu s. Leonia od 30 marca do 16 sierpnia 1934 r., w przerwie między kursami w Poznaniu.
5/ Jr 31, 3. - Zob. Pismo Święte w tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka SJ.

Dziennik, Zeszyt I (4)
[5] Starałam się zapomnieć o sobie, myślałam o tym, jak Trójca Przenajświętsza jest nieskończenie szczęśliwa, pełna chwały. Było to 4 VI 34 r., w czasie Mszy św. Cichy, łagodny głos odezwał się w duszy: To jest córka moja, w której sobie upodobałem/6. Szczęście niebiańskie napełniło duszę, a równocześnie łzy żalu zalały mi serce. Marnotrawnym jestem dzieckiem, wyszeptałam. Ojcze, w czym możesz mieć upodobanie? Nie dosłyszałam już tego, co poprzednio głosu, dane mi jednak było zrozumieć, że Bóg ma we mnie upodobanie dlatego, bo we mnie żyje Pan Jezus, że Bóg widzi we mnie swój własny obraz i dlatego z upodobaniem na mnie spogląda.
Uwierzyłam Miłości, zresztą zdawało mi się, że to już nie wiara, ale pewność. Obecność bowiem Pana Jezusa wśród mojej duszy była mi tak żywa i odczuwalna, że wystarczyło mi przymknąć oczy na rzeczy zewnętrzne, byłam całkiem z Umiłowanym mej duszy/7, który tak często krył mnie w swoim Sercu, przenikał swoim promiennym wzrokiem; że się to powtarzało stale, sądziłam, że to naturalny stan duszy kochającej Boga. Pan Jezus z dobrocią prostował moje poglądy: To nie jest naturalny stan duszy, ale moc wychodząca ze Mnie, jak wówczas, przy uzdrowieniu Chananejki, za dotknięciem moich szat/8. Każde nowe nawiedzenie duszy to dotknięcie Bóstwa, które ją umacnia i podnosi w życiu nadprzyrodzonym. Naturalnymi wysiłkami nie osiągnęłabyś tego. Umiej ocenić [6] dar Boży.

6/ Por. Łk3, 22;Mk l, 11.
7/ Por. Pnp 3, 1.
8/ Uzdrowienie kobiety cierpiącej na krwotok. - Por. Łk 8, 43-46; Mk 5, 25-30.

Dziennik, Zeszyt I (5)
Innym razem w rym samym miesiącu czerwcu [1934 r.] szepnął tajemniczy głos: Jesteśmy sami, moje dziecię, tak dawno czekałem na tę chwilę, kiedy - wyzuta ze stworzeń - przyjdziesz do własnej swej duszy, by przestawać ze swoim Ojcem niebieskim, który wraz z Synem i Duchem Świętym obrał sobie mieszkanie w tobie. O, gdyby dusze umiały odrywać się od ziemi i od siebie samych, znalazłyby wewnątrz siebie niebo na ziemi. Czemuż nie przychodzą uwielbiać niebieskiego Gościa, czyż jestem dla nich tak obcy, że Mi nic nie mają dopowiedzenia? Moja córko, żyję w wielu duszach zupełnie zapomniany, jak gdyby tym duszom na Mnie nie zależało. Uwielbiaj Mnie w nich tak, jak adorujesz Jezusa ukrytego w Eucharystii.
Raz wieczorem, myśląc o Komunii św. następnego dnia, mówiłam Panu Jezusowi: Mój Jezu, jutro nastąpi wymiana w oddaniu
się. Oddam Ci moje serce, Ty mi dasz swoje. Oddam Ci moją duszę, Ty mi dasz swoją. Naraz przejęło mnie do głębi zagadnienie: A za Bóstwo - cóż Panu Jezusowi oddam? Nicość swoją - szepnął cichy głos.
Czułam się bezradna na myśl o tym, co inni czynią dla bliźnich, by im dopomóc, a ja nie mam do tego sposobności. Jezus mnie pocieszał: Oddałaś się za grzeszników na ofiarę.../9 Cicha ofiara ma nieraz większe znaczenie wobec Boga niż rozgłośne, wielkie czyny, jeżeli nie są przepojone miłością Bożą. Jeden drobny akt zaparcia się siebie, uczyniony z miłości, więcej wart niż wylewanie się na zewnątrz, pozornie [7] dla dobra bliźnich, w istocie - dla rozgłosu. Przyjmuję trudy i takich prac, bo w nich nie ma zamiarów wprost grzesznych, ale te dusze szkodzą sobie same. Postępują one z dobrami, jakie z prac apostolskich mogłyby osiągnąć, jak ci, co nie znając wartości banknotów, wymieniają je za bezcen.

9/ Jest to nawiązanie do prywatnego ślubu, złożonego przez s. Leonię w Łodzi 27 VIII 1933 r. i ponowionego w Starej Wsi przy okazji ślubów wieczystych (13 IV 1934 r.), na mocy którego oddaje się ona Panu Jezusowi na ofiarę za grzeszników, zwłaszcza uwikłanych w grzechy zmysłowe. - Por. N. II 10-11.21.

Dziennik, Zeszyt I (6)
Błagałam Boga, by mnie raczył przyjąć do nieba, gdzie mogłabym kochać Go już bez przerwy. A cierpienie? - szepnął głos. Zamilkłam zawstydzona, a otrzymawszy pozwolenie spowiednika, zaczęłam błagać Pana Jezusa, by mi udzielił łaski cierpienia. Ufam Miłości.
Oświadczałam Panu Jezusowi, że kocham Go ponad wszystko, a On z dobrocią odezwał się: Kochasz jeszcze siebie, nie umartwiasz się we wszystkim, jak tego żądam. Zaczęłam się usprawiedliwiać. Jezu, widzisz, jak słaba jestem, bądź moją mocą. Ja dopiero zaczynam życie ofiary, zresztą boję się odpowiedzialności za swoje zdrowie. - Jeżeli Ja żądam umartwienia, przed kim boisz się odpowiedzialności? Ja jestem Życiem, twoje życie też do Mnie należy. Ja nie zabijam, ale ożywiam. O, gdyby dusze znały cenę umartwienia, gdyby wiedziały, jaka [jest] ich cena, toby się ubijały o nie daleko więcej niż bogacz dobija się o zdobycie majątku. Małoduszność w poszukiwaniu umartwień jest tą zasłoną którą boją się podnieść dusze z obawy, by nie przyjrzeć się z bliska własnej słabości dziecięcej. Nie chodzi Mi o umartwienia nadzwyczajne, do tych daję osobne powołanie komu chcę. Od wszystkich jednak dusz wymagam zaparcia się siebie w tym, co sprawia [8] przyjemność, dozwoloną wprawdzie, ale z której można by złożyć ofiarę. To taka drobnostka. Żebrakowi czasem daje się na ofiarę tylko grosz, a Mnie i tego odmawiają dusze, niestety - nieraz dusze przeze Mnie ubogacane.

Dziennik, Zeszyt I (7)
Przez szereg dni Pan Jezus milczał. Oschłość bardzo boleśnie odczuwana towarzyszyła mi ustawicznie. Za to, więcej niż kiedykolwiek indziej, czułam się złączona z moją Matką Niepokalaną. Matka Najświętsza nauczyła mnie dziękować Panu Jezusowi za oschłości, cieszyć się Jego szczęściem bez względu na to, że się nie przeżywa tego uczuciowo. Ponieważ Pan Jezus milczał, a ja nie wiedziałam, czy to jest wolą Bożą, bym prosiła Pana Jezusa o pewną łaskę, zrobiłam wobec Matki Najświętszej zakład. Jeżeli jutro w czasie modlitwy nastąpi nadprzyrodzone skupienie, to uznam to za wolę Bożą. Po chwili, sądząc, że o takie rzeczy prosić nie można, prosiłam - jako o znak woli Bożej - o pogodę, bo już bardzo dawno panowała słota. Wstydziłam się, że żądam takich znaków, ale nie odstąpiłam już od tego ostatniego. Na uwielbienie dobroci Jezusa wyznam, że Jezus spełnił obydwa warunki - w modlitwie mogłam znów ukryć się całkiem w Panu Jezusie, pogoda była piękna, deszcz nie padał.

Dziennik, Zeszyt I (8)
Uwierzyłam Miłości.
Wieczorny zmrok. W kaplicy cisza. Uklękłam, by u stóp Matuchny Najświętszej wylać swoją duszę. Tajemniczy głos wewnętrzny odezwał się w duszy: Z czym przychodzisz, moja nicości? Pragnę Ci złożyć hołd miłości i stać się podnóżkiem Twoim. Jezus spełnił [9] moje pragnienia. Pogrążył moją duszę w niemej adoracji, podczas której czułam się pyłkiem drobnym, rzuconym pod stopy Jezusa.
Oczom duszy ukazał się Jezus rozpięty na krzyżu. Twarz śmiertelnie blada, oczy zalane krwią. Dreszcz przeszedł po moich członkach. Jezu - zawołałam w głębi duszy - pozwól mi wznieść się tak wysoko, bym mogła obetrzeć Jego Oblicze. Zdawało mi się, że Jezus powiedział, że raczej powinnam się uniżyć tak głęboko, aż pod stopy krzyża, bo jestem grzesznicą. Głosu Jego wtenczas nie słyszałam, a jednak zdawało mi się, że od krzyża spływały do duszy takie myśli.
Prawie przez dwa miesiące Jezus milczy. Miałam wrażenie, że się Jezus kryje przede mną. O, jak pragnęłam odnaleźć Jego kryjówkę i ukryć się z Nim razem, ale niestety, ciemność wokoło. Moje grzechy otoczyły mnie zewsząd, ból okropny szarpał mą duszą, rwał ją - zdawało mi się - na strzępy, chwile modlitwy stawały mi się wiekiem. Do duszy zakradła się obawa, czy to Jezus przemawiał/10, czy do wszystkich moich grzechów nie dodaję jeszcze obłudy. Każda modlitwa stała mi się obecnie jękiem duszy. Ulgę przynosiły mi tylko myśli o Ojcu niebieskim, w którego obecności tak się dobrze dawniej czułam. Raz, nawet wśród tego opuszczenia, szepnął do duszy: Jestem w twojej duszy - nie bój się. A innym razem - kiedy się lękałam, czy [10] moje ofiary nie są narzucaniem się tylko - szepnął: Z mojej strony nie masz się czego obawiać. Nie wpłynęło to jednak na zmianę stanu duszy.
Wreszcie zabłysła chwila radosna, krótka jak jeden uścisk miłości Bożej - Jezus powiedział: Pójdź w moje objęcia, czekam na ciebie. Byłam onieśmielona wobec Pana Jezusa, czułam się bardzo upokorzona, ale szczęśliwa. Ojciec niebieski nazwał mnie swoją iskierką. Moja iskierko - mówił - myśl o tobie nie powstała we Mnie w czasie, ona była wieczna, jak wieczny jestem sam. Pomimo twej małości nie zginiesz we Mnie bez śladu, choć jestem ogniem wszystko pochłaniającym, ale błyszczeć będziesz przez wieczność całą, choć moim blaskiem, ale jako coś odrębnego. W tej chwili czułam się naprawdę maleńką iskierką, przytwierdzoną do łona Bożego tak silnie, że nic nie było zdolne oderwać mnie od Boga.
Błagałam Jezusa, by mi dał poznać jakimś sposobem, że to On działa w mej duszy. Pan Jezus odpowiedział z dobrocią: Niech ci będzie dowodem spokój i szczęście duszy, jakiego zażywasz.

Dziennik, Zeszyt I (9)
Nie wystarczyło mi to - rozterka duszy już raz odnalazła drogę i nie tak łatwo ją było pokonać. Pan Jezus robił mi wymówki: Moje dziecię, czyż Ja nie zasługuję na to, byś Mi ufała, czyż cię zawiodłem kiedy? - Słuchaj spowiednika, Ja będę z tobą. Jęk boleści wyrwał się z duszy - mam słuchać spowiednika, który mi zakazał słuchać wewnętrznego [11] głosu, że to są iluzje. Jezu, mam słuchać spowiednika, a może odejść od niego, iść gdzie indziej, szukać innego spowiednika? Nie, moje dziecię - pozostań/11.
Przez tego spowiednika, już przy następnej spowiedzi, 29 IX [1934 r.]/12, udzielił mi [Jezus] jednej z największych łask - uleczył z wewnętrznej rozterki, która od szeregu lat nurtowała w duszy. Przez niego napełnił mnie spokojem i szczęściem tak wielkim, że dotąd nie zmąciła go żadna przeszkoda. Jezus milczał, lecz ja byłam szczęśliwa, bo w Jego imieniu mówił ten, który w oczach Jezusa jest posłańcem Bożym.
Zdaje mi się, że od tego czasu moje trwanie w Bogu stało się więcej duchowe. Ponad wzloty i uniesienia przenosiłam chwile pokornego trwania u stóp Jezusowych. Łzy żalu, wdzięczności i miłości stały się mój ą ucztą naj rozkoszniejszą, wzrosła w mej duszy miłość Matki Niepokalanej, a przede wszystkim najukochańszego Ojca niebieskiego. Wzrosła ufność, że kiedyś, gdy skończy się wygnanie, ujrzę oblicze Boże, bo uwierzyłam Miłości. Niebo - co mi w nim dać możesz jeszcze o Boże, kiedy już tu na ziemi dałeś spokój niebiański i sam istotnie i osobiście zamieszkałeś w mej duszy?

Jezus słucha spowiednika odnośnie do kierownictwa duszy, jak słuchał na ziemi [12] swej Matki Niepokalanej. Spowiednik zakazuje umartwień, Jezus nie pozwoli nawet na doręczenie mi narzędzi pokutnych; zakazał słuchać głosu wewnętrznego, Jezus milczy. Ja milczeć nie mogłam. Otwierałam Panu Jezusowi swoje serce, opowiadałam Mu jak dziecię, z czego życie się składa. Mógł mnie Pan Jezus poznać z tych rozmów tak dobrze, że chociażby nie był Bogiem i nie znał mnie Sam przez się, poznałby mnie z tych zwierzeń dziecięcych.

Raz, wśród wynurzeń mej miłości, Pan Jezus odezwał się: Otwierasz przede Mną swe serce, bo ci potrzeba Serca, które by cię rozumiało. A czy pomyślałaś o tym, że i Ja mam Serce i chciałbym je otworzyć przed moimi przyjaciółmi? Proś spowiednika, by ci pozwolił słuchać mego głosu. Otrzymasz wiele łask, byś mogła spełnić swoje posłannictwo na ziemi. Przez ciebie chcę uczyć dusze maleńkie dziecięcej ufności i wiary w Miłość. Chcę ci powierzyć tajemnice najdroższe memu Sercu. Proś spowiednika, by ci pozwolił swobodnie ze Mną rozmawiać, inaczej nie mógłbym przyjść.

Pozwolenie otrzymałam... Ale ja znów zawahałam się czy się nie łudzę, czy znów nie rozpoczynam jakiegoś kroku fałszywego, czy ja naprawdę jestem tak bliska Panu Jezusowi. Jezus rozproszył moje obawy. Jesteś Mi bliska, bardzo bliska, tak dalece, że ustawicznie z tobą przebywam. Ale jak tobie chodzi o to, by być kochaną przeze Mnie, tak Mnie chodzi o to, byś Mnie kochała. Tak dalece będziesz Mi bliską jak Ja będę bliskim ciebie. Ile Mi się oddasz, tyle Ja oddam się tobie. Oddasz Mi się całkowicie, Ja oddam się [13] całkowicie tobie.
Stań się maleńką, by jak niegdyś Dziecię Jezus, tak teraz ciebie mogła wziąć na swe ręce moja Matka Niepokalana, by cię zaofiarować Trójcy Przenajświętszej. Ofiara złożona przez ręce Maryi jest najmilsza Bogu.

11/ Cztery następne linijki tekstu są wytarte. Odnoszą się one, jak wynika z treści listu s. Leonii do ks. K. Schmelzera (L. 45), do opinii, jaką Jezus oraz Matka Najświętsza wypowiedzieli pod adresem spowiednika, a które on polecił usunąć z notatek.
12/ Treść tego tekstu odnosi się do początków kierownictwa ks. Kazimierza Schmelzera (zob. s. 475).

Dziennik, Zeszyt I (10)
Powiedz wszystkim władzom twej duszy: Którego ja pocałuję, imajcie Go/13. Ja pragnę być pojmany przez wszystkie władze twej duszy. Oddam ci się dobrowolnie, jak oddałem się kiedyś w Ogrójcu w ręce oprawców. Jeżeli Mnie szukasz, oto jestem/14. Pozwól odejść wszystkim stworzeniom, wszystkim myślom obcym, nie zatrzymuj żadnej, bo w chwili, gdy bez względu na Mnie zajmiesz się czymś innym, Ja odejdę. Każdy akt miłości jest pocałunkiem, który koi rany mej miłości. Powiedz twym życiem otoczeniu swemu: Którego ja pocałuję, imajcie Go. Powiedz duszom bojaźliwym i chwiejnym, że Jezusa łatwo pojmać, bo stał się więźniem miłości. Niech jednak dusze traktują Mnie niejako więźnia, lecz jako króla swego, bo Ja jestem istotnie Król[em]. Niech Mi pozwolą urządzić się w duszach po królewsku. Pragnę, by każda dusza była moim osobnym królestwem, ono Mi się należy jako dziedzictwo oddane Mi przez Ojca przedwiecznego, jako dziedzictwo zdobyte Męką i Krwią. Dusze, które Mnie wypędzają od siebie, przygotowują w sercach tron dla szatana, niestety wpuszczają do swego wnętrza tyrana, który ich będzie gnębić i tu na ziemi, i kiedyś w wieczności. [14] Dusze natomiast, które uznają Mnie za swego króla, będą kiedyś wespół ze Mną królować.

Jesteś moim kwiatem, chętnie kryję się w jego kielichu, by pić miłość tak starannie dla Mnie przechowywaną. Na mocy twego oddania się memu Bożemu Sercu na ofiarę możesz zbawiać dusze każdym, nawet najmniejszym, aktem zaparcia się siebie. Korzystaj z tego przywileju, ratuj dusze, które gubią same siebie.
Smutno Mi czasem wśród was. Radość, jaką Mi sprawiacie, muszę nieraz okupić długim czekaniem. Zrozumiałam, że Pan Jezus mówił o moich siostrach. Przez ciebie - dodał Pan Jezus - chcę odnowić gorliwość miłości, przez ciebie chcę w specjalny sposób zamieszkać w zgromadzeniu.

Dziennik, Zeszyt I (11)
Dam ci teraz nieco zakosztować z kielicha goryczy, powstrzymam na teraz mój głos, by go nie uzależniać od umartwień, na które otrzymałaś pozwolenie. Ja moje łaski daję, komu chcę, kiedy chcę, ile chcę.
Mój Jezu, odezwałam się, jeżeli masz zamilknąć, powiedz jeszcze teraz, jakie masz życzenia względem mnie na czas Twego milczenia. Chcę tego, co i spowiednik: pokory - pokory umysłu, serca i woli/15. Bądź ślepo posłuszna i wiedz, że prawdziwą mądrością jest miłość Boża i że Ja jestem źródłem tej miłości.
I znów milczy Jezus. Zostawiając [15] najgłębszy, niczym niezmącony spokój duszy, doświadcza równocześnie oschłością i cierpieniem duchowym, bardzo bolesnym. Nie wiedziałam, że można aż tak cierpieć duchowo. Dobrze, że Jezus wzbudził najpierw pragnienie cierpień, a potem je dał, inaczej byłyby mi one nie do wytrzymania.

Wśród ciszy raz odzywa się głos wewnętrzny: Powiększę jeszcze twoje cierpienia, ale zarazem pragnienie cierpień dla zbawienia dusz. Gdybym mówił do ciebie, przestałabyś cierpieć, a to jest potrzebne dla wyniszczenia w tobie niedoskonałości, których sama nawet nie spostrzegasz, ale widzi je świętość Boża. Taki stan oschłości i opuszczenia wewnętrznego będzie trwał aż do uroczystości Bożego Narodzenia. A potem, mój Jezu? - zapytałam. Nie troszcz się o to - moja dobroć myśli o przyszłości.
Błagałam Pana Jezusa, by mi dał poznać te wady, których ja w sobie nie spostrzegam, a widzi je świętość Boża. Pan Jezus mi powiedział: Masz upodobanie w darach Bożych, które odbierasz - trzeba je sobie cenić i dziękować za nie Bogu, ale własne ja powinno być usunięte możliwie najdalej. Pamiętaj, że jesteś tylko przewodem łask, a mógłby nim być równie dobrze ktokolwiek inny. Łaski Boże otrzymujesz nie dla siebie, ale dla drugich, dla dobra dusz przeze Mnie umiłowanych, którym przez ciebie chcę powiedzieć, że je kocham, że dla nich kryję w swym Sercu łaski, które mogą odbierać w każdej chwili, byleby tylko z ufnością przychodziły czerpać ze zdrojów Zbawicie[l6]lowych .
Liczysz na własne siły. Kiedy udajesz się na modlitwę, już naprzód myślisz, jaki obrót weźmie twoja modlitwa, jak będziesz przeze Mnie przyjęta. Na modlitwę trzeba się udawać dla uwielbienia Pana Boga, trzeba mi oddać wszystkie władze duszy, bym mógł ich użyć dowolnie, na Mnie zdać resztę. Nie podoba Mi się także to, że z lękiem patrzysz w przyszłość. Czemu nie ufasz Mi zupełnie?

Odkryję ci całą twoją nędzę, ale na razie nie zniosłabyś jej widoku. W pokusach radź się spowiednika i kieruj jego wskazówkami. Pokusy też są łaską, bo dają duszy pole do walki.
Powiedz twojemu spowiednikowi, że kapłani za mało mówią o obecności Bożej w duszach - dzieciom. Powinno się o tym tak pouczać dzieci, jak o mojej obecności eucharystycznej. Mają one
bowiem Trójcę Przenajświętszą w swojej duszy, a nie wiedzą o tym. Nic dziwnego, że postępują niekiedy tak, jakby Boga w ogóle nie było. Zawahałam się czy mam to powiedzieć, a Jezus dodał z naciskiem: Ja żądam, byś to powiedziała.

15/ Ten sam wątek - pokory umysłu, serca i woli - podejmuje s. Leonia w liście do s. K. Chromik z 2 XII 1934 r. (L. 89), co wskazywałoby, że opisane przeżycia duchowe miały miejsce na przełomie listopada i grudnia 1934 r.

Dziennik, Zeszyt I (12)
Zapowiedź Jezusa spełniła się dosłownie. Przez cały miesiąc grudzień [1934 r.] trwały oschłości, cierpienie miłości.
Dzień 24 grudnia. Duszę napełniła błoga radość. Duszę całą przeniknęła tajemnica dziecięctwa Jezusa, Matki Najświętszej. Rozmawiałam z siostrami, a jednak nie traciłam z oczu Dzieciątka Jezus, które tuliło swą główkę złotą do Serca swej Matki, a mnie, swą małą siostrzyczkę, darzyło spojrzeniem [17] miłości, słodyczy i dziwnie pociągającego blasku. Wpatrywałam się oczyma duszy w to słodkie oblicze Dziecięcia Bożego tak długo, aż mi się nasunęła obawa, że tracę czas. Pan Jezus dostrzegł tę obawę, toteż z miłością powiedział: Nie tracisz czasu, trwając przy Mnie, choćbyś nic nie mówiła Bogu, owszem, oddajesz Mi chwałę i czerpiesz łaski.

Stań się i ty maleńką, razem będziemy wzrastać pod okiem naszej Matki, dla chwały Ojca niebieskiego. Czy chcesz być uczestniczką moich zabaw dziecięcych? Nauczę cię mojej zabawy. Kryję się często przed jakąś duszą i śledzę, czy Mnie szuka. Jeżeli to czyni pilnie, z miłością pragnie Mnie odszukać nie dla swej korzyści, ale dla mojej chwały, wówczas odzywam się z ukrycia: Jestem, jestem, przyjdź, znajdziesz Mnie, a we Mnie życie, szczęście, pokój i radość głęboką. Czasem znów daję znać o sobie, rzucając ogniste strzały miłości w dusze czy kamień udręczeń duchowych - jeżeli to dusza, która się odwróciła od Boga. Pozostań przy Mnie. Użyję cię za pośredniczkę. Swoją modlitwą umartwieniem, zaparciem się siebie będziesz brała z moich rąk ogniste strzały i trafiać będziesz w dusze grzeszników. Przyprowadź je potem do Mnie, razem we wspólnej zabawie miłości rozweselać będziemy oko przeczystej Matki. Niech was przyjdzie dużo, dużo, bo Ja kocham ziemskie dzieci. Sam stałem się im podobny. Odtąd dzieci mają we Mnie najlepszego przyjaciela, brata, najczulej kochającego ich ojca. Jeśli się nie staniecie jako dziatki, nie wnijdziecie do Królestwa Niebieskiego/16.

16/ Por. Mt l8,3.

[…] Brak od 12-27

Dziennik, Zeszyt I (27)
Przyjmuję twoje cierpienia wewnętrzne jako ekspiację za dusze, które szukają niedozwolonych rozkoszy. Będziesz cierpieć, jak ci to zapowiedziałem, przez cały czas karnawału. Skoro przejdziesz drogę ciernistą, którą ci wyznaczyłem, odpoczniesz w moim Sercu, pokrzepię cię nowym strumieniem pociech, a potem pogrążę cię znowu w oschłym cierpieniu, ale będzie to cierpienie obmyślane i dane przez Miłość. Nie lękaj się, Ja będę z tobą (por. Iz 43, 1-2).
Raz, kiedy wśród tych oschłości próbowałam zanurzyć swoją duszę w Bogu, odezwał się głos wewnętrzny: Daremne twoje usi łowania. Chcę, byś teraz cierpiała bez promyka pociechy, bez naj mniejszej ulgi. Twoje serce zdaje się być spragnione jak ziemia bez wody, jak więdnący kwiat bez rosy. To jest cierpienie, ale wiedz, że dusza, która chce żyć bez Jezusa, jest taką wyschniętą ziemią jest kwiatem bez życia. Cóż, że takiej duszy przyświeca — niby słońce - chwała i oklaski świata? Niestety, odurzona tym żarem, przyspie szy swój uwiąd, a ci sami, którzy dziś jeszcze darzą ją uśmiechem, jutro [52] zechcą deptać ten kwiat uwiędły jako badyl, pozbawiony krasy i woni. O, Ja nie chcę, by ten kwiat był zdeptany. Ja mam moc ożywić nawet to, co umarło. Moja Krew najświętsza posiada żywotne siły. Przesiąknęła nią rola Kościoła katolickiego; stała się żyzna, stała się zdolna umarłym nieść życie. Trzeba, by dusze ofiarne przyjęły dobrowolnie na siebie cierpienie, które niby prasa ściśnie je bólem, ale ten ból rodzić będzie życie w duszach zwię dłych i bezsilnych.
Jeżeli na nic zdobyć się nie możesz, powtarzaj Ojcu niebieskie mu: Z Panem Jezusem uwielbiam Cię, Ojcze; z Panem Jezusem kocham; z Panem Jezusem dziękuję Ci za odebrane łaski; z Pa nem Jezusem żyję dla Twojej chwaty. Możesz tak mówić dlatego, że istotnie żyję w twej duszy, choć tego nie odczuwasz, a wiedz, że nie jestem tam bezczynny. Żyję cały dla Ojca, ale w twojej duszy żyję dla Niego wespół z tobą. Każdy akt twego życia ode Mnie bierze swój początek. Jestem początkiem wszystkiego. Ja sam współdzia łam z tobą - twój Jezus, którego tak bardzo kochasz.
Pragnę, pragnę, pragnę, czy Mi odmówisz czego? Koniec kar nawału, ludzie zapominają o Mnie, jeżeli zapukam w tej porze do ich serc, nawet nie zapytają kto to. Nie pytają dlatego, bo się do myślają że to Jezus, [53] a oni dziś Jezusem zajmować się nie chcą, mają tańce, pijatykę, wesołe towarzystwo. Jezus w takich chwilach jest dla nich natrętem. Po cóż puka? -przecież nie mam czasu z Nim rozmawiać; czego żąda? -przecież Mu nie dam tego, co przeznaczone dla mojej wygody, dla moich zachcianek. Niech poczeka, aż siebie upoję, dam Mu ostatnie kropelki, których już nie wychylę. Byłem świadkiem takich myśli, nawet u dusz mej służ bie oddanych. Wiesz, moja Leonio, co zrobię? Wrócę i będę prosił o obiecane ostatnie krople. Może w tej chwili, gdy te dusze poda wać Mi będą bezwartościową kroplę napoju, zobaczą me wargi spalone, moją twarz wybladłą i oczy zalane łzami, może jeszcze dosłyszą w przedśmiertelnej agonii swych dusz, jęk mego bólu, może się ockną będą żałować... Wszystko zapomnę, przytulę do serca, uszczęśliwiony, że się znalazło to, co było zginęło (por. Łk 15, 6). Przysze dłem do ciebie dlatego, bo Mi tam czekać kazano, a Jaw tej chwili jestem spragniony. Czy Mi odmówisz czego? Ze łzami w oczach zapytałam: Czego chcesz, Jezu? Czego mam Ci nie odmówić? -Dokuczaj sobie na wszelki możliwy sposób, by Mi sprawić przyjemność. Szukaj umartwienia we wszystkim, jeżeli potrafisz to uczynić bez zwrócenia na siebie uwagi.
[54] W czasie karnawału słyszałam niekiedy głos Jezusa, ale nie sprawiało mi to zmiany w wewnętrznych oschłościach i opuszcze niu ducha. Cierpiałam, bo zresztą i Jezus przychodził najczęściej ze słowami skargi. Wreszcie, w Środę Popielcową [6 III 1935 r.], kiedy właściwie rozpoczyna się czas pokuty, Jezus napełnił moją duszę radością i rzekł: Ciesz się moją obecnością. Cierpiałaś, gdy świat się weselił. Ciesz się teraz, gdy świat dusz cierpi pod brze mieniem wyrzutów sumienia. Daję ci te radości nie dla samych tyl ko pociech, ale dlatego także, by cię przekonać, że Ja przemawiam do ciebie. Ja zapowiedziałem ci cierpienia, Ja oznaczyłem czas tych cierpień, Ja przychodzę teraz z pociechą, jakiej świat dać nie może. Odpocznij w moim Sercu, by nabrać siły do znoszenia cier pień, jakie cię jeszcze czekają.

Dziennik, Zeszy I (28)

Im większe radości zlewa Pan do duszy, tym większy jest póź niej ból, gdy się ukryje. Czasem dochodzi do takiego napięcia, że mimo woli dusza wspomina męki piekielne i błaga, nawet nieświadomie, choć o odrobinę spadającą ze stołu Pana (por. Mt 15, 27; Mk 7, 28), choć o kroplę ochłody. Raz wśród takich cierpień zapytał Pan Jezus, jak niegdyś Piotra po zmartwychwstaniu: Leonio, czy ty Mnie mi łujesz? (por. J 21, 16 i in) .Jak On - odpowie[55]działam: Panie, Ty wiesz, że Cię miłuję. Pan Jezus znowu zagadnął: Czy miłujesz Mnie więcej niż pociechy wewnętrzne? Jak echo powtórzyłam za św. Piotrem: Pa nie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię miłuję. Jeżeli Mnie miłu jesz - ciągnął Jezus - przyjmij z miłością cierpienia wewnętrzne. Ale niech o tych cierpieniach nikt nie wie, prócz spowiednika. Są to tajemnice królewskie, których zdradzać nie należy. Drogocen nych klejnotów nie wystawia się na jaw, bo złodzieje mogliby je wykraść.
Najboleśniejsze dla mnie było to, że w czasie postu nie mogłam, wskutek oschłości i niemożności głębokiego ukrycia się w Panu Jezusie, rozmyślać o Jego męce bolesnej. Klęczałam przed Panem Jezusem jak istota pozbawiona życia, którego jedyną oznaką jest oddech. Moim oddechem był najgłębszy, niczym niezmącony spo kój duszy, który mi był, wśród nocy doświadczeń wewnętrznych, harmonią śpiewającą tęskne melodie za jedynym przedmiotem mego ukochania. Raz Pan Jezus, który wiedział, co mi było najbo leśniejsze, odezwał się ze słodyczą: Chciałabyś przez kontempla cję zanurzyć się w moim bólu, by ze Mną współczuć. Wiedz, że da leko większą wyświadczam ci łaskę, pozwalając ci wespół ze Mną cierpieć. Dusza, która ze Mną współczuje, jest moją pociechą [56] ale dusza, która wespół ze Mną cierpi, staje się niejako drugim Chrystusem, bo przez cierpienie najwięcej upodabnia się do Nie go, a raczej Chrystus upodabnia ją do siebie, wyciskając w du szy rysy najbardziej upodabniające ją do Jezusa ukrzyżowanego, do Jezusa Zbawcy. Cierpienia wewnętrzne są szkołą rzeźbiarską gdzie Arcymistrz rzeźbi dowolne rysy. Są zarazem szkołą zdobni czą gdzie dusza najpiękniejszych nabywa ozdób. Przez cierpienia wewnętrzne Jezus tak postępuje z duszą jak młyńskie kamienie z ziarnem pszenicznym. Odrzuca plewy, miażdży wszystko, a samą czystość zabiera dla siebie, by w niej zamieszkać jak w Chlebie Eucharystycznym. Jeżeli Mi pozwolisz - dodał Jezus - wyniszczyć cię cierpieniem, tak postąpię z tobą.
Czy chcesz, cierpiąc sama, sprawiać radość Sercu twojego Je zusa? Jeżeli tak, to przychodź przed moje oblicze zawsze w szacie pokory. Małżonka na świecie wyrzeka się nieraz swojego gustu, by się tylko przypodobać temu, którego miłuje. Tak powinna czynić i moja oblubienica. Szczęśliwa, jeżeli wie, że tym strojem jest pokora, jeszcze szczęśliwsza, jeżeli pokorze pozwoli przeniknąć [57] całą swoją duszę, ale najszczęśliwsza — gdy dla miłości mojej umi łuje wzgardę samej siebie. Ciesz się, ilekroć dam ci odczuć własną twoją bezsilność i niegodność, bo radość stąd płynąca jest wonią pokory, która zachwyca moje Serce.

Dziennik, Zeszyt I (29)
Jesteś moją uczennicą. Oświecam cię sam i przez spowiedni ka, bo chcę ci dać poznać tajemnice, których własnym wysiłkiem nigdy byś nie pojęła. Jak sądzisz, czy człowiek na zawsze zosta je uczniem? Na świecie studia są poniekąd ograniczone. W mo jej natomiast szkole można być zawsze uczniem, bo Ja odkrywam coraz to nowe tajniki tej samej odwiecznej, niezmiennej Prawdy. Dusza przyjmująca te prawdy jest szczęśliwa jak dziecię na kola nach matki, która j e uczy słów modlitwy. W takim położeniu są moi kapłani. Duch Święty nigdy nie będzie im skąpić skarbów mądro ści Bożej, byleby tylko ufali mocno i przychodzili czerpać u źró deł wód żywych (por. Ap 7, 17; 21, 6). Kapłani w calej hierarchii Kościoła, począwszy od Ojca Świętego, poprzez biskupów, kapłanów, aż do ostatniego neoprezbitera, na którym co dopiero spoczęły ręce biskupa i łaska konsekracji, to są uczniowie wybrani, uprzywilejowani, których pouczam Ja sam, Mistrz wszechwiedzy. Są oni dla Mnie tym, czym apostołowie i uczniowie otaczający Mnie za życia mego ziemskie go. Ale jak wówczas dałem rozkazanie, by poszli na cały świat głosić moją naukę, tak i dzisiaj taką samą rolę spełniają [58] moi uczniowie - kapłani. I ty, moja oblubienico, której duszę napeł niam słodyczą prawd wiekuistych, staniesz się kiedyś apostołką mojej miłości, będziesz pomagać kapłanom, bo ciebie użyłem za narzędzie, przez które chcę przemówić do wielu dusz. Staniesz się matką duchową tych dusz, bo będziesz im podawać pokarm ukryty w moich słowach, które, jak ci to już mówiłem, odbierasz nie tylko dla twojej, ale dla wielu innych dusz.
Zraniłaś Serce moje, siostro moja, oblubienico moja (por. Pnp 4, 9), zraniłaś je gorącym pragnieniem miłości - ale jest to rana, która nie spra wia bólu, ale ulgę przynosi. Ja sam spowodowałem w twej duszy to pragnienie miłości, aby ulżyć swemu Sercu. Posłuchaj jego ude rzeń i wiedz, że pragnienie, by być przez ludzi kochanym, sprawia Mi niekiedy ból równy konaniu.
Mój Jezu - odezwałam się - przecież Ty cierpieć nie możesz, jakże mówisz o konaniu? Tak - odpowiedział Pan Jezus - Ja cier pieć nie mogę, ale żyjąc na ziemi, przeżyłem ten ból miłości odno śnie do każdej duszy i dopóki dusza żyje na świecie, jest dla niej ten ból aktualny, toteż zadaniem duszy wiernej jest przynosić Mi ulgę, pociechę, osłodę. Od duszy wybranej żądam czegoś więcej jeszcze. Powiedziałem ci, że przeżyłem ból miłości odnośnie do każdej duszy. Pomyśl, jak cierpia[59]łem na widok dusz, dążących na zatracenie. One ani tu na ziemi, ani w wieczności nie odpłacą Mi bólu miłości, a Ja tak tego pragnę. Liczę na moje wybranki, one Mi niczego nie odmówią, one się ofiarują za tych, którzy Mnie nie kochają. Czy chcesz, moja droga, należeć do ich liczby? Ja cię wybrałem, chodzi tylko o wielkoduszność z twej strony - wiel koduszność w drobnych rzeczach, powoli pójdziemy do większych i trudniejszych. Zwróciłaś uwagę na słowo „pójdziemy"? Użyłem go dlatego, że będzie to już współżycie z sobą. Jezus i Leonia będą podejmowali dla chwały Ojca ciche, ukryte przed wzrokiem niepo wołanych, coraz to większe ofiary, poniosą krzyż na Golgotę, by tam dokonać ostatecznej ofiary. Ja dokonałem jej już raz na krzy żu, ale z tobą i przez ciebie dokonam jej ponownie - mistycznie. Żadna dusza nie przeszłoby swojej kalwarii, skróconej oczywiście i złagodzonej, gdyby wespół z nią i w niej nie dokonywał jej Jezus ukryty w niej i w krzyżu danym do niesienia. "Dusza-Ofiara" powinna się wysilać, by coraz to nowe dowody miłości przynosic Mi w dani.

Czekałem na ciebie - szepnął Jezus, ledwie tylko weszłam do kaplicy. Posłuchaj: ustawicznie, ale to bez przerwy jestem z tobą. Podpatrują każdy twój ruch. Zdejmuję niejako fotografię każde go aktu twego życia, przedkładam Ojcu niebieskiemu. Tam po zostają te fotografie [60] niby obrazki filmowe, a gdy dojdziemy do ostatniego aktu, zabiorę cię do najukochańszego Ojca. Tam jednym spojrzeniem obejmiesz całe twoje życie, które było tylko jednym momentem, a dalszy ciąg tego filmu będzie już na łonie Ojca, w uścisku odwiecznej Miłości. Mój Jezu, ja chyba nie będę w niebie szczęśliwa, bo się będę wstydzić moich grzechów i chyba zawsze będzie mi towarzyszył ból, że Ciebie, moja Miłości, tak bardzo obrażałam na ziemi.
Moje dziecię. Do nieba nic zmazanego wejść nie może. Skoro tam będziesz z miłosierdzia Bożego, będziesz czysta, jasna, piękna pięknością twego Oblubieńca. Cierpienie i brak szczęścia w niebie są niemożliwe. Nie lękaj się. Co do bólu duszy płynącego z żalu - zamieni się on w hymn uwielbienia dobroci i miłosierdzia Boże go. Zresztą, czy już tu na ziemi nie odczuwasz upajającej radości we łzach żalu płynącego z miłości? Miłość potrafi ze wszystkiego korzystać.
Radek33
"Umrzesz na krzyżu cierpienia, jak Ja - wśród ciemności i trwogi. Już odtąd rozpocznij przygotowanie do śmierci. By umrzeć śmiercią ciała, według mojej woli, wpierw musisz umrzeć wszystkiemu, co nie jest Bogiem. Zapomnij o sobie. Myśl tylko o Mnie i sprawach Ojca mojego."