Szanowny Panie
@fartuszniak, przepraszam, ze pisze w tym wątku, ( stary w tzw. międzyczasie zlikwidowano). Na początek pozwole sobie na pewna systematykę i dokonanie podziału na posłuszeństwo osób świeckich i osób konsekrowanych. Ma bowiem znaczenie jaka drogę życiową wybraliśmy. Nie można pisać o kapłanie i dawać za przykład żołnierza.
Osoba świecka powinna być posłuszna przełożonemu czy rodzicowi, a granica posłuszeństwa "kończy się" jeśli otrzymujemy nakaz niezgodny z Przykazaniami. Co do władzy rodziców- to według tzw. starego Katechizmu dodatkowo dziecko ma swobodę wybory drogi życiowej i współmałżonka. Tu władza rodzicielska nie sięga.
Inną bajką są ŚLUBY, a składają je osoby świeckie i konsekrowane. Świeckie np. śluby małżeńskie. I tu juz powinno pojawić się zrozumienie wagi ślubów.
Mężczyzna opuszczający żonę i zakładający nową rodzinę – jest doskonałym przykładem osoby, która złamała złożony ślub. Nawet jeśli z nową kobietą żyje już przykładnie i kocha, oraz szanuje i jest wierny – to nikt go nie poklepuje po ramieniu i nie chwali, ze taki dobry, i oddany – bo niestety ciąży na nim fakt złamania ślubu. Naprawienie tej sytuacji wymagałoby powrotu i dotrzymania wszystkich składanych obietnic ( bo sama czystość w nowym związku to tylko część problemu, ślubował nie tylko wierność, ale też miłość i to, że będzie z nią aż do śmierci). Łamiesz ślub małżonku - jesteś w stanie grzechu.
Śluby osób konsekrowanych to zdecydowanie wyższa liga. Tu nie ma furtki, drobnego druczku z wyłączeniami, Bóg wiedząc o ludzkich słabościach powiedział , ze w sprawach spornych należy słuchać przełożonego, a rozliczony zostanie przełożony.
Dlatego chwalenie osoby, która wypowiedziała posłuszeństwo przełożonemu łamiąc tym samym ślub – przedkładając liczne przykłady gorliwości – jest tak samo nieroztropne jak chwalenie rozwodnika w sytuacji, którą opisałem powyżej.
Jeśli komuś zależy na zbawieniu takich ludzi, którzy łamią składane śluby – to nie popiera się grzechu, ale pomaga rozeznać sytuację i pomaga w zrozumieniu wagi obietnic składanych Bogu lub w obliczu Boga.
Zapytał Pan o sądzonych zbrodniarzy po wojnie – odpowiedź jest prosta – w myśl nauki KK – nie obowiązywało ich posłuszeństwo. Pytanie tylko czy wykonując rozkazy mieli w pełni świadomość zła, które popełniają. Dlaczego tak piszę? Przyszedł mi do głowy znany wszystkim komendant obozu w Oświęcimiu, który dopiero przed smiercią zdał sobie sprawę ( w pełni ) z tego co robił. Kiedyś znalazłem taki artykuł : Rudolf Hoess komendant Obozu Auschwitz-Birkenau
…Höss bez skrupułów wydawał rozkazy masowego mordu niewinnych ludzi, a z drugiej strony był przykładnym ojcem rodziny i dobrym mężem. Napisał: „Miałem dwie gwiazdy przewodnie, które nadawały kierunek memu życiu: moją ojczyznę, a później moją rodzinę”. Dwóch synów i trzy córki Hössa wiedziały, że w obozowych komorach gazowych morduje się ludzi na gigantyczną skalę, a ich ciała pali się w krematoriach. Dzieci Hössa wzrastały w atmosferze antyludzkiej ideologii i naśmiewały się z wiary w Boga. Już jego pięcioletni syn bluźnierczo wyrażał się o Bogu i o ludziach wierzących, a jego mama cieszyła się z tego.
Po klęsce III Rzeszy….Höss składał zeznania, przyznając się do odpowiedzialności za wymordowanie około 3 milionów Żydów oraz 2,5 miliona Polaków i obywateli innych narodowości. Amerykański psychiatra Martin Gilbert tak scharakteryzował Hössa: „W tym apatycznym niskim mężczyźnie nie było nic, co pozwalałoby przypuszczać, że ma się do czynienia z największym mordercą, jaki kiedykolwiek żył na świecie” (Psychology, s. 231).
…Prokurator Jan Mazurkiewicz tak relacjonuje rozmowę z Hössem, którą przeprowadził 4 kwietnia 1947 roku w wadowickim więzieniu: „W czasie tej rozmowy Höss wyraził się, że doszedł do przekonania, że popełnił ciężkie zbrodnie wobec ludzkości, a specjalnie wobec narodu polskiego, i że wprawdzie jest to za późno, jednak dopiero w polskim więzieniu odnalazł w sobie człowieka, którego na skutek służby w partii zatracił”. W więzieniu Höss odkrył wartość i skarb swojego człowieczeństwa, a to doprowadziło go do odnalezienia wiary w Boga. W liście do żony pisał: „wyrosły we mnie duże wątpliwości, czy również moje odwrócenie się od Boga nie pochodziło z fałszywych przesłanek. Było to ciężkie zmaganie się. Odnalazłem jednak swoją wiarę w Boga” (Autobiografia, s. 182).
4 kwietnia 1947 roku w więzieniu w Wadowicach Höss poprosił o spotkanie z katolickim księdzem. 10 kwietnia 1947 r. przyjechał do niego z Krakowa jezuita o. Władysław Lohn, który był profesorem dogmatyki na uniwersytecie Gregorianum w Rzymie i biegle mówił po niemiecku. Odbył on z Hössem wielogodzinną rozmowę. Po jej zakończeniu Höss złożył katolickie wyznanie wiary i oficjalnie powrócił do Kościoła Katolickiego. Pełen skruchy i wielkiego żalu za popełnione zbrodnie wyznał wszystkie swoje grzechy w sakramencie pokuty. Kiedy następnego dnia przyjmował Chrystusa w Komunii św., płakał, klęcząc na środku więziennej celi. 11 kwietnia 1947 roku w liście pożegnalnym do swojej żony prosił ją: „Moje chybione życie nakłada na Ciebie, Najukochańsza, święty obowiązek wychowania naszych dzieci w duchu prawdziwego, płynącego z serca człowieczeństwa” (Autobiografia, s. 180).
[
opoka.org.pl/…/milujciesie2014…