Majowa litania
Gdy jak dziecko chłonąłem wciąż to nowe treści,
pierwsze kroki stawiając w długiej życia szkole,
byłaś Matką przedziwną z bliskiej opowieści,
co z opłatka patrzyła przy rodzinnym stole.
Kiedy młody chadzałem z głową wzniosłą w chmurach,
nad przepaścią bezmyślnie rzucając wyzwanie,
byłaś mi jak Refugium w grzechu mego górach,
schron skruszonych przed burzą i kamienowaniem.
Gdy mi Wiara odkryła swe cudne oblicze,
mocna, zdrowa, pradawna, ta co się nie zmienia,
byłaś dla mnie Auxilium w dzień trudnych potyczek,
gdy kolejno spadały różne doświadczenia.
Gdy był czoło czas stawić bezdusznemu miastu,
w noc boleści tak czarną, niczym czeluść boru,
to w ciemności zabłysnął wieniec z gwiazd dwunastu,
płaszcz ze słońcem matczynym, Salus infirmorum.
I gdy patrzę obecnie na tę piękną ziemię,
jak w głupocie, gnuśności, beznadziei tonie,
wierzę że nam wyprosisz z nieba ocalenie,
ufam że ją zachowasz, Regina Poloniae!
pierwsze kroki stawiając w długiej życia szkole,
byłaś Matką przedziwną z bliskiej opowieści,
co z opłatka patrzyła przy rodzinnym stole.
Kiedy młody chadzałem z głową wzniosłą w chmurach,
nad przepaścią bezmyślnie rzucając wyzwanie,
byłaś mi jak Refugium w grzechu mego górach,
schron skruszonych przed burzą i kamienowaniem.
Gdy mi Wiara odkryła swe cudne oblicze,
mocna, zdrowa, pradawna, ta co się nie zmienia,
byłaś dla mnie Auxilium w dzień trudnych potyczek,
gdy kolejno spadały różne doświadczenia.
Gdy był czoło czas stawić bezdusznemu miastu,
w noc boleści tak czarną, niczym czeluść boru,
to w ciemności zabłysnął wieniec z gwiazd dwunastu,
płaszcz ze słońcem matczynym, Salus infirmorum.
I gdy patrzę obecnie na tę piękną ziemię,
jak w głupocie, gnuśności, beznadziei tonie,
wierzę że nam wyprosisz z nieba ocalenie,
ufam że ją zachowasz, Regina Poloniae!