Quas Primas
254

NA GORACO - z korespondencji czytelników...

Z korespondencji Czytelników. Chofni i Pinchas czyli J. Bergoglio w reżyserii rabina Skorki.

Pisane na gorąco…

Piątek, dnia 27 marca 2020 roku.

Telewizja publiczna zakończyła przed chwilą transmisję czegoś, co w szumnych zapowiedziach miało być niezwykle podniosłym wydarzeniem religijnym zrealizowanym w sercu Kościoła Katolickiego, w Watykanie. Ale już pierwsze kadry owej transmisji musiały ludzi bogobojnych i przywiązanych do tradycyjnych wielkopostnych nabożeństw pokutnych wprowadzić w niemałe osłupienie, gdyż ceremonia, którą watykańskie media przekazały światu, całkowicie odbiegała od dotychczasowych standardów.

Występujący w niej Ojciec Bergoglio, z niewielką pomocą pana pod krawatem i z parasolem, czytającego Ewangelię, odegrał raczej teatralny monodram, niż celebrował tradycyjne katolickie nabożeństwo. Całość potęgowała przygnębiająca i posępna sceneria całkowicie opustoszałego Placu Św. Piotra, skąpanego w strugach gęstego deszczu. Co prawda, zachowano jeszcze resztki katolickich imponderabiliów w postaci białej sutanny, choć już bez elementarnych insygniów liturgicznych typu kapłańska stuła czy pokutna fioletowa kapa.

Równocześnie jednak sięgnięto do dwóch najbardziej uświęconych modlitwą i wiarą rzymskich symbolów Ocalenia. Był to wyjątkowy krucyfiks Zbawiciela oraz wizerunek Madonny zwanej „Salus Populi Romani”, które to Święte Znaki były związane z cudami Bożej interwencji w zatrzymaniu epidemii zagrażających Wiecznemu Miastu w przeszłości. Natychmiast jednak rodzi się pytanie o cel umieszczenia ich w tej dziwnej scenerii. Czy były niemym błaganiem Nieba nakłaniającym do wejścia na drogę prawdziwej ekspiacji czy tylko talizmanami mającymi odpędzić złe moce? Padający w tym momencie ulewny deszcz mógł zostać odczytany jako znak, iż niebo zapłakało nad tą parodią modlitwy przebłagalnej i wynagradzającej.

W tym momencie u człowieka wierzącego i zarazem refleksyjnego pojawia się jakże pouczający obraz zapisany księdze proroka Samuela. Oto Izraelici toczący bitwę z Filistynami uznali, iż najlepszym sposobem pokonania nieprzyjaciela będzie wykorzystanie do tego celu największej świętości, jaką była Arka Przymierza. Sprowadzili ją na pole bitwy, zaś asystowali jej najwyżsi duchowni Chofni i Pinchas, synowie arcykapłana Helego. (1 Sm 4, 1- 40) Jednakże Pan Bóg radykalnie sprzeciwił się takiemu wręcz magicznemu potraktowaniu Go i bitwa, która w ludzkich kalkulacjach miała zakończyć zwycięstwem Izraelitów, przerodziła się w ogromną i surową Bożą karę. Jej wyrazem były dziesiątki tysięcy pobitych, a wśród nich wspomniani najwyżsi dostojnicy religijni. Ta biblijna historia jest ponadczasową katechezą o traktowaniu Pana Boga instrumentalnie i nie liczeniem się z Jego wolą.

W dzisiejszym para-nabożeństwie na Placu Św. Piotra padły co prawda górnolotne odwołania ewangeliczne, lecz ich interpretacja czy konotacje ekologiczne lub teologiczne całkowicie nie miały ze sobą żadnego związku. Zwłaszcza nakreślony w rozważaniu obraz Zbawiciela śpiącego podczas burzy u wezgłowia łodzi przypominał bardziej ratownika medycznego, przywołanego do pomocy ratunkowym numerem telefonu, niż Zbawiciela spoglądającego z wysokości krzyża. Wobec Majestatu Krzyżowej Ofiary nie padło żadne słowo przebłagania za grzechy, a tym bardziej przyznania się do przeogromnych win. Ten kontrast wydaje się być znamiennym w odniesieniu choćby do nawróconego Dobrego Łotra, wspominanego w Liturgii zaledwie dzień wcześniej, wraz ze słowami skruchy przez niego wypowiedzianymi.

Czy zatem owe nadzwyczajne Święte Znaki, które nade wszystko winny przemawiać jako cudowni świadkowie dawnego kultu i głębokiej wiary, nie zostały sprowadzone do roli scenicznych rekwizytów, użytych bardziej do marnego przedstawienia, niż do poważnej celebry? Bo idąc śladem dotychczasowych praktyk amazońskich można zapytać, dlaczego dziś zabrakło figurki Pachamamy, matki ziemi? Z wielkim bólem wypada dziś zapisywać, ale też czytać takie słowa, bo lepiej byłoby, gdyby takie pytania czy spostrzeżenia w przestrzeni publicznej nigdy nie zaistniały.

Porażka Izraelitów w bitwie z Filistynami i czasowa utrata Arki Przymierza obrazuje nam, że nie tędy droga do przebłagania Bożej sprawiedliwości i do ocalenia nas przed Jego karą. Piątkowa inscenizacja z Watykanu zmusza do odkrywania na nowo fundamentalnej biblijnej prawdy, że Pana Boga nie wolno wystawiać na próbę oraz nadużywać Jego Miłosierdzia. Konsekwencją bowiem takiego postępowania może być wzbudzenie Bożego gniewu i ściągnięcie na siebie kary stokroć bardziej surowej.

Na koniec kilka promyków nadziei. Pierwszy biblijny, wynikający z przytoczonej uprzednio historii. Po tak surowej karze wymierzonej przez Pana swojemu ludowi, przyszła też kolej na Filistynów, którzy dopuścili się publicznego szyderstwa wobec Boga Izraela. To przestroga dla współczesnych wojujących ateistów. Bóg nie pozwoli naigrawać się z siebie, zwłaszcza ze swego Miłosierdzia, o czym przekonują nas słowa Objawienia: „Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić!” (Ga 6,7) oraz „Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego” (Hbr 10,31).

Lecz póki trwa czas łaski, póki pandemiczne „znaki czasu” są swoistymi, zupełnie nieprzegadanymi rekolekcjami, to zawsze Pan Jezus daje szansę nawrócenia. Choć może ona się pojawić w zupełnie niespodziewanych okolicznościach tak, jak to było w życiu postaci już raz tu przywołanej, Dobrego Łotra. Jest jednak do tego potrzebny kluczowy warunek: uniżenie przed Panem!

W tym kontekście za podsumowanie niech posłuży pewien zdjęciowy komentarz stworzony we Włoszech, który składa się ze zdjęć zrobionych w polskich kościołach, a opatrzonych autokrytycznym komentarzem odnoszącym się do włoskich realiów. Ukazano praktykowany jeszcze u nas prastary gest modlitwy pokutnej czyli leżenie krzyżem (prostratio) i skonfrontowano z radosnym śpiewem na balkonach w Italii, tak powszechnym w czasie kwarantanny. Historia pokaże, które podejście okaże się właściwe nie tylko w wymiarze ziemskim, lecz nade wszystko w perspektywie wieczności.


Dziś w godzinie próby wiary, gdy już sporo polskich kościołów jest dla wiernych niedostępne, niech nas opanuje duch skruszonego celnika. „On stojąc z daleka nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika.” (Łk 18,9-14)

I Ty, Matko Miłosierdzia, która ocaliłeś Rzym w dobie ogromnej epidemii, Ty także wejrzyj na ufne serca tych o litość Ciebie błagających i ochroń Twoje Królestwo!

Salve Regina Mater misericordiae…

Nadesłał: M.Ch.
Quas Primas
Piątek, dnia 27 marca 2020 roku.
"Telewizja publiczna zakończyła przed chwilą transmisję czegoś, co w szumnych zapowiedziach miało być niezwykle podniosłym wydarzeniem religijnym zrealizowanym w sercu Kościoła Katolickiego, w Watykanie. Ale już pierwsze kadry owej transmisji musiały ludzi bogobojnych i przywiązanych do tradycyjnych wielkopostnych nabożeństw pokutnych wprowadzić w niemałe …Więcej
Piątek, dnia 27 marca 2020 roku.

"Telewizja publiczna zakończyła przed chwilą transmisję czegoś, co w szumnych zapowiedziach miało być niezwykle podniosłym wydarzeniem religijnym zrealizowanym w sercu Kościoła Katolickiego, w Watykanie. Ale już pierwsze kadry owej transmisji musiały ludzi bogobojnych i przywiązanych do tradycyjnych wielkopostnych nabożeństw pokutnych wprowadzić w niemałe osłupienie, gdyż ceremonia, którą watykańskie media przekazały światu, całkowicie odbiegała od dotychczasowych standardów.

Występujący w niej Ojciec Bergoglio, z niewielką pomocą pana pod krawatem i z parasolem, czytającego Ewangelię, odegrał raczej teatralny monodram, niż celebrował tradycyjne katolickie nabożeństwo. Całość potęgowała przygnębiająca i posępna sceneria całkowicie opustoszałego Placu Św. Piotra, skąpanego w strugach gęstego deszczu. Co prawda, zachowano jeszcze resztki katolickich imponderabiliów w postaci białej sutanny, choć już bez elementarnych insygniów liturgicznych typu kapłańska stuła czy pokutna fioletowa kapa."
Quas Primas
Bardzo ciekawe spostrzeżenia.
Artykuł wart przeczytania.