Za Przyczyną Maryi

Przykłady opieki Królowej Różańca św.

Święta Maryjo

Szczególna świętość Imienia Maryi

Młody męczennik

Okropne działy się rzeczy podczas pierwszej rewolucji francuskiej. Ludzie zamieniali się w krwiożercze zwierzęta i zapominali o Bogu, kierując głównie nienawiść swoją ku Wiernym sługom Kościoła, ku tym księżom, którzy przekonań swoich zmienić nie chcieli. Niezliczona liczba onych szlachetnych mężów musiała ponieść śmierć z ręki kata, i szczęśliwymi byli ci, którzy zdołali ujść rąk rozbestwionej tłuszczy. Ale byli to wygnańcy, tułający się od wsi do wsi, po lasach i kryjówkach, którym nie szczędzono wprawdzie przytułku i pomocy, a którzy pomimo to wpadali w ręce okrutnych wrogów.

Jednym z takich bezdomnych tułaczy był ksiądz Dryant, który po długich wędrówkach znalazł nareszcie przytułek w zamku hrabiny Balles. Tutaj wypełniał w skrytości wszystkie swoje obowiązki duszpasterza i pozyskał w krótkim czasie miłość i szacunek całej okolicy. Owdowiała hrabina kazała jeden z pokoi zamienić na kaplicę, ale tak, aby w przeciągu kilku minut można było wszystko usunąć, co kaplicę przypominało: było to koniecznym, ponieważ nikt nie był pewnym przed szpiegami, i biada tym, którzy pod swoim dachem pozwalali na odprawianie nabożeństwa lub przechowywali duchownych. Hrabinę przestrzegano już przed szpiegami.

I tak zbliżało się święto Zielonych Świątek, i dzień, w którym jedyny syn hrabiny miał przystąpić razem z kilku innymi chłopcami do pierwszej Komunii świętej. Ksiądz Dryant przygotował dzieci bardzo starannie i uroczystość ta odbyła się z niezwykłą powagą – wszyscy obecni łzy mieli w oczach i nigdy pewnie nie modlono się w tej kaplicy tak gorąco, jak tego dnia.

Ale przy końcu nabożeństwa stało się coś nadzwyczajnego, nagle bowiem otworzono gwałtownie drzwi i jeden ze służących wbiegł śmiertelnie blady do kaplicy.

– Idą, idą! – wyjąkał bez tchu prawie – całą gromadą z czerwonymi chorągwiami i z dobytymi szablami...

Hrabina zadrżała, nie tracąc jednak przytomności umysłu, kazała czym prędzej wynosić obrazy i uporządkować pokój, tak, aby nikt nie poznał, że się tu Msza św. odprawiała. I zaledwie wszystko ukończono, wpadła zgraja rewolucjonistów pod przewodnictwem pewnego ślusarza, którego dziki wyraz twarzy zdradzał aż nadto wyraźnie jego charakter i skłonności.

– Wydajcie nam księdza! – krzyknął groźnie, stojąc przed hrabiną z podniesioną pięścią.

– O kim to mówicie? – odrzekła hrabina na pozór spokojna.

– Przechowujecie księdza w waszym domu! Nieprzyjaciela Francji, zdrajcę ojczyzny!

– Mylicie się, obywatelu! Zdrajcy naszej ojczyzny nie przyjęłabym nigdy w moim domu!

Hrabina nie kłamała, bo nieszczęśliwi prześladowani byli z pewnością lepszymi patriotami, niż owi okrutnicy – którzy piękny i bogaty kraj zamieniali w pustynię.

Ślusarz zdumiony spojrzał na nią, ale nie zadawalając się tą odpowiedzią, kazał swoim towarzyszom przeszukać cały zamek.

Z dzikim okrzykiem radości rzucili się naprzód. Łamiąc kosztowne meble, niszcząc wszystko, co im w ręce wpadło, przetrząsnęli wszystkie kąty, lecz daremnie i z prawdziwą wściekłością wrócili do mieszkalnego pokoju hrabiny.

Tutaj zastali jej syna samego.

– Hej, arystokrato! – krzyknął jeden z tłuszczy – powiedz nam natychmiast, gdzie ksiądz, inaczej źle z tobą będzie.

I dobywszy miecza, podniósł go nad głową chłopca. Chciał go widocznie zastraszyć i zmusić do wydania duchownego. Ale chłopiec stał spokojny i niewzruszony.

– Nie mogę żądania waszego wypełnić – odpowiedział.

– Czemu?

Chłopiec kłamać nie chciał, ale nie chciał też wskazać ukrycia swojego ukochanego "Ojca Dryanta". Dlatego dał wymijającą odpowiedź, która jeszcze więcej rozdrażniła srogiego złoczyńcę.

– Przeklęty psie! – krzyknął teraz dowódca bandy – taki młody jesteś, a już taki niegodziwy.

I schwyciwszy jasne, długie włosy chłopca, przywlókł go do siebie, towarzysz jego zaś uderzył go tak silnie, że biedny zatoczył się i upadł na ziemię.

– Gdzie ksiądz? Powiedz natychmiast, bo cię zabijemy! – wołała rozjuszona tłuszcza.

Dziecko drżało z przerażenia. Z natężeniem wszystkich sił podniosło się i stanęło naprzeciw swoim prześladowcom blade i chwiejne, lecz pozornie spokojne.

– Gdzie ksiądz?

Nie mogę powiedzieć!

Rewolucjoniści szaleli ze złości. Wszystkie meble w pokoju zostały w mgnieniu oka połamane, a jeden z nich, zbliżywszy się do obrazu Najświętszej Maryi Panny, zamierzał go zrzucić na ziemię.

Chłopiec zbladł jeszcze więcej i przycisnął się mimo woli do ściany. Złoczyńca miał znieważyć obraz Matki Boskiej, którą ksiądz Dryant tak mu polecił kochać i wielbić! I co gorsze jeszcze, za tym obrazem znajdowały się drzwi do kryjówki księdza! Jak łatwo mogli je ci ludzie odkryć. Jedno uderzenie w mur wystarczało, aby zdradzić próżne poza nim miejsce, a w wynajdywaniu kryjówek bardzo wszyscy byli wprawni.

Chłopiec objął obraz drobnymi swymi ramionami i stanął odważnie w jego obronie.

– Precz! – krzyknął ślusarz – wynoś się stąd, bo cię zabiję na miejscu!

Ale chłopiec nie ustępował i jeszcze silniej obejmował ramy obrazu. Ten opór rozwścieklił rewolucjonistów do najwyższego stopnia, jeden z nich przyskoczył w szalonej złości i uderzył chłopca sztyletem w pierś.

Z cichym jękiem pochyliło się nieszczęśliwe dziecko i opuściło ręce, a strumień krwi zbroczył strojne jego ubranie.

– Młody hrabia zabity – szepnął ślusarz zmieszany.

I jak gdyby widok tej krwi niewinnej wrócił im przytomność, opuścili jeden po drugim pokój, cicho, bez szelestu, i nikt już nie myślał o szukaniu księdza.

W przeciągu kilku minut nie było w zamku ani jednego napastnika.

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Hrabina znalazła syna nieprzytomnego przed obrazem Matki Boskiej. Mały bohater, który z poświęceniem własnego życia ocalił obraz od zniewagi i swego ukochanego nauczyciela od okrutnej śmierci, leżał teraz na łóżku z zamkniętymi oczyma, w głębokim zemdleniu. Hrabina klęczała, płacząc głośno przy nim, ksiądz zaś starał się przywrócić go wszelkimi środkami do przytomności.

– Zamordowali mi mojego syna! – wołała hrabina z rozpaczą. – O moje biedne, nieszczęśliwe dziecko!

– Nie trać pani odwagi! – pocieszał ją zacny kapłan. – Nie wszystko jeszcze stracone, syn twój żyje jeszcze, może go Bóg ocali!

– Mój syn! Mój syn!

Ani hrabina, ani ksiądz nie wiedzieli, co zaszło przed obrazem Matki Boskiej, myśleli oni oboje, że rewolucjoniści zamordowali chłopca tylko dlatego, że był arystokratą.

I nareszcie po długich usiłowaniach otworzył mały męczennik oczy i z wyrazem niewysłowionej miłości spojrzał na hrabinę i na księdza.

– Matko! – szepnął zbolałymi usty.

Hrabina zerwała się i przycisnęła głowę jego do serca.

– Mój Karol żyje! – zawołała. – O Boże, dzięki Tobie!

Ksiądz ucieszył się także z całego serca, ale jedno spojrzenie przekonało go, że chłopiec jest umierający. Głuche rzężenie dobywało się z ranionej piersi, na usta wystąpił szum krwawy.

– Boli mnie.... boli.... – szeptało dziecko – ja... umieram...

– Nie, Karolu, nie umrzesz; – krzyknęła hrabina. – Nie możesz mnie opuścić!

Ale i ona poznała, że nie ma dla niego ratunku.

– Matko – szeptał chłopiec – ja idę teraz... do mojego Zbawiciela... do Tego, którego przed kilku godzinami przyjąłem. Idę do Niego chętnie i cieszę się bardzo, że ocaliłem obraz i mojego kochanego Ojca Dryanta.

– Co to znaczy? – zawołała hrabina.

– Rewolucjoniści chcieli znieważyć... obraz... szukali Ojca Dryanta... a ja nie pozwoliłem na to...

Teraz zrozumiała hrabina wszystko, a ksiądz, wzruszony do głębi serca, padł na kolana i głośnym wybuchnął płaczem.

– Jesteś bohaterem i męczennikiem! – rzekł uroczyście.

Karolek uśmiechnął się, spojrzał raz jeszcze na matkę i zamknął oczy na wieki.

Hrabina zemdlała.

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Lata minęły od tego czasu. Rewolucja skończyła się wkrótce potem, a przywódcy jej albo ponieśli śmierć na rusztowaniu, albo musieli opuścić Francję i potomność wspomina ich dziś ze wstrętem i pogardą.

Krwią zalany kraj odzyskał wnet dawniejszą świetność i pobożność, dobre obyczaje i pilność zawitały na nowo do Francji. Kościoły zostały odbudowane, w klasztorach zamieszkali znów zakonnicy, a księża wracali na opustoszałe parafie. Dawniejsza bezbożność znikła zupełnie.

Pamięć małego bohatera męczennika nie zaginęła wcale, imię jego wymawiane było z czcią i szacunkiem, i wszystkie matki stawiały go za wzór swoim synom.

Za Przyczyną Maryi. Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej (1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św. Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego. Tom I. (Przykłady na maj). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów. 1926, ss. 20-25.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2005

Powrót do spisu treści
"Za przyczyną Maryi"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: