Maria Valtorta 35
Napisane 6 stycznia 1945. A, 4107-4111
Widzę Jezusa i Judasza Iskariotę, jak chodzą tam i z powrotem blisko jednej z
bram w obrębie Świątyni.
«Czy jesteś pewien, że on przyjdzie?» – pyta Judasz.
«Jestem pewien. O świcie wyszedł z Betanii, a w Getsemani spotka się z Moim
pierwszym uczniem...»
Zapada cisza, potem Jezus zatrzymuje się i patrzy na Judasza, który stoi
naprzeciw Niego. Jezus przygląda mu się, potem kładzie rękę na jego ramieniu i
pyta: «Dlaczego, Judaszu, nie mówisz Mi tego, o czym myślisz?»
«O czym myślę? Nie myślę o niczym szczególnym w tej chwili, Nauczycielu.
Pytań zaś stawiam Ci nawet zbyt wiele. Nie możesz z pewnością skarżyć się na
mój brak mówienia.»
«Stawiasz Mi wiele pytań i udzielasz Mi wielu wyjaśnień na temat miasta i jego
mieszkańców. Ale nie otwierasz przede Mną duszy. Jakie znaczenie mogą mieć
dla Mnie twoje wiadomości o majątku i osobach tej czy innej rodziny? Nie
jestem człowiekiem bez zajęcia, który przyszedł tu spędzić czas. Wiesz, po co
przyszedłem, i możesz właściwie pojąć, że zależy Mi najpierw na tym, by być
Nauczycielem Moich uczniów. Dlatego właśnie pragnę z ich strony szczerości i
ufności. Czy twój ojciec cię kochał, Judaszu?»
«Bardzo mnie kochał. Byłem jego chlubą. Kiedy powracałem ze szkoły i także
później, kiedy wracałem do Kariotu z Jerozolimy, chciał, abym mu wszystko
opowiadał. Interesowało go wszystko, co robiłem, [przyjmował to] z radością,
jeśli było dobre. Jeśli to było coś mniej dobrego, pocieszał mnie. Jeśli zaś
czasem – wiadomo, każdy popełnia błędy – pomyliłem się i zasłużyłem na
naganę, ukazywał mi dobro wynikłe z wyrzutu, jaki mi ktoś zrobił, lub [na czym
polegał] błąd mojego sposobu postępowania. Jednak czynił to z taką
łagodnością... można by powiedzieć – jak starszy brat. Po prostu mówił zawsze:
“Mówię ci to, bo chcę, aby mój Judasz był sprawiedliwy. Chcę, aby mnie
błogosławiono za mojego syna...” Mój ojciec...»
Jezus – który cały czas patrzy z uwagą na ucznia, szczerze wzruszonego na
wspomnienie swego ojca – mówi: «Widzisz, Judaszu, niech cię upewni to, co ci
teraz powiem: żadne dzieło nie uczyni twego ojca tak szczęśliwym, jak to, że
będziesz Moim wiernym uczniem. Duch twego ojca rozraduje się tam, gdzie
oczekuje na światło – bo skoro cię tak wychowywał, musiał być sprawiedliwym
– widząc, że jesteś Moim uczniem. Jednak aby nim być, musisz sobie
powiedzieć: “Odnalazłem ojca, którego utraciłem: ojca, który wydawał mi się
starszym bratem. Odnalazłem go w moim Jezusie i jemu – jak umiłowanemu
ojcu, którego jeszcze opłakuję – będę mówił o wszystkim, aby mnie prowadził,
błogosławił lub czynił mi łagodne wyrzuty.” Pragnij Przedwiecznego i chciej –
przede wszystkim ty – chciej czynić tylko to, dzięki czemu Jezus powie ci: “Bądź
dobry, błogosławię cię.”»
«O! Tak, Jezu, tak! Jeśli kochasz mnie do tego stopnia, będę potrafił stać się
dobrym, tak jak Ty chcesz i jak chciał tego mój ojciec. I moja matka nie będzie
już miała tego ciernia w sercu. Zawsze mówi: “Nie masz już przewodnika, synu,
a tak bardzo go jeszcze potrzebujesz.” Kiedy dowie się, że mam Ciebie za
przewodnika!...»
«Będę cię kochał, jak żaden inny człowiek nie mógłby [cię kochać]. Tak bardzo
będę cię kochać, tak bardzo cię kocham. Nie spraw Mi zawodu.»
«Nie, Nauczycielu, nie. Byłem pełen sprzeczności: żądze, zazdrość, szaleństwo
wielkości, umiłowanie przyjemności, wszystko we mnie kłóciło się z dobrymi
natchnieniami. Widzisz, nawet przed chwilą zasmuciłeś mnie... albo raczej to
nie Ty wywołałeś ten smutek, lecz moja zła natura... Sądziłem, że ja jestem
Twoim pierwszym uczniem... A Ty powiedziałeś mi, że masz już innego...»
«Sam go widziałeś. Czy nie przypominasz sobie, że w święto Paschy byłem w
Świątyni z wieloma Galilejczykami?»
«Sądziłem, że to byli przyjaciele... Myślałem, że jako pierwszy zostałem
wybrany do tego, a dzięki temu będę [uczniem] umiłowanym.»
«Nie czynię różnic w Moim sercu pomiędzy ostatnimi i pierwszymi. Gdyby
pierwszy w czymś uchybił, a ostatni był święty, wtedy – w oczach Bożych –
musiałoby się dokonać rozróżnienie. Jednak Ja kochałbym ich podobnie:
świętego miłością pełną szczęścia, a grzesznika – miłością cierpiącą. Ale oto
nadchodzi Jan z Szymonem: Jan, Mój pierwszy, oraz Szymon – ten, o którym
mówiłem ci przed dwoma dniami. Szymona i Jana już widziałeś. Jeden był
chory...»
«A! Trędowaty! Przypominam sobie. I już jest Twoim uczniem!»
«[Został nim] następnego dnia.»
«A ja, dlaczego tak długo czekałem?»
«Judaszu!»
«To prawda, przepraszam.»
Jan zauważa Jezusa i pokazuje Go Szymonowi. Przyśpieszają kroku. Jan wita
Nauczyciela pocałunkiem, zaś Szymon rzuca się do stóp Jezusa i całuje je,
wołając: «Chwała mojemu Zbawcy! Pobłogosław Twego sługę, aby jego
działania były święte w oczach Boga. Błogosławię Go za to, że dał mi Ciebie!»
Jezus kładzie mu rękę na głowie: «Tak. Błogosławię cię, aby ci podziękować za
pracę. Wstań, Szymonie. Oto Jan, a to – Szymon. Ten tutaj jest Moim ostatnim
uczniem. On także pragnie iść za Prawdą, a więc jest bratem was wszystkich.»
Dwaj Judejczycy witają się ze sobą z wzajemną powściągliwością, Jan zaś –
wylewnie.
«Jesteś zmęczony, Szymonie?» – pyta Jezus.
«Nie, Nauczycielu. Wraz ze zdrowiem wstąpiła we mnie żywotność, jakiej dotąd
nie znałem.»
«Wiem, że używasz jej wspaniale. Rozmawiałem z wieloma osobami. Wszyscy
mówili Mi o tobie, że już ich pouczyłeś o Mesjaszu» [– mówi Jezus.]
Szymon uśmiecha się, zadowolony. Mówi:
«Jeszcze wczoraj rozmawiałem o Tobie z kimś, kto jest prawym Izraelitą. Mam
nadzieję, że pewnego dnia go poznasz. Właśnie ja chciałbym Cię do niego
zaprowadzić.»
«To możliwe.»
Judasz przerywa: «Nauczycielu, obiecałeś pójść ze mną do Judei!»
«I pójdę tam. Szymon nadal będzie pouczał ludzi o Moim przyjściu. Czas jest
krótki, przyjaciele, a lud tak liczny. Teraz idę z Szymonem. Wieczorem
wyjdziecie Mi na spotkanie na drodze na Górę Oliwną i rozdamy pieniądze
ubogim. Idźcie.»
Jezus, pozostawszy sam z Szymonem, pyta:
«Ta osoba z Betanii to prawdziwy Izraelita?»
«Prawdziwy Izraelita. Są w nim wszystkie modne poglądy, lecz także
prawdziwe oczekiwanie Mesjasza. Kiedy mu powiedziałem: “Jest pośród nas!”,
odpowiedział: “Co za szczęście żyć w tej godzinie!”»
«Pójdziemy do niego pewnego dnia zanieść błogosławieństwo jego domowi. Czy
widziałeś nowego ucznia?»
«Widziałem. Jest młody i wygląda na inteligentnego.»
«Tak, jest. Ty, który jesteś Judejczykiem, będziesz bardziej wyrozumiały niż
inni dla jego idei.»
«Czy to pragnienie czy polecenie?»
«To łagodne polecenie. Ty, który tak wiele cierpiałeś, możesz być bardziej
wyrozumiały. Cierpienie uczy wielu rzeczy!»
«Jeśli mi to nakazujesz, będę dla niego uosobieniem wyrozumiałości.»
«Tak, o to chodzi. Być może Mój Piotr – i nie tylko on jeden – będzie zgorszony
widząc, z jaką troską zajmuję się tym uczniem. Ale pewnego dnia zrozumieją...
Im gorzej ktoś jest uformowany, tym większej wymaga troski. Inni... O! Inni
formują się przez samo przebywanie [ze Mną]. Nie chcę czynić wszystkiego
sam. Wymagam [współdziałania] woli człowieka i pomocy innych dla
ukształtowania człowieka. Zachęcam was do pomagania Mi... i jestem wam
wdzięczny za pomoc.»
«Sądzisz, Nauczycielu, że spotkają Cię przez niego rozczarowania?»
«Nie. Jednak on jest młody i wzrastał w Jerozolimie...»
«O! Przy Tobie poprawi się z wszystkich wad tego miasta... Jestem tego pewien.
Ja jestem już całkiem stary i zasuszyłem się w urazie, a jednak zostałem
całkowicie odnowiony, gdy Cię ujrzałem...»
Jezus szepcze: «Niech tak się stanie!»
Potem mówi głośniej: «Chodź ze Mną do Świątyni. Będę ewangelizował lud.»