V.R.S.
605

Relacje o cudzie słońca w Fatimie (2)

Musiało to być około drugiej czasu urzędowego i około południa słonecznego. Parę chwil wcześniej słońce przebiło się przez cienką warstwę zakrywających je chmur i zaświeciło jasno i intensywnie. Zwróciłem się ku magnesowi, który zdawał się przykuwać oczy wszystkich i ujrzałem je jako dysk o wyraźnej obręczy, jasny i świecący, lecz który nie męczył oczu. Nie zgadzam się z opisem jaki usłyszałem w Fatimie – matowy srebrny dysk. Było wyraźniejsze, bogatsze, o jaśniejszej barwie, mając coś z połysku perły. Nie przypominało w najmniejszym stopniu księżyca w jasną noc ponieważ można je było zobaczyć i poczuć jako żywe ciało. Nie było sferyczne jak księżyc, nie miało też takiego samego koloru, tonacji czy cienia. Wyglądało jak szkliste koło wykonane z macierzy perłowej. Nie można również go było pomylić ze słońcem widzianym przez mgłę (gdyż nie było wówczas mgły), ponieważ nie było matowe, niejasne, przyćmione. W Fatimie dawało światło i ciepło i pojawiło się wyraźne, z dobrze odznaczającą się obwódką. Niebo było znaczone niewielkimi chmurami typu cirrus z błękitem pomiędzy nimi, lecz od czasu do czasu słońce jaśniało w przestrzeni otwartego nieba. Chmury przemieszczały się z zachodu na wschód i nie zasłaniały światła słońca, dając wrażenie że przechodzą za nim, choć czasem te obłoki bieli przyjmowały barwę różu lub półprzezroczystego błękitu gdy przechodziły koło słońca.

Istotny był fakt że można było skupić wzrok na tym piecu ciepła i światła bez bólu w oczach i oślepienia siatkówki. Zjawisko to poza dwoma momentami kiedy słońce zdawało się wysyłać promienie jaśniejącego ciepła, które zmuszały nas do odwrócenia oczu, musiało trwać około 10 minut. Dysk słoneczny nie pozostawał nieruchomy. To nie były promienie ciała niebieskiego, gdyż wirowało ono w szalonym obrocie. Nagle można było słyszeć krzyk, okrzyk niepokoju wyrywający się wszystkim. Słońce, wirując gwałtownie, wydawało się obniżać z firmamentu i groźnie zbliżać do ziemi jakby miało nas przygnieść swą olbrzymią płomienną masą.

Podczas zjawiska słonecznego jakie właśnie opisałem szczegółowo występowały zmiany kolorów w atmosferze. Patrząc na słońce, zauważyłem że wszystko wokół pociemniało. Popatrzyłem najpierw na najbliższe przedmioty a potem objąłem spojrzeniem dalsze części aż po widnokrąg. Widziałem wszystko w barwie ametystu. Obiekty wokół mnie, niebo i atmosfera były tej samej barwy. Pobliski dąb rzucał na ziemię cień tego koloru. Obawiając się że cierpię na zmianę w siatkówce, co było nieprawdopodobne gdyż w takim wypadku nikt nie ogląda rzeczy w kolorze purpury odwróciłem się i zamknąłem oczy, przytykając ręce by zasłonić światło. Odwrócony plecami otworzyłem oczy i widziałem że krajobraz ma tę samą purpurową barwę co wcześniej.

Wrażenie nie było takie jak przy zaćmieniu i patrząc na słońce zauważyłem że atmosfera się przeczyściła. Tuż potem usłyszałem jak chłop koło mnie woła zdumiony: “Patrzcie ta kobieta jest cała żółta!” I rzeczywiście wszystko, blisko i daleko, się zmieniło przybierając kolor starego żółtego adamaszku. Ludzie wyglądali jakby cierpieli na żółtaczkę i przypominam sobie uczucie rozbawienia gdy patrzyłem jak tak wyglądają brzydko i nieatrakcyjnie. Moja ręka była tego samego koloro. Wszystkie zjawiska jakie opisałem zaobserwowałem w spokojnym i niezakłóconym stanie umysłu, bez jakiegokolwiek emocjonalnego rozchwiania. Niech ocenią je i wyjaśnią inni.”


(dr Almeida Garrett, profesor Uniwersytetu w Coimbrze)

Słońce, w pewnym momencie otoczone szkarłatnym płomieniem, w innym żołcią i głęboką purpurą, wydawało się być w nadzwyczaj szybkim wirowym ruchu, czasem wydawało się opuszczać niebo i zbliżać do ziemi, silnie promieniując ciepło.”

(dr Domingos Pinto Coelho, okulista)

Słońce pojawiło się w swym dobrze widocznym okręgu. Zeszło do nas w dół jakby na wysokość chmur i zaczęło w zawrotnym tempie wirować wokół własnej osi jakby uwięziona kula ognia. Z pewnymi przerwami trwało to około osiem minut. Atmosfera pociemniała i wygląd wszystkiego stał się żółty. Każdy ukląkł, nawet w błocie…”

(Ks. Manuel Pereira da Silva)

Miałem wówczas dziewięć lat i chodziłem do miejscowej szkoły. Około południa zaskoczyły nas okrzyki i wołania jakichś mężczyzn i kobiet przechodzących ulicą przed szkołą. (…) Na zewnątrz ludzie krzyczeli i płakali, i wskazywali na słońce, ignorując ożywione pytania nauczycielki. (…) Czuję się niezdolny opisać to co ujrzałem i co czułem – patrzyłem stale na słońce, które wydawało się blade i nie raniło oczu. Wyglądało jak śnieżna kula obracająca się wokół osi, nagle wydawało się że schodzi zygzakiem, zagrażając ziemi. Przerażony uciekłem i ukryłem się wśród ludzi płaczących i oczekujących w każdej chwili końca świata. Koło nas był niewierzący, który spędził ranek, szydząc z prostaków, którzy udali się do Fatimy tylko po to by ujrzeć zwykłą dziewczynkę. Teraz wyglądał jak sparaliżowany, z oczyma utkwionymi w słońce. Potem zadrżał cały od stóp do głów i wznosząc ramiona w górę, upadł w błocie na kolana, wzywając Matki Bożej. Tymczasem ludzie dalej wołali i płakaki, prosząc Boga o przebaczenie swych grzechów (…) Podczas tych długich chwil cudu słonecznego obiekty wokół nas zmieniały się w różnych kolorach tęczy. Widzieliśmy siebie samych jako niebieskich, żółtych, czerwonych, etc. (…) Po około 10 minutach słońce, teraz przyćmione i blade wróciło na swoje miejsce. Kiedy ludzie ujrzeli że zagrożenie się skończyło nastąpił wybuch radości i każdy przyłączył się do dziękczynienia, chwaląc Naszą Panią…”

(Ks. Inacio Lourenco)

[z książki ks. J. de Marchi: The Immaculate Heart, the true story of Our Lady of Fatima, 1952, tł. wł., s. 146-150]

Przypis własny: czytając powyższe relacje nie sposób oprzeć się wrażeniu że owe zmiany kolorów: niebieski/biały, purpurowy/fioletowy, żółty (złoty) odpowiadały zmieniającym się wizjom: Świętej Rodziny, Matki Bolesnej i Matki Bożej chwalebnej z góry Karmel stanowiącym niejako odpowiednik kolejnych części Różańca Świętego.


Fatima, 13.10 AD 1917