Ten, kto zna smak Biblii i tradycji Kościoła rozpozna podróbkę pozornego kościoła.

Ten, kto zna smak Biblii i tradycji Kościoła rozpozna podróbkę, pozornego kościoła.

Ten, kto nie zna Biblii i tradycji nie umie odróżnić prawdy od jej imitacji –

a anioł ciemności udaje anioła światłości.

O. Augustyn Pelanowski

O. Augustyn Pelanowski dn. 27-04-2019r.
“JESZCZE NIE ODLECIELIŚMY DO NIEBA “.

Było to 1 lutego 2003 roku, w czasie lotu powrotnego z przestrzeni kosmicznej, prom Columbia uległ zniszczeniu. Stało się to pewnie w rezultacie uszkodzenia osłony termicznej na kancie lewego skrzydła – można powiedzieć nieznaczna usterka. Defekt osłony nastąpił w czasie wznoszenia startowego z powodu fragmentu pianki osłaniającej zbiornik zewnętrzny wahadłowca – oderwał się on od zbiornika i uderzył w skrzydło orbitera (promu kosmicznego), wyrywając dziurę o średnicy ok. 25 cm w osłonie termicznej skrzydła promu. Jeśli niedostateczna kontrola jakości i akceptacja znanego ryzyka zostały zaniedbany na początku, koniec był fatalny. Im poważniejsza jest misja tym bardziej trzeba dbać o jakość i nie lekceważyć ryzyka. Nie ma żadnego poważniejszego przedsięwzięcia dla człowieka niż Jego zbawienie! Tu trzeba precyzji, skupienia, bez lekceważenia zmian w nauczaniu prawd wiary i moralności, ale wystarczy, że od integralnej całości doktryny oderwie się fragment prawdy i robi się dziura, która ostatecznie wszystko niszczy. W historii Kościoła była już taka mała usterka, która zadecydowała o wielkim rozłamie, jak wspominał to Antonio Socci, zastanawiając się nad małymi „usterkami”, jakie zaistniały w wyborze Jorge Bergoglio na tron papieski: Przypomnijmy sobie kolosalne następstwa dysputy o «Filioque», która wpłynęła na wielką schizmę wschodnią (…). „Jedni mówili, że Chrystus jest homoiousios, a drudzy – że homoousios.
Widzicie w ogóle to «i»? A różnica w znaczeniu jest ogromna, bo chodzi o to, czy Chrystus jest «podobnej istoty» co Ojciec, czy jest «tej samej istoty» (współistotny)”. Idę do sklepu, tak się złożyło, że mam w kieszeni kilka różnych walut; euro, dolary, ruble, złotówki, yeny, denary, guldeny, dramy, peso, rupie w sumie niewiele, ledwo starczy na chleb i wino – ale za to różna waluta, z różnych krajów …. kupuję więc chleb i wino, i już stoję przy kasie. Kasjerka podlicza na kodach paskowych wino i chleb i mówi mi, ile mam zapłacić. Wymienia precyzyjną cenę. Wyjmuję jakieś pieniądze, wszystko jedno jakie i odliczam kwotę, ale ku mojemu zdziwieniu kasjerka irytuje się i odsuwa pieniądze, wyjmuję więc dolary, ale ona znowu ich nie chce. Wyjmuję z kieszeni ruble, yeny, funty, denary, guldeny, dramy, peso, rupie, ale ona ciągle się coraz bardziej irytuje. A ja szukam ciągle w kieszeniach pieniędzy, a ona mi mówi, że oczekuje właściwej waluty. Ja szukam, a ona objawia. W końcu pokazuje mi, że mam zapłacić w euro. Wtedy pytam: ”czy to nie wszystko jedno, jaką walutą płacę?” Okazuje się, że nie! Choć istnieje na świecie mnóstwo walut, w moim sklepie mogę płacić tylko walutą, która jest w moim kraju obowiązująca. Naiwny może przykład, ale ważne, by był ilustracją – bo różne mogą być ewangelie: Tomasza, Judasza, Jakuba, Piotra, są też różne religie, ale żadna nie jest właściwa, by otrzymać to, czego pragnę! Nie w każdej religii jest odkupienie, tylko w tej, która jest darem Boga, Jego koncepcją, a nie ludzkim wyrazem tęsknoty.
Pius IX w Syllabusie stwierdza, iż błędem jest myślenie, według którego: „Ludzie mogą znaleźć drogę do wiecznego zbawienia i osiągnąć to wieczne zbawienie przez praktykowanie jakiejkolwiek religii…”. (16). Paweł Apostoł nie głosił, co mu ślina na język przyniosła, ale powiedział: „Przypominam bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którąście przyjęli i w której trwacie… Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem… Chyba żebyście uwierzyli na próżno. Przekazałem wam na początku to co przejąłem; że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za grzechy nasze” (1 Kor 15,1 – 5). Przekazanie tej Ewangelii, to nie efekt panelu w Jerozolimie, czy dyskusji ekumenicznej w Rzymie albo ankiety przeprowadzonej wśród ateistów, albo sondażu wśród przypadkowych przechodniów spotkanych w Atenach, albo badań opinii społecznej pośród Galatów. Paweł, gdy pisał o zgodności zmartwychwstania z Pismami, powiedzmy homologacji – miał na myśli te księgi, które my określamy, jako Stary Testament. Nie miał na myśli zapisanych Ewangelii, bo one jeszcze nie istniały wtedy. A jednak on zwraca uwagę na wiarygodny przekaz Ewangelii, na precyzyjną architekturę prawd, które nie były efektem jego pomysłów czy kaprysów teologicznych, lecz były konsekwencją objawienia, jakie otrzymał pod Damaszkiem. Stąd w 1 Kor 11,2 czytamy zastrzeżenia Pawła właśnie w tym znaczeniu: “Pochwalam was, bracia, za to, że we wszystkim pomni na mnie jesteście i że tak, jak wam przekazałem (PAREDOKA), zachowujecie tradycję (PARADOSEIS)”.

Obydwa wyrażenia pochodzą właśnie od PARADOSIS, czyli tłumacząc na polski „tradycja”… Jak pisał Giorgio Agamben, termin PARADOSIS występuje w Nowym Testamencie w dwojakim sensie, zarówno jako tradycji-przekazu wiary, jak i wydania-przekazania kogoś, na przykład wydania Jezusa na ukrzyżowanie. Agamben wskazuje z wyczuwalnym zdumieniem: „poza zaleceniami dotyczącymi życia codziennego, o których Paweł przypomina Koryntianom, pisząc (j.w.), istnieje tylko jeden przekaz chrześcijański: „wydanie” (przekazanie) Jezusa – najpierw przez Ojca, a potem przez Żydów – na krzyż, które zniosło i jednocześnie wypełniło wszystkie inne przekazy”. (Piłat i Jezus, G.A., s.9). Tak, bo ten sam czasownik pojawia się w kontekście wydania Jezusa. Jezus w czasie ostatniej wieczerzy mówi: «Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi (przekaże – paradōsei) (Mt 26, 21). Tak więc wydanie Jezusa Żydom i Piłatowi zostało określone tym samym czasownikiem, co przekazanie Ewangelii w sposób niepodrobiony, wiernie, bez zakłamań. Jest tylko jeden Jezus przekazany przez Ojca ludzkości i jest tylko jedna szczera jak złoto wiara, którą przekazujemy w Kościele katolickim. Jest więc tylko jedna droga zbawienia. Paweł powiedział Koryntianom, że ich wiara była oparta na objawionym przekazie, który on sam otrzymał, i który wiernie, bez modyfikacji, bez mutacji, bez hybrydyzacji, bez zmieszania im przekazał – wydał. To jest korzeń znaczenia Tradycji, na której oprócz Objawienia opiera się wiara Kościoła: przekazywanie Ewangelii takiej, jaka ona jest objawiona przez Chrystusa, a nie wymyślona przez Jego uczniów. W 2 Tes 2, 15 “Przeto, bracia, stójcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji (PARADOSEIS), o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem naszego listu”. Chrystus dał nam objawienie zbawczej prawdy od Boga i upoważnił ludzi, aby przekazywali ją wszystkim, którym się da, którzy zechcą ją przyjąć – oddawać taką Ewangelię, jaką się otrzymało, bez żadnych zmian, nawracać ludzi od ich religijnych wyobrażeń i demonicznych iluzji, bo czas się kończy – nie ma tu mowy o tym, że On chce, by do Boga dochodzić nie zmieniając swoich przekonań religijnych – nie ma mowy, by Bóg chciał, aby były różne religie. Sprawa jest tak poważna, że tam, gdzie apostołów nie będą chcieli słuchać w chwili, gdy będą przekazywać Ewangelię – mają oni strząsnąć proch z nóg, bo w tym miejscu będzie gorzej niż w Sodomie i Gomorze! „I rzekł do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15-16). Ewangelia, przyjęcie jej i przekazanie jej w prawdziwej, nieskażonej postaci jest sprawą nie życia i śmierci, ale zbawienia i potępienia! Tu nie ma mowy o dialogowaniu z innymi religiami, o ekumenizmie, ubogacaniu się wzajemnie wartościami, zrównaniu wszystkich religii! Albo Ewangelia albo coś gorszego niż śmierć: potępienie! I niech się nie pocieszają ci, którzy głoszą, że piekła nie ma – z powodu ich przekonań ono nie zniknęło!

Chrystus jest gwarantem, że Ewangelia, którą będą głosić, będzie tą samą Ewangelią, którą objawił, byleby tylko uczyć tego, co On przekazał, a nie głosić swoje zmyślenia, wyobrażenia, refleksje, poglądy. On, daje nam pieczęć Ducha Świętego, byśmy mieli pewność, że nie z wymyślonymi mitami idziemy głosić jakąś religię ludzką, ale Duch Święty, którym jesteśmy opieczętowani, nie pozwoli byśmy stracili żywą łączność z Prawdą Objawioną: „W Nim także i wy usłyszawszy słowo prawdy, Dobrą Nowinę waszego zbawienia, w Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią4 Ducha Świętego, który był obiecany. On jest zadatkiem naszego dziedzictwa w oczekiwaniu na odkupienie, które nas uczyni własnością5 [Boga], ku chwale Jego majestatu” (Ef 1, 13 -14) Dlaczego to porównanie do pieczęci? Posłużę się współcześniejszym porównaniem – wiemy, że złote wyroby są w różnych próbach: sposób określenia zawartości złota w stopie wyraża się w promilach, np. jeśli stop zawiera 50% czystego złota jest ono próby 500. Ilość złota w stopie określa się też w karatach, gdzie 1 karat to 1/24 zawartości wagowej złota w tym stopie: I tak może być złoto 8 karatowe, 10 karatowe, 18 karatowe albo 24 karatowe, czyli takie które jest najbliższe czystemu złotu, bo ma w sobie 99,999% czystego złota! Oczywiście 24-karatowe złoto, czyli próby 999, oznaczone jest za pomocą innego wybitego jak pieczęć znaku, niż dużo mniej wartościowe próby 333, czyli 8 karatowe złoto. Ale pomysłowość naciągaczy ucieka się do wybiegów podobnych do tych, kiedy ktoś powołuje się na Ewangelię Jezusa, ale tą, która ma już niewiele wspólnego z Chrystusem. Chrześcijaństwo chrześcijaństwu nie jest równe, jak złoto 24 karatowe wobec złota 8 karatowego! A tym bardziej złoto wobec tombaku! Ulubione jest bowiem przez oszustów sprzedawanie łańcuszków na przykład o próbie 333 (czyli 8 karatów) z dołączonymi do nich zapięciami o 24 karatowym złocie. Sprzedający oszust zwraca uwagę klienta na znak na zapięciu i odrywa uwagę od znaku na właściwiej części wyrobu – jak to możemy przeczytać w ostrzeżeniach nawet w Internecie.

Podobnie możecie usłyszeć wielu, którzy mówią „Jezus jest Panem, jestem dobrym chrześcijaninem, moje głoszenie to czysta Ewangelia”,…. ale to są deklaracje, które może wygłaszać świadek „8 karatowy”! Podobnie oszust może trzymać wyrób tombaku albo ze złota najniższej próby i wmawiać nam, że to złoto 24 karatowe, gdy tymczasem jego religia, choć odwołuje się do Boga, to jednak ich bóg jest podobny do tombaku w stosunku do Boga, który objawił się w Chrystusie ! Duch Święty mieszka tam, gdzie jest wierność Chrystusowi w czystym, szczerym sumieniu jak złoto, gdzie ciało nie jest zaprzedane grzechowi. W naszej wierze trzeba wszystko sprawdzać, a przede wszystkim to, co dotyczy naszego zbawienia, bo jak mówiłem kiedyś, od zbawienia do zwabienia wąska granica. Sprawdzamy czy złoto jest najwyższej próby – czy nauczanie, który słyszysz jest 24 karatowym złotem 8 karatowym czy tylko tombakiem; jestem katolikiem, ale ktoś mówi: jestem chrześcijaninem, – no tak – powiem, ale twoje chrześcijaństwo to zaledwie 8 karatowe złoto; ktoś inny powie: ja też wierzę w jednego boga, powiem mu: ale nie w mojego – twój bożek to tombak i jest tylko imitacją Boga w Trójcy Jedynego!

To przekazywanie szczerego złota wiary, bez oszustwa, bez zmieszania – było na początku wyłącznie ustnym nauczaniem i tak było przez kilka dziesięcioleci. Pierwszą z napisanych ksiąg Nowego Testamentu są listy Pawła do Tesaloniczan napisane jakieś 20 lat po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Jezusa Chrystusa. Słyszeć zbawczą prawdę o Jezusie Chrystusie dosłownie oznaczało usłyszeć ją w Tradycji, czyli w wiernym przekazywaniu, strzeżonym przez Ducha Świętego w Kościele. Dziś także mamy wielu głoszących i powołujących się na słowa Ewangelii, ale sprawdzajmy dobrze próbę tego złota, bo nie wszystko złoto, co się świeci! Nie będzie bowiem jeszcze jednej, ostatniej próby Kościoła, a ta w której teraz jesteśmy jest ostania. Jesteśmy świadkami ostatecznych wyborów – szatan podaje nam dziś imitację Ewangelii, nauczanie zwodzące etykietą chrześcijaństwa; ci, którym naprawdę zależy na zbawieniu nie dadzą się zwieść idąc za większością – to wcale nie prawda, że tam, gdzie jest więcej ludzi tam na pewno jest prawda. Bóg nie chciał wszystkich religii, lecz we wszystkich religiach ludzie lepiej czy gorzej szukają Boga – Bóg więc dał swoje objawienie, a spadkobiercami tego objawienia jesteśmy my … katolicy! W pierwszych wspólnotach działali jeszcze świadkowie zmartwychwstania, uczniowie i apostołowie – dawali najczystszą szczerą naukę i dbali o to, by niczego nie wymyślać ani nie zmieniać, a Duch Święty mieszkając w ich szczerych jak złoto sumieniach, zapewniał im zgodność z prawdą Ewangelii Jezusa, z Objawieniem. Wszystko też, jak pisze Paweł było zgodne z Pismami. Ale trzeba wiedzieć, że Pisma dla Pawła to są te księgi, które my nazywamy Starym Testamentem. Skoro dla niego Pisma były postrzegane, jako Stary Testament, to przypomnijmy, że przy zapisywaniu zwojów Tanachu, obwiązywała zasada PASUL. Co to znaczy pasul? Najogólniej mówiąc, że coś jest nieprawdziwe, uszkodzone, niekoszerne! Gdy Sofer, czyli uprawniony pisarz, zapisywał zwój Tory, musiał znać około 4 tysięcy praw, związanych z zapisywaniem. Na przykład wiedział, że w Sefer Tora musiało być dokładnie 304 805 liter i jeśli zabrakłoby jednej litery albo pojawiła się zbędna, – cała Tora uważana była za nieważną, za pasul, czyli niegodną do czytania i zwykle umieszczana w genizie, czyli grobowym schowku. Nawet odległości między literami były ściśle ustalone i musiały być dokładne. Niezwykle dbano o to, by prawda zapisana w księgach objawionych nie miała żadnych, nawet najmniejszych defektów, byłaby to katastrofa na miarę kosmicznego promu, który się rozsypuje na wysokości 14 kilometrów. Jeśli soferowie Starego Testamentu byli tak drobiazgowi, to ewangeliści albo Paweł, czy Piotr albo Jakub, Juda, Jan pisaliby wszystko z „przymrużeniem oka”? Nawet SAVANT potrafi nauczyć się książki telefonicznej na pamięć, a oni, natchnieni przez Ducha Świętego i asekurowani przez Jego mądrość, mieliby wypisywać jakieś legendy?

Życie doczesne każdego z nas się wcześniej czy później kończy, pytanie pojawia się także w każdym z nas: co dalej? Czy będę miał życie wieczne? A jeśli będę miał, to w jaki sposób je spędzę. W wiecznym cierpieniu czy w wiecznej szczęśliwości, a może będąc niegotowym, w niewymownej udręce oczyszczenia? Jeśli wszystko, co osiągniesz – co zdobędziesz, minie, to po co to wszystko? Wielu myślących zadaje sobie pytania i szuka odpowiedzi, a jeszcze większa liczba ludzi nie pyta o sens tego życia i dlatego nie doczeka się odpowiedzi. Wśród 7 miliardów ludzi jesteśmy my chrześcijanie, którzy otrzymali odpowiedź od samego Boga przez Jezusa Chrystusa. Katechizm Kościoła Katolickiego właśnie zaczyna się od tej odpowiedzi; odpowiedzi skumulowanej w zaledwie trzech cytatach z Biblii, ale będących esencją Objawienia, czyli ukazania się prawdy, którą zdecydował objawić Bóg człowiekowi, by dać mu jedyną szansę i łaskę wybawienia z tego świata.
Wstęp do KKK ma motto niezwykle istotne dla naszej wiary katolickiej, ukazuje bowiem cel tej wiary, środki do osiągnięcia tego celu i jedyność, niepowtarzalność tego środka: “OJCZE… to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17,1. 3). Zbawiciel nasz, Bóg “pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2, 3-4). “Nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12), jak tylko imię JEZUS. Jezus mówi wyraźnie, że nie ma innych autorytetów, nie ma innej drogi, nie ma innej prawdy – jest tylko jedno imię Jezus Chrystus, które daje nam dostęp do Boga Ojca i wybawia nas z tego świata. Czy to nie jest jasne? Okazuje się, że większość ludzi ma z tym problem, by zrozumieć wyłączność zbawienia przypisanego jedynie Chrystusowi. I tak było od początku. Na przykład faryzeusze, całkiem pobożni ludzie, cokolwiek by Jezus nie czynił, poświadczając swoją misję, ciągle żądali od Niego znaku uwiarygadniającego. Chrystus im odmówił, bo wiedział, że cokolwiek by nie uczynił i tak ciągle by wątpili. Nawet Kainowi Bóg dał znamię, znak wybawiający go od zabójstwa, a faryzeuszom Jezus nie dał żadnego znaku. Istnieje w człowieku niebezpieczne nastawianie wobec prawdy objawiającej się w Chrystusie – permanentne wątpienie i podważanie. Poddawać pod wątpliwość wszystko jest cechą szatańską – przypomnijmy jego pierwszą ingerencję w szczęście ludzkie: Bóg pozwolił na wszystko oprócz jednego: z każdego drzewa mógł Adam i Ewa zrywać owoce oprócz jednego, oprócz drzewa dobra i zła, czyli mieszania dobra ze złem. Tymczasem szatan mówi przewrotnie do Ewy: czy to prawda, że Bóg wam zabronił zrywać owoce ze wszystkich drzew? Kiedy Ewa odpowiedziała, ten wskazał jej tylko na jedno drzewo, a wszystkie inne pominął, jakby były zakazane. Tylko drzewa zmieszania dobra ze złem zasugerował kobiecie – i tak sie dzieje do dziś: ukazuje się Boga, jako tyrana, który daje nam nieludzkie, niemożliwie do zachowania prawa, a kusi się nas do mieszania wszystkich religii, dobrej i złych. Jezus uporczywe podważanie prawdziwości Jego słów uważa za grzech przeciw Duchowi Świętemu i taki grzech jest niemożliwy do odpuszczenia. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś podważa prawdziwość słów i czynów Chrystusa w sposób przewrotny i wbrew wszystkiemu. Nie wierzyli, że Jezus jest jedynym Zbawicielem i Synem Boga, choć dowodów na to nie brakowało. A przecież Paweł jasno pisze do Tymoteusza: jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich (1 Tm 2,5). Nie pisał: są różne drogi na jeden szczyt, możemy wierzyć jak chcemy, i tak w niebie wszyscy się spotkamy. Nie nakazywał Tymoteuszowi, by dialogować z poganami i Żydami, by spotykał się z wyznawcami innych religii i wspólnie z nimi się modlił, by zrezygnował z misji głoszenia jednej, jedynej prawdy o zbawieniu w Chrystusie.

Dziś stawia się nam jednak pytanie: Czy misje wśród niechrześcijan są jeszcze aktualne? Czyż nie zastąpił ich może dialog międzyreligijny? Czy zbawienie z tego świata zastąpiono postępem na tym świecie? Czy poszanowanie sumienia i wolności posuwające się do wykluczenia jakiejkolwiek propozycji nawrócenia, nie jest brakiem miłosierdzia wobec tych ludzi, którzy mając szansę przyjąć zbawienie w Chrystusie nie otrzymają jej, bo nasi misjonarze przejdą kurs szamanów i zaczną praktykować magię w imię inkulturacji, by nie drażnić czyichś przekonań religijnych? Czy można osiągnąć zbawienie w jakiejkolwiek religii, skoro nie ma zbawienia poza Jezusem Chrystusem? Poza Kościołem? Skoro nie jest już rzeczą właściwą, by nawracać kogokolwiek, to po co zgromadzenia misyjne? Niech wszystkie siostry i kapłani z Afryki i Ameryki Południowej, z Nowej Gwinei i Azji wracają do swoich krajów. A przede wszystkim, po co w Chinach ma jeszcze być Kościół Katolicki skoro „ktoś” powiedział: Ostatecznie to komuniści myślą jak chrześcijanie, a prozelityzm (nawracanie innowierców na katolicyzm) jest poważnym nonsensem. On nie ma sensu. Musimy się poznać, słuchać jedni drugich i powiększać naszą wiedzę o otaczającym nas świecie?
Tylko, że w Piśmie Świętym jest inaczej napisane, a jak nie jesteśmy zgodni z Pismami, to czy jesteśmy jeszcze w ogóle chrześcijanami? „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14, 6). Kiedy wysyłasz list musisz zadbać dokładnie o to, by adres był poprawny – jeśli nie znasz dobrze adresu, list może nie dotrzeć do adresata. Jeśli nie znasz dobrze prawdy o zbawieniu, twoje przekonanie o zbawianiu z tego świata może się nie udać, nie osiągnąć celu – choć może masz powiększoną wiedzę o świecie i poznałeś wszelkie religie i wysłuchałeś jeden drugiego. Trzeba, by wszyscy poznali Tego Najważniejszego, Jezusa Chrystusa, a nie poznali się nawzajem. Wyobraźmy sobie, że pewna kobieta chciała wyjść za mąż i poznała mężczyznę za pomocą internetowych for matrymonialnych, nie widziała na oczy mężczyzny, który jej się już oświadczył, znała go tylko ze zdjęć, poza tym, gdy poszła na pierwsze spotkanie zapomniała jak się on dokładnie nazywał: Kowalski, Kowalewski, Kowalowski, czy Kawalarski. Stała więc na peronie, gdy pojawiło się czterech mężczyzn, każdy z nich przedstawił się z nazwiska i byli do siebie podobni i wszyscy mieli bukiet kwiatów: jeden przedstawił się jako Kowalski, drugi Kowalewski, trzeci Kowalowski, a czwarty Kawalerski. Ma wybrać wszystkich czterech, poznać wszystkich i nauczyć się ich słuchać? Wyjechać z czterema w podróż dookoła globu ziemskiego, by poznać świat i towarzyszyć im czterem? Nie! Ona i tak musi wybrać jednego, tego, który jest prawdziwym jej wybrańcem i tego, który ją wybrał. Podobnie i my: musimy wiedzieć, kto jest prawdziwym Zbawicielem, a nie myśleć, że wszystko jedno kogo wybierzemy – czy to wszystko jedno z kim zawierasz ślub, pobierasz się, wchodzisz w małżeństwo? W 5 punkcie encykliki Jana Pawła II „REDEMPTORIS MISSIO” czytamy: „Jeśli wrócimy do początków Kościoła, znajdziemy jasne stwierdzenie, że Chrystus jest jedynym Zbawicielem wszystkich, Tym, który sam jeden jest w stanie objawić Boga i do Niego doprowadzić”.

Zwróćmy uwagę na najwyższą próbę szczerości przekazu wiary – tradycji – oto precyzja jubilerska sformułowania: Chrystus jest nie jednym z wielu, ale jedynym zbawicielem i tak było od początku Kościoła i On sam jeden, nie jeden z wielu jest w stanie, czyli ma taką moc niezależną od ludzkiej ułomności poznawczej – objawić Boga i do Niego doprowadzić. Tu nie ma mowy o jakichś innych jasnowidzach, guru, nawiedzonych szamanach, o jakiejś alternatywnej drodze do Boga! Taka jest wiara katolicka! W tej samej encyklice Jana Pawła II “Redemptoris missio” w punkcie 5, czytamy dalej, w jak trafny i definitywny sposób podsumował on deklarację świętego Piotra, jaką ten złożył przed Sanhedrynem po uzdrowieniu chromego : „W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, którego wy ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych (…), ten człowiek stanął przed wami zdrowy (…). Nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 10. 12). Stwierdzenie to, skierowane do Sanhedrynu, jak czytamy posiada znaczenie powszechne, gdyż dla wszystkich — Żydów i pogan — zbawienie może przyjść tylko od Jezusa Chrystusa”.

II Tylko od Jezusa Chrystusa zbawienie przychodzi, tylko od Niego jedynego. Amen. Jeśli tak jest, że nie ma innego imienia, w którym mielibyśmy zbawienie, to nie ma co dywagować, że może co innego myślał Jezus. Jeśli byłoby to możliwe w innych religiach, to po co by mówił: nie ma w żadnym innym zbawienia? Sam sobie by przeczył! Bóg chciał jedności ludzi w Kościele Katolickim, a nie różnych religii. Jest jakimś absurdem odwoływać się do wolności, jako prawa każdej osoby, by zaindukować tezę o woli Boga, który by chciał sprzecznych i wykluczających się w swych wierzeniach religii: Owszem każda jednostka cieszy się wolnością wyznania, myśli, wyrażania i działania jednak jest to wolność do wyboru pomiędzy zbawianiem w Kościele albo pozbawieniem się zbawienia poza Kościołem. Stwierdzenie, że „Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka jest chciany przez Boga w Jego mądrości, poprzez którą stworzył on ludzi”, nie ma ani w Biblii ani w Tradycji żadnego potwierdzenia, jest po prostu niekatolicki. Czyli heretycki – jeśli różnorodność religii jest chciana przez Boga to powstaje pytanie: czy Bóg chciał, by był ruch realiański, satanizm, lucyferianizm, ateizm, Voo Doo, religia latającego potwora spaghetti pastafarian, jediizm, czyli religia rycerzy Jedi, którzy istnieją tylko na ekranach, kult Cargo, którego liturgią jest budowanie lotnisk na wyspach Pacyfiku albo wyczekiwanie na Johna Fruma, kościół Maradony, kościół scjentologiczny? Zwłaszcza zastanawiam się, czy kult CARGO jest rzeczywiście chciany przez mądrość Boga? Mieszkańcy wysp Pacyfiku w XX wieku, zwłaszcza w czasie II wojny światowej obserwowali żołnierzy amerykańskich, którzy stacjonowali na ich wyspach, przyglądali się samolotom przywożącym zaopatrzenie, doszli do wniosków, że budowanie lotnisk to jest zapraszanie bogów do dostarczania darów i zaczęli budować lotniska, a rozmowy przez pudelka ze słuchawkami, to jakieś modlitwy, więc by do nich też bogowie zaczęli przysyłać cargo – żywność, ubranie, narzędzia, broń – zaczęli imitować te zachowania, które podglądali u amerykańskich żołnierzy; nie mogli zrozumieć, dlaczego jednak nie lądują na ich lądowiskach blaszane ptaki – samoloty, mimo budowania ich z bambusowego drewna? Zastanawiam się również, czy Boża mądrość naprawdę chciała takiej religii? Encyklika “Redemptoris missio” przypomina Kościołowi zadanie głoszenia Ewangelii, jako pełni prawdy: “W tym ostatecznym Słowie swego Objawienia Bóg dał się poznać w sposób najpełniejszy: powiedział ludzkości, kim jest. To ostateczne samoobjawienie się Boga jest podstawowym motywem, dla którego Kościół “jest misyjny ze swej natury”‘. Nie może on nie głosić Ewangelii, czyli pełni prawdy, jaką Bóg dał nam poznać o samym sobie.
Biblia mówi, że rozbicie ludzkości, z którego później pojawiła się owa różnorodność, często prowadząca do morderczych wojen, była efektem pychy usymbolizowanej w wieży Babel. Po próbie stworzenia unii ludzkości pomijającej Boga, przekaz biblijny mówi, że ludzie zaczęli mówić językami, w których nie mogli się porozumieć, zróżnicowali się kulturowo oraz mentalnie, rozproszyli się też po całej ziemi. W Dziejach Apostolskich mamy do tego jasne nawiązanie, gdy czytamy jak Piotr, z Apostołami po Zesłaniu Ducha Świętego wyszedł odważnie z zamknięcia i wszyscy oni nagle zaczęli głosić Ewangelię w różnych językach. Ludzie słuchający ich przyjęli jednak chrzest i wiarę i stali się jednym, jedynym Kościołem, a nie unią różnych religii. W Brukseli znajduje się złowieszczy symbol antycznej wieży Babel, a 26 września przypada właśnie Dzień Języków.

Kształt Parlamentu Europejskiego w Strasburgu przypomina biblijną wieżę Babel nieprzypadkowo. Jak pamiętamy, karą dla jej budowniczych było pomieszanie języków. W Brukseli często słychać język, który jest mieszaniną angielskiego i francuskiego oraz slangu parlamentarnego, a także innych naleciałości. Tłumacze mają coraz większy problem z tłumaczeniem posłów – bywa, że nie potrafią tłumaczyć kogoś, kto twierdzi, że mówi po angielsku. Naprawdę parlament europejski ma duże trudności z dogadaniem się. Główna wieża, zwana budynkiem „Louise Weiss”, wygląda tak, jak gdyby nie została dokończona. Ponieważ została zaprojektowana, aby wyglądem przypominać obraz Pietera Brueghela Starszego z 1563 roku, „Wieża Babel”. Jak jest to napisane wyraźnie w Biblii, nie zbudowano Babel, by oddawać cześć Bogu, ale miała być monumentem chwały człowieka. W efekcie pomieszały się im języki i wtedy rozproszyli się tworząc zachwalaną dziś różnorodność. Biblia więc sugeruje, iż ta różnorodność ludzka wcale nie była chciana przez Niego, jako cel stworzenia, była raczej karą za bluźnierstwo oddawania czci człowiekowi, jakby był bogiem. Bóg nie chciał rozbicia, ale jedności i właśnie Kościół miał być środkiem ku zjednoczeniu ludzkości w jednej wierze w jednego Boga w Trójcy przez Chrystusa Jezusa. Nikt nikogo do niczego nie przymusza, ale jest rzeczą konieczną zdecydować się, czy się wybiera tę jedyność zbawienia w Chrystusie w Kościele, czy też nie. Odbicia w lustrze promieni słonecznych nie są samym słońcem – to, że w innych religiach znajdujemy jakieś elementy prawdy czy tęsknoty za świętością nie oznacza, że Bogu nie zależy na tym, w jakiej religii jesteśmy. Wręcz przeciwnie, nie chce On abyśmy się zwiedli odbiciami promienni, lecz wybrali słońce – zapach obiadu, to nie to samo co konsumpcja obiadu. Deklaracja traktująca o wolność religijnej „Dignitatis humanae” już w 1 punkcie stwierdza: „Najpierw więc oświadcza święty Sobór, że sam Bóg ukazał ludzkości drogę, na której Jemu służąc ludzie mogą osiągnąć w Chrystusie zbawienie i szczęśliwość. Wierzymy, że owa jedyna prawdziwa religia przechowuje się w Kościele katolickim i apostolskim, któremu Pan Jezus powierzył zadanie rozszerzania jej na wszystkich ludzi, mówiąc Apostołom: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, ucząc je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem” (Mt 28, 19-20). Wszyscy ludzie zaś obowiązani są szukać prawdy, zwłaszcza w sprawach dotyczących Boga i Jego Kościoła, a poznawszy ją, przyjąć i zachowywać”. Jeśli tak zostało powiedziane, to albo to jest błędem, albo błędem jest stwierdzenie, że nieważne, w jakiego Boga wierzymy, ani nieważne, w którym kościele, ani w jakiej religii.

Kongregacja Nauki Wiary w deklaracji o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa „Dominus Iesus” stwierdziła: «Nieustanne przepowiadanie misyjne Kościoła jest dzisiaj zagrożone przez teorie relatywistyczne, które usiłują usprawiedliwić pluralizm religijny nie tylko de facto, lecz także de iure (czyli jako zasadę). W konsekwencji uznaje się za przestarzałe takie na przykład prawdy, jak prawda o ostatecznym i całkowitym charakterze objawienia Jezusa Chrystusa, o naturze wiary chrześcijańskiej w odniesieniu do wierzeń innych religii, o natchnionym charakterze ksiąg Pisma Świętego, o osobowym zjednoczeniu między odwiecznym Słowem a Jezusem z Nazaretu, o jedności ekonomii Słowa wcielonego i Ducha Świętego, o jedyności i zbawczej powszechności tajemnicy Jezusa Chrystusa, o powszechnym pośrednictwie zbawczym Kościoła, o nierozdzielności — mimo odrębności — Królestwa Bożego, Królestwa Chrystusa i Kościoła, o istnieniu w Kościele katolickim jedynego Kościoła Chrystusa. Deklaracja „Dominus Jesus” uznała religie niechrześcijańskie jedynie za rezultat poszukiwań tylko ludzkich. Czymś innym jest szukać, a czymś innym być znalezionym: ludzie w innych religiach szukają jakiegoś boga, ale w chrześcijaństwie to Bóg znalazł człowieka. To nie to samo prawda? Możemy posłużyć się w pewnym sensie akomodacyjnym obrazem z przypowieści o zagubionej owcy: Na sto owiec, 99 odeszło od pasterza, ale pasterz poszukał jednej, zagubionej i tylko ona znalazła się w Jego ramionach. Na sto religii, być może 99 szuka pasterza w solidarnym poszanowaniu siebie nawzajem, ale szukanie tak naprawdę może być oszukiwaniem, skoro Pasterz bierze owcę na ramiona, a ta owca może nie tylko jest grzesznikiem, ale i całym Kościołem?
Wiara chrześcijańska „jest przyjęciem przez łaskę prawdy objawionej”, a nie poszukiwaniem prawdy wymyślonej. Co innego sobie wyobrażać Boga, a co innego, gdy Bóg nam się objawia i to jeszcze w człowieku, którego można dotknąć, zobaczyć, usłyszeć, pokochać i usłyszeć całą prawdę w jego Duchu Świętym. Jeśli różnorodność religii byłaby zamysłem mądrości Boga, to by znaczyło, że Historia Zbawienia nie zmierzałaby w Jego zamyśle do sytuacji, w której wszyscy ludzie staliby się wyznawcami jednej religii. I my nie powinniśmy wtedy dążyć do takiego religijnego ujednolicenia ludzkości. W takim razie wszystko jedno jak i w co wierzymy, bo i tak znajdziemy się wszyscy u jakiegoś Boga, którego niemożliwe jest do końca poznać. Pewno, że nie można Go poznać własnymi silami takiego, jakim jest, rzecz w tym, że On sam wyszedł z inicjatywą i dał się poznać, a nazywamy to Objawieniem. A skoro dał się poznać sam w konkretnym Kościele, to widocznie nie jest mu wszystko jedno, jaką religię mamy wybraną.

Teolog Josef Seifert pytał: “jak Bóg mógłby chcieć religii, które zaprzeczają boskości i zmartwychwstaniu Chrystusa?” Przecież większość religii nie tylko wypacza prawdę o Synu Boga objawionym w Jezusie, ale nawet z nienawiścią odnoszą się do Jezusa Chrystusa albo, co najmniej z obojętnością. Bóg więc chciał, by Syn Jego wcielił się i męczył się na krzyżu, by nas zbawić, a jednocześnie chciał, zbawić nas bez tej męki i bez wcielenia? To znaczy, że Bóg nie we, czego chce? To znaczy, że jednocześnie jest po stronie ukrzyżowanego Chrystusa, Piłata poganina, Kajfasza Żyda i Heroda Antypasa nie wiadomo, w co wierzącego? Przyjmowanie, że Bóg chce być odkrywany przez wszystkie religie niweczy celowość objawienia, wcielenia i odkupienia. Bóg musiałby nienawidzić Kościoła Katolickiego, albo przynajmniej zupełnie mu jest obojętny, ponieważ równie ważne są dla niego inne religie, a może nawet ateizm – tak mówi Seifert i to jest sensowne. To nie jest ten sam Bóg, który jest Trójcą Świętą i ten, który nie jest Trójcą, a nawet uważa, że być Trójcą to wielobóstwo godne potępienia. Nie wszyscy wierzymy w tego samego Boga, nawet jeśli wielu wierzy, że jest jeden: Nowak to nie ten sam człowiek co Nawok. Owszem, Papież Leon XIII i Pius X widzieli możliwość zbawienia takich ludzi, których nieznajomość chrześcijaństwa jest z powodów od nich niezależnych. Prezbiteriański duchowny John Hick, twierdził, iż nie można dotrzeć do ostatecznej rzeczywistości samej w sobie. Widzimy tylko jakieś symulakry rzeczywistości. Dlatego też sam Jezus Chrystus jest jedynie jedną z wielu demonstracji samego Boga. Chrystus jest według niego tylko obrazem, widmem, manifestacją jak wielu innych wyjątkowych twórców różnych religii. Jedyne co jest profetyczne w jego teoriach, to zgodność z filmem „Matrix” socjologicznym „Koranem” Jean Baudrillard . Hick twierdząc, że „Istnieje wielość Bożych objawień, która umożliwia wielość form ludzkiej odpowiedzi o walorze zbawczym, pominął jedną prawdę, że Jezus Chrystus jest Synem Boga, który objawił się w konkretnej społeczności i chciał konkretnej wspólnoty. Inicjatywa Boga była dostatecznie rzeczywista, by dotrzeć do człowieka z prawdą o Nim samym w najwłaściwszym tego słowa znaczeniu. Bóg poradził sobie z przedstawieniem siebie. Człowiek nie jest w stanie poznać prawdy taką jaką jest naprawdę, ale Bóg jest w stanie człowiekowi okazać prawdę, taką jaką On jest – i w takim środowisku jakiego On chciał, czyli w Kościele! Jeśli Bóg nie mógłby objawić siebie takim jakim jest, to czegoś nie mógłby – nie byłby Bogiem. Owszem dochodzenie do całej prawdy się rozpoczęło, nie jest zakończone, ale ponieważ objawieniem jest Boża inicjatywa, uda się całkowicie, o czym pisał Paweł: poznamy Go takim jakim jest! Te słowa Paweł kierował tylko do chrześcijan, a nie do wszystkich religii!

Przecież “Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11,27); a za objawianiem idzie współuczestnictwo. Komu zechciał objawić? Tym, których wybrał, których wybrał tych usprawiedliwił, bo Go przyjęli wiedząc kogo przyjmują! Jest im wierny, a oni Jemu wierni.
A tymczasem w innych religiach są co najwyżej tęsknoty za Bogiem, ludzkie tęsknoty i mity i wyobrażenia. Ale wyobrażenie różni się od objawienia tym, że pierwsze jest efektem ludzkiej refleksji lub dewocji, a drugie jest działaniem samego Boga. “W nim bowiem mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała, bo zostaliście napełnieni w Nim” (Kol 2,9-10). Wystarczy przeczytać punkty 65-67w KKK, by odzyskać równowagę ducha w czasach takiego zamieszania w wierze, jakiego jesteśmy świadkami. „Nie należy się spodziewać żadnego nowego publicznego objawienia przed chwalebnym ukazaniem się Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Objawienie zostało już zakończone (completa), nie jest jednak całkowicie wyjaśnione (plene explanata non est)”. Wyjaśnianie świadectwa Objawienia jest zadaniem wiary. Deklaracja Dominu Jesus z 2000 roku w punkcie 6 explicit verbis podaje. „Sprzeciwia się więc wierze Kościoła teza o ograniczonym, niekompletnym i niedoskonałym charakterze objawienia Jezusa Chrystusa, które rzekomo znajduje uzupełnienie w objawieniu zawartym w innych religiach. Najgłębszym uzasadnieniem tej tezy miałby być fakt, że prawda o Bogu nie może jakoby zostać pojęta i wyrażona w swej całości i pełni przez żadną historyczną religię, a więc także przez chrześcijaństwo, a nawet przez Jezusa Chrystusa. Ten pogląd sprzeciwia się radykalnie dotychczasowym twierdzeniom wiary, według których w Jezusie Chrystusie dokonało się pełne i ostateczne objawienie zbawczej tajemnicy Boga”.

Wiara nasza musi być wyznawana z takimi akcentami i prawdami, jakie nam przekazał Kościół w depozycie swoim, bez zmian i bez uszczerbku. W Księdze Sędziów jest taka ilustracja powodująca w nas czujność na to, by nie dawać się zwieść podobieństwami przekonań, a trzymać się prawdy takiej, jaka ona jest nam objawiona. Otóż w czasie wojen bratobójczych jakie prowadzili ze sobą Izraelici doszło do bitwy, w której wygrał Jefte (Sdz 12, 1-7) pokonując zbuntowane pokolenie Efraima. Zbiegowie z pokonanej armii Efraima próbowali uciec przez brody Jordanu, ale wojownicy Jeftego, by rozpoznać wrogów, domagali się od przechodzących przez rzekę, by powiedzieli słowo SZIBBOLET, czyli kłos –jeśli byli efraimitami nie potrafili poprawnie wypowiedzieć tego słowa lecz mówili SIBBOLET i wtedy ginęli. Trzeba swoją wiarę wyznawać dobrze ją wyznając, bez zmiany akcentów, bez uszczerbku, bez zmiany. Kiedy chcemy otworzyć własny laptop potrzeba wpisać login, podobnie, gdy otwieramy skrzynkę mailową, wpisujemy hasło i login, nie wystarczy wtedy wpisać podobne hasło albo jakiś zbliżony login, to musi być precyzja, inaczej się nic nie osiągnie. I tak jest z wiarą – nie wystarczy powiedzieć: wszyscy wierzymy w jednego Boga. W Pnp (7,10) czytamy pozornie erotycznie brzmiący wiersz: „Usta twoje jak wino wyborne, które spływa mi po podniebieniu, zwilżając wargi i zęby”.

W rzeczywistości jest to dość zmysłowy obraz zupełnie duchowej prawdy: usta oblubienicy mają w sobie smak wina, smak Ducha Świetego, który obficie wypełnia podniebienie Oblubieńca, czyli Chrystusa – wierna Jezusowi dusza, ma usta wypełnione prawdą Chrystusa i żaden inny smak Jej nie smakuje, tylko smak prawdy Chrystusa. Dobrzy degustatorzy win potrafią rozróżnić oryginalne wino gatunkowe od podróbki!!! Ten, kto zna smak Biblii i tradycji Kościoła rozpozna podróbkę, pozornego kościoła. Ten, kto nie zna Biblii i tradycji nie umie odróżnić prawdy od jej imitacji – a anioł ciemności udaje anioła światłości. Prawda o Bogu nie zostaje wykreślona ani naruszona przez to, że jest wypowiedziana ludzkim językiem w ludzkich ustach wyrażającymi ludzkie myśli, ale oświetlone boskim smakiem prawdy. Przeciwnie, pozostaje jedyna, pełna i całkowita, ponieważ Ten, który mówi i działa, jest wcielonym Synem Bożym, a Duch Święty, będący Duchem Chrystusa, nauczy apostołów “całej prawdy” (J 16,13), a przez nich cały Kościół wszystkich czasów. Jak czytamy również w deklaracji „Dominus Jesus”. W Ewangelii Łukasza jest taki frapujący fragment: „Faryzeusze zaś i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od niego. Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni?” (Łk 7, 30-31). Nie przyjmując chrztu, nie uznali się za winnych, lecz …niewinnych. Tym samym udaremnili „zamiar Boga”, którym było zbawienie. Przerażające, prawda? Można udaremnić Bogu zbawienie, Bogu, który jest wszechmogący. Człowiek może się uparcie uniewrażliwić na miłość, udaremniając łaskę Boga w swoim losie. I to jeszcze jaki człowiek? Nie pijak i cudzołożnik, tylko ktoś, kto się tym Bogiem fachowo, teologicznie zajmował. Faryzeusze i uczeni w Prawie byli ludźmi doskonałymi religijnie i świetnie obeznanymi w kwestiach duchowych Prawa Bożego. Włosy mi stają na głowie, kiedy sobie pomyślę, że przecież faryzeusze nie wymarli, oni do dzisiaj istnieją i to w każdym środowisku, choć może byśmy ich tak teraz nie nazwali. Co jednak znaczy to złowieszcze udaremnienie? W języku greckim ATHETEO znaczy tyle, co uczynić coś niewykonalnym, uniemożliwić, wzgardzić …. I w tym miejscu chodzi o wzgardę Bogiem, Jeśli przez swą perfidię kurczowo będziemy się trzymać tezy, że i tak wszyscy jesteśmy dziećmi Boga i wszyscy pójdziemy do nieba jedynym grzechem jest klerykalizm, a celibat krzywdzący i ateiści to dobrzy ludzie – to uniemożliwia Bogu zbawienie. Nie myślmy, że faryzeusze wymarli dawno temu, oni żyją wśród nas i jeśli za kogokolwiek trzeba by było się modlić, to najpierw za ludzi, którzy używają religii do tego, żeby nie mieć kontaktu z Bogiem. Ci stanowią najtrudniejszy gatunek, ale święty Jan – tak jak już o tym była mowa – nawet odradza modlić się za ludzi, którzy popełniają grzech sprowadzający śmierć – nie zakazuje, ale odradza. Można powiedzieć, że Jezus sobie w ogóle z nimi nie poradził, gdyż są to ludzie, którzy religijność wykorzystują jedynie do tego, aby unikać Boga, by tylko nie kochać Go i nie być przez Niego kochanym, którzy nigdy nie odczuwają pragnienia adoracji, medytacji, nigdy nie zamieniają słowa z Bogiem i nie mają za Nim tęsknoty, bo zdusili ją w swoim sumieniu i sercu, choć pozornie są chrześcijanami. „Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak, jak słyszeliście, Antychryst5 nadchodzi, bo oto teraz właśnie pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina. Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas; bo gdyby byli naszego ducha, pozostaliby z nami; a to stało się po to, aby wyszło na jaw, że nie wszyscy są naszego ducha.

Wy natomiast macie namaszczenie od Świętego6 i wszyscy jesteście napełnieni wiedzą. Ja wam nie pisałem, jakobyście nie znali prawdy, lecz że ją znacie i że żadna fałszywa nauka z prawdy nie pochodzi” (1 J 2,18–21). Trzeba wiedzieć, że ANTY znaczy nie tylko ktoś przeciw, ale też ktoś, kto wyprzedza, co zbytnio posuwa się do przodu, uprzedza coś lub kogoś. Wielu antychrystów, wyszli spośród nas, ale nie byli z nas; podobnie było za czasów Eliasza – wielu Izraelitów dało się zwieść kultowi Baala i Asztarte – zaraza bałwochwalstwa wdarła się do Izraela i na początku oddawano cześć i Bogu jedynemu i Baalom i Asztarcie i wielu innym, a potem został już tylko Baal i Asztarte. Najpierw był jakiś niejasny ekumenizm, a potem indyferentyzm, synkretyzm i apostazja – bałwochwalstwo. Z proroków Boga został aktywny tylko Eliasz, reszta ukrywała się po jaskiniach, ale ten zdeterminowany, postanowił postawić wszystko na jedna kartę, poszedł na uroczystości orgiastyczne nad rzeką Kiszon, gdzie było zgromadzonych 450 proroków Baala i 400 proroków Asztarte, stołowników Izebel, czyli klientów, których ona utrzymywała i wspierała finansowo, chociaż nie była tak bogata jak Lynn Rottschild. Eliasz nie zaprosił tych wieszczków demonicznych do wspólnego stołu ekumenicznego w Asyżu, ani nie nagrał z nimi filmu o wzajemnym ubogaceniu, braterstwie wymieniając się sztucznymi uśmiechami i nie całował ich ani po rękach ani po nogach, tylko odbudował ołtarz i kazał im zbudować swój – po czym On i oni dokonali testu – tylko ołtarz Eliasza zapłonął mimo zawilgocenia jakiego celowo dokonał prorok z Tiszbe. Wtedy zginęło w jeden dzień ponad 800 bałwochwalców. (por. 1 Król 18) Nie da się jednocześnie wierzyć w Boga w Trójcy Jedynego i w jakichś innych bogów – nie można służyć Bogu i mamonie, ani wyznawać Chrystusa i zrównywać go z Beliarem, to byłoby jak sztuczka cyrkowa zwana POCZTĄ WĘGIERSKĄ- jest to jazda na stojąco jednocześnie na dwóch koniach. Nie ma w tym nic trudnego dopóki konie idą pełnym galopem, ale kiedy trzeba zatrzymać konie i usiąść na jednym z nich, prawda wychodzi na jaw, trzeba wybrać nie tylko moment odpowiedni, ale i nie zawahać się. W wierze nie może być kompromisów, nie da się jechać na dwóch koniach i to dotyczy równie moralności katolickiej. Ostatnio słyszeliśmy trochę o Synodzie Rzymskim, jaki miał miejsce pod koniec lutego, dotyczącym nadużyć seksualnych dokonanych przez kapłanów – szczerze mówiąc można być zdziwionym z efektów – nie można przecież wchodzić w kompromis – od pierwszych stron Biblii, przez Ewangelie i całe nauczanie Kościoła nigdy nie godziło się na święcenia homoseksualnych osób, co nie oznaczało dyskryminacji tych osób, które dźwigają ten ciężar.

Nie łudźmy się, że drobne kompromisy, niewiele znaczą, nie da się dwóm panom oddawać czci; jeśli komuś wydaje się, że małe odkształcenie od doktryny to niewielki problem, albo, że można zignorować uszczelki moralne ze względu na przekonanie innych religii, to niech sobie przypomni przyczyny pewnej katastrofy: Prom kosmiczny Challenger… Wskutek łańcucha pewnych zaniedbań, braku gruntownego przeglądu oraz komunikacji, NASA pozwoliła na start wahadłowca w niesprzyjających warunkach atmosferycznych, co z kolei spowodowało odkształcenie źle zaprojektowanej uszczelki rakiety SRB. Jedna uszczelka – jedna jedyna i spowodowała odkształcenia, a wskutek silniejszego porywu wiatru, z jednej z rakiet SRB zaczął wydobywać się płomień, skierowany ku wspornikowi oraz zbiornikowi na paliwo ET. Człon SRB częściowo odczepił się od wsporników, a następnie uderzył w zbiornik ET. Nastąpiło rozerwanie zbiornika paliwa oraz promu Challenger. To wydarzenie miało miejsce w 1986 roku, w styczniu, na wysokości ponad 14 kilometrów. Prom wybuchł i spłonął i nie doleciał do Nieba!

Czuwajmy, jeszcze nie oderwaliśmy się od ziemi!

o.Augustyn Pelanowski dn. 27-04-2019r.

______________________________________________________________________________________________________________

Gloria.tv/dl

Zdjęcie: gosc.pl

O autorze: Redakcja