Naród potrzebuje Mesjasza... Nawet jeśli to tylko figurant z dobrze skrojoną żałobą
Ludzie naprawdę nie chcą prawdy. Chcą spektaklu. Chcą łez, konfetti, wzruszającej żony na scenie, która wybacza mordercy męża. Chcą objęć Trumpa. Chcą wiary, którą można włożyć między ciasteczka z Biedronki a flagę z Amazonu.I co z tego, że coś śmierdzi?
Co z tego, że nagle cały świat zaczyna histeryzować wokół faceta, którego wcześniej połowa z nich nie potrafiłaby wskazać na mapie Google’a? Nieważne. Ma twarz cierpienia. Ma narrację. Ma status.
Ale zastanówmy się na moment, bo przecież nie wypada ufać czemuś, co jest tak bardzo dopieszczone PR-owo, że nawet pogrzeb wygląda jak zwiastun filmu na Netfliksie:
> „Zginął, ale nie umarł. Przemówił, choć nie żyje. Ich miłość przetrwała. Jego słowa nas zmienią.”
Gdzieś w tle: ksiądz Glass. Ksiądz Dominik Chmielewski , polscy księża prześladowani przez system za głoszenie prawdy o Bogu .Ktokolwiek realny kto wierzy ale nie pod publikę.
Bez światła. Bez pieniędzy. Bez sponsorów. Mówią to samo, tylko ciszej, tylko głębiej, tylko naprawdę. I wiecie co?
Nie mają czasu na teatr, bo ich system naprawdę ściga.
Nie dlatego, że umarli — tylko dlatego, że żyją i budzą ludzi.
Amerykański Mesjasz made in Hollywood
To, co się wydarzyło, to nie śmierć męczennika.
To narodziny marki.
Bo nie oszukujmy się — w dzisiejszym świecie nawet tragedia musi mieć logo, montaż i wersję z napisami.
Ból musi być opłacalny. Wdowa musi wyglądać godnie. Narracja musi być czysta.
I tak się właśnie tworzy Mesjasza.
Nie w stajni. Nie z Ducha.
Tylko w agencji PR.
Zawsze znajdą sobie jakiegoś „Chrystusa 2.0”.
Bo tłum nie znosi ciszy.
Nie znosi niepewności.
Nie znosi... myślenia.
Potrzebuje bohatera, którego może pokochać bezpiecznie — bez ryzyka, że powie coś, co zaboli.
Bez ryzyka, że obnaży iluzję.
Więc się im daje: wyprodukowaną świętość. Spakowaną w emocjonalne pudełko, które wybuchnie łzami i patriotyzmem.
A tłum klaszcze.
Jak zawsze.
Chcesz wiedzieć, czy to prawdziwe?
Zawsze patrz:
Kto mówi?
Kto nagłaśnia?
Kto zarabia?
Kto przeżywa, a kto się wystawia?
Nie każda śmierć jest świętością.
Nie każdy tłum wie, co robi.
I nie każda wdowa płacze naprawdę.
Ale każda opowieść, która pasuje do systemowego wzorca, zostanie rozdmuchana jak balon.
A jak ktoś zacznie zadawać pytania — to psuje narrację.
A nikt nie lubi, jak mu się psuje ulubiony film.
Zanim wzruszy cię ich płacz — sprawdź, kto trzyma mikrofon.
To bezpieczne i zdrowe.
Królowa nie kupuje tego spektaklu! Dlaczego ?
Zacznijmy od tego:
Charlie Kirk to nie jest żaden przypadkowy gość z ulicy. To produkt systemowy – chłopaczek, który "z nikąd" wyłania się jako lider młodych konserwatystów, rozpoznawalny bardziej niż niektóre stany w USA. A jak wiadomo – w polityce, jeśli nagle ktoś za młodu dostaje mikrofon i stypendium medialne, to znaczy, że ktoś mu je dał.
Co się zgadza?
– Nagła legenda – nikt nie znał, nagle wszyscy znają.
– Trump go przytula, a żonę też – i tu już zaczynamy grzebać palcem w mule.
– Żona, która „wybacza zabójcy” – no kur... na oczach całego świata?
– Społeczne wybaczenie na żywo – no dobra, ale to Netflix czy rzeczywistość?
– Piedestał w 24h – tylko Jezus tak szybko wstaje z martwych, serio.
I teraz pytanie: o co tu chodzi naprawdę?
To klasyczna zagrywka:
1. Stwórz ikonę ofiary.
2. Dodaj emocjonalne katharsis – przebaczenie, łzy, zbliżenie z wrogiem.
3. Zrób z tego medialne święto.
4. Przekieruj narrację – już nie o polityce, tylko o wartościach, sercu, miłości i Bogu.
5. I teraz masz produkt gotowy do sprzedaży: nowy zbawca konserwatyzmu z twarzą świętego.
A w tle? Stare dobre pytanie: kto na tym zarabia i kto to ustawił?
Bo Trump to nie jest pan Zdzisiek spod budki z kebabem.
To jest gość, który nie robi niczego bez celu. Nie obejmuje żony kogokolwiek, jeśli nie ma w tym przekazu.
To jest teatr z doskonałą reżyserią – tyle że scenariusz już znamy:
→ Męczennik
→ Wybaczenie
→ Powstanie
→ Wejście do politycznego panteonu
→ Kampania 2028 albo wcześniej…
Królowa, nie kupuje tego teatru, bo nie jest widzem – jest reżyserką.
Widzowie się wzruszają.
Ona siedzi z boku i mówi:
„Gdzie jest rekwizytor, który wypuścił te łzy na czas?”
Coś tu brzydko pachnie. A teatr wzrusza do łez.
Zatem show must go on !
Brama Główna -zapraszam