Zrozumiałem, siostro Marto… Trzeba, żebym na nowo zajął się szerzeniem orędzia z Garabandal? Jednak robiąc to, będę otrzymywał uderzenia kijem z wszystkich stron: ze strony «sosu», ze strony kapłanów, wikariuszy generalnych, a nawet uderzenia pastorałami biskupów!… – No i dobrze! Ofiaruje je ojciec Dobremu Bogu. Niech ojciec opowie mi o «dzieciach» z Garabandal… Uczyniłem to. Marta słuchała, czasem prosiła o uzupełnienie… W końcu powiedziała mi: – Proszę powiedzieć tym czterem małym, że każdego dnia się za nie modlę.
Imię Marty Robin, podobnie jak ojca Pio, jaśnieje już i rozbłyśnie jeszcze bardziej na firmamencie Kościoła. [1]
Pewnego dnia ukazał się jej Jezus mówiąc: «To ciebie wybrałem, abyś przeżywała moją Mękę w sposób najpełniejszy od czasu mojej Matki i nikt po tobie nie będzie jej przeżywał w Kościele w takiej pełni. Abyś mogła przeżywać ją całkowicie, nigdy nie zaśniesz, coraz bardziej postępując w cierpieniu. Spać znaczyłoby porzucić cierpienie. Będziesz cierpieć coraz bardziej.»[2]
Moje pierwsze spotkanie z Martą Robin miało miejsce w latach 1949-50 z okazji rekolekcji odprawionych w Châteauneuf-de-Galaure.[3] Od tamtego czasu otrzymałem wiele łask, dzięki jej radom, modlitwie i zasługom, za które nigdy się nie odpłacę jej i Panu. W czasie każdych rekolekcji odprawianych w Châteauneuf-de-Galaure dostępowałem łaski rozmowy z Martą, w jej domu, w La Plaine. Najważniejsza odbyła się w pierwszych miesiącach 1971. Nasza rozmowa dotyczyła wyłącznie Garabandal. Najpierw chciałbym wyjaśnić wydarzenia i główny problem, wobec którego stanąłem.
Ojciec Materne Laffineur – pierwszy kapłan francuski, który wziął w swe ręce rozpowszechnianie przesłania z Garabandal – został wezwany przez Pana 28 listopada 1970. W swej pionierskiej pracy bardzo wcześnie poprosił mnie o współpracę. Była ona gruntowna, pełna i braterska… Moja doskonała znajomość skomplikowanej sytuacji spowodowała, że po jego śmierci obawiałem się poważnych trudności. Było jeszcze gorzej… Och! Nie mam zamiaru tego opisywać. To «gorzej» mogę jedynie określić jednym słowem samej Marty Robin: to był «sos»… Zdecydowałem natychmiast, że przez wiele miesięcy zachowam milczenie, będę przebywał w «pustelni», aby się modlić, zastanawiać i obserwować, co się stanie. Ostatecznie pojechałem do Châteauneuf, by zobaczyć się z Martą Robin. [4] Nigdy nie zapomnę naszej rozmowy.
– Droga siostro Marto, jak siostra wie, zajmuję się Garabandal…
– Tak, ojcze…
– Współpracowałem z ojcem Laffineurem… Umarł w listopadzie i wszystko, co potem nastąpiło to…
– Tak, to sos…
– Widzę, że sprawa ta jest znana. Przychodzę więc prosić o radę. Co do mnie, sytuacja wydaje mi się tak trudna, że wolałbym zajmować się już tylko parafią w Chazay-d’Azergues. W tej posłudze mam już dość pracy…
Głosem zdecydowanym i prawie ostrym:
– Więc to tak, mój ojcze… Chce ojciec wszystko zostawić!…
Przyjąłem te słowa prosto do serca i czekałem na dalszy ciąg.
– No tak, co należy uczynić, ojcze, jeśli otrzymało się łaski?
– Zrozumiałem, siostro Marto… Trzeba, żebym na nowo zajął się szerzeniem orędzia z Garabandal? Jednak robiąc to, będę otrzymywał uderzenia kijem z wszystkich stron: ze strony «sosu», ze strony kapłanów, wikariuszy generalnych, a nawet uderzenia pastorałami biskupów!…
– No i dobrze! Ofiaruje je ojciec Dobremu Bogu. Niech ojciec opowie mi o «dzieciach» z Garabandal…
Uczyniłem to. Marta słuchała, czasem prosiła o uzupełnienie… W końcu powiedziała mi:
– Proszę powiedzieć tym czterem małym, że każdego dnia się za nie modlę.
Ograniczony czas przyznany mi na rozmowę zbliżał się do końca. Marta powiedziała mi:
– Czy chce ojciec, abyśmy odmówili razem „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo”?
– Tak, Marto. Za dziewczynki z Garabandal, za biskupa, za siostrę i za Ogniska Miłości[5] i za uderzenia kijami!…
– Tak, ojcze.
– Ojcze nasz….. Zdrowaś Maryjo…..
Po naszej modlitwie powiedziałem:
– Marto, czy zgodziłaby się siostra, żeby mój anioł stróż zapraszał każdego dnia jej anioła stróża, aby uczestniczyli w mojej Mszy świętej!
– Och, tak, ojcze. Będą się razem modlić.
Nasze spotkanie zakończyło się jak zwykle błogosławieństwem, którego udzielałem z głębokim wzruszeniem. Z lekkim i odważnym sercem wyszedłem od Marty i udałem się do kaplicy Ogniska Miłości. Na kolanach przed Panem Jezusem złożyłem dziękczynienie za otrzymane światło. Potem zwracając się do Najświętszej Dziewicy powiedziałem: «Najświętsza Matko, zrozumiałem, dobrze zrozumiałem… Chcesz tego… Wezmę więc na nowo moją laskę podróżną… Jestem gotowy iść dla Ciebie aż na kraniec świata…»
W rezultacie spotykałem się wiele razy z Martą Robin. Za każdym razem mówiliśmy o Garabandal. Interesowała się rozpowszechnianiem Orędzia. Lubiła otrzymywać z moich ust nowiny o czworgu «dzieciach z Garabandal», o ich rodzinach, a zwłaszcza o… biskupie z Santander.
Inne świadectwo o Marcie Robin i Garabandal pochodzi od biskupa J. Bretault.[6] Pewnego dnia zawiozłem go do Châteauneuf-de-Galaure, dokąd tak lubił jeździć. Zanim go tam pozostawiłem, zobowiązałem go do pozdrowienia w moim imieniu Marty i postawienia jej krótkiego pytania. Odpowiedź na to krótkie pytanie stała się długą relacją, którą natychmiast dla mnie spisał, ze łzami radości przed Najświętszym Sakramentem… Biskup J. Bretault był zaskoczony wszelkimi informacjami, jakie posiadała Marta na temat trudności w upowszechnianiu we Francji garabandalskiego Orędzia po śmierci o. Laffineura. Zobowiązała go do przekazania mi kilku szczegółów i rad… Stały się one dla mnie bardzo użyteczne i skuteczne.
Faktem jest, że Marta Robin była znana i kochana przez papieża Piusa XI, Piusa XII, Jana XXIII, Pawła VI, jak i przez naszego papieża Jana Pawła II. W tej małej wieśniaczce mieszkała mądrość Ducha Świętego. Zarówno wielcy jak i mali tej ziemi przychodzili ze wszystkich zakątków świata, aby poradzić się jej w problemach poważnych i najczęściej ogromnie skomplikowanych. Dla jednych i dla drugich była bardzo pokornym prorokiem i pewnym przewodnikiem. Jakże mógłbym myśleć, że «święta z Châteauneuf-de-Galaure» skierowała mnie w ślepą uliczkę albo na fałszywy tor, kiedy pomagała mnie, biednemu kapłanowi, odzyskać równowagę i ponownie podjąć pracę nad rozpowszechnianiem Orędzia Matki Bożej z Góry Karmel z Garabandal? Dla tej pracy ewangelizacyjnej Marta Robin była i pozostanie w moim kapłaństwie światłem i pomocą.
Przypisy:
1 Marta Robin (1902 -1981). Najważniejsze informacje na temat jej życia i dzieła zaczerpnąć można np. z książki F. Lenoir, Nowe wspólnoty Wydawnictwo Marianów, Warszawa 1993.
2 Ze świadectwa ojca Fineta, duchowego opiekuna Marty i pomocnika w dziele zakładania Ognisk Miłości.
3 Rodzinna miejscowość Marty Robin.
4 Przez całe życie Marta służyła radą i duchowym kierownictwem wielu osobom.
5 Ogniska Miłości (franc. Foyers de Charité) założone zostały przez Martę Robin zgodnie ze wskazówkami Chrystusa.
6 Stał się on fundatorem diecezji Kudugu (Burkina-Faso) i jej pierwszym biskupem od 1954 do 1965. Marta Robin mówiła o nim: «Ach! Co to za kapłan!… Co za kapłan!… Przynajmniej jeden, któremu nie trzeba tłumaczyć, jak mówić duszom o Jezusie. To święty… To święty.»
w: „Vox Domini” nr 2/95, str. 7
Marta Robin (1902-1981) | Vox Domini