Jak "Gazeta Wyborcza" narzuca Polakom żydowską tożsamość
Pisarz Antoni Libera powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", że środowisko "Gazety Wyborczej" "„próbuje narzucić innym tożsamość żydowską”, dając następujący na to przykład: "„Pamiętam słynny wywiad w » Gazecie Wyborczej « z Herlingiem-Grudzińskim, któremu przypomniano pochodzenie i żałowano, że nie zajmuje się sprawami żydowskimi. (...) To wyglądało, jakby właśnie ta gazeta chciała zdemaskować go jako Żyda!”. Ten zarzut niezwykle oburzył innego pisarza Janusza Andermana, który dał temu wyraz w swoim felietonie zamieszczonym na łamach organu tych, którym "nie jest wszystko jedno": "Libera ma dobrą pamięć, bo wspomniany wywiad Anna Bikont i Joanna Szczęsna przeprowadziły trzynaście lat temu. Dobrą, lecz krótką. Autorki nie miały zamiaru demaskować pisarza, za to wśród stu kilkudziesięciu pytań pojawiło się i takie zdanie: "W Pańskich opowiadaniach jest bardzo dużo wątków autobiograficznych. Szkoda, że Pana żydowskie korzenie są w Pana twórczości całkowicie nieobecne". Herling-Grudziński daje w odpowiedzi obszerne sprostowanie i wylicza wątki żydowskie obecne w jego prozie. Być może chciałby, by było ich więcej, ale zdarzało się, że sobie z zamierzonym utworem nie poradził - mówił. Czy to dowód na zdemaskowanie Herlinga? Czy zapytanie Ciorana o jego rumuńskie korzenie byłoby demaskowaniem go? Apollinaire'a o polskie też?" (http://wyborcza.pl/1,75968,15199784,Tak_dziala_krwiozerczy_mainstream__A...).
Argumentacja Andermana mnie nie przekonuje. Jeśli chodzi o porównanie Ciorana z Herlingiem-Grudzińskim, to jest ono kompletnie bez sensu. Ten pierwszy pisał bowiem przez znaczną część życia po rumuńsku, czyli jego pochodzenie narodowościowe jest powszechnie znane, podczas gdy ten drugi nigdy w jidysz czy po hebrajsku nie tworzył, jego rodzina była spolonizowana (jego brat działał podczas wojny w Żegocie i uratował 500 Żydów), a on sam dał dowody wielkiego polskiego patriotyzmu. Zatem przypomnienie o jego żydowskich korzeniach przez dziennikarki GW miało taki sam demaskatorski charakter jak skierowane przez adwokata Agory Piotra Rogowskiego do poety Jarosława Marka Rymkiewiczaże pytanie, jakiej narodowości był jego ojciec (był Niemcem, ale zdaje się, że prawnik reprezentujący Adama Michnika sądził, że był on Żydem). Natomiast jeśli chodzi o Apolinaire'a, to pytanie go o jego pochodzenie mogłoby być uznane jeśli nie za "demaskowanie" go, to za wielką niezręczność, gdyż nie wiadomo, kto był jego ojcem. Ponoć był nim włoski arystokrata o szwajcarskich korzeniach Francesco Flugi d'Aspermont, ale jest to podważane. Nawet jeśli nie powstrzymałoby to przeniesionych w przeszłość dziennikarek GW przed drążeniem kwestii korzeni rodzinnych słynnego francuskiego poety podczas wywiadu z nim przeprowadzanego, to trzeba zauważyć, że zupełnie czymś innym jest według organu tych, którym "nie jest wszystko jedno" mówienie o czyjejś żydowskości, niż o czyjejś polskości. Ta pierwsza jest powodem do wielkiej chluby, ta druga - wstydu. Zatem spytanie przez Szczęsną i Bikont Herlinga-Grudzińskiego o jego żydowskie pochodzenie było z pewnością w ich intencji zarzutem, że się nim nie szczyci i nie rozpowiada o nim na lewo i prawo, bo przyjął polską tożsamość narodową. Natomiast jeśli chodzi o Apolinaire'a, to zapytałyby go o jego polskość jedynie wtedy, gdyby miały pewność, że się od niej odetnie i tak jak na przykład pochodzący ze Śląska pisarz Szczepan Twardoch powie "nie czuję się, nie jestem Polakiem", bo "Polaków, więzi polskość". Ponieważ przeprowadzająca z nim wywiad Dorota Wodecka wie, że bohater jednej z jego powieści "dochodzi ... do konstatacji, że w dupie ma, czy jest Niemcem, czy Polakiem, mierzi go polskość, 'ojczyzna i tym podobne pierdolenie'", więc wciąż zadaje pytania dotyczące tożsamości narodowej swego rozmówcy oraz prowokuje go do krytykowania narodu polskiego. Robi tak, chociaż Twardoch próbuje tej tematyki uniknąć, wije się momentami jak piskorz, podkreślając, że "ja naprawdę nie chcę o tym gadać, to mnie wcale aż tak bardzo nie obchodzi". Ale na nic się zdają jego próby uników, dziennikarce GW udaje się wyciągnąć od pisarza, którego dziadek służył w Wehrmachcie, stwierdzenia, że "nie znoszę obnoszenia zbitej dupy na drzewcach jako powodu do chwały narodowej" i "nie rozumiem polskiego kultu klęski". (http://wyborcza.pl/magazyn/1,132055,13610099,Szczepan_Twardoch__Wiezi_wa...)
Powyższe słowa to miód na serca tych, którym "nie jest wszystko jedno", bo jak powszechnie wiadomo również oni "nie rozumieją polskiego kultu klęski". Za to doskonale rozumieją kult żydowski. Co tam rozumieją, oni go namiętnie propagują, czego przykładem jest wielkie zadęcie "Gazety Wyborczej" w opisie obchodów 70. rocznicy Powstania w Getcie Warszawskim, które przecież było wielką klęską militarną (powstańcy zabili zaledwie kilku czy najwyżej kilkunastu Niemców). I było też niewielkim epizodem totalnej katastrofy narodu żydowskiego, jakim był holokaust. "Gazeta Wyborcza", tak bezceremonialnie wyszydzająca "polski kult klęski", wciąż nadziwić się nie może, że Polacy nie idą gremialnie w ślady pisarza Andrzeja Stasiuka, bardzo przeżywającego zagładę Żydów, której Niemcy dokonali na polskiej ziemi. Z tego co mówi w rozmowie z Dorotą Wodecką wynika, że wciąż jeździ on do obozów śmierci, żeby tam "brać udział w medytacji nad tak granicznym doświadczeniem", jakim był holokaust. Ten "death camp tour" uzasadnia tak: "Niemcy doszli na terenach Polski do kresu człowieczeństwa i rozważania nad tym powinny być jednym z fundamentalnych doświadczeń polskości. Gdybyśmy potrafili się z tym złem mentalnie zmierzyć, bylibyśmy narodem znacznie dojrzalszym. Bo to jest też część naszego losu. I musi na nas działać." (http://wyborcza.pl/magazyn/1,133673,14368869,Bo_przeciez_Jezus_byl_Polak...)
Nie ulega wątpliwości, że ten pogląd w pełni podziela jego rozmówczyni, autorka książki "Polonez na polu minowym", zawierającej jej rozmowy z 15 szydzącymi z polskości pisarzami, oraz jej koledzy i koleżanki z "Gazety Wyborczej". Czy to nie dziwne, że równocześnie uważają oni za niepotrzebne, a nawet wręcz szkodliwe przypominanie o krzywdach wyrządzonych Polakom przez inne narody, a w szczególności o mordach na naszych przodkach dokonywanych przez Niemców, Rosjan czy Ukraińców? Stasiuk: "Nikt nie chce być ofiarą. No, oprócz Polaków. Ja tego nie rozumiem. To jest jakieś upokarzające przecież. Nie dość, że naprawdę się nią było, to jeszcze się to nieustannie odgrywa, przeżywa, przypomina." Ja też nie rozumiem, ale nie większości swoich rodaków, czczących tak jak każdy normalny naród swoich bohaterów, lecz Stasiuka. W innym fragmencie swojego wywiadu dla GW wścieka się on na przeciętnego Polaka, że "nigdy nie był potencjalną ofiarą, nigdy nie był w takiej opresji, więc niech wykaże trochę powściągliwości przy ocenie tamtych czasów". Coś w tym rozumowaniu Stasiuka mi się nie zgadza. Z jednej strony zarzuca on Polakom, że wcielają się w role ofiar, a z drugiej - że tego robić nie potrafią, wskutek czego nie wykazują się empatią w stosunku do ofiar żydowskich. Nie uważa za "upokarzające" dla Żydów z Izraela, że organizują wycieczki młodzieży do miejsc kaźni ich rodaków. Ba, wręcz domaga się, żeby Polacy poszli w jego ślady i się do nich przyłączyli w tym "nieustannym odgrywaniu, przeżywaniu, przypominaniu" tego, że Żydzi byli ofiarami. A więc chce, żebyśmy przestali kultywować pamięć o naszych rodakach, którzy zostali bestialsko zamordowani, a pamiętać jedynie o naszych sąsiadach, którzy obok nas mieszkali i zostali przez Niemców wymordowani?! Jak można racjonalnie wytłumaczyć takie stanowisko: Medytujmy nad klęskami narodu żydowskiego i jednocześnie wyszydzajmy, a jeszcze lepiej obsrywajmy klęski narodu polskiego? Czy nie potwierdza to opinii Libery, że to środowisko chce Polakom narzucić żydowską tożsamość?
Stasiuk jest idealnym "produktem" nadzorowanego z Czerskiej procesu pozbywania się polskiej tożsamości przez część obywateli III RP, którzy mają polskie pochodzenie i to ich bardzo uwiera, a nawet - żeby jeszcze raz przywołać Twardocha - "więzi". Żąda, "żeby przestać być Polakiem, a stać się człowiekiem". Tak jakby Polacy nie byli ludźmi! Tak jaby polski patriotyzm był jakąś chorobą, z której należy Polaków wyleczyć! Stasiuk mówi w wywiadzie dla GW: "Wygodniej być Polakiem, bo skoro się nim urodziłeś, to masz wszystko na tacy. Masz gotowy patriotyzm, wszystkie odpowiedzi i pytania, nie musisz kształtować się w żaden sposób, bo ci wystarcza ta polska tożsamość, do której zresztą nie przyłożyłeś ręki. A czy jesteś świnią, czy zrobiłeś cokolwiek dobrego w tym życiu - to już nieważne." A więc polski patriotyzm przeszkadza w rozwoju duchowym. Polscy patrioci nie są ludźmi, lecz świniami (jeśli nie wszyscy, to bardzo, bardzo wielu). Gazeta Wyborcza" posługuje się Stasiukiem do zohydzenia polskości. Jest to konieczny etap wstępny jej destrukcji, po której zostanie narzucona Polakom nowa, "nowoczesna" tożsamość, rzekomo europejska, a tak naprawdę żydowska, bo jej najważniejszym składnikiem będzie kult holokaustu. Stasiukowi chodzi o to, żeby "przekroczyć chociaż w wyobraźni barierę polskości i żydowskości i wyobrazić sobie, że nie jesteś bohaterem AK, tylko idziesz do tej pierdolonej komory".
"Gazeta Wyborcza" stara się przebudować świadomość Polaków na różne sposoby. Jednym z naważniejszych z nich jest promowanie pisarzy zohydzających polskość (np. Twardocha, Stasiuka, Vargi - pisałem o tym w tej notce: http://blogpress.pl/node/16503) oraz przywoływanie do porządku tych literatów, którzy jej bronią (np. Herlinga-Grudzińskiego, Libery, Rymkiewicza) poprzez przypominanie im, że nie są polskiego pochodzenia i wykluczanie ich z elity III RP. Towarzyszy temu kompromitowanie jako rzekomych antysemitów najwybitniejszych polskich pisarzy, którzy kształtowali i wciąż kształtują polską tożsamość (np. Krasińskiego, Konopnickiej, Żeromskiego, Mackiewicza). Przykładem takich działań jest skandal w Teatrze Starym wokół przedstawienia opartego rzekomo na "Nie-Boskiej Komedii", które miało służyć oskarżeniu polskiego wieszcza, który to arcydzieło napisał, oraz całego narodu polskiego, o antysemityzm. Oprócz tego obóz "Gazety Wyborczej" stara się zabrać Polakom niektórych nieżyjących już pisarzy i poetów, czego przykładem jest próba "odzyskania" Krzysztofa Kamila Baczyńskiego podjęta przez Elżbietę Janicką, która w głośnym wywiadzie żaliła się, że "przez 70 lat do powszechnej świadomości nie przebiła się informacja o żydowskim pochodzeniu ... ważnej dla pokolenia Kolumbów postaci ... - Krzysztofa Kamila Baczyńskiego". Jej wystąpienie przynioslo natychmiastowe skutki, bo na przykład redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Bogusław Chrabota, który jest takim samym jak Stasiuk przykładem Polaka z "obrzezanym umysłem", natychmiast wyraził żal, że "nawet Baczyńskiemu odebrano tożsamość" (pisałem o tym w tej notce - http://blogpress.pl/node/17235).
Przypominanie intelektualistom polskim ich żydowskich korzeni odbywa się także poprzez publikowanie przez "Gazetę Wyborczą" na jej portalach internetowych tzw. list zażydzonych Polaków (zob. moją notkę http://blogpress.pl/node/16289). Jest na niej na przykład umieszczony krytyk literacki Włodzimierz Bolecki, który w swojej doskonałej biografii Józefa Mackiewicza bronił tego wybitnego pisarza przed zarzutami Adama Michnika, że był antysemitą. Według mnie tolerowanie antysemickich wpisów i publikowanie takich list przez portale Agory ma na celu nie tylko udowodnienie tezy o olbrzymim rozpowszechnieniu antysemityzmu w Polsce, ale także przekonanie wymienionych na nich intelektualistów, że nigdy nie będą uważani za Polaków, więc powinni pozostać przy tożsamości żydowskiej. A w przypadku tych, którzy tak jak Bolecki "zbłądzili" i bronią polskich patriotów przed zarzutami o antysemityzm, jest to donos mający na celu ich skompromitowanie w oczach Polaków-antysemitów (jest to marginalna mniejszość, występująca w każdym społeczeństwie). Jest to więc swoista forma demaskowania ich jako Żydów, niewiele różniąca się od metody zastosowanej przez dziennikarki GW podczas rozmowy z Herlingiem-Grudzińskim.
"Gazeta Wyborcza" z pełną premedytacją koncentruje swą uwagę na pisarzach i poetach, bo to przecież oni kształtują świadomość narodową, najpierw elit, a za ich pośrednictwem - całego narodu. Wystarczy pozbawić Polaków ich najwyższej warstwy intelektualnej, żeby się wynarodowili. Wiedzieli o tym także Stalin i Hitler i to z tego powodu dążyli do unicestwienia polskiej inteligencji, mordując ją lub wywożąc do łagrów i obozów zagłady. Oczywiście fizyczna eksterminacja nie wchodzi w tej chwili w grę, więc obóz "Gazety Wyborczej" próbuje nakłonić elity III RP do dobrowolnego porzucenia polskości. Takie przypadki opuszczenia swego narodu przez najwyższe warstwy polityczne i intelektualne wielokrotnie w historii się zdarzały. Przykładem mogą być elity Żmudzinów, Litwinów i Białorusinów, które się spolszczyły w XV i XVI w., wskutek czego narodowa tożsamość litewska zaczęła się kształtować dopiero pod koniec XIX w., natomiast białoruska - w XX w. Natomiast najwyższe warstwy plemion słowiańskich i pruskich podbitych w średniowieczu przez Niemców całkowicie się zniemczyły, wskutek czego odrębne narody słowiańskie czy pruskie nigdy się nie ukształtowały. Także nieliczny przecież naród stworzony przez Mojżesza rozrósł się dzięki temu, że narzucił swą religię i tożsamość plemionom semickim mieszkającym na terenie Palestyny.
Żeby nakłonić elity III RP do porzucenia polskiej tożsamości na rzecz żydowskiej, obóz "Gazety Wyborczej" stara się na wszelkie sposoby zohydzić ich poprzedników, którzy stali na czele narodu polskiego w przeszłości, a jednocześnie zakazuje jakiejkolwiek krytyki przywódców Żydów. Wszyscy pamiętają, co spotkało prof. Krzysztofa Jasiewicza, który przypomniał już dawno temu wysuniętą przez niektórych żydowskich badaczy (m.in. Hannah Arendt) tezę, że żydowskie elity w bardzo poważnym stopniu ułatwiły Niemcom dokonanie zagłady ich narodu. Tego nie wolno głośno powtarzać, bo jest przez rządzący w III RP establishment uważane za "antysemickie". Natomiast ci sami ludzie, którzy twierdzą, że za wszystkie klęski Żydów odpowiedzialni są mieszkający obok nich na tym samym terytorium antysemici, podczas gdy oni sami najmniejszej winy za swój ciężki los nie ponoszą, do woli wyżywają się na polskich elitach, które obwiniają za wszystkie polskie klęski narodowe, takie jak rozbiory, przegrane wojny i powstania narodowe. Z ich wywodów znikają natomiast całkowicie ci, którzy tych rozbiorów dokonywali, najeżdżali na nasz kraj czy te powstania tłumili. Oni żadnej winy nie ponoszą, bo "Polacy sami sobie są winni", co Stasiuk wyraził następująco: "Największym kłopotem Polski jest to, że ona sama siebie puści z torbami. I nie będzie do tego potrzebny żaden Żyd, tak jak nie trzeba było żadnego rosyjskiego zamachu, żeby rozbić Polskę i urządzić jej małą wojnę domową." To jest ze strony tego pisarza i tak bardzo łagodna ocena polskich elit, bo w innych wywiadach używa jeszcze ostrzejszych sformułowań. Chciałbym tu zaznaczyć, że taka krytyka warstw stojących na czele naszego narodu jest w znacznym stopniu słuszna, ale trzeba w niej wyważyć proporcje, czego ludzie z obozu "Gazety Wyborczej" nie robią. Mnie jest bliska dewiza Stena Żeromskiego, że "trzeba rozdrapywać polskie rany, żeby się nie zabliźniły błoną podłości". Ten wybitny pisarz robił to na przykład w utworach dotyczących Powstania Styczniowego. W III RP podejmowanie tej tematyki jest przez "Gazetę Wyborczą" wyszydzane jako "kult polskiej klęski"! A pracownica Żydowskiego Instytu Historycznego Bożena Umińska-Keff śmie zarzucać Żeromskiemu antysemityzm, pytając na łamach "ResPubliki Nowej", czy "sypałby gaz Cyklon B w obozie?"!
Opisana w tym tekście metoda narzucania Polakom żydowskiej tożsamości przez obóz "Gazety Wyborczej" nie jest oczywiście jedyną. Jest jednak jedną z najgroźniejszych, bo pisarze i poeci przez swoją twórczość literacką o wiele skuteczniej kształtują świadomość ludzi, zmieniając na trwałe ich umysły, niż dziennikarscy propagandziści, których natrętna propaganda jest skuteczna jedynie na krótką metę. Uświadomienie Polakom, jakiej manipulacji są poddawani, jest niezbędne, żeby mogli dalej być Polakami. Chwała Liberze, że o niej powiedział i dzięki temu nagłośnił!
- molasy's blog
- Zaloguj się lub utwórz konto, by odpowiadać