Co oznaczają wczorajsze obietnice Donalda Trumpa?

Z dużej chmury mały deszcz? Tak niektórzy zareagowali na zapowiadane przez amerykańskiego prezydenta ważne oświadczenie w sprawie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Właściwie Trump nie powiedział nic nowego, a jedynie - swoim zwyczajem - przełożył kluczowe decyzje na czas późniejszy, tym razem dając sobie kolejne 50 dni.

Właśnie ten okres ma wystarczyć mu do ustosunkowania się do propozycji wprowadzenia dodatkowych sankcji przeciwko Rosji lansowanej przez senatorów z amerykańskiej partii wojny na czele z Lindsey’em Grahamem. Do końca nie wiemy jaki miałby być ostateczny kształt tych sankcji. Trudno uwierzyć, by administracja Trumpa zgodziła się na wersję zakładającą nałożenie 500-procentowych taryf celnych na kraje handlujące z Federacją Rosyjską, przede wszystkim na wielkie gospodarki zaopatrujące się w Rosji w ropę naftową i gaz (Indie, Chiny). Taki ruch doprowadziłby bowiem do praktycznego paraliżu światowego handlu, niekorzystnego również dla samych Stanów Zjednoczonych.

Kwestia druga to dostawy broni. Jeszcze w czasie ubiegłorocznej kampanii przed wyborami prezydenckimi w USA współpracownicy obecnego lokatora Białego Domu mówili wprost: ciężar prowadzenia wojny na Ukrainie trzeba przerzucić na barki Europy. Później, w czasie czerwcowego haskiego szczytu NATO zapadła jak najbardziej konkretna decyzja. Do 5% PKB, które mają być wydawane do 2035 roku przez kraje członkowskie sojuszu można będzie wliczać wartość pomocy przekazywanej Ukrainie. Mechanizm zatem jest prosty i to właśnie z powodu jego uzgodnienia Trump wyjeżdżał z Holandii zadowolony z wyników spotkania. Kraje europejskie mają dokonywać zakupów broni u amerykańskich producentów, a następnie przekazywać je Kijowowi.

Oficjalnie Ameryka przestaje być stroną konfliktu i dostawcą broni dla jednej z jego stron. Może prowadzić dalsze rozmowy z Moskwą na temat normalizacji wzajemnych relacji. Odium podżegacza do dalszego trwania wojny spada na europejskie kraje członkowskie NATO, bo to one będą zaopatrywać Kijów, oczywiście za pieniądze własnych podatników.

Ile tej broni w rzeczywistości będzie? Tego do końca nie wiadomo. Najgłośniej komentowaną (axios.com/…missiles-ukraine-weapons-attack- … Trumpa jest ta o przekazaniu Siłom Zbrojnym Ukrainy aż 17 zestawów przeciwrakietowych Patriot. Prawdopodobnie doszło tu jednak do przekłamania biorącego się z niewielkiej wiedzy militarnej obecnego amerykańskiego prezydenta. Ukraina dysponowała do tej pory 6 lub 7 bateriami rakiet Patriot. Niemcy miały ich 6, a Izrael 8 (wycofano je niedawno z eksploatacji). Liczba 17 brzmi więc całkowicie niewiarygodnie. Trumpowi chodziło zapewne o liczbę wyrzutni (w skład zestawu wchodzi ich od 5 do 9). Oznaczałoby to, że Amerykanie gotowi są w rzeczywistości sprzedać wybranym krajom europejskim dwa lub trzy zestawy, a te deklarują, że następnie wyślą je na Ukrainę. Potwierdzają to deklaracje niektórych europejskich członków NATO - Niemcy zapowiadają przekazanie Kijowowi dwóch zestawów, zaś Norwegowie - jednego.

Nie wiemy co przekaże Polska, ale możemy być niemal pewni, że nasze władze również dołączą do wojennej koalicji.
1,2 tys.