Toaleta zamiast sacrarium czyli źródło poniżenia Najświętszego Sakramentu.

Jean Guitton, bliski przyjaciel Pawła VI przyznał, że zamiarem reformy Mszy Świętej było wyeliminowanie „zbyt katolickich” elementów Mszy Świętej, czyli przede wszystkim wymiaru ofiary Chrystusa:

Oczywiście nie uczestniczyłem w kalwinistycznej wieczerzy, ale uczestniczę we Mszy Pawła VI. A msza Pawła VI przede wszystkim przypomina ucztę, nieprawdaż? I kładzie olbrzymi nacisk na udział w tej uczcie, a w dużo mniejszym stopniu na pojęcie ofiary, rytualnej ofiary przed Bogiem, podczas której widać tylko plecy kapłana. Myśle więc, że nie mylę się, mówiąc, że intencją Pawła VI oraz nowej liturgii noszącej jego imię jest zaproszenie wiernych do większego udziału we Mszy Świętej, wygospodarowanie większej przestrzeni dla Pisma Świętego, a ograniczenie tego wszystkiego, co co jest (jak niektórzy mówią) ”magiczną” badź konstubstancjalną, transsubstancjalną konsekracją, a co stanowi wiarę katolicką. Innymi słowy Paweł VI wykazuje się ekuenicznym zamiarem wymazania a przynajmniej skorygowania bądź rozmiękczenia tego, co „zbyt katolickie” we Mszy Świętej w sensie tradycyjnym oraz zbliżenia Mszy katolickiej, powtórzę to, do Mszy kalwinistycznej.

Jean Guitton,
Publiczna debata zorganizowana przez program radiowy
Lumière 101 Radio – Courtoisie 19. 12 1993 r.

Podczas łamania obyczajów, jakiego masowo dokonywano pod pozorami „pandemii” pewnej grupie wiernych, która zdecydowanie zaprotestowała przeciwko bezprawnemu przymuszaniu do Komunii na rękę, kapłan tłumaczył, że obrusy ołtarzowe są strzepywane raz na jakiś czas na podłogę a to, co z nich spadnie, jest myte mopem przez sprzątaczkę i wylewane do toalety.

Dawniej, gdy była najmniejsza szansa, że w wodzie, którą oczyszczano miejsca, na które mogły upaść choćby okruszyny Najświętszego Sakramentu, zlewano tę wodę do specjalnej studzienki kościelnej, w której nie miało prawa znaleźć się cokolwiek innego. Studzienka ta nazywała się sacrarium. Tam też wylewano wodę z prania bielizny ołtarzowej. Kapłan sam miał zrobić pierwsze pranie, aby z bielizny okruszyny Ciała Pańskiego w sposób godziwy przed praniem usunąć, by nie zostały narażone na zbezczeszczenie, a wodę z tego prania kapłan wylewał do sacrarium. W dzisiejszym obrządku rolę sacrarium pełni w niektórych kościołach toaleta.

Monstrancja 3 Hostii w Kościele Bożego Ciała w Poznaniu.
Monstrancja Trzech Hostii sprofanowanych przez Żydów znajdująca się w Kościele pw. Bożego Ciała w Poznaniu.



Czy praktyka taka nie jest na miarę znanych przez wieki i praktykowanych profanacji żydowskich Najświętszego Sakramentu? Do jakiego upadku doszedł rytuał Kościoła dzisiaj, że praktyki te, na miarę najcięższych profanacji i zbezczeszczeń, dziś wykonują kapłani i nie widzą w tym niczego szczególnego?
Ale jak widać na przytoczonym cytacie, to co obserwujemy i postrzegamy jako efekt niezamierzony, było planem dla Kościoła. Usunięcie najbardziej katolickich rzeczy z Mszy Świętej wymagało usunięcia czci dla Ciała i Krwi Pańskiej. Dlatego tutaj wracamy do księgi, z konieczności usuniętej po reformie liturgii Pawła VI. Dlaczego usuniętej z konieczności? Ponieważ nie stanowiła ona w żadnym stopniu jedności z nowym mszałem. Księga Piusa V De defectibus była zabezpieczeniem godnej i ważnej celebracji Mszy Świętej Tradycyjnej. Po reformie Pawła VI, która była uzgadniana z Żydami i protestantami, księga ta nie pasowała w żaden sposób do przerobionej liturgii, bowiem miała na celu przede wszystkim zachowanie maksymalistycznej czci dla Najświętszego Sakramentu. Jak przyjrzeć się tej księdze, właściwie we wszystkim zabezpiecza ona świętość Mszy Świętej jako miejsca realnej obecności Ciała i Krwi Pańskiej. Wszystko, cokolwiek jest w niej zawarte, dotyka czci Najświętszego Sakramentu: tego, żeby do konsekracji doszło, by była godziwie sprawowana i by we Mszy Świętej cześć Ciała Pańskiego i Krwi Pańskiej była w każdym szczególe zachowana a w sytuacjach nieprzewidzianych zabezpieczona.

W Tradycyjnym rycie kapłan po dokonaniu przeistoczenia ma mieć złączone palce, którymi dotykał Ciała Pańskiego: kciuków i palców wskazujących1 i ma je trzymać złączone aż do momentu ablucji. Utrudnia to czynności, które kapłan wykonuje: przerzucanie kartek mszału, żegnanie się pateną, unoszenie kielicha podczas podniesienia … ale uniemożliwia to kontakt okruszyn konsekrowanej Hostii z innymi przedmiotami, zabezpiecza je przez porzuceniem w niewłaściwym, przypadkowym miejscu. Także widać to w zachowaniu kapłana, kiedy musi po konsekracji wykonać prawą ręką jakiś gest, lewą rękę trzyma na korporale a nie na piersi. To także sprawia, że partykuły nie powędrują przypadkowo na odzież czy nie upadną poza ołtarz. Tak wygląda zabezpieczenie konsekrowanej Hostii w tradycyjnym rycie. W nowej Mszy nie ma takich zasad, wykluczenie tych kapłańskich gestów zabezpieczających każdy okruszek Ciała Pańskiego umniejsza wiarę kapłana i troskę o Najświętszy Sakrament. Z tego punktu widzenia nie jest dziwne to, że kapłani nowego rytu tracą wiarę w prawdziwie obecnego Chrystusa, bo przyzwyczajeni są, że pomimo dogmatów, praktyka pozwala na łamanie, rozsypywanie i traktowanie konsekrowanych Hostii jak zwykłego chleba. Dlatego zabrakło podczas ostatnich lat wśród większości kapłanów obrońców Pana Jezusa, gdyż oni zostali przeszkoleni nie przed naukę dogmatyczną ale przez mszał, w którym elementy katolickie, czyli fakt transsubstancjacji, mają być pomniejszone a jak wiemy, nawet wyeliminowane.

Wychowankowie i scenarzyści Dni Judaizmu pośród nowego rytu, który dopuszcza bezczeszczenie konsekrowanej Hostii już na ołtarzu, przez „przypadkowe” i niezamierzone upuszczanie okruszyn na ołtarz i poza nim poprzez ręce czy ubranie kapłana, muszą się czuć doskonale w uzurpowanej roli kapłana. Dlatego judaizatorzy, pederaści, mają szczególną sympatię do tego rytu a z nienawiścią patrzą na ryt tradycyjny. Bo ryt tradycyjny zawiera w sobie wiarę w przerażającą tajemnicę Bożego stawania się na ołtarzu, realnej obecności, śmiertelnej ofiary za ludzkość, uszanowanej przez Kościół, kapłana i wiernych. Wrogowie Kościoła, judaizatorzy, sodomici, wszelkiej maści rewolucjoniści liturgiczni mają wielką sympatię do nowego rytu, zanim nie przedzierzgną go w coś bardziej pokracznego, choćby ryt bogini żywiołów która żąda, jak wiara w kowida, ofiar z ludzi.

Praktyka nowej Mszy kapłanowi, który w dobrej wierze ją odprawia, powoli może odebrać wiarę, ale dla judaizatorów jest niekończącą się okazją do profanacji czynionych z przyjemnością i lubością.

Zatracenie świadomości realnej transsubstancjacji jest dla nieświadomych księży przyzwoleniem na organizowanie nabożeństw jako eventów autopromocji: zagadywania, zabawiania, koncertowania, błaznowania podczas odprawiania Mszy Świętej. Zaś dla wrogów katolickiej wiary, judaizatorów, Rysiów i wilków jest przyjemnością poniżania Chrystusa za pomocą liturgii jego własnego Kościoła.

Więc stąd się bierze nieświadomość, co to jest sacrarium i do czego służy, bo dziś rolę sacrarium pełni toaleta na plebanii czy w zakrystii. A wynika to z utraty wiary, wymuszonej przez nowe praktyki liturgiczne, mimo że dogmat pozornie pozostaje nienaruszony. Istnieje on gdzieś, ale wiara umiera, wykorzeniona przez nowe ryty, nie będące konsekwencją i zabezpieczeniem czystej wiary Kościoła.

Msza sama w sobie jest święta. We Mszy Świętej, przy słowach konsekracji mających tradycyjne znaczenie, dochodzi do przeistoczenia. Co z tym przeistoczeniem Kościół rękami urzędników, rzeźników czy kapłanów uczyni albo pozwoli uczynić innym, to inna rzecz. Msza Święta ma być nie tylko ważna. Ma być godziwa.

To jest treścią księgi liturgicznej De defectibus Piusa V. Wszak Msza odprawiana przez satanistów2 może być ważna. Kto zagwarantuje, że kapłan po święceniach nie został satanistą, skoro tylu kapłanów beznamiętnie patrzy na deptanie partykuł jako masowej praktyce na wzór satanistycznych, w ogromnej liczbie kościołów w Polsce. To że Msza Święta jest ważna nie oznacza, że można na nią iść.

Powstaje pytanie, co jest bardziej niegodziwe? Wchodzenie do kościoła, gdzie partykuły Pańskiego Ciała deptane są przez ludzi a kapłani pozwalają na to, czy ucieczka do ukrytej kaplicy, gdzie kapłan sprawuje Mszę Świętą w starym rycie zabezpieczając godność Najświętszego Sakramentu?

Która niegodziwość jest bardziej niegodziwa?

Co jest bardziej niegodziwe: uczestniczyć we Mszy tradycyjnej w ukrytych kaplicach, bez zezwolenia biskupa, czy uczestniczenie we mszy, gdzie praktykowane jest stadne sypanie z rąk wiernych na podłogi kościelne partykuł? Co jest gorsze, ubliżyć obowiązkom wobec biskupa, zachowując cześć Boską, czy okazać posłuszeństwo i w dobrej wierze brać udział we Mszy, gdzie trzeba podejść do ołtarza po partykułach, które przy Komunii na rękę są tam na pewno?

Czy jeśli mamy taką a inną niegodziwość, która jest mniej niegodziwa?
Kościół ma na to odpowiedzi, i był czas, kiedy Msza Święta uciekała z heretyckich kościołów do jaskiń, i domów, by nie być poddana bezczeszczącym praktykom niewiernego duchowieństwa.

Skoro reguły odprawiania Mszy Tradycyjnej taką wagę przywiązywały do drobnych gestów kapłana, które zabezpieczały odrobiny realnego Ciała Bożego przed upadkiem, to te zwyczaje nie były czczą wydumką. Były wielowiekową praktyką Kościoła, która powstała poprzez doświadczenie kapłańskie wielu wieków a nawet tysiącleci a nie szurię i wariactwo. Skoro są takie gesty, to oznacza, że partykuły mogą podczas Mszy Świętej wędrować w razie nieuwagi kapłana na ubranie, ołtarz, podłogę i być zdeptane. Gdyby tak nie było, Kościół nie stworzyłby takich regulacji i nie zabezpieczałby starannie, aby do tego nie doszło. Na jakiejś zasadzie dzisiejsi kapłani uważają, że na pewno tak się nie dzieje, tego nie można zrozumieć. Gdzie jest kapłańska odpowiedzialność za Boga którego mają moc na ołtarz sprowadzić. Są okaleczeni w swym kapłańskim rozumie, w kapłańskim rzemiośle i kapłańskim duchu.

Skąd ta wielka praca, żeby seminarzyści nie mieli na ten temat żadnej wiedzy, by te sprawy dla nich nie istniały. Seminarzyści, neoprezbiterzy i kapłani nie wiedzą w ogóle, że takie regulacje kiedykolwiek istniały. Przecież ta praktyka obowiązywała od dwóch tysiącleci. Współczesnym seminariom należy zarzucić to, że nie ucząc tego seminarzystów, dla Kościoła nie istnieją. Same sobie odmówiły istnienia, i same sobie zawdzięczają to, że nie ma w nich ani jednego kleryka. Po co komu kapłan, którego nie nauczono szacunku do Najświętszego Sakramentu. Po co komu takie kapłaństwo? Nic nie pomoże mnożenie „nadzwyczajnych” szafarzy. To tylko gwóźdź do trumny kapłaństwa katolickiego, w myśl zamiarów, jakie zacytowaliśmy na początku wpisu: eliminacji transubstancjalnego wymiaru Mszy Świętej.

Msza nowa jest więc na tym tle etapem, który jak na razie nie całkiem wyniszczył wiarę, dlatego obłudnie, tworząc ryty sodomicki, czy paczamamowy, ogłasza się jedynym wyrazem lex orandi Kościoła, w niektórych miejscach już tworząc ryt błogosławieństwa par homoseksualnych. Msza Pawła VI jako jedyny wyraz lex orandi Kościoła to propaganda dla idiotów.

Ratunkiem dla wiary jest powrót, gremialny, zdecydowany powrót do Mszy Wszechczasów, i uczenia w seminariach wiedzy kapłańskiej zabezpieczającej Pana Jezusa substancjalnie obecnego na Mszy Świętej. Jest to kapłańskie rzemiosło, które ma zabezpieczać godność Mszy Świętej. Sama ważność nie wystarczy. Tak, jak samo Pismo Święte nie zawsze jest słowem Boga, tak sama ważność Mszy katolickiemu kapłanowi nie wystarczy do nadania jej miana liturgii katolickiej. Pismo Święte używane przez heretyków jest słowem diabła, a Liturgia katolicka obdarta z godności, jest sposobem satanistów na zniszczenie Kościoła w samym jego sercu.

1Dawid Mielnik, Ordo missae Mszałów Jana XXIII i Pawła VI w świetle zasady lex orandi – lex credendi.

2Dawid Mielnik, De defectibus od Mszału PiusaV do Mszału Jana XXIII. Pomiedzy wiernością a zmianą.

25 myśli w temacie “Toaleta zamiast sacrarium czyli źródło poniżenia Najświętszego Sakramentu.

Add yours

      1. Dziękuję, na pewno bym się tego nie domyślił, ale czy w tym „zespole” pracują konkretne osoby, czy maszyny?
        Jeżeli ktoś coś publikuje i chce, by traktowano go poważnie, wypada, by się przedstawił z imienia i nazwiska. Albo przynajmniej zawarł w dziale „kontakt” stosowne wskazanie. Wstydzicie się tego, co piszecie? Czy może obawiacie się jakichś nieprzyjemności? Jeżeli to pierwsze, to sami siebie dyskredytujecie. Jeżeli to drugie – to przypominam, że w oczach Bożych odwaga to wielka zasługa, która nie pozostanie bez nagrody, a tchórzostwo jest grzechem.
        Tak więc rozumiem, że ten cały blog to zbiór anonimów, których autor z jakichś powodów nie chce się ujawnić, a więc trudno tę całą twórczość traktować na poważnie. Dopóki katolicy nie będą mieli odwagi się przyznać do swojej wiary, trudno oczekiwać, żeby w tym kraju i Kościele cokolwiek się zmieniło. Nie sztuka mówić prawdę samemu działając z ukrycia. Sztuką jest powiedzieć prawdę, licząc się z tym, że można się komuś narazić. Pan Jezus się nie bał i nie wysługiwał innymi w głoszeniu niewygodnych prawd. Podobnie wszyscy święci.
        Jak chcesz głosić prawdę, to miej odwagę się do niej przyznać! Miej odwagę się pod nią podpisać!
        Polecam to wszystko przemyśleć, bo zachowujecie się zupełnie niedojrzale, jak chłopaczki strzelający z procy zza winkla.
        Też mi odwaga…

        Polubienie

      2. Nikim się nie wysługujemy. Wszystko piszemy sami. Jak korzystamy ze źródeł, dajemy przypisy uczciwie. Projektuje Pan na nas jakieś własne kompleksy, bo Pana pytanie padło z ciekawości. Wie Pan, że ciekawość można upokarzać i potrafi być grzechem? A dlaczego osądził Pan, że nie podpisujemy się z tchórzostwa? Może to tylko skromność,, bo niektóre z tych rzeczy powinni pisać Przewodniczący Episkopatu Polski, kardynałowie i biskupi, a nie my. Pozostając w cieniu, dajemy możliwość im, pod własnym nazwiskiem i imieniem, w godnym blasku purpury świadczącej o odwadze oddania życia za Kościół i owce Chrystusowe, wykonać to zadanie choćby ze względu na to, że ktoś wcześniej już rozbił własnym łbem ścianę zamilczania pewnych kluczowych kwestii na śmierć.
        Czy tchórzami nazwałby Pan powszechnie piszących anonimowo opatów dawnych wieków, ojców duchownych, którzy zostawiali doświadczenie duchowe swoich zakonów i własnych na pergaminie, nie pozostawiając swojego imienia? Naszą wolą jest pozostać pod nazwą Święta Tradycja vs ocean przeciwności i żeglować samodzielnie. Nikt z ciekawskich za nas nie pożegluje i nam w niczym nie pomoże, najwyżej rzuci kłody pod nogi, jak zaspokoi ciekawość.
        Czy nie bierze Pan pod uwagę, że Redakcja musi uszanować prośbę o anonimowość Autorów tekstów? Czy w Pana kulturze zdradza się wszystko i wszystkich dookoła dla zaspokojenia próżnej ciekawości?
        Czy Ad maiorem Dei gloriam jest dla Pana nieznaną maksymą?

        Polubione przez 2 ludzi

      3. Serio? Blokujecie możliwość odpowiedzi na pytania, które mi zadaliście? No fajnie… bardzo miło…
        Widzę, że mylicie pojęcia. Prośby o anonimowość mogą (nie muszą) być uwzględniane przy donosach, a nie w publicystyce. W każdej szanującej się kulturze, nie tylko chrześcijańskiej, jeśli się chce coś publikować, to autor musi się zgodzić na upublicznienie swoich personaliów, no chyba że publikuje pod pseudonimem z uwagi na jakieś zagrożenie.
        Stawiacie śmiałe tezy w swoich artykułach i jeśli traktujecie czytelnika poważnie, to powinniście mu udzielić informacji na temat autora tych śmiałych tez i to z góry, bez proszenia się o to. Jeżeli są one prawdziwe, to czego się obawiać? „Skoro Bóg znami, któż przeciwko nam?”
        A Ad maiorem Dei gloriam nie ma z tym nic wspólnego, nie na tym polega pokora i skromność, by stawiać śmiałe tezy, a potem się do nich nie przyznawać.
        Miej odwagę powiedzieć, kim jesteś! Jeżeli nie masz tej odwagi, to Pan Bóg Ci tej zasługi nie policzy, nie ważne, kim jesteś! Miej to na uwadze, tchórzysz! Nie zasłaniaj się fałszywą skromnością!
        Przykład z ojcami duchowymi dawnych wieków zupełnie nieadekwatny, bowiem oni nie stawiali śmiałych, zasadniczo rewolucyjnych tez, tylko na polecenie przełożonych zajmowali się sprawami duchowości i na ich polecenie pozostawali anonimowi. Z drugiej strony ci, którzy zajmowali się sprawami rewolucyjnymi, broniąc Kościoła, jak np. św. Atanazy, czy z czasów dzisiejszych x. dr Olewiński nie wstydzili się, ani nie bali, ani nie uważali za brak skromności podpisać się pod swoimi tezami, ad maiorem Dei gloriam właśnie.
        Miej odwagę! Nie bój się!

        Polubienie

      4. Redakcja składa się z grona ludzi, którzy chcą zachować anonimowość. Wzbudzanie poczucia winy, zawstydzanie Autorów nic Panu nie da. Jeśli myśli zawarte w artykułach są niesłuszne, zawsze można z nimi polemizować, a do tego nie są potrzebne personalia. Ks. Olewiński jest osobą publiczną, bo tego chce. Nikt go nie zmuszał do pisania pod własnym nazwiskiem. My piszemy pod pseudonimem jak w nazwie bloga i mamy do tego prawo. Gierki mające zaspokoić Pańską ciekawość nie robią na nas wrażenia. Nikomu niczego nie jesteśmy winni z góry. Niczego nie musimy robić dla zaspokojenia czyjejkolwiek ciekawości.
        Sprowadza Pan poziom komentarzy do pyskówek personalnych i odwraca uwagę od tematyki wpisu. To nasza ostatnia odpowiedź dotycząca treści niezwiązanych z poruszanym w tekście tematem.

        Polubione przez 1 osoba

      5. Dziwny starotestamentalny nick bez imienia i nazwiska, wymaga nazwisk. Dziwnie haczykowaty styl, roszczeniowy, coś mu się od was należy tylko dlatego, że spoczęło na was jego łaskawe oko. Agresywny werbalnie. Kto to może być?

        Polubienie

      6. Róbcie, jak chcecie. Kółko wzajemnej adoracji. Szacunek wobec czytelnika wymaga, by podać jakieś dane, choćby z tego względu, że inną wagę mają takie słowa wyrażone w artykule napisane przez osobę duchowną, posiadającą jakiś autorytet, a inne przez osobę świecką.
        Dla przykładu ten blog: https://wobronietradycjiiwiary.com/pl/ ma podaną chociaż osobę prowadzącą i takie informacje wyglądają zupełnie inaczej, bo wiadomo, że czuwa nad nim jakiś kapłan katolicki, a nie nie wiadomo kto. I nie, nie jestem z nim w żaden sposób związany.
        Ale skoro tego uparcie nie chcecie zrozumieć i po raz kolejny oskarżacie o próżną ciekawość, to ja stąd idę, widocznie jestem nieproszonym gościem. Pa.

        Polubienie

      7. 1. Mówienie i pisanie za granicą jest o wiele łatwiejsze niż w kraju.
        2. Proszę podać choć jedno nazwisko publicysty w Polsce, który prawdę po szerokości dopuszcza do głosu.
        No byli, lecz już ich nie ma.
        3. Jakie elementy rewolucyjne zawiera tutejszy blog. Jeżeli usłyszę choć jeden, też się stąd zabieram. A co? Słowo kontrrewolucja nie chce przejść przez gardziołko?
        4. Trudny do wymówienia nick, jak Robespierre, chciałby szafować wyrokami śmierci na ostatnich polskich inteligentów.
        5. Kościół nie jest producentem prawdy. Prawda pozostaje prawdą nawet bez sankcji kapłańskich, zwłaszcza kiedy większość kapłanów milczy, choć powinni gwałtownie ujadać.
        6. Zapraszam na Onet.

        Polubienie

      8. @Tadeusz Kaktus.
        Ad 1. Być może. I co w związku z tym? Niczego to nie zmienia.
        Ad 2. Już podałem
        Ad 3. Rewolucyjne – może źle się wyraziłem – chodziło mi o szokujące. Teraz pasuje?
        Ad. 4. Nie wiem, kto szafuje wyrokami śmierci na ostatnich polskich inteligentów, bo napewno nie ja, więc nie odnoszę się to tego.
        Ad. 5. Zgadzam się. I wcale nie twierdziłem inaczej. Pisałem tylko, że coś, co pisze kapłan ma przynajmniej z założenia podbudowę autorytetu większą, niż osoby świeckiej. Inaczej mówiąc, ta sama prawda wypowiedziana przez np. przez abp. Lefebvre’a i zwykłego świeckiego ma inny rezonans.
        Cofnijmy się na moment w czasie, do czasów, w których Tradycja miała w Kościele naczelne miejsce. Aby wypuścić do wiadomości publicznej cokolwiek prokatolickiego – czy to mszalik, czy jakieś rozważania, czy nawet reprinty wcześniej wydanych publikacji potrzebny był stempel władz duchownych. Jeżeli coś wychodziło bez stempla nie było traktowane wiarygodnie, a wręcz często Kościół przestrzegał i zakazywał czytania niezatwierdzonych dzieł. W obecnych czasach zamętu, gdy władze kościelne w swojej większości są de facto antykatolickie, potrzeba jest choćby opieki nad całością pracy (tutaj bloga) katolickiego kapłana, jako substytutu „aprobatur”, a nie działania na własną rękę.
        Ad. 6. Jeżeli Pan mnie zaprasza na Onet, to rozumiem, że ma
        Pan w tym osobisty interes lub jest Pan jego współwłaścicielem? Bo zapraszać można tylko do siebie, a nie do obcego.
        Ad Extra. Redakcja zna moje personalia, choć jako prosty czytelnik nie mam ani obowiązku, ani nawet obyczaju do ich ujawniania. Natomiast Redakcja, która ma taki obowiązek, a przynajmniej jest to w dobrym tonie, jednak się na to do tej pory nie zdecydowała. Bardzo to znamienne.
        Już zakończmy te dyskusje, bo nie chce mi się już odwiedzać tego bloga, a po każdej Waszej odpowiedzi jestem wywoływany do tablicy.

        Polubienie

      9. Dla przykładu ten blog:
        wobronietradycjiiwiary.com/pl/ ma podaną chociaż osobę prowadzącą i takie informacje wyglądają zupełnie inaczej, bo wiadomo, że czuwa nad nim jakiś kapłan katolicki, a nie nie wiadomo kto.

        @Metuszelah

        Nie ma podpisu pod artykułami na w.w. stronie.
        Więc kto tam pisze?
        Skąd pana wiedza nadnaturalna że tam ksiądz czuwa?
        Skad pan wie że tamta strona jest katolicka?

        Polubienie

      10. Tak, to prawda, przepraszam, nie jest to blog pod nadzorem kapłana, ale jest przynajmniej wyraźnie i jasno napisane, kto odpowiada za treści bloga – imię, nazwisko, stopnie naukowe. A następnie jasno i wyraźnie są określone cele, wartości itp. Nie musi być pod każdym artykułem podpis, wystarczy że będzie wskazana jakaś osoba odpowiedzialna za całość publikacji.

        Polubienie

      11. Czyli wobronietradycjiiwiary.com/pl/ nie jest blogiem katolickim bo nie ma nadzoru księdza katolickiego, działa bez pozwolenia władzy kościelnej.

        Polubienie

      12. Nie wiem, czy to pytanie, czy stwierdzenie. Co do zasady, w myśl tradycyjnej dyscypliny tylko osoby duchowne lub osoby świeckie z polecenia (zatwierdzenia) duchownych mogły się wypowiadać publicznie w sprawach wiary. Chodziło w tym wszystkim o to, by zapobiegać powstawaniu hipotetycznych herezji / bluźnierstw i innego rodzaju aberracji. Dlatego między innymi istniała Święta Inkwizycja i Indeks Ksiąg Zakazanych.

        Polubienie

    1. Droga Redakcjo, bardzo proszę o nieujawnianie danych osobowych przypadkowym filutom. Chyba, że za milion dolarów przeznaczonych na budowę Tradycyjnego Seminarium, gdzie kandydaci do kapłaństwa i służby kapłańskie w Polsce otrzymają pełną i niereglamentowaną wiedzę kapłańską.

      Polubienie

      1. Szanowny Panie, ten komentarz prosi o odpowiedź, bowiem 10 mln dolarów to jest owa właściwa kwota na rozpoczęcie budowy seminarium, którego wszyscy oczekujemy. Tymczasem 70 proc. katolemingów w Polsce niech dalej utrzymuje modernizm ze swoich wychudzonych portfeli.
        „Nie zrobisz z wróbla orła” ani z chudego portfela post-peegierowskiego modernisty z familoka donatora.

        Polubione przez 1 osoba

    2. Oglądałem dziś rano wypowiedź Ks. Bańki. Mówił, że nie lubi epatować pobożnością, że unika osobistych tematów na blogu i tak się rozgadał, jak to on nie jest promotorem samego siebie, że nie uprawia antopocentyzmu, tak się korzystnie postawił na tle tych, którzy ukazują swoją pobożność, i swoje religijne zalety, że po tym wstępie nie miałem ochoty na więcej. Nawet „odważne” pod własnym nazwiskiem zachwalanie swojej skromności może być ukrytą pychą, która rozpływa się nad własnymi zaletami. I zgadzam się, nie uprawiał antropocentyzmu tylko Bańkocentryzm. Chyba wolę to „tchórzostwo” na tym blogu.

      Polubienie

    1. Nie chcę, bo nie mogę być pewnym, że treści tutaj przekazywane są prawdziwe i/lub zgodne z nauczaniem Kościoła. Wnioskuję, że żadna osoba duchowna katolickiej Tradycji nie bierze odpowiedzialności za treści, które tu są publikowane, a więc mogą być one zagrożeniem dla wiary.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Website Built with WordPress.com.

Up ↑