Czy ksiądz może odmówić udzielenia komunii świętej, kiedy chce do niej przystąpić poseł, senator albo nawet sam prezydent, o których wiadomo, że przyłożyli rękę do uchwalenia ustaw stanowiących zagrożenie dla ludzkiego życia i ładu moralnego? - pyta o. Jacek Salij OP w swoim tekście opublikowanym w 2015 roku na łamach tygodnika "Idziemy".

Szpieg udający jezuitę, Tomasz Turowski, zapytany, czy nie miał wyrzutów sumienia, kiedy przystępował do komunii, odpowiedział: "Gdybym był osobą wierzącą, miałbym poważny problem i z punktu widzenia Kościoła byłoby to świętokradztwo. Ponieważ byłem osobą absolutnie niewierzącą, pełnym agnostykiem, to dla mnie był to zabieg, zewnętrzny zabieg magiczny, nic poza tym".

W obliczu takiego wyznania zapewne również ogromną większość ludzi niewierzących ogarnia zdumienie, a może nawet dreszcz jakiejś zgrozy, że można być aż tak cynicznym. Bo przecież Turowski nie jest agnostykiem. Agnostyk to człowiek, który nie wie, jak to faktycznie jest z prawdą ostateczną. Fałszywy jezuita myli się, używając tego wyrazu, jakby był on synonimem wyrazu "cynik".

Ostrzeżenie przed komunią niegodną

Uczucie zdumienia i zgrozy na tak bezceremonialne znieważanie sakramentu Eucharystii jest chyba wspólne wszystkim uczciwym ludziom, wierzącym i niewierzącym. Ale chyba tylko wierzący katolik - i to być może nie każdy - odczuwa bardzo dotkliwy ból, kiedy dowiaduje się o profanacji Eucharystii. Na samą myśl, że można przystępować do komunii, jakby to był zabieg magiczny, aż serce się kurczy.

Zarazem trudno sobie wyobrazić, żebym jako katolik nie zdawał sobie sprawy z tego, że słynne ostrzeżenie apostoła Pawła przed komunią świętokradzką odnosi się również do mnie. Przypomnijmy: "Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije" (1 Kor 11, 28-29).

"Bacz tedy - mówił św. Jan Chryzostom (zm. 407), komentując ewangeliczny opis ustanowienia Eucharystii - abyś nie stal się winien ciała i krwi Chrystusa, przyjmując Go do brudnej duszy. On przychodzi do nas nie tylko w wierze, lecz w rzeczywistości czyni nas Swoim ciałem. Cóż więc powinno być czystsze od człowieka, który uczestniczy w tej ofierze?".

Półtora wieku wcześniej, podejmując temat komunii świętokradzkiej, Orygenes (zm. 254), najwybitniejszy teolog Kościoła prześladowanego, sięgnął po metaforę brudnej szaty: "Każdy, kto przychodzi słuchać słowa Bożego, ma przystąpić uświęcony, musi wyprać swoje szaty. Jeżeli przyjdziesz w brudnych szatach, usłyszysz: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego? Nikt nie może słuchać słowa Bożego, jeżeli wpierw nie zostanie uświęcony, jeżeli nie będzie święty ciałem i duchem, i jeżeli nie upierze swych szat. Przecież niebawem zasiądzie do uczty weselnej, będzie spożywał ciało Baranka i pił kielich zbawienia. Niechaj nikt nie przychodzi na tę ucztę w brudnych szatach".

Ale wróćmy do homilii Chryzostoma. Specjalne słowo kaznodzieja kieruje do kapłanów i diakonów: "Uważam za obowiązek i do was się skierować, abyście uważnie tych darów udzielali. Niemała czeka was kara, jeśli pozwolicie wziąć udział w tej uczcie temu, o którym wiecie, że ma grzech na sumieniu. Jego krwi z waszych rąk zażądają. Czy to będzie dowódca, czy prefekt, czy nawet koroną ozdobiony, nie dopuść go, jeśli przystępuje niegodnie".

Fakt faktem, że sam Chryzostom postępował zgodnie z tym, czego innych uczył. Dość przypomnieć, że za swoją duchową niezależność wobec dworu cesarskiego został pozbawiony biskupstwa, umarł zaś z wycieńczenia - w wieku zaledwie pięćdziesięciu kilku lat - pędzony na wygnanie w góry Kaukazu.

Ogólna wzmianka w cytowanej homilii o tym, że jeśli na to zasłużył, to nawet cesarzowi powinno się odmówić komunii świętej, nawiązuje pośrednio do odważnej decyzji św. Ambrożego, który w roku 390 nie pozwolił cesarzowi Teodozjuszowi wejść do swojej mediolańskiej katedry, dopóki nie podejmie pokuty za krwawą jatkę, jaką urządził mieszkańcom Tesalonik.

Swoją interwencję Ambroży opisał w prywatnym liście do rodzonej siostry; upomnienia udzielił cesarzowi dyskretnie, z całym respektem dla jego władzy. Późniejsza legenda je wyidealizowała, jednak samą istotę wydarzenia przekazuje rzetelnie. "Jak ośmielisz się - miał święty biskup (według sześćdziesiąt lat późniejszej relacji Teodoreta z Cyru) powiedzieć cesarzowi u bram katedry - podnosić ręce jeszcze ociekające krwią po tym okropnym mordzie? Jak śmiesz takimi rękami przyjmować najświętsze ciało Pana? Jak podniesiesz bezcenną krew do ust, które przez słowa podyktowane gniewem spowodowały rozlanie niewinnej krwi? Odejdź stąd i nie waż się do pierwszego przestępstwa dodawać jeszcze drugiego".

Czy Kościołowi wolno być sobą?

Temat odmawiania komunii świętej tym katolikom, którzy aktywnie działają na szkodę bronionego przez Kościół ładu moralnego, nabrał u nas ogromnej aktualności w atmosferze pospiesznego uchwalania ustawy o zapłodnieniu in vi-tro oraz ustawy o uzgadnianiu płci. Ludzi podnoszących ten temat z perspektywy wiary zaczęto oskarżać o mówienie językiem nienawiści, okrzyknięto wściekłymi, radykalnymi, ultrakatolickimi fundamentalistami, przypominano im, że mamy już wiek XXI, katolickich biskupów zaś wielokrotnie ogłaszano ignorantami, hipokrytami i ludźmi złej woli.

Klimat tych napaści jest dziwnie podobny do ataków, jakie przed pierwszą wojną światową i po niej amerykańscy i zachodnioeuropejscy promotorzy ustaw o przymusowej sterylizacji kierowali przeciwko Kościołowi katolickiemu za jego sprzeciwianie się tak nieludzkiej "trosce" o zdrowie społeczeństw.

Teraz jednak zapytajmy w wierze, komu wolno i komu nie wolno przystąpić do komunii. Otóż od komunii wyklucza stan grzechu i w zasadzie sam wierny ocenia w swoim sumieniu, czy jest w stanie łaski. "Jednak - przypomina św. Jan Paweł II w encyklice o Eucharystii - w przypadkach zachowania, które na forum zewnętrznym, w sposób poważny, oczywisty i stały jest przeciwne normom moralnym, Kościół, w duszpasterskiej trosce o prawidłowy porządek we wspólnocie oraz o szacunek dla sakramentu, nie może wzbraniać się przed podejmowaniem odpowiednich kroków. W sytuacji jawnego braku dyspozycji moralnej winien stosować normę [zapisaną w kanonie 915], mówiącą o możliwości niedopuszczenia do Komunii eucharystycznej tych, którzy trwają z uporem w jawnym grzechu ciężkim".

Faktem jest, że nieraz do komunii przystępują ludzie, którzy jej przyjmować nie powinni. Ubolewa nad tą sytuacją In-strumentum laboris na synod biskupów o Eucharystii z roku 2005: "Niektórzy przyjmują Komunię, choć nie zgadzają się z nauczaniem Kościoła i publicznie popierają zachowania niemoralne, takie jak aborcja, nie bacząc na to, że dopuszczają się poważnej nieuczciwości i są przyczyną zgorszenia. Ponadto istnieją katolicy, którzy nie rozumieją, dlaczego grzechem jest udzielanie politycznego poparcia kandydatowi, który otwarcie opowiada się za aborcją czy innymi poważnymi czynami przeciw życiu, sprawiedliwości i pokojowi. Takie zachowanie świadczy między innymi o kryzysie poczucia przynależności do Kościoła, jak również o tym, że różnica między grzechem lekkim i śmiertelnym nie jest jasna".

Z właściwą sobie delikatnością, ale zarazem w sposób jasny i jednoznaczny temat ten podjął Benedykt XVI w adhortacji Sacramentum caritatis: "Kult oddawany Bogu w istocie nie jest nigdy aktem czysto prywatnym, bez wpływu na nasze społeczne więzi: wymaga on publicznego świadectwa naszej wiary. Dotyczy to oczywiście wszystkich ochrzczonych, ale szczególnie dotyczy tych, którzy z racji pozycji społecznej czy politycznej, jaką zajmują, muszą podejmować decyzje dotyczące wartości fundamentalnych, takich jak szacunek i obrona ludzkiego życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci, jak rodzina oparta na małżeństwie mężczyzny i kobiety, wychowywanie dzieci oraz promocja dobra wspólnego we wszystkich jego formach. Te wartości nie podlegają negocjacjom. Dlatego katoliccy politycy oraz ustawodawcy, świadomi swej poważnej odpowiedzialności społecznej, winni się czuć szczególnie przynaglani przez swe sumienie uformowane w prawy sposób, by przedstawiać oraz wspierać prawa inspirowane przez wartości zakorzenione w ludzkiej naturze. To wszystko ma obiektywny związek z Eucharystią".

Trudno zaprzeczyć temu, że politycy, którzy prywatnie chcą być praktykującymi katolikami, a jednocześnie angażują się w tworzenie ustaw stanowiących zagrożenie dla ludzkiego życia i ładu moralnego, składają antyświadectwo, które w Kościele odczuwamy bardzo boleśnie. To dlatego całkiem niedawno biskupi amerykańscy oficjalnie wypowiadali się przeciwko udzielaniu komunii senatorowi Johnowi Kerry'emu, który chciał być jednocześnie praktykującym katolikiem i zwolennikiem legalnej aborcji. W analogicznej sytuacji biskup z Calgary poprosił premiera Kanady Paula Martin, żeby zaniechał przystępowania do komunii.

Czy polskiemu księdzu wolno odmówić udzielenia komunii świętej, kiedy chce do niej przystąpić poseł, senator albo sam nawet pan prezydent, o których wiadomo, że przyłożyli rękę do uchwalenia wspomnianych wyżej ustaw?

Odpowiem, jak sam bym w takiej sytuacji postąpił. Pojedynczemu księdzu nie wolno w Kościele uprawiać partyzantki, zwłaszcza że mogę przecież nie znać jakichś istotnych okoliczności, świadczących o tym, że osoba ta może podjęła już jakieś próby naprawienia danego przez siebie zgorszenia. Zatem komunii świętej wówczas bym udzielił. Natychmiast jednak poszedłbym do swojego biskupa z zapytaniem, czy postąpiłem słusznie, ale też z serdeczną prośbą o jakieś konkretne decyzje w tej sprawie.

Jacek Salij OP

Tekst pochodzi z Tygodnika "Idziemy", 2 sierpnia 2015