Zaledwie kilka tygodni temu Kościół katolicki w ojczyźnie Benedykta XVI ogłosił, że wkroczył na drogę zrewolucjonizowania teologii moralnej. Papież-emeryt centralną część swojego listu poświęca zwalczeniu błędu, na którym Niemcy i inni progresiści fundują swoje radykalne plany. Benedykt odpowiada także na jedno z dubiów, na które odpowiedzieć nie chciał papież Franciszek.

Niemcy prą ku schizmie

Na początku marca kierownictwo Konferencji Episkopatu Niemiec ogłosiła, że wchodzi na „drogę synodalną” i „nie czekając na Rzym” reformować będzie moralność seksualną, celibat i kościelne struktury władzy. Wszystkie planowane zmiany są uzasadniane problemem nadużyć seksualnych. Według niemieckiego episkopatu za skandal odpowiadają w pierwszej kolejności: klerykalizm; zbyt duża władza księży i biskupów; obowiązek bezżennego życia kapłanów; negatywna ocena homoseksualizmu.

Jak miałby wyglądać niemiecki Kościół przyszłości?

Celibat stałby się jedną z opcji dostępnych kapłanom; do święceń diakonatu (a w przyszłości także do wyższych) dopuszczone zostałyby kobiety; świeccy przejęliby większą niż dotąd odpowiedzialność za administrację i duszpasterstwo.

Przede wszystkim wszakże idzie o rewolucję w teologii moralnej. Trwałe związki homoseksualne nie byłyby już grzeszne i mogłyby uzyskać kościelne błogosławieństwo. Dopuszczalne byłoby pożycie bez ślubu a nawet tak zwany „self-sex”, czyli onanizm. Od 2017 roku dopuszczalna jest za Odrą Komunia święta dla aktywnych seksualnie rozwodników w nowych związkach, co mogłoby teraz ulec tylko dalszemu wzmocnieniu.

Nowa koncepcja sumienia

Wszystkie te zmiany próbuje się wprowadzić na gruncie odrzucenia tradycyjnej katolickiej nauki o sumieniu. Niemcy wykorzystują adhortację apostolską papieża Franciszka Amoris laetitia by odejść od prawdy o istnieniu obiektywnych norm moralnych. Odrzucają encyklikę Veritatis splendor św. Jana Pawła II, próbując wcielić w życie przekonanie, jakoby ogólne normy moralne mogły być przez indywidualne sumienie przyjmowane bądź nie. Człowiek miałby samodzielnie decydować, co z prawa Bożego w jego życiu jest do przyjęcia, a czego zrobić po prostu nie może. To własna opinia wiernego miałaby być ostatecznym kryterium dobra i zła. Aktywny seksualnie homoseksualista, który przystępuje do Komunii? Oczywiście…

Zepsucie teologii moralnej

Benedykt XVI w swoim liście rysuje niezwykle szerokie tło współczesnego kryzysu. W centrum jego artykułu stoi właśnie zepsucie teologii moralnej. Zepsucie to, wskazuje papież-emeryt, dokonywało się z dwóch zwłaszcza przyczyn. Po pierwsze ze względu na fatalną kondycję duchowieństwa, ogarniętego w latach 60. i 70. ideami rewolucji seksualnej i plagą homoseksualizmu. Po drugie ze względu na przyjęcie w Kościele nowego, bardziej protestanckiego modelu uzasadnienia katolickiej moralności – bez argumentacji z prawa naturalnego, a wyłącznie z Biblii, co okazuje się zupełnie niewystarczające.

W obronie autorytetu papieża

Papież-emeryt wskazuje też na fatalne konsekwencje twierdzenia, jakoby papieski nieomylny autorytet nauczycielski nie obejmował kwestii moralnych. To przekonanie doszło do głosu już w 1968 roku, kiedy w szeregu państw, z Niemcami na czele, biskupi odrzucili encyklikę Humanae vitae św. Pawła VI. Uznano wówczas, że papież nie ma tu wcale najwyższych kompetencji, że jego głos jest tylko opinią, którą można przyjąć, ale którą można też odrzucić. Na tej samej zasadzie i dzisiaj można byłoby więc zrezygnować z kościelnego nauczania w sprawie czynów homoseksualnych i innych grzesznych praktyk, twierdząc, że całe Magisterium ma w tej materii tylko „doradczą funkcję”.

Amoris laetitia w świetle Veritatis splendor

Wreszcie papież Ratzinger z naciskiem przypomina encyklikę Veritatis splendor, która jako heretyckie potępiła poglądy na rolę sumienia uznawane dziś przez progresistów za słuszne. Benedykt XVI pisze za Janem Pawłem II: tak, istnieją czyny złe same w sobie, takie jest nauczanie Kościoła. To niezwykle ważny głos; w słynnych dubiach czterech kardynałów przesłanych papieżowi Franciszkowi po publikacji Amoris laetitia jedno z pytań dotyczyło właśnie tej kwestii. Ojciec Święty nigdy na nie nie odpowiedział. Zrobił to teraz za niego Benedykt XVI. Dał tym samym wskazówkę, że te miejsca adhortacji swojego następcy, które budzą uzasadnione wątpliwości, trzeba odczytywać w świetle Tradycji i błędem jest uzasadnianie nimi rewolucyjnych dążeń.

Nie róbmy nowej reformacji

Benedykt XVI przestrzega progresistów przed powtórzeniem błędu Marcina Lutra. Luter chciał walczyć z zepsuciem w Kościele; ostatecznie ustanowił nowy „Kościół”, własny, ludzki. Dziś niektórzy chcieliby zrobić to samo, przestrzega papież-emeryt – i wskazuje, że to droga donikąd. Kościół katolicki nie potrzebuje rewolucji, nie można go założyć na nowo. To, czego potrzeba, to skupienie się na Bogu, na kulcie Najświętszego Sakramentu, na prawdzie o realnej obecności Pana Jezusa w Eucharystii. Ostatecznym źródłem kryzysu nadużyć seksualnych jest bowiem brak wiary, pisze papież Ratzinger. Nasza wiara, przypomina, zasadza się na pojęciu męczeństwa. Nie ma chrześcijaństwa bez męczeństwa! Ci, którzy dążą do zmiany w teologii moralnej, odrzucają tymczasem tę istotową naturę Kościoła Chrystusa. Chcieliby uczynić życie każdego człowieka przyjemnym, pozbawionym wymiaru męczeństwa. To byłaby wszakże zdrada naszego Pana.

Świadectwo

Czy progresiści w Niemczech i w innych krajach przyjmą nauczanie Benedykta XVI? W czasie jego aktywnego pontyfikatu nie słuchali go nigdy, trudno mieć więc nadzieję, że teraz stanie się inaczej. Dla nas wszakże list Ratzingera jest i pozostanie wielkim świadectwem służby prawdziwe. Nawet jeżeli w wielu Kościołach lokalnych wiara zaginie i herezje potępiane przez Kościół uznane zostaną za prawdę, my trzymajmy się Magisterium, wierzmy w to, co tak jednoznacznie wyraża Veritatis splendor. Mamy w tym wsparcie papieża-emeryta.

Paweł Chmielewski