„Zdrada” św. Stanisława, czyli jak się tworzy antykatolickie mity!!!

Dramat jaki wydarzył się w Krakowie w 1079 r. na długo zaważył na losach Polski. Stała się rzecz bezprecedensowa w historii naszego kraju. Z rozkazu króla Bolesława Szczodrego zginął hierarcha Kościoła, biskup krakowski Stanisław. Niedługo potem polski władca udał się na wygnanie, a jego kraj podupadł.

W następnych stuleciach postać św. Stanisława Szczepanowskiego, Patrona Polski, długo nie wzbudzała żadnych kontrowersji. Dynamicznie szerzył się jego kult, źródła kościelne dokumentowały liczne przypadki cudów dokonanych za jego wstawiennictwem, w 1253 r. miała miejsce kanonizacja. Osobę i czyny męczennika opiewała sztuka, pod jego opiekę uciekało się polskie rycerstwo wyruszające do boju (prawdopodobnie jako pierwsi uczynili tak synowie Bolesława Krzywoustego w 1146 r. – ponad sto lat przed kanonizacją!).

Dopiero na początku XIX w. nastąpił pierwszy niemiły zgrzyt. W 1803 r. Tadeusz Czacki (m.in. członek Komisji Edukacji Narodowej, współzałożyciel Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie, współtwórca Konstytucji 3 Maja) oskarżył św. Stanisława o zdradę. Czacki powołał się na Kronikę Galla Anonima, który rzekomo „(...) wyraźnie mówi, że Stanisław biskup miał zmowy z Czechami”. Trudno dociec po ponad dwóch wiekach, czym kierował się Czacki - czy zełgał z premedytacją, czy jedynie powtórzył czyjąś opinię nie sprawdziwszy sensacyjnego „niusa” u źródła? Pewne jest tylko jedno – że Gall nic takiego nie napisał!

Kolejne ataki na pamięć świętego przypuścili: Aleksander Skorski (1873), Franciszek Stefczyk (1885) i Maksymilian Gumplowicz (1898). Rozpisywali się oni o zdradzie biskupa rzekomo wysługującego się Czechom i Niemcom. Gumplowicz dołożył do tego wymyśloną przez siebie historyjkę sporu o... celibat księży (jakoby św. Stanisław miał być przeciwnikiem celibatu, co z kolei wzburzyło króla). Poziom tych dywagacji sprawiał, że nikt nie traktował poważnie antystanisławowskich pamflecistów.

Prawdziwy wstrząs wywołały dopiero Szkice historyczne XI wieku Tadeusza Wojciechowskiego (1904), znanego historyka galicyjskiego. Przedstawił on rozbudowaną hipotezę o spisku możnowładców przeciw królowi. Przywódcami tajnego sprzysiężenia mieli być: biskup Stanisław, brat króla Władysław Herman oraz wielmoża Sieciech. Spiskowcy pozostawali rzekomo w ścisłych kontaktach z cesarzem Henrykiem IV i księciem czeskim Wratysławem. Hipoteza wzbudziła uznanie w kręgach liberalnej, antyklerykalnej inteligencji, gdzie z czasem zyskała rangę dogmatu. Po latach natrętnie nawiązywali do niej komuniści, demaskujący „wrogie knowania Kościoła przeciw Polsce”.

„Zdrajca” czy „buntownik”?

Oskarżyciele biskupa Stanisława domagali się oparcia w trakcie badań wyłącznie na Kronice polskiej Galla Anonima, przy równoczesnym odrzuceniu późniejszej Kroniki bł. Wincentego Kadłubka oraz tradycji kościelnej. Tak też uczynię w niniejszym tekście. Jak sądzę, pozwoli to dobitniej pokazać kruchość „aktu oskarżenia”.

Jakie są więc dowody „agenturalnej” zdrady biskupa Stanisława? Co właściwie napisał Gall, na którego powołują się jak jeden mąż anystanisławowscy linczownicy?

Z Kroniki nie dowiadujemy się wiele o przebiegu konfliktu. Gall, szeroko i bardzo życzliwie opisujący panowanie króla, z zapałem referujący jego dokonania, tutaj nagle staje się dziwnie lakoniczny. Poświęca całemu zdarzeniu zaledwie trzy zdania: „Jakim zaś sposobem król Bolesław został z Polski wypędzony, długo byłoby opowiadać, lecz to powiedzieć wolno, że pomazaniec na pomazańcu nie powinien cieleśnie mścić się za jakikolwiek grzech. To bowiem bardzo mu zaszkodziło, gdy do grzechu dodał grzech, gdy za bunt wydał biskupa na obcięcie członków. Ani bowiem buntownika biskupa nie uniewinniamy, ani też króla mszczącego się tak haniebnie, nie pochwalamy, lecz tu w środku pozostawmy i wyłóżmy, jak na Węgrzech został przyjęty” (przekł. T. Grudziński).

I... to wszystko. Gall nie podaje, jaką formę przybrał „bunt” ani jaki był jego powód. Nie poznajemy nawet przyczyny śmierci biskupa Stanisława (kara „obcięcia członków” polegała raczej na okaleczeniu skazańca – na ogół amputacji stopy i dłoni).

Cały „akt oskarżenia” autorstwa Wojciechowskiego i jemu podobnych opiera się na interpretacji dwóch słów użytych przez Galla: traditio (w tym kontekście: bunt) oraz traditor (buntownik), które samozwańczy prokuratorzy tłumaczą jako: „zdrada” i „zdrajca”.

To prawda, że są to słowa wieloznaczne. W Kronice Galla zostały użyte ogółem 13 razy, z tego tylko w 3 przypadkach na określenie zdrady polegającej na konszachtach z wrogiem zewnętrznym, w 6 przypadkach na określenie buntu, w 2 na niedotrzymanie umów między państwami, 2 przypadki są niejasne.

Jeśli nawet ktoś zakwestionowałby zacytowany tu przekład prof. Grudzińskiego, to pozadyskusyjna wieloznaczność słów traditio i traditor, jak również prosty rachunek prawdopodobieństwa (3 przypadki na 13) nakazywałyby uczciwym badaczom ogromną ostrożność w formułowaniu oskarżeń.

Oto jest głowa zdrajcy!

Prawdę mówiąc nawet nazwanie św. Stanisława „zdrajcą” przez kronikarza nadwornego nie wyjaśniłoby wiele bez przedstawienia okoliczności zdarzenia. W owym czasie (i nie tylko wtedy!) mianem „buntu” czy „zdrady” etykietkowano jakikolwiek sprzeciw wobec władcy.

Trzy lata przed zamordowaniem biskupa krakowskiego, stronnicy cesarza Henryka IV okrzyknęli „zdrajcą” i „buntownikiem” papieża Grzegorza VII (którego Bolesław Szczodry chwalebnie poparł w tym sporze). W 1170 r. wasale króla Anglii Henryka II wdarli się do katedry w Canterbury i wrzeszcząc „Śmierć zdrajcy!” zarąbali przy ołtarzu prymasa Anglii, arcybiskupa św. Tomasza Becketa. Trzy i pół wieku potem, podczas schizmy Henryka VIII, parlament angielski uchwalił prawo, na mocy którego każdy, kto nie uznawał nowej pozycji króla jako głowy Kościoła anglikańskiego, winien był „zdrady stanu”. W następnych latach zginęła z tego powodu ogromna liczba męczenników. Po egzekucji św. Tomasza More’a (1535) kat uniósł jego odrąbaną głowę, by oznajmić donośnie widzom: „Oto jest głowa zdrajcy!”..

Również współcześnie męczennicy katoliccy, w tym hierarchowie, ginęli oskarżani o „zdradę”, o „podżeganie do buntu”, o „szpiegostwo”, „dywersję”, „agenturalność” itp., jak np. biskupi ormiańscy straceni przez władze tureckie w 1915 r. pod fałszywym zarzutem „zdrady stanu”; jak biskupi oskarżani o „szpiegostwo” podczas podbojów japońskich w Azji; jak niezliczone ofiary terroru komunistycznego i inni Świadkowie Wiary.

Aż strach pomyśleć, co będzie, gdy epigoni Wojciechowskiego zaczną opisywać dzieje Kościoła w okresie PRL na podstawie sentencji wyroków sądów komunistycznych i roczników „Trybuny Ludu”...

Znacząca powściągliwość

Zastanawiające, że Gall stale wynoszący pod niebiosa „wieloraką zacność” króla Bolesława, wcale nie próbuje bronić go ani usprawiedliwiać sposobu rozprawienia się z biskupem krakowskim. Przeciwnie, surowo gani władcę, przeciwstawiając „grzechowi” nieposłusznego hierarchy „grzech” Bolesława „mszczącego się tak haniebnie”.

Widać, że postępek monarchy wzburzył kronikarza. Skąd jednak ta nagła lakoniczność, tak znacząca w tych okolicznościach? Czego obawiał się powiedzieć Gall? Komu nie chciał się narazić?

Trzeba pamiętać, że Gall był nadwornym kronikarzem księcia Bolesława Krzywoustego (bratanka Bolesława Szczodrego). Pisał swą Kronikę pod okiem kanclerza Michała Awdańca (Awdańcy zdobyli znaczenie właśnie w czasach Szczodrego, tworząc wówczas jego zaplecze polityczne). Czyżby tutaj leżało wytłumaczenie powściągliwości nadwornego skryby?

Wypada powiedzieć uczciwie – to tylko przypuszczenie. Natomiast zdumiewa fakt, że choć z gallowej Kroniki wyzierają tak skąpe informacje o konflikcie, współczesne antystanisławowskie mowy oskarżycielskie roją się od barwnych szczegółów, podawanych jako pewniki, które po analizie okazują się być wymysłami (czy jak kto woli niepotwierdzonymi hipotezami) XIX- i XX-wiecznych autorów.

Fakty i mity

Opisanie mitów, jakimi obrosła sprawa „zdrady” świętego, zajęłoby opasłą księgę.

Ostatecznie nie potwierdziła się teza Czackiego i Wojciechowskiego o ówczesnej czeskiej interwencji w Polsce. Historycy nie znaleźli o niej najmniejszej wzmianki w źródłach.

Wymysłem jest również ówczesna interwencja niemiecka. Cesarz Henryk IV zaangażowany był wtedy w zaciekłą walkę z niemieckim antykrólem Rudolfem Szwabskim i ani mu było w głowie otwierać „drugi front” w Polsce.

Nie ma żadnych dowodów na udział w spisku (o ile takowy miał miejsce) Władysława Hermana. Ten schorowany człowiek wcale nie kwapił się do objęcia władzy, potem nie uczynił nic, aby pozbawić brata korony, sprawował rządy jako regent, zaś jego syn otrzymał imię po stryju – Bolesław.

Nie odpowiada rzeczywistości sugestia Wojciechowskiego, że św. Stanisław mógł zostać pojmany w czasie bitwy, walcząc przeciw królowi, być może dowodząc wojskiem rebeliantów. XI-wieczny biskup polski jeszcze nie dysponował siłą militarną i był całkowicie uzależniony materialnie od monarchy (inaczej było wówczas w Niemczech, a i w Polsce owe realia uległy zmianie, tyle że dopiero w następnym stuleciu).

Nieprawdziwe są opisy armii rebelianckiej szturmującej Kraków wraz z Czechami i Niemcami. Nie znaleziono śladów wojny domowej. Okoliczności usunięcia króla z tronu są zagadkowe. Możemy jedynie „gdybać”, czy opuszczony przez stronników władca ratował się ucieczką do granicy, czy został wypędzony, czy też… sam zrezygnował z tronu w akcie pokuty.

W arsenale antybiskupich oskarżeń, poza powyższymi „nadinterpretacjami”, nie brak również ewidentnych kłamstw, jak wspomniane wyżej powoływanie się na Kronikę Galla, rzekomo „wyraźnie mówiącego o zmowach Stanisława biskupa z Czechami” (czego u Galla próżno szukać).

Natomiast sprawą drugorzędną jest, czy biskup zginął z wyroku sądu królewskiego, czy też król wziął „sprawiedliwość” we własne ręce (bądź zlecił egzekucję dworzanom). Do XIV w. władca Polski miał prawo karania poddanych bez sądu. Niewiele wnosi też do sprawy hipoteza o skazaniu Stanisława przez sąd arcybiskupi (jeżeli pamiętać, że wcześniej sam papież Grzegorz VII potępiony był jako „buntownik” i „zdrajca” przez stronników cesarza, w tym również przez 26 biskupów posłusznych cesarzowi).

„Dowód pośredni”

Kiedy nie staje twardych dowodów, oskarżyciele św. Stanisława imają się poszlak. Najważniejszy „dowód pośredni” brzmi: Stanisław „musiał być” zdrajcą, albowiem... król Bolesław był władcą wybitnym i prowadził politykę korzystną dla kraju. Wszak pod rządami Bolesława Polska stała się lokalnym mocarstwem; po jego odejściu szybko popadła w zależność od cesarstwa...

Ten iście bizantyjski styl rozumowania (władza ma zawsze rację, jeżeli tylko jest skuteczna) jako żywo przypomina dzisiejsze deklaracje komunistów postsowieckich, którzy głoszą wszem i wobec, że ludzie represjonowani pod rządami Józefa Stalina „musieli być” prawdziwymi zdrajcami, skoro Związek Sowiecki stanowił wtedy potęgę, z którą liczył się cały świat...

Zostawiając na boku Stalina (jako przykład może zbyt skrajny), nie sposób nie zauważyć, że władcom i wodzom bez wątpienia wybitnym również przytrafiały się błędy, grzechy, a nawet zbrodnie. Trudno przecenić zasługi Bolesława Chrobrego, ale nikt nie pochwala przecież gwałtu dokonanego przezeń na księżniczce kijowskiej. Król Kazimierz Wielki w pełni zasłużył na swój przydomek, a mimo to nie można usprawiedliwić zleconego przez niego mordu na osobie księdza Marcina Baryczki. Hetman Jan Tarnowski, zwycięzca spod Obertyna, był wspaniałym wodzem, wszakże nikogo nie zachwycają dokonane z jego rozkazu rzezie jeńców mołdawskich pod Gwoźdźcem oraz moskiewskich w Starodubie...

Pewnik czy tylko „tak być mogło”?

Oczywiście każdy ma prawo do tworzenia własnych hipotez oraz do ich obrony. Jednak czym innym jest przyjęcie wymyślonej tezy jako hipotetycznego scenariusza („tak być mogło”), jednego z wielu możliwych – a czym innym bezpodstawne reklamowanie jej jako dowiedzionego pewnika.

Po przeanalizowaniu antystanisławowskiego „aktu oskarżenia” okazuje się, że jedynym namacalnym „dowodem” pozostaje niejasny i pobieżny opis sporu w Kronice Galla. Nawet po dopasowaniu znaczenia słów „traditio” i „traditor” do z góry założonej tezy o zdradzie, pozyskaną informację należałoby potwierdzić z innych źródeł. Tymczasem w innych dokumentach nie znaleziono jakiejkolwiek wzmianki uwiarygodniającej zdradę św. Stanisława.

Prof. Tadeusz Grudziński, podsumowując w latach 80. XX wieku aktualny stan wiedzy na temat konfliktu między św. Stanisławem a Bolesławem Szczodrym, stwierdził: „(…) kto zechce wysunąć twierdzenie, iż biskup był zdrajcą, który w powiązaniu z wrogami zewnętrznymi spiskował przeciw królowi, ten musi je udowodnić w oparciu o inne źródła niż Kronika Anonima, i przy pomocy innych przesłanek. Tadeusz Wojciechowski takiej tezy nie zdołał udowodnić i dziwić się można, że jego konstrukcja zyskała na kilka dziesiątków lat takie szerokie uznanie w nauce”.

Lęk niegodziwej władzy

Deklarowane zdziwienie prof. Grudzińskiego podszyte było ironią – dla nikogo nie stanowiło tajemnicy, że popularność oskarżeń biskupa Stanisława o zdradę nie miała wiele wspólnego z rzeczywistymi ustaleniami naukowców; że spór o tę postać został zideologizowany przez środowiska antykościelne, wpierw liberalne, potem marksistowskie.

Przed laty ks. Władysław Bielatowcz, długoletni proboszcz parafii w Szczepanowie i kustosz tamtejszego Sanktuarium św. Stanisława, stwierdził w rozmowie ze mną: „Trzeba pamiętać o klimacie politycznym, w jakim Wojciechowski ogłaszał swe tezy. Koniec XIX wieku to czasy ostrej walki z religią, czas ofensywy liberalizmu. W niektórych kręgach towarzyskich, tak jak dzisiaj, do dobrego tonu należało atakowanie Kościoła, wyśmiewanie religii katolickiej. Już wtedy można mówić o modzie na antykatolicyzm, zwany antyklerykalizmem.”

Odnosząc się do sytuacji pod rządami komunistów ks. Bielatowicz oświadczył: Komuniści dążyli do ujarzmienia narodu i zniszczenia Kościoła. Ich ataki propagandowe na pamięć Patrona Ojczyzny były więc elementem tej strategii. Dodatkowo nasz święty, a ściślej jego odważny, bezkompromisowy znak sprzeciwu wobec niesprawiedliwości rządzących, musiał budzić oczywiste skojarzenia – być źródłem lęku dla każdej niegodziwej władzy.”.
Radek33
Opisanie mitów, jakimi obrosła sprawa „zdrady” świętego, zajęłoby opasłą księgę.
Ostatecznie nie potwierdziła się teza Czackiego i Wojciechowskiego o ówczesnej czeskiej interwencji w Polsce. Historycy nie znaleźli o niej najmniejszej wzmianki w źródłach.
Wymysłem jest również ówczesna interwencja niemiecka. Cesarz Henryk IV zaangażowany był wtedy w zaciekłą walkę z niemieckim antykrólem …Więcej
Opisanie mitów, jakimi obrosła sprawa „zdrady” świętego, zajęłoby opasłą księgę.
Ostatecznie nie potwierdziła się teza Czackiego i Wojciechowskiego o ówczesnej czeskiej interwencji w Polsce. Historycy nie znaleźli o niej najmniejszej wzmianki w źródłach.
Wymysłem jest również ówczesna interwencja niemiecka. Cesarz Henryk IV zaangażowany był wtedy w zaciekłą walkę z niemieckim antykrólem Rudolfem Szwabskim i ani mu było w głowie otwierać „drugi front” w Polsce.
Nie ma żadnych dowodów na udział w spisku (o ile takowy miał miejsce) Władysława Hermana.
Nie odpowiada rzeczywistości sugestia Wojciechowskiego, że św. Stanisław mógł zostać pojmany w czasie bitwy, walcząc przeciw królowi, być może dowodząc wojskiem rebeliantów.
Nieprawdziwe są opisy armii rebelianckiej szturmującej Kraków wraz z Czechami i Niemcami.
W arsenale antybiskupich oskarżeń, poza powyższymi „nadinterpretacjami”, nie brak również ewidentnych kłamstw, jak wspomniane wyżej powoływanie się na Kronikę Galla, rzekomo „wyraźnie mówiącego o zmowach Stanisława biskupa z Czechami”
Radek33
Rozbudowano hipotezę o spisku możnowładców przeciw królowi. Przywódcami tajnego sprzysiężenia mieli być: biskup Stanisław, brat króla Władysław Herman oraz wielmoża Sieciech. Spiskowcy pozostawali rzekomo w ścisłych kontaktach z cesarzem Henrykiem IV i księciem czeskim Wratysławem. Hipoteza wzbudziła uznanie w kręgach liberalnej, antyklerykalnej inteligencji, gdzie z czasem zyskała rangę …Więcej
Rozbudowano hipotezę o spisku możnowładców przeciw królowi. Przywódcami tajnego sprzysiężenia mieli być: biskup Stanisław, brat króla Władysław Herman oraz wielmoża Sieciech. Spiskowcy pozostawali rzekomo w ścisłych kontaktach z cesarzem Henrykiem IV i księciem czeskim Wratysławem. Hipoteza wzbudziła uznanie w kręgach liberalnej, antyklerykalnej inteligencji, gdzie z czasem zyskała rangę dogmatu. Po latach natrętnie nawiązywali do niej komuniści, demaskujący „wrogie knowania Kościoła przeciw Polsce”.
(...)Aż strach pomyśleć, co będzie, gdy epigoni Wojciechowskiego zaczną opisywać dzieje Kościoła w okresie PRL na podstawie sentencji wyroków sądów komunistycznych i roczników „Trybuny Ludu”...