Bp J. Pelczar: Pius IX i Jego Pontyfikat (17)

Część XVII – W Kraju Przywiślańskim

Z niepohamowaną zaciekłością gnębił rząd rosyjski Kościół i naród polski, chcąc osiągnąć pożądaną wielce jedność religijną i plemienną; w tym zaś dziele zniszczenia miał na usługi chciwe krwi i łupu wojsko czynowników, ciemne a przy tym fanatyczne duchowieństwo prawosławne, podburzoną przez Katkowa i innych opinię publiczną, wreszcie polskich i ruskich iskariotów. Jakie były jego zamiary, poznać można z memoriału, napisanego przez nieznanych autorów, który O. Gagaryn, jezuita, wykrył i w Journal de Bruxelles (1872) wydrukował. Mianowicie postanowiono zagładzić najprzód Unię w Chełmskiem, a potem Kościół łaciński; ponieważ zaś trudno było kilka milionów łacinników przedzierzgnąć od razu w schizmatyków, przeto starano się uskutecznić to stopniowo, do czego miały prowadzić następujące środki: oderwanie Kościoła katolickiego w t. z. prowincjach zabranych od Rzymu i nadanie najwyższej władzy duchownej metropolicie, nowa organizacja diecezji i konsystorzów, urządzenie kolegium katol. petersburskiego na nowych podstawach pod prezydencją metropolity, zamknięcie akademii duchownej i seminariów, a otwarcie natomiast kursów teologii po wszystkich uniwersytetach, zniesienie celibatu duchownych, zaprowadzenie Komunii pod obiema postaciami i języka słowiańskiego lub rosyjskiego w liturgii, wreszcie utworzenie „kościoła narodowego” pod kierunkiem „synodu katolickiego”, i połączenie go z cerkwią prawosławną. Plan ten przynajmniej w części wykonał rząd ze znaną przebiegłością i tyranią.

W Królestwie polskim wygnano do roku 1870 wszystkich biskupów, prócz X. Juszyńskiego, biskupa sandomierskiego (zm. 1880), i X. Majerczaka, wikariusza apost. kieleckiego (zm. 1869),— zniesiono dekretem z 23 lipca 1871 zarząd dla obcych wyznań Królestwa, wcielając go do ministerstwa spraw wewnętrznych,— obdarto duchowieństwo i poddano tak ścisłemu nadzorowi, że nawet na odpust lub pogrzeb sąsiada nie mogli kapłani wyjeżdżać bez zezwolenia rządu, — zaprowadzono język rosyjski w administracji, sądownictwie i szkołach, tak wyższych jak niższych, i zrusyfikowano uniwersytet warszawski (1869); dla rozdzielania zaś społeczeństwa, podburzano lud prosty, ukazem z 2 marca 1864 uwłaszczony, przeciw duchowieństwu i szlachcie, trzymając się planu nakreślonego przez Mikołaja Milutyna. Krom tego, pod opieką rządu szerzyło się prawosławie, tak że w r. 1871 było już w Królestwie 54 cerkwi schizmatyckich i jeden klasztor we wsi Jabłocznie, a w jednym roku 1875 przybyło w siedmiu zachodnich guberniach 85 cerkwi. Aby rychlej dojść do celu, starano się z jednej strony skłonić biskupów wygnanych do rezygnacji (1872), z drugiej uzyskać w Rzymie zatwierdzenie kolegium petersburskiego, które dotąd było pod klątwą, i koncesję na wprowadzanie języka rosyjskiego do liturgii, obiecując natomiast zezwolić na obsadzenie kilku stolic biskupich. W tym celu nie tylko ajent rosyjski Kapnist szturmował ciągle do Watykanu, ale zapędzali się tam wielcy książęta (Włodzimierz, Michał) i sama carowa. Mimo to Stolica św. odrzuciła stanowczo to żądanie, słusznie odpowiadając, że nie ma wcale Rosjan katolików; toż samo nie uprawniła ówczesnego składu kolegium, natomiast zaś weszła w układy co do obsadzenia biskupstw, by opuszczonym owieczkom dać znowu pasterzy. (…)

Zaledwie wieść o układach doszła do Berlina, wnet inspirowane przez ks. Bismarka dzienniki jęły głosić, że w zbliżeniu się Rzymu do Rosji francuskie przeciw Prusom i Włochom ukrywają się intrygi. Chociaż wyjaśnienia, których dostarczył Watykan, równie były oczywiste jak stanowcze, i nie było nawet śladu jakichś knowań przeciw Prusom, ks. Bismarck nie tylko

się nie zaspokoił, ale użył nawet podstępu. Oto wymyśliwszy spisek Westerwella, kazał zabrać papiery X. Koźmiana i przesłać je do Petersburga, z tym komentarzem: „Papież zamianował arcybiskupa poznańskiego prymasem całej Polski, z jurysdykcją na cały kraj pod panowaniem cesarza rosyjskiego będący; kanonik Koźmian, jak się pokazuje, jest głową tajemnej na granicach Rosji ustanowionej nuncjatury, która rządzi katolickimi poddanymi Rosji”.

Książę Gorczakow zażądał zaraz wyjaśnienia z Watykanu i otrzymał od kard. Antonellego odpowiedź tej treści, „że godność prymasa otrzymywali dotąd wszyscy arcybiskupi gnieźnieńscy, jako przywiązaną do ich stolicy, żadnego jednakże nie mają oni zwierzchnictwa nad biskupami, — tego nikomu Stolica św. tak w granicach, jak i poza granicami Rosji nie udzieliła i udzielić nie może. Nie mając zaś urzędowej drogi do znoszenia się z klerem i katolikami w tym państwie, zmuszoną została szukać innych sposobów, od których nikt i nic zwolnić jej nie może”. W tym właśnie czasie niektóre dzienniki polskie, czy nierozumne czy też złośliwe, poczęły wołać w niebogłosy, że papież układa się z Rosją na zgubę Polski, gdy tymczasem papież myślał właśnie nad tym, jakby sparaliżować intrygi pruskie i przyjść w pomoc Kościołowi w Polsce. (…) Po długich układach udało się Piusowi IX zamianować kilku nowych pasterzy, lecz nie mógł uzyskać przywrócenia wygnanych, z wyjątkiem jednego X. Fijałkowskiego (…).

Mimo ucisku i ubóstwa podniosło się duchowieństwo w Królestwie polskim, osobliwie zaś w diecezjach warszawskiej, kujawsko-kaliskiej i kieleckiej, i podźwignął się ogólny poziom moralny. Niestety, liczba kapłanów była i jest za małą, by zadośćuczynić wszystkim potrzebom ludności, co tym więcej daje się uczuć, że z jednej strony socjalizm przez emisariuszów z Rosji i Szwajcarii wśród klasy zwłaszcza rzemieślniczej zapuszcza swe sieci, z drugiej pozytywizm w młodszym pokoleniu, demoralizowanym systematycznie przez szkoły rządowe, znajduje dosyć wielbicieli. (…)

Smutniejszym nierównie był i jest dotąd stan Kościoła w t.z. zabranych prowincjach. Jak się już rzekło wyżej, zniesiono tam dwie diecezje: kamieniecką (1866) i mińską (1869),*) a seminaria zamknięto, tak że w r. 1880 było tylko jedno seminarium w Wilnie, i to poddane prawieniu, to jest, rządowemu kierownictwu. Do konsystorzów wprowadzono język rosyjski i świeckich sekretarzy, by odgrywali rolę szpiegów; nadzór nad nimi miało kolegium duchowne, podległe prokuratorowi świeckiemu. Krom tego zabrano wszystkie fundusze duchowieństwa katolickiego, wyznaczywszy mu natomiast szczupłą pensję, i to tylko tym kapłanom, którzy są przy kościołach etatowych. Odtąd obowiązki duchowieństwa poczytane zostały za służbę rządową, od woli czynowników zupełnie zawisłą, tak dalece, że żaden ksiądz katolicki do sprawowania obowiązków duchownych dopuszczony być nie może bez pozwolenia gubernatora, a takie zezwolenie nie pierwej bywa danym, póki policja miejscowa nie da w tym względzie opinii. Nakazano przy tym, aby obejmujący zarząd parafii, lub przyjmujący jaki stopień w hierarchii duchownej, wykonywał przysięgę na wierność tronowi.

Duchowni nie mogą wydalać się poza obręb swojej parafii, ani też udzielać Sakramentów obcym parafianom, i zostają pod ciągłą kontrolą, jak niemniej ich kazania i nabożeństwa, a biada im, gdyby w jakikolwiek sposób znosili się z Rzymem, zaprowadzili jakieś bractwo, zwłaszcza Serca Jezusowego, lub wyjawili uczucia patriotyczne. Ponieważ język polski, wyparty z urzędów i szkół, schronił się do kościołów, przeto rząd postanowił wyrugować go stamtąd, a natomiast zaprowadzić w obrzędach i kazaniach język rosyjski, by w ten sposób utorować drogę schizmie. W tym celu wydany został ukaz z 31 stycznia 1870 roku, mocą którego zniesiono ukaz cara Mikołaja, wzbraniający wprowadzania języka rosyjskiego do kościołów katolickich, pozwolono katolikom, protestantom i członkom innych wyznań używać tegoż języka w czasie nabożeństwa, byleby tylko parafianie przedłożyli odnośną prośbę swemu proboszczowi, ten zaś zwrócił się do władzy duchownej, a władza odniosła się do ministra spraw wewnętrznych. Ukaz ten zezwala jedynie na używanie języka rosyjskiego, tymczasem rząd nie tylko wywarł na rządców diecezji proboszczów straszny nacisk, ale układał adresy do cara i kazał je podpisywać najprzód czynownikom, potem gminom. Oparł się temu silnie świątobliwy biskup żytomierski X. Kasper Borowski, i został niebawem wywieziony do Permu (8 sierp. 1870), skąd dopiero w r. 1882 wrócił do Płocka. W ślad za nim poszedł na wygnanie do Symbirska administrator X. Adam Kruszyński (1876) , po czym seminarium żytomierskie zwinięto, a kleryków przewieziono do Wilna. Przedtem jeszcze (1870) skazano na mieszkanie do Mitawy X. Aleks. Bereśniewicza, sufragana biskupa żmudzkiego X. Mac. Wołonczewskłego i zamknięto lub przemieniono na cerkwie schizmatyckie wiele kościołów rz. katolickich. Srogie nader katusze ponosiła Litwa. Nie dosyć, że ją ciemiężyli okrutni satrapowie: Murawiew, Kaufman, Potapow itp. jeszcze na jej wiarę godzili właśni synowie, a do tego duchowni.

Podczas gdy prawowity pasterz, X. Adam Stan. Krasiński, na wygnaniu w Wiatce tęsknił za swymi owieczkami, przewrotny prałat wileński, X. Piotr Żyliński, wdarł się po śmierci X. Bowkiewicza (1866) w rządy diecezji, by ją przy pomocy podobnych do niego duchem X. Jana Niemekszy i X. Edwarda Tupalskiego wtrącić w otchłań prawosławia. Wprawdzie X. Tupalskiego dosięgła wkrótce (8 maja 1872) ręka sprawiedliwości Bożej, lecz zastąpiły go inne, niemniej podłe narzędzia. Według ułożonego z rządem planu, już w r. 1869 wydany został, oprócz książki do nabożeństwa i ewangeliarza, rosyjski „trebnik“ czyli rytuał, który dyrektor wyznań hr. Siewers kazał biskupowi Staniewskiemu rozesłać po dyecezyach. Intruz Żyliński wydał natychmiast rozkaz, by wszyscy księża przyjmowali ten trebnik i stwierdzali przyjęcie swoimi podpisami; osobiście zaś objawił myśl swoją na zgromadzeniu duchowieństwa w Wilnie, przy czym z dumą podniósł, że podczas pobytu w Petersburgu dane mu było ucałować rękę carską. Wówczas 4 członków kapituły, 4 dziekanów i około 60 proboszczów lub wikariuszów oświadczyło się za rusyfikacją dodatkowego nabożeństwa, natomiast 7 kanoników, 29 dziekanów i 600 proboszczów lub współpracowników nie chciało sprzeniewierzyć się sumieniu. (…)

Najcięższa dola spotkała Unię w Chełmskiem, bo ją żywcem wtrącono do grobu. Jeszcze za rządów biskupa Kuziemskiego (1868—1871) znosił się przewrotny X. Marceli Popiel z hr. Tołstojem, prokuratorem synodu i ministrem wyznań, i obiecywał dobić Unię, byleby go zrobiono naczelnikiem diecezji i oddano wszelką władzę w jego ręce, z prawem rozkazywania nawet policji i wojsku. Życzeniom jego stało się zadość; po wyjeździe X. Kuziemskiego zamianowano go administratorem diecezji chełmskiej (16 mar. 1871 w. sk.), a krom tego wyrobił minister u cara ukaz tej treści: „użyć wszystkich środków, aby tę sprawę przeprowadzić”. Popiel postanowił działać oględnie, poznał już bowiem dobrze usposobienie duchowieństwa i ludu. Przede wszystkim postarał się o pomocników do niecnego dzieła, a w tym celu nie tylko otoczył się takimi zausznikami, jak Krynicki, Ławrowski, Cybik, Djaczan, Hoszowski i t. p., ale ściągnął z Galicji nowy zastęp księży, gotowych w każdej chwili odegrać rolę Judasza, i zwerbował do seminarium mnóstwo hołoty, którą już po kilku miesiącach, najdalej zaś po dwóch latach, święcił bułgarzyn Józef Sokolski, ten sam, co z rąk Piusa IX otrzymał był r. 1861 konsekrację biskupią, a potem dał się wywieźć do Kijowa. Równocześnie począł oczyszczać kościół katedralny ze wszystkiego, co przypominało Unię, i zniósł wiele dawnych świąt lub obrzędów. Po niejakim czasie wezwał dziekanów, by te same zmiany zaprowadzili w swoich dekanatach, a podobne instrukcje przesłał gubernatorom — siedleckiemu Gromece i lubelskiemu Boćkowskiemu, którzy naczelnikom powiatów nakazali czuwać nad ich wykonaniem. Niektórzy dziekani, jak Sew. Ulanicki, Aleks.

Koncewicz, Cyr. Chruściewicz, poddali się; mimo to księża dawniejsi nie przyjęli tych zmian, wskutek czego wielu z nich skazano na grzywny, kilku wyrzucono z parafii i ukarano więzieniem lub wygnaniem, a czterech wydalono za granicę (r. 1872). Tylko przybysze z Galicji nie wahali się spełnić woli intruza, ale lud, znający się na obrzędach, odrywał ich od ołtarza i wyrzucał z cerkwi, za co go znowu rząd karał kontrybucjami. (…)

Mając nieograniczoną władzę w ręku, wydał Popiel, w porozumieniu z Tołstojem, okólnik do duchowieństwa p. d. 2 października 1873 i wezwał takowe, by oświecało lud, że „obrzędy, przyjęte samowolnie z latynizmu, winny być usunięte”, i aby od 1/13 stycznia 1874 r. poczęło odprawiać nabożeństwo według dołączonej instrukcji, to jest, na modłę schizmatycką. Nim jeszcze termin ten nadszedł, kazał Popiel kilkunastu księży uwięzić, snadź dla postrachu, a równocześnie naczelnicy powiatowi objeżdżali dekanaty i odbierali od księży deklarację, czy

się zechcą poddać okólnikowi, czy nie. Tych, którzy dali odpowiedź odmowną, słano do Chełmu, by tam powtórzyli swoją deklarację; po czym mieli być uwolnieni od obowiązków i puszczeni wolno. Tymczasem jednych wtrącono do więzień, innych zasłano na wygnanie do Rosyi, innych oddano pod ostry nadzór policji, jeżeli im nie udało się wcześnie wyjść za granicę. W ogóle, dawniejsi księża krajowi stali twardo przy Unii, pominąwszy nieliczną garstkę małodusznych; za to wszyscy księża galicyjscy (z wyjątkiem X. Emiliana Piaseckiego) i wszyscy wyświęceni przez Sokolskiego (z wyjątkiem X. Józefa Lipińskiego) zgodzili się łatwo na apostazję.

Śladami cnych pasterzy poszedł lud unicki, osobliwie na Podlasiu. Ponieważ po wsiach pełno snuło się wojska i zbirów, przeto gromadzono się zwykle w nocy i to po gęstych lasach, przesyłając sobie umówione hasło: „będzie wesele”. Zaczynały się te wiece od wspólnej modlitwy, w której jeden z poważniejszych gospodarzy przewodniczył, a kończyły przysięgą, że nikt wiary nie porzuci. Przyszedł wreszcie dzień 1 stycznia 1874, według starego kalendarza. Lud przybył swoim zwyczajem do cerkwi i przypatrywał się bacznie nabożeństwu. Jedni kapłani odprawiali je po dawnemu, z wielką ludu pociechą. Słabsi na duchu udali chorych, albo tłumaczyli się przed ludem, dlaczego wprowadzają niektóre zmiany. Inni zastosowali się całkowicie do instrukcji Popiela. Tym lud złorzeczył, nawet w kościele, a niektórych wytrącił za drzwi i klucze cerkiewne z sobą zabrał. Ale wnet przybywał naczelnik powiatu z komendantem wojska, by wedrzeć się do cerkwi, którą lud piersiami swymi, niby murem żywym, otaczał. Wtenczas to przyszło w kilku miejscach do rozlewu krwi.

Do Drelowa n. p. nadciągnął naczelnik powiatu major Kotów z oddziałem wojska pod komendą kurlandczyka Beka. Obydwaj wzywali lud do rozejścia się i wydania kluczów, ale lud się nie ruszył. Kiedy Bek kazał wojsku uderzyć bronią sieczną, lud porwał za koły i kamienie, a nawet zdobył kilka karabinów, tak że dowódca dał znak do odwrotu i zapytał się telegrafem w Petersburgu, co ma dalej począć. „Pierebit wsiech”, wymordować wszystkich — taka przyszła stamtąd odpowiedź.

Bek rozkazał nabić broń, ale ślepymi ładunkami, i wystrzelić. Nastąpiła chwila uroczysta. Lud widząc, że nikt nie zginął, przez jednego ze starszych gospodarzy, nazwiskiem Semen Pałuk, oświadczył Bekowi: „Strzelaj na prawdę, jeśli masz władzę, jesteśmy gotowi zginąć wszyscy, słodko jest umierać za wiarę”; po czym wszyscy poklękawszy, zaśpiewali pieśń pobożną. Natychmiast zaświstały roje kul, i oto pięciu męczenników przybyło niebu, kilkunastu zaś włościan odniosło rany. Reszta uszła w popłochu, a za uciekającymi puściło się rozjuszone wojsko, by nieszczęśliwych katować, wiązać i prowadzić do więzień. Działo się to 17 stycznia 1874.

Straszliwą była katastrofa w Pratulinie, na Podlasiu (26go stycznia). Kiedy lud nie chciał wpuścić do cerkwi galicyjskiego intruza Urbana, zjechał tamże, na rozkaz okrutnego gubernatora Gromeki, naczelnik powiatu Kutanin. Zrazu chciał tenże uspokoić lud i w tym celu użył pośrednictwa włościanina Pikuły, powszechnie szanowanego w całej okolicy. Pikuła stanąwszy przed ludem, dobył z pod sukmany krzyżyk, padł na kolana i począł wymawiać głośno słowa przysięgi, które lud wszystek klęcząc za nim powtarzał: „Przysięgam na moje siwe włosy, na zbawienie duszy, tak jak pragnę oglądać Boga przy skonaniu, że na krok nie ustąpię od naszej wiary i żaden z moich sąsiadów tego uczynić nie powinien. Święci męczennicy tyle mąk ponieśli za wiarę, nasi bracia za nią krew przelali, i my także będziemy ich naśladować”. Zaledwie dokończył tych słów a już przybiegli żandarmi i porwali go do więzienia. Tedy dowódca wojska Stein, rodem Niemiec, wezwał lud do poddania się, a kiedy to nie pomogło, kazał wojsku przy puścić atak na bagnety. Włościanie chwycili za kije i kamienie, czym rozjątrzony Stein zakomenderował ogień plutonowy. Natychmiast lud zaprzestał obrony, a rzuciwszy się na kolana, począł śpiewać „Święty Boże“ i „Kto się w opiekę”. Kule leciały jak grad, padali zabici i ranni, nie wydając ani jednego jęku, śpiew tymczasem nie ustawał. Padło wówczas trupem dziewięciu, a czterech umarło tejże doby z ciężkich ran. Lżej rannych było wielu, do więzień zaś dostało się około osiemdziesięciu. Ciała pomordowanych zostawiono na cmentarzu, aby tym widokiem złamać opór ludu; ale skutek był wręcz przeciwny, bo lud zapalał się raczej do poniesienia męczeństwa, ciesząc się, że ma orędowników w niebie. (…)

Tymczasem zmieniono tylko sposób postępowania, i zamiast mordów użyto wygłodzenia. Rozlokowano bowiem wojsko po wsiach i nie tylko nakładano na mieszkańców ogromne kontrybucje w pieniądzach, ale zabierano im wszystkie zapasy i cały dobytek. Krom tego katowano ich bez litości, tak mężczyzn jak kobiety i niedorostków, przy czym niejeden pod nahajkami wyzionął ducha. Dzikiem okrucieństwem odznaczyli się wówczas naczelnicy Klimeńko, Czujkow, Kotów, major Gubaniew, a szczególnie Golowiński, który raz 30 kobiet kazał oćwiczyć rózgami, że krew zaczerwieniła ziemię, kiedy indziej zaś dziewczynę, omdlewającą pod batem, dobił sam nahajką. Lud, przywiedziony do rozpaczy, opuszczał swe domy i wśród ostrej zimy przenosił się do lasów, jakby katakumb podlaskich. (…)

13 maja 1874, wyszła encyklika „Omnem sollicitudinem“, wystosowana do arcybiskupa lwowskiego Józefa Sembratowicza i wszystkich biskupów ruskich, w której Pius IX napiętnował silnie samozwańca Popiela, a natomiast pochwalił „Rusinów chełmskiej diecezji, którzy woleli raczej wycierpieć wszelakie złe, a nawet życie swe na niebezpieczeństwo narazić, aniżeli ponieść na wierze uszczerbek i odstąpić od katolickich obrzędów“.

Encyklika ta, przełożona we Lwowie na język polski, dostała się niebawem do Chełmszczyzny i podniosła na duchu unitów. Za to rząd rosyjski nie tylko kazał polować za encykliką, ale rozszerzył przez Popiela kłamliwą wiadomość, że papież chce skazić obrządek wschodni i targa się na władzę cesarską; chcąc zaś znaleźć pozorny powód do nowych bezprawi, podburzył przez nasłanych emisariuszów rozdrażniony już lud przeciw księżom intruzom, w skutek czego niejednego z tychże wyrzucili z cerkwi i plebanii. Natychmiast sotnie kozaków i całe pułki wojska rozsypały się znów po Podlasiu, by nieszczęśliwych obdzierać do ostatniego kawałka chleba, słać setkami do więzień lub w głąb Rosji i bić tak okrutnie, że aż ciało odpadało od kości. Przede wszystkim katowano poważniejszych w gromadzie, albo ich słano na wygnanie. Tak n. p. z Białej wyszło jednego dnia 120 mieszczan, śpiewając w drodze do kolei pieśni pobożne, a na ich twarzach nie widać było rozpaczy nawet wtenczas, gdy się żegnali z żonami i dziećmi. Zaiste, część tym męczennikom XIX wieku!

Z drugiej strony czynowicy moskiewscy przypomnieli onych starostów za Decjusza. We wsi Czołomyjach jeden z nich — Kaliński — wygnał wszystkich mieszkańców w pole i wśród trzaskającego mrozu trzymał ich całą dobę bez pożywienia. Później puszczono lud, ale za nim wpadło do domów dzikie żołdactwo, otrzymawszy rozkaz od dowódcy: pohulać! W miasteczku Łomazach spędzono osobno mężczyzn, a osobno kobiety i dziewczęta, które zamknięto w ujeżdżalni; po czym naczelnicy Aleszko i Gubaniew odezwali się do mężczyzn: „No podpiszcie się, że przyjmujecie cyrkularz i będziecie chodzić do cerkwi”. Odebrawszy odpowiedź odmowną, krzyknęli podli barbarzyńcy: „A więc, kozaki, marsz do rajtszuli, i diełajtie z żenszczynami, czto chotite”. Kozacy wpadli natychmiast do ujeżdżalni, a mężczyźni, posłyszawszy rozpaczliwe krzyki swoich żon i córek, z rozdarłem sercem podpisali. Prześladowanie tak okrutne i tak długo trwające złamało wreszcie hart u słabszych, zwłaszcza gdy im złe duchy w postaci złych księży szeptały ciągle: poddajcie się, a będziecie mieć pokój. (…)

Dla ugruntowania niecnego dzieła, w miejsce wygnanych lub uwięzionych księży sprowadzono niemało popów prawosławnych zza Bugu; aby zaś unici nie mogli szukać pociechy w kościołach łacińskich, nie tylko liczbę tychże zmniejszono, ale wzbroniono najsurowiej duchowieństwu łacińskiemu udzielać unitom Sakramentów lub wpuszczać ich do kościołów. Wydano nawet ukaz, aby żaden kapłan łaciński nie ważył się chrzcić dzieci zrodzonych z małżonków, należących do obrządku łacińskiego i unickiego, który to edykt Kotzebuego (z 25 paźdz. 1875) administrator diecezji warszawskiej, słabego ducha X. Stan. Zwoliński, duchowieństwu zakomunikował. Wielu z nich chciało się ratować przyjęciem obrządku łacińskiego, ale małoduszny biskup lubelski, X. Walenty Baranowski, nie miał odwagi iść śladami XX. Felińskiego, Krasińskiego, Popiela itp. i publicznie ogłosił, że przechodzenie z obrządku grecko-unickiego na rzymsko-katolicki jest wzbronione, tak przez bulle papieskie, jak „przez rozporządzenia rządowe” (15 paźdz. 1874). (…)Co do kapłanów unickich, którzy nie splamili się apostazją, 74 internowano w kraju, kilku zapędzono w odleglejsze gubernie, a prawie 70 ratowało się ucieczką do Galicji. (…)

[Pius IX] z odwagą apostolską potępił bezprawia rządu carskiego. Kiedy 30 kwietnia 1877 r. stanęła przed nim pielgrzymka sabaudzka, wyrzekł do niej między innymi te słowa :

„W tych dniach, w chwili, kiedy to mówię, wielkie mocarstwo heretyckie wyprowadziło w pole liczne armie, uzbrojone w straszliwą artylerię, i oto w tym celu, aby ukarać inne mocarstwo niewierne, któremu zarzuca, że rządzi niesprawiedliwie i uciska bardzo swych poddanych, którzy należą do tej samej heretyckiej religii. Bój już się rozpoczął i nie wiem, które z tych dwóch mocarstw zwycięży. To wiem tylko, że na jednym z tych mocarstw, które się nazywa prawosławnym, a które jest schizmatyckim, ciąży straszliwa ręka sprawiedliwości Bożej, wskutek srogiego prześladowania katolików, które rozpoczęło się od tylu lat, a do tej chwili jeszcze nie zaprzestało” .

Słowa te sprawiły w świecie ogromne wrażenie, bo było to właśnie w początkach wojny rosyjsko-tureckiej (…) Wprawdzie wojna z Turcją wypadła w końcu pomyślnie dla oręża rosyjskiego, ale wewnątrz kraju powstał wróg srogi i niebezpieczny, jakby mściciel krzywd, zadanych Kościołowi i milionom dusz — nihilizm, dążący nie tylko do obalenia monarchii, by na jej gruzach wznieść republikę socjalistyczną, ale też do wywrócenia samych podwalin społecznych. Rozgałęziony we wszystkich warstwach, bo nawet w wojsku i seminariach prawosławnych, już w r. 1862, w okólniku herszta anarchistów Bakunina, ogłosił swój program ; później zaś zaznaczył się to okropnymi pożarami, których pastwą padały całe miasta, to zamachami na życie urzędników i samego cara, jak n. p. Karakasowa w r. 1866, Sołowiewa w r. 1879 i wielu innych. Opatrzność Boża zasłoniła po kilkakroć Aleksandra II i dopiero 13 mar. 1881 wypisała mu baltazarowe Mane…; w tym bowiem dniu, rzucone przez nihilistów na ulicy Petersburga, zdruzgotały mu nogi i rozerwały wnętrzności, poczym wśród okropnych bólów życia dokonał.

Leon XIII starał się przyjść w pomoc nieszczęśliwej cząstce owczarni swojej i już w roku 1880 nawiązał układy z carem Aleksandrem II, a po jego śmierci z Aleksandrem III (1881—1895), które z jednej strony prowadził nuncjusz Jacobini, z drugiej ambasador ros. Ubrył w Wiedniu i urzędnik Masołow. Nie bez trudności przyszła wreszcie do skutku ugoda (1882), obejmująca kilka ważnych punktów, jak obsadzenie sześciu stolic biskupich (warszawskiej, sandomierskiej, lubelskiej, płockiej, wileńskiej, łucko-żytomierskiej), uregulowanie kościelnej administracji w kilku innych diecezjach, zamianowanie sufraganów, otwarcie seminariów we wszystkich diecezjach i zabezpieczenie wolności wychowania duchownych, postanowienie pewnych norm dla akademii duchownej w Petersburgu, wreszcie usunięcie niektórych rozporządzeń rządowych, odnoszących się do duszpasterstwa. Było to również wielkim zwycięstwem, że tak na biskupów diecezalnych jak na sufraganów powołani zostali mężowie światli i dobrego ducha, podczas gdy zacni wygnańcy, arc. Feliński i bisk. Krasiński, wrócili do ojczyzny, otrzymawszy po złożeniu rezygnacji tytuły innych stolic. O wprowadzeniu języka rosyjskiego do nabożeństw dodatkowych nie było już mowy, bo rząd znał już dobrze zapatrywania Stolicy św.; lecz z drugiej strony nie dał się skłonić do jakichkolwiek ustępstw na rzecz unitów, uważając ich za prawosławnych. (…) Dopiero następca Aleksandra III (f 1895) Mikołaj II, po nieszczęśliwej wojnie z Japonią, ogłosił 30 kwiet. 1905 r. edykt tolerancyjny, w skutek czego do 200.000 dawnych unitów przeszło na łono Kościoła rzymsko-katolickiego.

This entry was posted in Historia Kościoła. Bookmark the permalink.

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.