ŚWIĘTY GNIEW.

Wśród grzechów głównych występuje gniew.
Lecz w teologii chrześcijańskiej spotykamy się też z pojęciem świętego gniewu.
Czy ten stan gwałtownego uniesienia, raz może być reakcją, nad którą winniśmy, pod groźbą popełnienia grzechu ciężkiego, zapanować, zaś innym razem będzie wybuchem pożądanym i świętym? Czy to jednak nie paradoks, że tak poważny występek, w pewnych okolicznościach może całkowicie zmienić swe znaczenie?
Czymże zatem jest święty gniew?

Wzorcem świętego gniewu jest reakcja Jezusa na profanację świątyni jerozolimskiej przez handlarzy i bankierów. To przykład podarowany nam przez Najwyższy Autorytet.
Ten łagodny Jezus, unikający przemocy, niekiedy czule zwracający się do grzeszników, tym razem nie mówi: „drodzy bracia, może byście łaskawie przenieśli swój biznes na zewnątrz”; albo: „dzieci, rozumiem, że prowadzicie interesy, ale proszę bądźcie łaskawi choć o pół tonu ciszej”; nie mówi też: „odpuszczam wam to świętokradztwo, tylko idźcie stąd i nie wracajcie tu więcej”.
Nic z tych rzeczy.

Co robi Jezus? Ocenia, że to nie czas na dyskusję i pomimo posiadania argumentów teologicznych sięga po argument siły. Ukręca bicz z postronków, wymachuje nim, rozrzuca monety i wywraca  stoły, krzyczy, wypędza ze świątyni (por. J 2, 13-15).
Dlaczego tak się zachowuje?
Bo nie jest „letni”, a jego gniew stanowi emanację żarliwości, która z kolei wynika z miłości. Miłości do tego, co święte, a ponieważ wszelka świętość pochodzi od Boga, więc gniew Jezusa wynika z miłości do Ojca, który jest Świętością.
Jezus wpada w gniew z miłości.
Taki Boży „paradoks” – gniew będący wynikiem miłości.
 
Można więc wysnuć wniosek, że gniew jest święty, gdy jest sprowokowany naruszeniem porządku miłości ustanowionego przez Boga.

Gdy ktoś bezcześci to, co święte, gdy szargane są wartości lub, gdy jesteśmy świadkami rażącej niesprawiedliwości, święty gniew staje się naszym obowiązkiem. Jeśli go nie przejawiamy to znaczy, że tkwimy w stanie, przed którym ostrzega Apokalipsa Św. Jana:
„ Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś.
Obyś był zimny albo gorący!
A tak, skoro jesteś letni
i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzucić z mych ust”
 (Ap  3, 15-16).
Biada nam, gdy jesteśmy „letni” niczym skarcony Kościół w Laodycei, bo to stan najgorszy, stan letargu sumienia, a może już jego śmierci.

Piękną wykładnię świętego gniewu daje nam święty Jan Maria Vianney:
„ Muszę jednak ze św. Tomaszem tę zrobić uwagę, że jest także gniew święty, który pochodzi z gorliwości o chwałę Bożą (…) Bywa więc gniew słuszny i sprawiedliwy, który należy nazwać raczej gorliwością niż gniewem (…) Biada mu (duszpasterzowi – przypis mój, A.W.), jeżeli będzie milczał na widok obrazy Bożej i zguby dusz! Jeżeli nie chce się potępić, musi wzgardzić względami ludzkimi i wystąpić przeciwko nadużyciom (…) choćby go za to spotkała pogarda i nienawiść, choćby go miano zabić na ambonie (…) Gdy w waszej parafii są zgorszenia, a pasterze milczą, biada wam, bo widocznie Bóg was karze, posyłając takich duchownych ! Jeszcze raz powtarzam, że taki gniew jest święty, chwalebny i zalecony przez samego Boga. Cześć wam, gdy się takim unosicie gniewem!”
Czy przypadkiem nie nazbyt chętnie zapominamy o powołaniu do kapłaństwa powszechnego?

Ze spolegliwości, gdy trzeba wybuchnąć, nie tłumaczy nas obawa przed możliwymi konsekwencjami. Jezus też ryzykował; ryzykował pobicie, wyrzucenie ze świątyni, interwencję straży świątynnej, aresztowanie, egzekucję odszkodowania za zniszczony towar.
Trzeba uczynić i tę ważną tu dla nas uwagę, że proceder handlu w świątyni nie był dokonywany wbrew przepisom; handlarze mieli bez wątpienia stosowne uprawnienia wydane przez żydowskich urzędników; Jezus zaś podkreśla, że od początku tak nie było, a formalna moc rozporządzenia nie może być ważniejsza niż wartości oparte na niewzruszonym fundamencie Bożego prawa.

Gniew nie może jednak być skierowany przeciwko osobie, lecz zawsze przeciw złu, które jednakowoż czynią ludzie (por. Mt 5, 22).

Ciężkim grzechem jest nienawiść. Ale i ona może być moralnie usprawiedliwiona, a nawet stać się uczuciem błogosławionym właśnie wtedy, gdy nie jest ukierunkowana na osobę, ale na czynione zło. Nie wolno być obojętnym i pobłażliwym w stosunku do zła, bo to znaczy, że nie kocha się Boga, który jest Dobrem. Tu także dochodzimy do pojęcia „letniości”.

W sposób trafnie skondensowany zostało to ujęte w Księdze Przysłów.
„Bojaźnią Pańską -  zła nienawidzić” ( Prz 8, 13).
Kto nie nienawidzi zła nie kocha Boga, bo swą obojętnością lekceważy Jego przykazania.

I jeszcze przykład Prymasa Stefana Wyszyńskiego we wspomnieniach pani Róży Siemieńskiej. Otóż, Prymas miał kiedyś powiedzieć o kimś, kto zdradził Kościół i Polskę:
„Miałbym nieraz ochotę chwycić za kark, zrzucić ze schodów. Zaraz jednak przychodzi mi na myśl: a gdzie jest moja miłość nieprzyjaciół? Dla Kościoła to Judasz, dla Polski zdrajca, zdaję sobie sprawę, że sam nie wyjdę z mojej odrazy.”
Czyżby Prymas Wyszyński pałał krwiożerczą nienawiścią i żądzą zemsty? Nic podobnego; on żył miłością Boga i Ojczyzny. Dlatego nienawidził zła, które wyrządzał wspomniany zdrajca, lecz z całą pewnością modlił się o nawrócenie tego grzesznika.

Nienawiść do zła, nie do człowieka, święty gniew z miłości do świętości, gniew nie przeciwko osobie, lecz nikczemnym czynom.

Uczyńmy teraz krok w kierunku pojęcia patriotyzmu.
Nie ma tu potrzeby wyjaśniania czym jest patriotyzm.
Może tylko ogólnie zgódźmy się, że patriotyzm opiera się na wartościach. Ale też zdecydowanie przeciwstawia się temu wszystkiemu, co te wartości deprecjonuje, czy wprost niszczy.

Patriotyzm jako norma etyczna zajmuje ważne miejsce w nauczaniu Kościoła katolickiego.
Pojęcie patriotyzmu, ściśle złączone z pojęciem Ojczyzny (łac. patria - ojczyzna), Kościół wywodzi z czwartego przykazania Dekalogu: „Czcij ojca swego i matkę swoją”.
W takim ujęciu przykazanie to uzyskuje szerszy kontekst niż tylko imperatyw szacunku do rodziców, i stanowi moralny nakaz zachowania takiej postawy także w odniesieniu do Ojczyzny, uznawanej w tym szerszym znaczeniu za matkę, o czym pięknie, w sposób niepozbawiony świętego gniewu, mówił Święty Jan Paweł II:
„To jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć!”

Sądzę, iż zostało już dostatecznie wykazane, że istnieje święty gniew oraz, że jest on postawą tyleż chwalebną, co obowiązującą wszystkich, którzy uważają się za chrześcijan.
Chyba każdy się też zgodzi, że ów święty gniew musi znajdować zastosowanie w życiu patrioty postawionego w sytuacji bycia świadkiem działania osób i struktur na szkodę Ojczyzny. Dla patrioty – katolika święty gniew znajduje fundamentalne uzasadnienie właśnie w wierze chrześcijańskiej popartej nauczaniem Kościoła katolickiego.

A teraz spróbujmy odnieść rozważane tu pojęcia do sytuacji, która miała ostatnio miejsce w Parlamencie Europejskim, gdy część pochodzących z Polski europosłów wzięła udział w przygotowaniu, a następnie przegłosowaniu rezolucji wymierzonej w legalnie wybraną w demokratycznym akcie większość obecnie w Polsce rządzącą.
Akt wyborczy był legalny i demokratyczny, a ponadto wszelkie badania wskazują, że preferencje Polaków nadal się nie zmieniły, zatem rezolucja, o której mowa nie była wymierzona wyłącznie w  rząd polski, lecz w istocie jest rezolucją antypolską, antynarodową, antyobywatelską i antydemokratyczną.
Widać wyraźnie, jak ludzie, którzy utracili władzę w Polsce (w wyniku wyboru dokonanego przez Naród; co należy stale podkreślać), korzystając z pomocy obcych ośrodków dokonują próby zamachu na wolę Narodu, usiłują przy pomocy sił zewnętrznych wolę Narodu zdeprecjonować, a więc Naród prawa wyrażania swej woli pozbawić.
Nie sposób także nie dostrzegać, że ci, którzy deprecjonują nasz narodowy wybór, równocześnie deklarują przekonania i pomysły idące całkowicie na przekór tradycji Polski chrześcijańskiej. Jest to więc także próba zamachu na wierność łasce chrztu Polski.
Wszystko to jest czynione w celu odzyskania władzy postrzeganej przez nich jako konkretne profity -  stanowiska, przywileje, pieniądze; jakkolwiek wspierające ich ośrodki zagraniczne grają o stawkę znacznie wyższą.

W tym miejscu, od pojęcia Ojczyzny, patriotyzmu, narodowego honoru i narodowej dumy, od wierności łasce chrztu, w związku ze wspomnianym szarganiem i przehandlowywaniem tych wartości, uczyńmy pomost do pojęcia świętego gniewu, czy błogosławionego uczucia nienawiści do zła.
Jeśli, w obliczu arcyłotrowskich zachowań tych wszystkich zdrajców spod ciemnej gwiazdy zabiegających o zagraniczne poparcie przeciwko narodowemu wyborowi Polaków, ktoś potrafi jeszcze zachować spokój i ważąc słowa tuszować rzeczywistość, to powinien sobie uczciwie odpowiedzieć, czy wszystko w porządku z jego wiarą, katolicyzmem, patriotyzmem, człowieczeństwem. Czy przypadkiem nie zapadł już w stan „letniości”?

Ponieważ stan drętwej obojętności, póki co, mnie nie zagraża, dlatego w jednym z ostatnich tekstów, w stosunku do tych wszystkich kupczących Polską i naszymi wartościami, a także tych, którzy udzielają im do tego mandatu, użyłem określenia, którego słownikowa definicja zawiera się w dwóch punktach:
1. niemoralne prowadzenie się, niegodziwe postępowanie;
2. rozpusta, nierząd.

Słowo, które mieści w sobie te treści zostało jednak - w związku z dziarskim wkroczeniem cenz… pardon, Admina  - w moim tekście kilkakroć wykropkowane, a dokonujący tej czynności napisał, abym nie robił z Naszych Blogów – jak to uroczo był łaskaw ująć – „burdelu”.

Żeby wszystko było jasne; ja nie mam o to wkroczenie i wykropkowanie żadnej pretensji, ja pragnę tutaj jedynie wykazać, że nie zawsze użycie wulgaryzmu jest równoznaczne z obelżywością w stosunku do osoby. Bywają takie sytuacje, że wulgaryzm stanowi jedyne adekwatne narzędzie do opisu stanu faktycznego.

Jakby to zobrazować? Może spróbuję za pomocą przykładu i porównania.

Kiedy pewien chałturnik, który załapał się na fuchę posła zwrócił się do dziennikarki per „k…wo”, to mieliśmy do czynienia wyłącznie z obelżywością mającą na celu uzyskanie efektu poniżenia osoby, a zapewne także wyładowania własnej frustracji wynikającej z intelektualnej niemocy. Osobnik ów żadną miarą nie był w stanie wykazać swych racji, a na poparcie swego wulgaryzmu nie wskazał przecież żadnych dowodów.

Natomiast, gdy zwyrodniałe dzieci usiłują oddać w pacht swoją matkę, swego ojca, swoją rodzinę i do tego jeszcze całą ojcowiznę (pamiętacie? - „To jest moja matka ta Ojczyzna! (…) To są moi bracia i siostry!”) byleby w zamian płatnik właśnie ich uczynił administratorami pachtu, to czy określenie takich zachowań mianem „kurewstwa” jest czymś obelżywym, zbyt wulgarnym i pozbawionym podstaw?
Między przykładem obelżywego wulgaryzmu wspomnianego chałturnika a określeniem, którego dwupunktową definicję już tu przywołałem, użytym w odniesieniu do tych polskojęzycznych handełesów (bynajmniej nie starzyzną, czy gołąbkami handlujących), zachodzi dokładnie taka sama różnica, jak między gniewem a świętym gniewem. Sytuacja i intencja; to naprawdę robi różnicę.

Czy naprawdę ten robi „burdel”, kto usługi, jakie się w tym przybytku świadczy oraz płatności, jakie się za nie uiszcza, opisuje przy pomocy adekwatnych narzędzi (czytaj: słownictwa)?

Można się oczywiście łudzić, że jeśli pewnych zjawisk nie nazwiemy tak, jak one realnie wyglądają, to one od takiego nienazwania zmienią się i wypięknieją.
Można się zabawiać w konwencję zaklinania rzeczywistości, przy jej opisie sięgając po słownictwo zupełnie niczego nie wyjaśniające.
Można się bawić w tę grę dalej i zaklinać, że kupczenie Ojczyzną i wszystkimi wartościami to jest też jakaś wizja polityki, oczywiście niepopieranej przez nas, ale jednak.
Można zaklinać rzeczywistość i najpospolitsze, najgorszego autoramentu kurewstwo nazywać tak, jak nazwał je, absolutnie niezawodny w konwencji robienia ludziom wody z mózgu, pan redaktor Warzecha, czyli „odwołaniem się do społeczności międzynarodowej”.
Lecz, czy od takiego zaklinania „burdel” z tymi wszystkimi, którzy się w nim bezwstydnie ostentacyjnie i z lubością łajdaczą przestanie istnieć?
I czy tego typu zaklinanie nie jest zwyczajnym fałszerstwem?

Nawiasem mówiąc, redaktor Warzecha, od dawna odgrywający w tej zakłamanej konwencji swoją rolę, w cytowanej już sofistyce oznajmił, że nikt do Targowicy nie przystąpił, gdyż przystąpić nie mógł, bo Targowicy… nie ma.
Czy od kwestii, jaką redaktorkowi przydzielono do wypowiedzenia Targowica zniknęła, czy raczej będzie sobie spokojnie pączkować i fluktuować?
Odpowiedzcie sobie sami.

Tak więc, metoda „zaproponowana” przez pana cenz… Admina jest przeciwskuteczna. Makijażem eufemizmów „burdel” i jego stałych bywalców tylko nieco pudrujemy, lecz od tego ani „burdel”, ani bywalcy nie tylko nie znikają, ale swoją obecność zaznaczają jakby coraz bezczelniej.
No chyba, że ktoś tu ma poczucie, że istnienie tego rodzaju zjawisk to warunek jego przydatności; zwalczać więc, byle nie zwalczyć.
Ja bym wolał poczucia swojej przydatności na takim warunku nie budować.

Nikt mnie jak dotąd nie przekonał, że w stosunku do tego, co zbieranina polskojęzycznych handełesów z okazji 1050. rocznicy chrztu Polsce zafundowała, można użyć słów przesadnych, czy zbyt wulgarnych. Otóż oświadczam, że nie można; takie słowa w języku nie istnieją.

Swoją drogą, gdy Jezus zwracał się do faryzeuszów, więc tych, którzy w powszechnej opinii uchodzili za pośredników między Bogiem a ludem per „plemię żmijowe”, a innym razem oznajmił, że są dziećmi diabła (por. J 8,44), to dopiero musiało być uznane za obelżywość!

Czas na podsumowanie: gdy mianem „kurewstwa” określa się znaną grupę łajdaków, którzy od wielu lat bezwstydnie parają się zachowaniami, które całkowicie wyczerpują znamiona definicji tegoż właśnie pojęcia, to jest to wyłącznie niemal fotograficzny zapis czynów tego towarzystwa, słowem dokładne odzwierciedlenia stanu faktycznego.
A gdy operujący tym dosłownym zapisem motywowany jest wartościami najwyższymi, które zawierają się w triadzie - Bóg, Honor, Ojczyzna, to nie mamy do czynienia z żadnym robieniem „burdelu”, ani nawet żadną obelżywością, lecz jest to właśnie ów święty gniew, którego każdemu Polakowi szczerze życzę.

Bo, jak naucza św. Jan Maria Vianney, jeśli w takich sytuacjach nie zapałacie gniewem - biada wam!

Jeszcze raz powtórzę: nie mam pretensji do pana cenz… Admina za to, że skorzystał z mocy uprawnień, które posiada; pragnę jedynie, aby zrozumiano, że mieć uprawnienia, to nie zawsze znaczy – mieć słuszność.

"Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?" (J 7, 23).
 
http://naszeblogi.pl/61450-z-z...
http://www.fronda.pl/a/warzech...

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika ruisdael

22-04-2016 [12:27] - ruisdael | Link:

Święty gniew i...święte słowa!!!

Obrazek użytkownika Andrzej W.

22-04-2016 [20:28] - Andrzej W. | Link:

Dziękuję i pozdrawiam.
A.