Rodowód Trzech Królów i ich wizyta u przerażonego Heroda

Według wizji Błogosławionej Anny Katarzyny Emmerich

Rodowód Królów
Słyszałam, że ród swój wywodzili aż od Joba, który żył na Kaukazie i jeszcze inne obszary dalej położone posiadał. Jeszcze dawno przed Balaamem i nim Abraham był w Egipcie, mieli przepowiednię i czekali na gwiazdę. Przywódcy pewnego pokolenia z ziemi Joba podczas pewnej wycieczki do Egiptu, w okolicy Heliopolis otrzymali przez Anioła objawienie, iż z dziewicy narodzi się Zbawiciel, któremu ich potomkowie cześć oddawać będą. Dalej nie mają się zapuszczać, lecz wracać i uważać na gwiazdy.
Z tego powodu urządzali uroczyste obchody, budowali łuki tryumfalne i ołtarze, które kwiatami przyozdobili i znowu do domu wrócili. Było ich może razem około 3000. Byli to ludzie medyjscy i astrolodzy, o pięknej, żółtawobrunatnej barwie skóry oraz bardzo szlachetnej i wysokiej postawy. Przechodzili za swoimi trzodami z jednego miejsca na drugie, a wskutek wielkiej swej potęgi, panowali, gdzie chcieli. Ci więc, jak opowiadali królowie, pierwsi przynieśli proroctwo i przez nich dopiero rozpoczęło się u nich śledzenie gwiazd. A gdy później to śledzenie gwiazd zostało zaniedbane, odnowił je jeden z uczniów Balaama, a znacznie później po nim trzy prorockie córki przodków Trzech Króli. Teraz wreszcie w 500 lat po owych córkach, zjawiła się owa gwiazda, za którą poszli.

Owe trzy córki żyły w jednym i tym samym czasie, były z gwiaździarstwem bardzo obeznane, miały też ducha proroczego i widzenia. Widziały one, że wyjdzie gwiazda z Jakuba, i że Niepokalana Dziewica porodzi Zbawiciela. W długich szatach chodziły po kraju, ogłaszając to proroctwo, nawołując do poprawy i przepowiadając zdarzenia przyszłe aż do najodleglejszych czasów, i że posłańcy Zbawiciela przybędą do ich narodu i ogłoszą prawdziwą służbę Bożą. Ojcowie tych dziewic wystawili obiecanej Matce Bożej, tam, gdzie ich kraje się łączyły, świątynię, a w jej pobliżu wieżę celem śledzenia gwiazd i ich różnych zmian. Od tych trzech książąt pochodzili święci Trzej Królowie od mniej więcej 500 lat w prostej linii przez 15 rodów. Lecz wskutek pomieszania się z innymi plemionami nabyli tak różnej barwy. Już od owego długiego czasu zawsze niektórzy z ich przodków przebywali na wieży, by na gwiazdy uważać. To, co spostrzegli, zapisywano i przechodziło z ust do ust, i podług tych spostrzeżeń z wolna niejedno w ich służbie Bożej i Świątyni się zmieniało.

Wszystkie pamiętne chwile, odnoszące się do przyjścia Mesjasza, były im przez obrazy w gwiazdach wskazane. W ostatnich latach, od Poczęcia Maryi, obrazy te stawały się coraz dokładniejsze i zbliżanie się zbawienia coraz znamienniejsze. W czasie od poczęcia Maryi widzieli Dziewicę z berłem i wagą, w której równych szalach leżała pszenica i grona. W końcu widzieli nawet figury gorzkiej męki. Zdawało się, jakby nowonarodzonemu wypowiedziano wojnę, że ten jednak wszystko zwycięży.

To śledzenie gwiazd było połączone z nabożeństwem, postami, modlitwą, oczyszczeniami i umartwieniami. Nie była to jednakże tylko jedna gwiazda, lecz całe zestawienie gwiazd, na które uważali, a przy pewnych zetknięciach gwiazd otrzymywali, patrząc na gwiazdy, widzenia i obrazy. Wśród tego gwiaździarstwa trafiały się jednak i złe wpływy na osoby, które złe życie wiodły i wśród demonicznych widzeń w konwulsje wpadały. Przez takich ludzi powstał okrutny zwyczaj ofiarowania ludzi, starców i dzieci; lecz powoli zdrożności te ustały. Królowie jednakże widywali obrazy jasno i spokojnie, w słodkim uniesieniu, nie doznając żadnych złych wpływów, przeciwnie stawali się coraz lepszymi i pobożniejszymi.

To wszystko opisywali ciekawym słuchaczom z dziecięcą prostotą i szczerością i smucili się, że ich słuchacze wcale nie zdawali się wierzyć w to, na co ich przodkowie już od 2000 lat tak wytrwale czekali. Gwiazda była okryta chmurami; lecz gdy się znowu ukazała i w całym blasku stanęła pomiędzy przeciągającymi chmurami, jakby bardzo blisko ziemi, jeszcze tej samej nocy wybiegli ze swego namiotu, a zwoławszy mieszkańców, pokazali im gwiazdę. Ludzie wpatrywali się zdziwieni i bądź to bardzo byli wzruszeni, bądź to gniewali się na królów, największa zaś część starała się korzystać z ich hojności.

Słyszałam ich też teraz opowiadających, jak daleko dotąd jechać musieli. Liczyli dni piesze, każdy po 12 godzin. Do miejsca ich zebrania jeden miał trzy, drugi pięć takich dni po 12 godzin. Lecz na swych zwierzętach, dromaderach, robili dziennie 36 godzin drogi, wliczając w to noc i godziny odpoczynku. Dlatego ten, który o trzy dni był oddalony, mógł na miejscu razem stanąć w jednym dniu, ten zaś, który o pięć dni był oddalony, w dwóch dniach.

Od tego miejsca spotkania aż dotąd mieli 56 dni drogi po 12 godzin, a więc 672 godziny. Potrzebowali na to od Narodzenia Chrystusa aż dotąd, licząc czas zebrania się i dni odpoczynku, mniej więcej 25 dni. Tu chcieli jeden dzień wytchnąć.

Ludzie tutejsi byli nadzwyczaj natrętni i zuchwali i naprzykrzali się królom jak roje os; ci zaś rozdawali im zawsze małe, trójgraniaste, żółte kawałki, jakby blaszki, a także ciemniejsze ziarna. Musieli mieć niezmierne skarby. Gdy ruszyli w drogę, szli koło miasta, w którym widziałam bożyszcza, stojące na świątyniach; na drugiej stronie miasta, przechodzili przez most i przez dzielnice żydowskie z synagogą. Teraz szli dobrą drogą coraz spieszniej ku Jordanowi. Może ze 100 ludzi przyłączyło się do ich pochodu. Stąd mieli do Jerozolimy jeszcze może 24 godzin drogi. Nie widziałam ich przechodzących przez jakiekolwiek miasto, lecz zawsze obok miast. Ponieważ był sabat, spotykali mało ludzi. Im bardziej zbliżali się do Jerozolimy, tym więcej tracili otuchę, albowiem gwiazda przed nimi nie była już tak jasna, a w Judei w ogóle tylko rzadko kiedy ją widywali. Spodziewali się też, że wszędzie spotkają ludzi w wielkiej radości i okazałości z powodu nowonarodzonego Zbawiciela, któremu cześć oddać z tak daleka przyjechali; lecz ponieważ nigdzie ani najmniejszego śladu wzruszenia nie spostrzegli, smucili się i byli niepewni, sądząc że się może omylili.

Mogło być koło południa, gdy się przez Jordan przeprawiali. Zapłacili przewoźników, którzy pozostali i im samym przewieść się zezwolili; tylko kilku z nich im pomagało. Jordan nie był wtenczas szerokim, a miał pełno ławic piasku. Położono deski na belkach, a na nich ustawiono dromadery. Szło to dosyć szybko. Z początku zdawało się, jakby królowie ku Betlejem zdążali; potem obrócili się i szli ku Jerozolimie. Widziałam to miasto wysoko ku niebu się piętrzące. Było właśnie po sabacie, gdy przybyli przed miasto.


To od nas zależy, w jaki sposób potraktujemy dar wiary – a prawda ta może wprawić nas w niepokój! Jeśli taka właśnie jest nasza reakcja, spróbujmy spojrzeć na wiarę jako na szansę, a nie na ryzyko. Żyć wiarą to pozwolić Panu Bogu, by uczynił nas nowym stworzeniem, to doświadczać Jego mocy działającej w nas i przez nas. Pan Jezus obiecuje, że biorąc Go za słowo, „nadmiar mieć będziemy”. Doprawdy, największym możliwym ryzykiem jest odmowa zaryzykowania czegokolwiek!
**************************************************************************
Królowie u Heroda


Orszak królów był długi może kwadrans na drogi. Gdy przed Jerozolimą stanęli, zniknęła gwiazda przed nimi. To ich wielce strapiło. Królowie siedzieli na dromaderach, trzy inne dromadery były obładowane pakunkami; inni zaś po większej części siedzieli na szybkich, żółtawych zwierzętach o delikatnych łbach, nie wiem, czy na koniach lub osłach, wyglądały zupełnie inaczej, niż nasze konie. U przedniejszych były te zwierzęta bardzo pięknie okryte i okiełzane i złotymi gwiazdami i łańcuszkami poobwieszane. Kilku z ich drużyny poszło do bramy, stąd powrócili z dozorcami i żołnierzami.
Przybycie ich o tym czasie i tą drogą, było niezwyczajne, ponieważ nie było żadnej uroczystości i nie trudnili się żadnym handlem. Mówili, dlaczego przychodzą. Mówili o gwieździe i o Dzieciątku; o niczym tu nie wiedziano. Sądzili z pewnością, iż się omylili; albowiem ani jednego nie spostrzegli człowieka, wyglądającego, jakby wiedział coś o zbawieniu świata.
Także z wielkim zadziwieniem przypatrywali się im ludzie, nie mogąc pojąć, czego chcieli. Mówili, że za wszystko, co dostaną, zapłacą, i że z królem chcą mówić. Było stąd wiele posyłania tam i z powrotem. Podczas tego rozmawiali z rozmaitymi ludźmi, którzy się około nich zgromadzili. Niektórzy znali pogłoskę o Dzieciątku, które w Betlejem miało się narodzić; lecz że to nic nie znaczy, gdyż to tylko prosty lud. Drudzy wyśmiewali się z nich. Byli przeto bardzo przygnębieni i zasmuceni. A ponieważ z dolatujących słów ludzi poznali, że i Herod nic o tym nie wie, a dalej, ponieważ nie bardzo uprzejmie o Herodzie mówiono, zasmucili się i tym, że nie wiedzieli, jak mają z nim mówić. Pomodlili się więc i znowu nabrali otuchy i mówili do siebie: ten, który nas za pomocą gwiazdy tak szybko tu doprowadził, ten też nam dopomoże szczęśliwie do domu wrócić.
Oprowadzano orszak wokół miasta i wprowadzono go stroną od góry kalwaryjskiej znowu do miasta. Niedaleko od placu rybiego zaprowadzono ich wraz ze zwierzętami na okrągłe podwórze, które sieniami i pomieszczeniami było otoczone i przed którego bramami stały straże. W środku podwórza była studnia, przy której napoili zwierzęta; dokoła były stajnie i wolne miejsca sklepione, gdzie wszystko umieścili. Owo podwórze przytykało jedną stroną do góry, z drugiej strony było wolne i otoczone drzewami. Widziałam też ludzi z pochodniami przychodzących, którzy ich pakunki przeglądali.

Pałac Heroda stał niedaleko od tego podwórza na wyżynie, a całą drogę aż do wyżyny widziałam oświetloną pochodniami czy też koszami z ogniem. Widziałam też ludzi zstępujących z pałacu i zabierających do pałacu najstarszego króla, Teokena.

Przyjęto go pod łukiem, a potem wprowadzono na salę. Rozmawiał tutaj z dworzaninem, donoszącym o wszystkim Herodowi, który jakby rozum wskutek tego stracił i królom jutro rano kazał przyjść do siebie. Kazał im powiedzieć, by wypoczęli, a on tymczasem zbada wszystko i oznajmi im, czego się dowie.

Gdy Teokeno wrócił z pałacu, królowie zasmucili się jeszcze bardziej i kazali pozdejmowane pakunki znów włożyć na zwierzęta. Nie mogli zasnąć. Niektórych z nich widziałam przechadzających się z przewodnikami po mieście. Zdawało mi się, jakby sądzili, iż Herod może przecież wie wszystko, tylko im prawdy powiedzieć nie chce. Także zawsze jeszcze gwiazdy szukali. W samej Jerozolimie było spokojnie, ale na straży przy podwórzu było wiele biegania i wypytywania.

Gdy Teokeno był u Heroda, mogła być jedenasta godzina w nocy. Była uroczystość u niego, mnóstwo świec paliło się w sali, były także niewiasty. To, co Teokeno mu oznajmić kazał, napełniło go wielką trwogą. Posłał sługi do świątyni i do miasta. Widziałam, że kapłani, uczeni w Piśmie i sędziwi Żydzi ze zwojami przyszli do niego. Mieli na sobie swe szaty, napierśniki i pasy z literami, wskazywali na karty. Było ich może dwudziestu koło niego. Widziałam ich też z nim na dach pałacu wchodzących i na gwiazdy patrzących. Herod był bardzo niespokojny i zmieszany, uczeni zaś w Piśmie wszystko mu znowu tłumaczyli i starali się go przekonać, iż gadanina królów nic nie znaczy, iż te narody mają zawsze rozmaite przywidzenia i urojenia o gwiazdach i gdyby coś w tym było, to oni, przy świątyni i w świętym mieście, o tym przecież prędzej wiedzieć by musieli.

Rano, ze świtem, widziałam znowu dworzanina zstępującego i wszystkich trzech królów z nim do pałacu idących. Wprowadzono ich na salę, gdzie na przyjęcie pewne potrawy i zielone gałązki i krzewy w naczyniach poustawiane były. Królowie nie tknęli podanych potraw. Stali, dopóki nie przyszedł Herod, naprzeciw któremu wystąpili z ukłonem i krótko zapytali, gdzie jest nowonarodzony król Żydów, którego gwiazdę widzieli i któremu pokłon oddać przybyli.
Herod był bardzo zatrwożony, lecz nie dał tego po sobie poznać. Było jeszcze kilku uczonych w Piśmie przy nim. Wypytywał się bliżej co wiedzą o gwieździe i mówił im, iż o Betlejem obietnica Efrata opiewa. Menzor opowiedział mu ostatnie widzenie, które w gwieździe mieli, wskutek czego jeszcze większa trwoga go ogarnęła, tak że nie wiedział, jak ją ukryć. Menzor mówił, że widzieli Dziewicę a przed nią leżące Dzieciątko, z prawego zaś jego boku wychodziła świetlana gałązka, a na niej wieża o licznych bramach, która wielkim miastem się stała.
Ponad tym stało Dzieciątko z mieczem i berłem, jako król i widzieli siebie samych i królów całego świata przybywających, bijących czołem i Dzieciątku pokłon oddających; albowiem ono posiada królestwo, które zwycięży wszystkie królestwa. Herod radzi im udać się w cichości do Betlejem i to natychmiast, a potem, skoro by Dzieciątko znaleźli, mają wrócić i oznajmić mu, żeby i on także poszedł oddać Jemu pokłon. Widziałam królów znowu na dół schodzących i natychmiast wyruszających. Dniało, światła na drodze ku pałacowi prowadzącej jeszcze się paliły. Gawiedź, która za nimi postępowała, rozgościła się wczoraj wieczorem w mieście.

Herod, który w czasie narodzenia Chrystusa w swym zamku przy Jerycho przebywał, już przed przybyciem królów był bardzo niechętny i rozgniewany. Dwóch ze swych synów nieprawego łoża wyniósł do wysokich godności przy Świątyni. Byli Saduceuszami, oni też wszystko mu zdradzali, co się tam działo i kto jego zamiarom był przeciwny. Do tych należał mianowicie pewien dobry i sprawiedliwy mąż, poważany urzędnik przy Świątyni. Tego kazał bardzo grzecznie i po przyjacielsku do siebie do Jerycho zaprosić, a kiedy był w drodze, kazał go napaść i zamordować na pustyni, jakoby to przez zbójców się stało.
Kilka dni później przybył do Jerozolimy, by obchodzić uroczystość poświęcenia Świątyni. Wtedy chciał Żydom na swój sposób sprawić radość i zaszczyt. Kazał zrobić złotą figurę, jakby jagnię lub raczej baranka, albowiem miała rogi. Ten baranek na święto miał być postawiony nad bramą, prowadzącą z przedsionka dla niewiast na miejsce, na którym ofiary składano. Chciał to uczynić zupełnie samowolnie i za to jeszcze piękną podziękę otrzymać, lecz kapłani opierali się temu. Groził im karą pieniężną. Powiedzieli mu, że karę zapłacą, lecz tego wizerunku według prawa nigdy nie przyjmą. Był wskutek tego bardzo rozgniewany i chciał go potajemnie kazać postawić. Lecz jeden gorliwy przełożony wziął tę figurę, skoro ją tylko przyniesiono, rozbił ją na dwie części i rzucił na ziemię. Powstało wskutek tego zbiegowisko, a Herod kazał owego męża wtrącić do więzienia. Był z tej przyczyny bardzo rozgniewany i wolałby, aby lepiej wcale na uroczystość nie przybył. Dworzanie zaś starali się go rozmaitymi zabawami rozerwać.

W kraju żydowskim oczekiwali niektórzy pobożni ludzie bliskiego przyjścia Mesjasza, a zdarzenia przy narodzeniu Jezusa, były przez pastuszków rozpowszechnione. Także Herod o tym słyszał i cichaczem kazał się o tym w Betlejem dowiadywać. Ponieważ zaś jego szpiedzy tylko ubogiego Józefa znaleźli, a mieli polecone, unikać zwracania lub wywołania uwagi, przeto donieśli, że to nic nie jest, że to tylko uboga rodzina w pewnej grocie się znajduje, i że o tej całej rzeczy nie opłaca się nawet mówić.
W tym czasie przybył ów wielki orszak królów, którzy tak pewnie i tak stanowczo o króla Judy się pytali i z taką pewnością o gwieździe mówili, że Herod swą trwogę i swe zamieszanie ledwo mógł ukryć. Myślał, że o bliższych w tej sprawie szczegółach dowie się od królów samych, a potem środków zaradczych się chwyci. Lecz ponieważ królowie, przestrzeżeni przez Boga, do niego nie wrócili, poczytywał ich ucieczkę za następstwo ich kłamstwa i omamienia, jakoby się wstydzili i obawiali wrócić, jako ludzie, którzy z siebie zakpić pozwolili. Tylko w ogólności kazał w Betlejem ogłosić, aby się z tymi ludźmi nie zadawać.
Lecz gdy Herod Jezusa usunąć zamierzał, dowiedział się, że Go już nie ma w Nazarecie. Kazał długo za Nim szukać, lecz gdy nadzieja znalezienia Jezusa okazała się daremną a trwoga jego tym bardziej rosła, zabrał się do szalonego środka rzezi młodzianków, a tak był ostrożny, że już przedtem wojska swe przeniósł na inne miejsce, by powstaniu zapobiec.


Co możemy uczynić, aby burzyć mury wrogości w naszym świecie? Możemy się modlić. Możemy wstawiać się za innych. Możemy prosić Pana Jezusa, aby obalał bariery pomiędzy nami. Możemy prosić Go, by naprawiał wszystkie zniszczone mosty. Módlmy się o jedność pomiędzy chrześcijanami różnych wyznań. Prośmy Pana, aby kruszył wszelkie podziały pomiędzy mężem a żoną, pomiędzy dziećmi a rodzicami. Prośmy Pana, aby jednoczył nasze parafie, czyniąc je znakiem naszej miłości dla naszych społeczności lokalnych. Żadna z tych modlitw nie jest nieracjonalna, gdyż wszystkie one mają swe źródło w modlitwie samego Pana Jezusa o to, byśmy byli jedno. Zaufajmy, ze kiedy każdy z nas w pełni pojedna się z Ojcem, nastąpi koniec wszelkiej wrogości i zapanuje pokój.
jac05
To objawienie dane bardzo dotkliwie cierpiącej zakonnicy przyniosło nad odpowiedzi na wiele zagadek, rozwiązało wiele dociekań jakie przez wieki pojawiały się w umysłach duchownych i doprowadziły ich niejednokrotnie do błędów. Niestety, Kościół nie korzysta z tego potężnego światła Bożego, okupionego ogromnymi cierpieniami, które były myślę ceną za łaskę obejrzenia i przekazania nam historii …Więcej
To objawienie dane bardzo dotkliwie cierpiącej zakonnicy przyniosło nad odpowiedzi na wiele zagadek, rozwiązało wiele dociekań jakie przez wieki pojawiały się w umysłach duchownych i doprowadziły ich niejednokrotnie do błędów. Niestety, Kościół nie korzysta z tego potężnego światła Bożego, okupionego ogromnymi cierpieniami, które były myślę ceną za łaskę obejrzenia i przekazania nam historii naszego zbawienia od złego. Króluj nam Chryste, nie anty-Chryście !
Radek33
Niestety to prawda, Kościół w zasadzie nie posługuje się tymi objawieniami bądź co bądź zatwierdzonymi, głoszonymi przecież przez błogosławioną stygmatyczkę, nawet dziś w tv głos księdza profesora, czy tu w artykułach nadal powiela się teorie, że nie wiadomo jak mędrcy mieli na imię czy ilu ich było, bo mogło ich być więcej. Anna Katarzyna Emmerich nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości
jac05
Dlatego, że ci mędrcy Kościoła nie uwierzyli niewyobrażalnie cierpiącej stygmatyczce, nie będą oni budować Nowego Kościoła. Zbyt mocno trzymali się swojego, ziemskiego rozumu. Kościół zostanie oczyszczony z takich niedowiarków, którzy nie potrafią innym wiary przymnożyć, a mnożą niepewności. Pozdrawiam
jac05
Otrzymali światło prawdy i schowali je. Otrzymali klucze poznania, sami nie weszli i innym nie pozwolili wejść. Panie Jezu przyjdź !
Radek33
Jest to nie do pojęcia,błogosławiona stygmatyczka i mistyczka KK mówi konkretnie co widziała,słyszała tak jak św.Faustyna,czy święci pastuszkowie z Fatimy,a dziś księża mówią,że nie wiadomo co się działo
jac05
Z nie jednym księdzem rozmawiałem o tym objawieniu. Wielu go nie zna albo zna tylko Pasję a i tak nie korzysta z tej treści głosząc kazania pasyjne. Jeden z nich powiedział, że wystarczająco zainteresowałem go treścią objawienia danego bł. Emmerich ale czy odważy się wspomnieć na kazaniu o nim ? Myślę, że jest to niewątpliwie robotą szatana odwracanie uwagi od prawdziwie Bożych Słów na dany czas …Więcej
Z nie jednym księdzem rozmawiałem o tym objawieniu. Wielu go nie zna albo zna tylko Pasję a i tak nie korzysta z tej treści głosząc kazania pasyjne. Jeden z nich powiedział, że wystarczająco zainteresowałem go treścią objawienia danego bł. Emmerich ale czy odważy się wspomnieć na kazaniu o nim ? Myślę, że jest to niewątpliwie robotą szatana odwracanie uwagi od prawdziwie Bożych Słów na dany czas w objawieniu, no bo jak ma nam Jezus coś przekazać ? Ja dzięki objawieniom uwierzyłem, że Jezus nie jest Bogiem historycznym ale ŻYWYM i PRAWDZIWYM i mówi do nas na przestrzeni dziejów zbawienia. Pozdrawiam
Radek33
(...)"Ojcowie tych dziewic wystawili obiecanej Matce Bożej, tam, gdzie ich kraje się łączyły, świątynię, a w jej pobliżu wieżę celem śledzenia gwiazd i ich różnych zmian. Od tych trzech książąt pochodzili święci Trzej Królowie od mniej więcej 500 lat w prostej linii przez 15 rodów. Lecz wskutek pomieszania się z innymi plemionami nabyli tak różnej barwy. Już od owego długiego czasu zawsze …Więcej
(...)"Ojcowie tych dziewic wystawili obiecanej Matce Bożej, tam, gdzie ich kraje się łączyły, świątynię, a w jej pobliżu wieżę celem śledzenia gwiazd i ich różnych zmian. Od tych trzech książąt pochodzili święci Trzej Królowie od mniej więcej 500 lat w prostej linii przez 15 rodów. Lecz wskutek pomieszania się z innymi plemionami nabyli tak różnej barwy. Już od owego długiego czasu zawsze niektórzy z ich przodków przebywali na wieży, by na gwiazdy uważać..."