V.R.S.
750

Z listów kardynała Stanisława Hozjusza

z listu z 13.10.1571 r.:

Wiary z tym gorętszą usilnością bronić powinni katolicy, z im większym natężeniem z gruntu ją wywrócić starają się kacerze.”

z listu do S. Karnkowskiego z Rzymu, 14.10.1570 r. w przekładzie ks. Andrzeja F. Sobalskiego (Kwartalnik Teologiczny 1904, nr 3-4) (szerszy kontekst opisywanych w liście zdarzeń w tekście); pisownię nieco uwspółcześniono:


“(...) Widzę że Bóg spogląda jeszcze na nas oczami miłosierdzia swego i do pokuty nawołuje. Jeśli tej dopełnimy, czynię sobie otuchę w duszy mojej, iż odwróci gniew swój od nas. Niech nastąpi nawrócenie się nasze a nad spodziewanie wielu tragedia, która się teraz odgrywać zaczęła, zakończy się lepiej. Wątpliwości zaś w tym nie mam, że od lat wielu już to warzonym było, co teraz wynikło podczas Sejmu przeszłego. Ale i za to nieskończone dzięki składać winniśmy, że do tego stopnia, jak mieli nadzieję nieprzyjaciele krzyża Chrystusowego, nie wzmogły się ich sprawy.

Ma za co Pan Bóg gniewać się na nas: przy niezmiennej jednak dobroci swej, nie zdało Mu się jeszcze w gniewie odmawiać miłosierdzia nad nami. Już to może rok piętnasty odtąd upływa, jak tegoż samego, podobnież na sejmie warszawskim próbowano.

Mówiono wtedy, że przybywa z Krakowa a znajdował się na pograniczu Mazowsza Piotr Werger[riusz], w miasteczku książęcym Działdowie, który także lada moment miał nadbiec. Pamiętasz pewnie Wasza Przew., żeśmy się zgromadzili natenczas, jacyśmy obecni byli, biskupi z duchowieństwem naszym. A chociaż uchwalonym było ażebym ja w Senacie coby się dało wypowiedział JKMości, zmieniwszy jednak później ten zamysł, pojedynczo kilku nas biskupów stanęliśmy wobec JKMości a imieniem wszystkich rzec miał J. Przew. Zebrzydowski biskup krakowskiej diecezji i wybornie się zaprawdę wywiązał z obowiązku na siebie wziętego. Słowa jego były, które przyjemnie jest powtórzyć. Z wyższego miejsca pochodzą te rady, nad którymi wypowiadają uwagi swe posłowie w miejscu, czyli, jak on się wyrażał, w kole niższym. Dążność ich jest starą wywrócić wiarę i do przyjęcia nowej Ewangelii doprowadzić. Owszem, dodał z tegoż miejsca to pochodzi, że Werger, że Lismanin, że reszta zaraz tego rodzaju wieścią o przybyciu swym na sejm są zapowiadani. A wieść ta mówi, iż wezwani są do postanowienia nowej dla nas wiary. Zaprzeczał Król Jegomość jakoby za wiedzą jego to się działo i uwierzyć mu z naszej strony wypadało. Krążył jednak z rąk do rąk list jakiś Pawła Wergera, w którym tenże JKMość miał rozmawiać, aby zrzekłszy się wiary swej chrześcijańskiej po przodkach, którą papiestwem nazywał, chwycił się luteranizmu, któremu miano Ewangelii udzielał. (...)

Przebiegła rąk wiele ta mazanina i czytana była chciwie. Owszem, w samymże senacie dało się słyszeć jedno zdanie, które co dosłownie zawarte w książce rzeczonej znalazłem, za powrotem do Heidelbergu. W czasie pobytu bowiem w Warszawie, jedynie przemowa Wergera widzieć mi się dała, a nie wiedziałem nic jeszcze natenczas o Prolegomenach Brencjusza: kazawszy atoli w Królewcu przynieść sobie niektóre pisma kacerskie, znalazłem pomiędzy nimi i one Prolegomena, i to w upominku grzeczności jeszcze mi nadesłane. Odczytanie ich niemało mi wprawdzie zajęło czasu, ale tego nie żałowałem potem bynajmniej. I zaprawdę gdyby tak żądnie czytający Prolegomena Brencjusza, ośmielili się także, usunąwszy na bok uprzedzenia, i nasze przeczytać przeciw nim odparcie: może mniej skłonnymi się następnie okazali do słuchania rad Wergeriusza. A na onymże sejmie piotrkowskim z r. 1565? Czy mniemasz W. Przew., że bez wiedzy i woli Króla Jegomości, do tegoż miejsca, gdzie JKMość był obecny wraz z senatem i ogólnym ludem królestwa, wraz z nuncjuszem apostolskim i posłem cesarskim, zeszli się rozmaitych sekt wyznawcy i publicznie zawiedli ze sobą spór o rzeczach niektórych, że aż zgroza powtórzyć ich słowa. Albowiem i taka materia dysputy była na placu: azali Chrystus jest prawdziwym Bogiem i Synem Bożym? Strach mnie brał, ażeby się ziemia nie rozstąpiła pod naszymi stopami.

I wstrzymać się nie mogłem od napisania do JKMości, iżby natomiast słuszniej zapytać się godziło, azali Zygmunt August jest prawdziwym królem, który dozwalał tyle, niżeli rzucać pytania o bóstwie Chrystusa i jego pochodzeniu. Przy tym oświadczyłem, że jeśli by nie zaprzestano tych bluźnierstw, ośmielonych powagą króla, stanowczo umyśliłem jak najrychlej sejm ten opuścić i nie czekać, póki Bóg pioruna z nieba nie ześle i sprawiedliwej kaźni nie wymierzy, tak na bluźnierców, jak i na ich potakiwaczy, bo zginęliby może razem sprawiedliwi z bezbożnymi. W ogólności tak sądzę, że nie było najmniejszego zebrania nigdzie w Koronie ani Litwie bez woli i wiedzy Panującego. I była pewnie taka otucha dana kacerzom, że byleby tylko ze sobą na jedną zgodzili się wiarę i jej się trzymali, nietrudno przyzwolenie uzyskać by im było.

Błogiej pamięci Samuel Maciejowski, biskup krakowski, wiele miał zachowania i powagi u Króla Jegomości. Za jego też życia, o ile mi wiadomo, nie przyszło do tego zuchwalstwa, aby ktoś o wierze nowej a tym bardziej o przyzwoleniu na nią królewskim odważył się był pomyśleć. Lecz co zaszło w Pińczowie, prawie w chwili jego zgonu, gdy zaledwo ostatnie wydał tchnienie, wiadomo o tym Waszej Przewielebności. Od onej to daty wnoszone być zaczęły po różnych stronach takie pomysły. Przykład dały ziemie pruskie w r. 1556. Sejm w Malborku był odbyty. Król wedle obyczaju praktykowanego zażądał pieniężnego zasiłku. Dalejże polakować i nasi też posłowie pruscy a rozprawiać nie o tym, o co chodziło, lecz o rzeczach innych wcale. Przedtem bowiem, nimby się zgodzili na jakiś zasiłek pieniężny, pilno im było zyskać przyzwolenie prawne na swój tryb używania sakramentów i opowiadania słowa bożego. (...) Przybył nań także poseł z ramienia króla, opatrzony instrukcją najpiękniejszą. Zapowiedział bowiem, że nie można się tego nigdy spodziewać po JKMości, aby miał od wiary swej po przodkach odstąpić a na jaką inną przyzwolić; ażeby przeto nie o rzeczach wiary rozprawiano, lecz wzięto inne przedmioty pod rozwagę, które przedstawiał sejmowi. Było to skuteczne i zgodzili się wszyscy na pieniądze, których JKMość domagał się od nich. (...) Ożywiły mnie wtenczas najlepsze nadzieje i pod ich złudzeniem jeszcze, po odprawionych sejmach w Grudziądzu, przybywałem na sejm warszawski. Dostrzegłem zaś skwapliwe krzątanie się gdańszczan około różnych przedmiotów: poszeptywali sobie, iż ma im być coś przyzwolone, jeśli nie w zupełności augsburskie wyznanie, tedy przynajmniej wolność kielicha. Udałem się z tym na posłuchanie do Króla Jegomości, ale zaprzeczył mi, by nawet pomyślał o czym podobnym.

Wróciłem więc do biskupiej stolicy mojej tą otuchą przejęty, że nic się w religii nie zmieni, gdyż zwłaszcza w recesie sejmu tego było zastrzeżone, że za wichrzyciela publicznego a nieprzyjaciela kraju będzie ten miany, kto się od owej dary odważy targnąć na Kościół jaki lub zechce w nim nowe obrzędy ustanawiać. Długoż to potrwało? W dwa miesiące ledwo po tym, na trzecią niedzielę postu jednocześnie poczęto toż samo w trzech miastach na nowo to jest w Gdańsku, Toruniu i Elblągu. W Gdańsku dwa mniejsze zajęte zostały kościoły, w Toruniu i Elblągu po jednym, przez ministrów czartowskich. Nie wdarli się tylko jeszcze do fary oraz innych znaczniejszych kościołów. Ale za to w sam dzień Wszystkich Świętych [burmistrz Gdańska] Faber, przyzwawszy do siebie księży, proboszcza i oficjała, zalecił aby w dniu rzeczonym i we wszystkich następnych, nabożeństwo swe odprawili przede dniem, albowiem równo ze wschodem słońca ma być poczęta msza ewangelicka, po której wreszcie już nigdy miejsca tam mieć nie będzie. Tak się poczęło dzieło szataństwa w ziemiach pruskich, a ile boleści do serca mi wraziło, pamiętać to musisz W. Przew., gdyż świadomy trosk licznych i zabiegów moich, męskim wdaniem się, boleści tej ulżyć chciał na dobie. Pisałem po dwakroć w tym przedmiocie do dworu i żadnej odpowiedzi się nie doczekałem. Była to rzecz niewątpliwa, że działo się to za wiedzą i powagą królewską – tak tylko przez lat trzy prawie ciągłych tajone przede mną. Dopiero gdym urząd poselski sprawował, w imieniu Ojca św. na dworze cesarskim, pierwszy raz wiadomość piśmienna doszła mnie o tym.

Przekonywano zapewne W. Przew., iż rozmyślnie to wszystko się działo a początek przez miasta ziem pruskich był dany: jedno publicznie było postanowione na owym sejmie i do druku podane, przy dołączeniu pieczęci królewskiej, drugie na sekretnej naradzie obmyślone było, po czym zalecone do wykonania w Prusiech, jakby na urąganie i pośmiewisko przeszłej uchwały publicznej. Dowód tego mamy, że gdy po zrzeczeniu się wiary chrześcijańskiej i przeistoczeniu obrzędów kościelnych przybyli następnie do Wilna, nie tylko nie miano ich za nieprzyjaciół ojczyzny i wichrzycieli publicznych, lecz, owszem, z takim odznaczeniem i uczciwością byli podejmowani, jak to nigdy przedtem nie bywało. Tkwi to bez wątpienia świeżo jeszcze w pamięci W. Przew. Lecz podziękować winniśmy Bogu, że na przedostatnim sejmie, który się odbył między tymi, co się odczepili od wiary chrześcijańskiej i przeniewierstwo sobie jakieś augsburskie wymyślili (nie wiarę, bo na jej nazwę nie zasługuje, gdy jedna jest tylko wiara rzeczywiście), taka wynikła niezgoda, że odtąd wzajemnie pomiędzy sobą większą nienawiścią pałać się zdają niż przeciw chrześcijanom, którym oni osobną nazwę papieżników nadali. (…)

Nie było pewnie od lat 20-tu ani jednego sejmu, na którym by o coś podobnego nie kusili się nieprzyjaciele Ewangelii wobec majestatu królewskiego, póki tej, jak domyślać się można, odpowiedzi nie odnieśli, ażeby przede wszystkim na jedną wiarę czyli rzetelniej przeniewierstwo, z sobą się zgodzili. Po sejmie, o którym napomknąłem wyżej, gdy pewien z diecezji mojej szlachetnie urodzony zięć wojewody malborskiego był upomniany przeze mnie aby żonie swej nie dozwolił się odrywać od wspólności Sakramentu Eucharystii, pod zagrożeniem, iż ze starostwa usunięty będzie; w parę jakoś miesięcy potem przybył do mnie i domagał się najusilniej, abym mu przynajmniej pozwolił dotrwać na starostwie do przyszłego sejmu koronnego, słyszał bowiem od swego teścia, że JKMość przyrzekł stanowczo podobno na tym nadchodzącym sejmie coś pewnego względem religii wyrzec, a cokolwiek następnie wówczas za wyrok zapadnie, do tego zastosuje się święcie. Odparłem mu na to, że przeciwnie słyszałem z ust samego Króla Jegomości zapowiedzenie, że nie chce się mieszać w rzeczy do papieża należące, ani w rzeczach religii cokolwiek uznawać, i nie mam powodu nie wierzenia tym jego słowom. Dodałem, owszem, jeszcze: że jeśliby król, czemu dać wiary nie mogę, stanowił cokolwiek przeciw przyjętej w Kościele Bożym nauce wiary lub przeciw obrzędom przez tenże zatwierdzonym, nie dopuściłbym tych jego ustaw do Kościoła i dziedziny mojej a pierwej bym ustąpił z miejsca tego, które zajmuję i majętności całej a nawet pierwej życia bym się pozbył, niżelibym na te ustawy się zgodził. Bawiąc u mnie przez dwa miesiące prawie Klefeld (burgrabia gdański), w którym to czasie pracowaliśmy nad przejrzeniem prawa chełmińskiego, i on także stale utrzymywał, jakoby Król obiecał wyraźnie sam przyjąć także augsburskie wyznanie, i dlatego też w Wilnie nowy kościół zbudował, nie żeby była w nim opowiadana Ewangelia według Mateusza, Marka, Łukasza lub Jana, lecz według Marcina Lutra. (…)

Jakoż na zeszłym sejmie lubelskim [1569], to wszystko powyżej wzmiankowane przeze mnie wypowiedziałem wręcz i bez ogródki JKMości. Uwiadomiłem go, że od czasu do czasu z ust różnych słyszeć w Prusiech się daje, o wiarce nowej na tym sejmie zakładać się mającej, i że dlatego nade wszystko tutaj przybyłem, ażeby zastanowić się pilnie co to będzie za wiarka? a zarazem, aby cokolwiek wpoprzek stanąć bezbożnym zamysłom kacerskim. Bo gdyby to zwodnicze przekonanie nie poddawane było wielu, i, powiem prawdę, nie zachwiało mnie samego w opinii o statecznym wytrwaniu WKMości, niełatwo bym się skłonił był do tego, ażebym dla spraw odrębnych, przy zdrowiu tak skołatanym i w wieku moim, bez względu nadto na czas nie po temu brany i z narażeniem życia prawie, w tak odległą i niebezpieczną zapuszczał się był podróż. Uspokajał mnie Król Jegomość że nie powinienem być tak pochopnym do dawania wiary pogłoskom gminnym, że ani to przez myśl mu nie przeszło kiedykolwiek, że trwa statecznie w wyznaniu wiary katolickiej, po przodkach swych odziedziczonym, w którym też wytrwa aż do tchnienia ostatniego. Niemało rzetelnej pociechy sprawiły mi te jego słowa. (…)

Co się tyczy wzmianki przez W. Przew. uczynionej o soborze narodowym, była i o nim też mowa, gdym JKMość nawiedził podczas sejmu lubelskiego [szerzej o tej sprawie]. Oświadczyłem mu właśnie: skoro przed kilku laty się odbył Sobór powszechny, na który WKMość wyprawiłeś posła swego, który w imieniu WKMości uchwały tegoż Soboru podpisał i na nie się zgodził, nie godzi się już myśleć o soborze narodowym i od wyrzeczeń całego świata chrześcijańskiego odstępować a następnie od niego samego się oddzielać. Radziłem rozważyć to pilnie, jakby to sam przyjął, gdyby po odbyciu sejmu walnego, który wojewoda, bądź to w krakowskiej np. bądź w sandomierskiej ziemi, na własną rękę stan rycerski zgromadził i na tym małym zebraniu, chciał roztrząsać uchwały, na której już nastąpiło zatwierdzenie z jego strony, przy zgodzie wszystkich stanów i zatwierdzać je na nowo, odrzucać lub poprawiać? Wszakże tu na daleko ważniejszą rzucałby się sprawę, gdyby raz przez posła swego zgodziwszy się na uchwały Soboru Trydenckiego i następnie przedstawione sobie przez legata apostolskiego, imieniem Stolicy Apostolskiej, akta rzeczonego Soboru przyjąwszy stanowczo [chodzi o zjazd parczewski], teraz z łona powszechnego Kościoła w niejaki sposób chciał się wyłączać i w jakimś zakątku świata chrześcijańskiego, o zwołaniu nowego soboru, do czego władzy żadnej nie ma sobie danej i o założeniu nowej wiarki zamyślał. Zdawała się mowa ta robić wrażenie na JKMość; szkoda tylko, że częściej słyszy przemawiających do siebie kacerzy niźli katolików, których poprzednich czujność jest większa: bo idzie za tym, że raz przywiedziony na prawą ścieżkę, łatwo zbić się z niej dozwala.

Wydziwić się dosyć nie mogę, że po tylokroć JKMość tak stanowczo mię zapewniał, że nie zamyśla o żadnym soborze narodowym ani o jakiej zmianie religii; jeszcze w zdaniu swym niepewny, to w jedną, to w drugą chwieje się stronę. Dawneż to? Na przeszłym dopiero sejmie a i na poprzedzających również, niejednokrotnie wyznanie to czynił, że nie należy to do jego urzędu cokolwiek w rzeczach wiary stanowić, a tym mniej sobór w jej sprawie gromadzić. Nie może też nie wiedzieć, co za skutek wyniknął ze zwołania podobnego soboru przez 10 mniej więcej laty we Francji, na którym prezydowało dziecię i niewiasta [tj. Karol IX i Katarzyna Medycejska], wyśmienici (Bóg widzi) w sprawie religii sędziowie. Zaledwo sobór ten się odbył, w ślad za nim wybuchła wojna domowa i to z okropnościami wszystkimi (…)

Nie dość rozumiem myśl W. Przewielebności w tym co mi piszesz o zbliżeniu między stanami. Albowiem jeżeli ma nastąpić zbliżenie co do wiary, kiedyż zajdzie zgoda między Chrystusem i Belialem? A w takim tylko razie zaszłaby zgoda między chrześcijanami a luteranami lub kalwińczykami. Ilekroć usiłowały taką między sobą zaprowadzić zgodę pograniczne narodowości, zawsze wyszło to na gorsze (…)

Nie można zatem myśleć o jakim zbliżeniu w rzeczach wiary, gdyż sami luteranie nie sądzili nigdy kalwińczyków godnymi albo waldensów traktowania ze sobą o zbliżeniu. Tak strasznym i obrzydliwym zdawało im się zawsze rzeczone kacerstwo, iż, wedle ich przekonania, nie powinno zbijane być piórem albo językiem, ale raczej obuchem magistratu. Zabronili owszem swoim wszelkiej wspólności z nimi i przyjęcia ich w miastach do sekty swej należących zakazali: na co się także Jan Łaski nie na jednym miejscu uskarża, że przebywając Saksonię, przyjęcie do gospody miał nieraz sobie odmówione. Taką odrazę do tej obmierzłej sekty [tj. kalwińskiej] czują luteranie. A tymczasem, będąc w podobnym obrzydzeniu u samychże luteranów, w senacie królewskim pierwsze miejsce prawie otrzymują a pierwszym przed innymi zdają się cieszyć znaczeniem u JKMości i powagą. (…) Ileż to razy obiecywał Król Jegomość, iż co do joty egzekucję [praw do dziesięcin] uczynić będzie się starał? A gdzież jest teraz ta egzekucja? Gdy przyszło do sprawy Chrystusa, do religii świętej, do należnych ministrom Chrystusa praw i przywilejów (które obok praw innych w księdze mają miejsce), zasnęła snem głębokim ta egzekucja. A dla jakiej przyczyny? O to, że się nie podoba kacerzom. Albowiem co się kacerzom podobało, moc prawa zawsze otrzymać musi. Nie można wskazać w ciągu tych lat 15-tu żadnego sejmu, na którym by kacerze wszystkiego, czego pragnęli, nie otrzymali. Dobry Boże! Na jakie żeś mnie czasy zachował? Truchleję, rozważając sam ze sobą, jaka to u nas obawa jest diabła a jaka wzgarda Boga. Odrzucamy bogactwo Jego dobroci i cierpliwości, i długiego oczekiwania a w zatwardziałości naszej i przy sercu od pokuty dalekim, skarbimy sobie gniew Jego w dzień gniewu i nie dajemy przystępu radom zbawiennym, które nam Duch Jego podaje. Tamtego, przeciwnie, tyle sobie cenimy, że nic tak sprośnego być nie może, czego byśmy, za podnietą i namową sprawców jego, natychmiast oburącz się nie chwycili.

Lecz to otwarta jest droga do zguby, którą nie tak długo niewątpliwie ojczyznę naszą oczekuje.
Albowiem widzieliśmy, że podobnym sposobem właśnie działo się u Francuzów, iż ci, w których rękach był ster państwa, choćby arcychrześcijańskimi chcieli być nazwani, ilekroć jednak szło o wyznanie siebie otwarte chrześcijanami, takie ich było zachowanie się, iż zdawali się nie wiedzieć, której chwycić się strony. Między kacerzy siali godności i przełożeństwa, nie chcąc ich obrażać przeciw sobie, i nie mogli dozwolić tego nabyć o sobie przekonania, jakoby więcej chrześcijanom niżeli kalwińczykom sprzyjali. Wynikła stąd potem wojna domowa. Albowiem kacerze, mając sobie oddaną zwierzchność miast głównych i dostąpiwszy władzy wielkiej w państwie, jak przedtem najwyższego pasterza rzymskiego ze swej stolicy zegnać, tak teraz króla, któremu wierność zaprzysięgli, z tronu swego zrzucić usiłowali i wybrali innego w jego miejsce, nadając mu nazwę Ludwika XIII. Nasi też w ślady ich prawie wstępują, lecąc na oślep do zguby. Gdyby król natenczas otwarcie był wyznał Chrystusa i w samym Bogu, nie zaś w takich ludzi albo czarta raczej obronie ufność swą położył, nigdy by do tej wojny domowej nie przyszło było. Dziwna rzecz atoli, że tych, na których widok zguby nie możemy patrzeć bez zadrżenia, czyny jawnie naśladujemy a dopiero wtenczas sądzimy się bezpiecznymi, gdy pozbędziemy się bojaźni Bożej zupełnie, a w to tylko położymy całe staranie nasze, byśmy w najmniejszej rzeczy czarta nie obrazili. Pod takim przewodnikiem wszystko za bezpieczne dla siebie uważamy. Cóż więc począć należy? Prosić Boga, ażeby się zlitował nad nami, rozjaśnił oblicze swe dla nas i od takiej ślepoty nas wyzwolił, przywrócił widzenie duszy naszej, które nam grzechy nasze odjęły, naprowadził nas na drogę prawą i odwrócił gniew swój od nas (…)”

- z listu z 13.01.1571 r:

“Chociaż bowiem nie masz tygodnia, w którym bym nie pisał do JKMości, co nawet słabym będąc, uczyniłem: zaledwo jednak w cztery a niekiedy pięć i sześć tygodni odpowiedź odbieram. Oby jednak przemóc to można na Królu Jegomości, o com go prosił usilnie: to jest, ażeby wyznał jawnie Chrystusa i wszem wobec oznajmił, że nigdy innego nie uzna Chrystusa, oprócz tego jaki od lat 600 uznany był w Polsce. Widzę w tym jedyny sposób jakim by na teraz wymagalnościom Kościoła albo raczej Państwa zaradzić się mogło (…)

Tę tylko mam zawsze krótką odpowiedź co do projektowanej zgody, innej żadnej spodziewać się ode mnie nie można. Wyznać Chrystusa, wyznać Chrystusa, bez żadnej wstecznej myśli nam należy, jeśli zbawieni być chcemy, jeśli mamy się nie lękać Beliala. A mieć to przekonanie że Chrystus jest Chrystusem, Belial Belialem i żadna pomiędzy nimi zgoda do doprowadzenia nie jest podobna. Ale dziś niestety widzieć się dają niektórzy tacy, co więcej dla siebie się lękają od Beliala niżeli od Chrystusa i obu dla siebie w równym podziale pozyskać pragną. Takie usposobienie gubi Kościół, gubi i królestwo całe.”

– z listu z 08.11.1576 r. (po wyborze S. Batorego na króla Polski)

Wszyscy u was chcą być papieżami, królami i jakby bogami, gdy każdy swoje mniemanie, swoje słowo każdy chce mieć za słowo Boże, i wedle swego widzimisię stanowi, jak mu się co na myśl przyplącze.”