Maria Valtorta 70
Napisane 5 lutego 1944, godz. 13.30. A, 1719-1731
Poprawiałam następny zeszyt tego dzieła, a ściślej mówiąc, dyktando o
współczesnych błędnych religiach, kiedy zaczęło mi się natarczywie narzucać to
widzenie. Opisuję je więc podczas oglądania.
Widzę wnętrze pracowni stolarskiej. Wydaje mi się, że dwie z jej ścian są
utworzone ze skały, jak gdyby ktoś skorzystał z naturalnej groty, żeby zrobić z
niej wnękę przylegającą do domu. Ściany utworzone ze skały znajdują się
dokładnie od strony północnej i zachodniej. Dwie pozostałe, od południa i
wschodu, są otynkowane tak jak nasze. Od strony północnej, w wydrążeniu
skały, zrobione jest prymitywne palenisko. Stoi na nim mały kociołek
napełniony werniksem lub klejem, dokładnie nie wiem. Spalane w tym miejscu
przez lata drewno tak mocno zabarwiło ścianę na czarno, że wygląda jak
pokryta smołą. Dziura w ścianie, przysłonięta jakby dużą wygiętą dachówką,
jest chyba kominem wyciągającym dym spalanego drewna. Z pewnością nie
spełnia dobrze swego zadania, bo i pozostałe ściany są bardzo poczerniałe od
dymu. Nawet w tej chwili dymny obłok napełnia pomieszczenie.
Jezus pracuje przy warsztacie stolarskim. Hebluje deski, a potem opiera je o
mur znajdujący się za Nim. Następnie bierze coś w rodzaju stołka ściśniętego z
dwóch stron imadłem i wyciąga go z niego. Patrzy, czy praca jest dobrze
wykonana. Ogląda stołek ze wszystkich stron. Potem zbliża się do komina,
bierze kociołek i zanurza w nim może patyk, a może pędzel – nie wiem. Widzę
tylko wystający [z kociołka] kawałek, który przypomina kij.
Jezus ma na Sobie dość krótką, ciemnoorzechową szatę, z podwiniętymi
powyżej łokcia rękawami. Z przodu ma coś w rodzaju fartucha, w który, po
dotknięciu kociołka, wyciera palce. Jest sam. Pracuje pilnie, lecz spokojnie.
Żadnego gwałtownego, niecierpliwego ruchu. W pracy jest dokładny i wytrwały.
Nic go nie irytuje: ani sęk w drewnie, którego nie da się zestrugać, ani
śrubokręt (tak to przynajmniej wygląda), spadający dwa razy z blatu, ani dym,
który rozchodzi się i z pewnością wciska się w oczy.
Jezus podnosi co jakiś czas głowę i patrzy w kierunku południowej ściany, w
stronę zamkniętych drzwi, jakby nasłuchiwał. W pewnej chwili zbliża się do
innych drzwi, wychodzących na drogę, we wschodniej ścianie. Otwiera je. Widzę
fragment wąskiej, zakurzonej uliczki. Wydaje się, że Jezus czeka na kogoś. Nie
jest smutny, lecz poważny. Zamyka drzwi. Wraca do pracy.
Podczas obrabiania przez Jezusa czegoś, co przypomina część obręczy do koła,
wchodzi Mama. Wchodzi od strony południowej. Idzie pośpiesznie, biegnie do
Jezusa. Jest ubrana w ciemny błękit, nie ma nic na głowie. Prosta suknia
ściągnięta jest w pasie sznurem w tym samym kolorze. Woła z niepokojem Syna
i błagalnym, pełnym bólu gestem opiera Mu obie dłonie na ramieniu. Jezus
głaszcze Ją, obejmuje ramieniem i pociesza. Odkłada robotę, zdejmuje fartuch.
Wychodzi z Maryją. Sądzę, że ojciec chciałby się dowiedzieć, jakie słowa zostały
wypowiedziane. Ze strony Maryi prawie nic: “O, Jezu! Chodź, chodź. Źle się
czuje!” Maryja wypowiada to drżącymi wargami, ze łzami połyskującymi w
181zaczerwienionych, zmęczonych oczach. Jezus mówi jedynie: “Mamo!” W tym
słowie jednak jest wszystko.
Wchodzą do sąsiedniego pokoju całego oświetlonego słońcem, wpadającym
przez drzwi otwarte na oścież na pełen światła i zieleni ogródek. Wzlatują tam
gołębie, które poruszają skrzydłami, by je wysuszyć. Pokój jest ubogi, ale
utrzymany w porządku. Znajduje się tu niskie posłanie, wyłożone
materacykami. (Mówię: materacykami, bo to coś wysokiego i miękkiego, łóżko
jednak nie jest takie jak nasze). Na nim, wsparty na wielu poduszkach, leży
Józef. Umiera. Świadczy o tym wyraźnie sinoblade oblicze, przygasły wzrok,
ciężko oddychająca pierś i bezwład całego ciała.
Maryja staje po lewej stronie, ujmuje pomarszczoną, zsiniałą aż po paznokcie
rękę, rozciera ją, głaszcze, całuje. Wyciera kawałkiem płótna pot błyszczący na
zapadniętych skroniach i szklące się w kącikach oczu łzy. Lnianą [szmatką]
zwilża mu wargi płynem podobnym do białego wina.
Jezus siada po prawej stronie. Zręcznie i troskliwie unosi osunięte ciało Józefa.
Z pomocą Maryi układa je wygodniej na poduszkach. Głaszcze umierającego po
czole i stara się go ocucić.
Maryja płacze cicho, bezgłośnie, ale płacze. Łzy toczą się po Jej bladych
policzkach na ciemnolazurową suknię i wyglądają jak błyszczące szafiry.
Józef wraca nieco do przytomności i patrzy na Jezusa. Podaje Mu rękę, jakby
chciał coś powiedzieć i jakby przez to Boskie dotknięcie pragnął nabrać siły na
ostatnią próbę. Jezus pochyla się ku jego dłoni i całuje ją. Józef się uśmiecha.
Potem odwraca głowę i szuka wzrokiem Maryi. Uśmiecha się także do Niej.
Maryja klęka przy łóżku, usiłując odwzajemnić uśmiech. Nie potrafi jednak, więc
opuszcza głowę. Józef kładzie Jej rękę na głowie w czystej pieszczocie, która
jest jak błogosławieństwo.
Nie słychać niczego poza lotem i gruchaniem gołębi, szelestem liści i szmerem
wody oraz oddechem umierającego – w pokoju.
Jezus obchodzi łóżko dookoła, bierze stołek i sadza na nim Maryję. Zwraca się
do Niej raz jeszcze, mówiąc tylko: «Mamo.»
Wraca na miejsce, znowu ujmuje oburącz dłoń Józefa. Scena jest tak
realistyczna, że płaczę nad smutkiem Maryi. Potem Jezus, schyliwszy się nad
konającym, szepce mu psalm. Wiem, że to jest psalm, ale w tej chwili nie mogę
sobie przypomnieć który numer.
Zaczyna się tak:
«”Strzeż mnie, o Boże, do Ciebie się bowiem uciekam!.. Dla świętych, którzy są
na Jego ziemi, spełnił cudownie wszystkie moje pragnienia... Błogosławię Pana,
że mi rad udzielał... Mam zawsze Pana przed sobą. On jest po mej prawicy, więc
się nie zachwieję. Przeto raduje się serce moje, a język mój cieszy. Także ciało
moje będzie spoczywać w nadziei. Nie porzucisz bowiem mojej duszy w krainie
umarłych, nie dopuścisz, by Twój święty doznał zepsucia. Dasz mi poznać drogi
życia: napełnisz mnie radością przy Twoim obliczu”...»
Józef odzyskuje siły i z ożywionym spojrzeniem uśmiecha się do Jezusa,
ściskając Mu palce. Jezus odpowiada na uśmiech uśmiechem, a na uścisk –
pieszczotą. Pochylony nad przybranym ojcem ciągnie dalej łagodnie:
«”Jak miłe są Twoje Przybytki, o Panie! Dusza moja usycha z tęsknoty do
dziedzińców Pańskich... nawet wróbel znajduje dom dla siebie i jaskółka
182gniazdo dla swoich piskląt. Ja pragnę Twych ołtarzy, Panie. Szczęśliwi, którzy
mieszkają w Domu Twoim... Szczęśliwy człowiek, który w Tobie ma źródło swej
siły. Obmyśla w swoim sercu drogi ku miejscu wybranemu, [krocząc] doliną łez.
O Panie, usłysz moją modlitwę... O Boże, spójrz i wejrzyj na oblicze Twego
Pomazańca”...»
Józef łkając patrzy na Jezusa. Stara się przemówić, jakby chciał Go
pobłogosławić. Jednak nie potrafi. Widać, że rozumie, lecz nie potrafi mówić.
Jest jednak szczęśliwy. Ufnie i żywo patrzy na swego Jezusa. Jezus mówi dalej:
«”O, Panie, okazałeś łaskę ziemi Twojej, uwolniłeś z niewoli Jakuba... Okaż, o
Panie, Twoje miłosierdzie i daj nam Twego Zbawiciela. Chcę słuchać, co mówi
Pan Bóg w mojej duszy. Zaprawdę, On zapowiada pokój Swemu ludowi i Swoim
świętym, i tym, których serca do Niego powrócą. Zaiste, bliskie jest Jego
zbawienie... i chwała zamieszka na ziemi... Dobroć i wierność spotkały się,
sprawiedliwość i pokój ucałowały się. Prawda wyrosła z ziemi, a sprawiedliwość
spogląda z Nieba. Tak, Pan okaże życzliwość naszej ziemi, która wyda plon.
Sprawiedliwość kroczyć będzie przed Nim i pozostawi na drodze swe ślady.”
Widziałeś, ojcze, tę godzinę i trudziłeś się dla niej. Pomogłeś kształtować się tej
godzinie i Pan da ci za to nagrodę. Ja ci to mówię» – dodaje Jezus. Wyciera łzę
radości, spływającą wolno po policzku Józefa. Potem wznawia [modlitwę]:
«”O, Panie, wspomnij na Dawida i całą jego pobożność. Jak przysiągł Panu: Nie
wejdę do domu mego, nie wstąpię, by spocząć na mym łożu, nie pozwolę na sen
moim oczom ani moim źrenicom na odpoczynek, nie dam odpocząć mej głowie,
póki się nie znajdzie miejsce dla Pana, Przybytek dla Boga Jakuba... Powstań, o
Panie, i przyjdź na miejsce Twego spoczynku, Ty i Arka Twej świętości! (Maryja
rozumie i płacze.) Niech Twoi kapłani przyobleką się w sprawiedliwość, a święci
Twoi niechaj się weselą. Przez wzgląd na sługę Twego Dawida nie odtrącaj
oblicza Twojego Pomazańca. Pan przysiągł Dawidowi i dotrzyma obietnicy:
Potomka z twojego rodu osadzę na twoim tronie... Albowiem Pan wybrał Ją na
mieszkanie dla Siebie... Sprawię, że rozkwitnie moc Dawida i przygotuję
płonącą pochodnię dla mego Pomazańca.”
Dziękuję, Mój ojcze, za Mnie i za Matkę. Byłeś dla Mnie ojcem sprawiedliwym i
Przedwieczny powierzył ci straż nad Swoim Pomazańcem i Jego Arką. Byłeś dla
Niej płonącą pochodnią, a Owocowi świętego łona okazałeś miłość. Idź w
pokoju, ojcze. Wdowa nie zostanie bez pomocy. Pan tak wszystko przygotował,
żeby nie została sama. Idź w pokoju na swój odpoczynek. Ja ci to mówię.»
Maryja płacze z twarzą ukrytą w okryciach wyglądających jak płaszcze,
położonych na stygnącym ciele Józefa. Jezus spieszy się z udzielaniem pociechy,
bo oddech znowu staje się ciężki, a wzrok – zamglony.
«”Szczęśliwy człowiek, który boi się Pana i wszelką radość znajduje w Jego
przykazaniach... jego sprawiedliwość trwa na wieki. W ciemnościach jak światło
wschodzi dla prawych, miłosierny, łaskawy, sprawiedliwy... Wiecznie trwać
będzie pamięć o sprawiedliwym. Sprawiedliwość jego trwa na wieki, a potęga
jego wznosi się w chwale...”
Ty, ojcze, osiągniesz tę chwałę. Przybędę niebawem, żeby uwolnić cię razem z
Patriarchami, którzy cię poprzedzili do czekającej cię chwały. Niech się
rozraduje twój duch na Moje słowa. “Kto pod opieką Najwyższego mieszka i w
cieniu Wszechmocnego przebywa...” Ty tam będziesz, Mój ojcze. “On cię
wyzwoli z sideł myśliwego i od słów surowych. On cię piórami Swymi okryje,
pod Jego skrzydłami znajdziesz schronienie. Jego prawda osłoni cię jak puklerz.
Nie ulękniesz się grozy nocy... Ciebie zło nie dosięgnie ...bo powierzył cię
aniołom Swoim, aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich. Na rękach nosić
183cię będą, byś nie uraził nogi swej o kamień. Po lwie i żmii stąpać będziesz,
zdepczesz smoka i lwa.” Ponieważ zaufałeś Panu, On obiecuje uwolnić cię i
osłonić, o, ojcze. Ponieważ Go wzywałeś, wysłucha cię i będzie przy tobie w
ostatniej udręce. Wyniesie cię po tym życiu do wiecznej chwały i da ci oglądać
[udzielone ci] Swoje Zbawienie. On ci pozwoli wejść dzięki Zbawieniu, które cię
teraz pociesza i które wkrótce – o! wkrótce, powtarzam ci – nadejdzie, ażeby
objąć cię Bożym uściskiem, aby zabrać cię z Sobą [i postawić] na czele
wszystkich Patriarchów tam, gdzie przygotowane jest mieszkanie dla Bożego
Sprawiedliwego, który był dla Mnie błogosławionym ojcem.
Wyprzedź Mnie, aby powiedzieć Patriarchom, że Zbawienie jest na świecie i
wkrótce Królestwo Niebieskie zostanie im otwarte. Idź, ojcze. Moje
błogosławieństwo ci towarzyszy.»
Jezus podnosi głos, żeby dotarł do zmysłów Józefa, który pogrąża się w mroku
śmierci. Koniec jest bliski. Starzec dyszy z wysiłkiem. Maryja głaszcze go. Jezus
siada na brzegu posłania, obejmuje i przygarnia do Siebie umierającego, który
słabnie i spokojnie gaśnie.
To scena pełna podniosłego pokoju. Jezus kładzie ponownie Patriarchę i
obejmuje Maryję, która w Swojej udręce właśnie podeszła do Niego.