EON
63
Dialog „O kapłaństwie” św. Jana Złotoustego. Św. Jan Złotousty (ὁ Χρυσόστομος) (ok. 347–407) – wielki ojciec i doktor Kościoła Wschodniego – pozostawił po sobie niezwykle bogatą spuściznę …Więcej
Dialog „O kapłaństwie” św. Jana Złotoustego.

Św. Jan Złotousty (ὁ Χρυσόστομος) (ok. 347–407) – wielki ojciec i doktor Kościoła Wschodniego – pozostawił po sobie niezwykle bogatą spuściznę pisarską1. Ze wszystkich dzieł jego autorstwa największą popularność zyskał krótki dialog „O kapłaństwie” (Περὶ ἱερωσύνης; De sacerdotio)2.
Ten składający się z kolejnych sześciu mów (λόγοι) utwór został napisany najprawdopodobniej w 386 roku. Miejscem akcji jest Antiochia Syryjska, która w IV wieku stanowiła jeden z najważniejszych ośrodków życia chrześcijańskiego. W tym właśnie mieście rozwinęła się tzw. antiocheńska szkoła teologii, w której główny nacisk kładziono na dosłowne i historyczne wyjaśnianie Pisma świętego. Do jej najwybitniejszych przedstawicieli należał nauczyciel św. Jana – Diodor z Tarsu.
Treścią dialogu jest zapis rozmowy, jaką św. Jan miał odbyć ze swoim najlepszym przyjacielem Bazylim3. Przez kilka lat wspólnie oddawali się modlitwie, kontemplacji i surowej ascezie w górach niedaleko Antiochii, coraz bardziej zbliżając się do podjęcia definitywnej decyzji o wyborze monastycznej drogi życia. W pewnym momencie jednak dotarła do nich wiadomość, że obaj mają być konsekrowani na biskupów (mimo że wówczas nie byli nawet diakonami). Św. Jan był bardzo zakłopotany, ponieważ nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak „poważni mężowie” wybrali właśnie jego. Gdy zastanawiał się nad sobą, nie znalazł niczego godnego tak wielkiego zaszczytu (I, 3). Wspomina, że gdy dowiedział się o tym, że wybór padł na niego, ogarnął go lęk przed tym, by go nie porwano wbrew jego woli (I, 3). Św. Jan zapewnia, że nie uchylałby się przed przyjęciem tego urzędu, gdyby uznał, że się do niego nadaje (VI, 7). Gdyby potrafił, bardzo pragnąłby być kapłanem i służyć innym. Uznawszy jednak, że przekracza to jego możliwości, woli skupić się na swoim własnym zbawieniu (VI, 10). Wyznaje wprawdzie, że bardzo kocha i nigdy nie przestanie kochać Chrystusa, lecz obawia się tego, aby nie pobudził do gniewu Tego, którego kocha:
[…] lękałem się, abym – wziąwszy owczarnię Chrystusową pełną życia i zdrowia i zniszczywszy ją potem przez niedbalstwo – nie ściągnął na siebie gniewu Boga, który ją tak ukochał, że siebie samego wydał dla jej zbawienia i czci (II, 5).
Inaczej wyglądała sprawa z Bazylim, którego św. Jan – w odróżnieniu od siebie – uznawał za doskonale predysponowanego do pełnienia tej odpowiedzialnej funkcji kościelnej. W efekcie św. Jan stanął przed bolesnym dylematem, ponieważ wcześniej wraz z Bazylim postanowili, że razem albo przyjmą, albo odrzucą ten urząd. Tymczasem każda z tych opcji była dla niego nie do przyjęcia; zarówno jego własna konsekracja na biskupa, jak i uchylenie się od tej funkcji przez Bazylego przyniosłyby jego zdaniem poważną szkodę Kościołowi. Ostatecznie, w przeświadczeniu, że działa w stanie wyższej konieczności, św. Jan używa „szlachetnego” podstępu (ἡ ἀπάτη). W jego mniemaniu takie działanie jest moralnie dopuszczalne, ponieważ stoją za nim dobre intencje, dlatego określa je nie tyle jako podstęp w ścisłym znaczeniu tego słowa, lecz jako „pozorne oszustwo” (I, 7), a nawet – „godną podziwu przezorność” (II, 1). Gdy nadszedł czas święceń, św. Jan z premedytacją wprowadził Bazylego w błąd, udając przed nim, że sam zgodził się na przyjęcie sakry biskupiej. Opierając się na tej informacji, Bazyli – w ramach wyżej wspomnianej zasady solidarności – przyjął święcenia. Tymczasem św. Jan ukrył się i nigdzie nie można go było znaleźć (I, 3). Gdy świeżo wyświęcony biskup Bazyli dowiedział się, co się stało, poczuł się oszukany, odwiedził więc „wiarołomnego” przyjaciela i zaczął mu czynić wyrzuty. W tej sytuacji św. Jan postanowił przedstawić obszerną i wieloaspektową obronę (ἡ ἀπολογία) swojej postawy.
Św. Jan stawia w swoim tekście tezę, że kapłaństwa należy raczej unikać niż pożądać. Nie ulega wątpliwości, że współczesny czytelnik może czuć się mocno zbity z tropu, a nawet w jakimś stopniu zgorszony, ponieważ przedstawia się mu nie co innego, jak usprawiedliwienie ucieczki (ἡ φυγή) przed przyjęciem godności kapłańskiej. Należy jednak mieć na uwadze fakt, że mamy tu do czynienia z dość wyraźną prowokacją intelektualną. Jej celem było nie tylko mocniejsze pobudzenie uwagi słuchacza i czytelnika, lecz zarazem ukazanie tego, co w innym wypadku pozostawałoby ukryte, a w każdym razie – mniej widoczne. Ostatecznie bowiem okazuje się, że drogą negacji (per viam negationis) udaje się lepiej wyjaśnić, na czym polega sama istota i wielka wartość kapłaństwa.
Wymagania wobec kandydatów do kapłaństwa
Św. Jan zwraca uwagę, że w obliczu ogromnych wyzwań stojących przed kapłanem trzeba dokonywać bardzo rozważnej selekcji wśród kandydatów do święceń (II, 7; II, 8). W żadnym wypadku nie należy pochopnie przyjmować tej godności ani samemu do niej dążyć: „[…] ani ci, którzy porywają władzę, ani ci, którzy dochodzą do niej na rozkaz drugich, nie mogą się wymawiać, gdy zbłądzą” (IV, 1). Warunkiem koniecznym jest „wartość ducha” przyszłego kapłana. Sama pobożność jednak – choćby była wielka – nie wystarcza, jeśli nie łączy się z nią wielka roztropność (III, 11). Św. Jan piętnuje dwa skrajne nadużycia przy wyborze kandydatów do kapłaństwa. Pierwsze z nich polega na tym, że wybiera się ludzi niegodnych, drugie – na tym, że usuwa się dobrych: „Nadającego się do kapłaństwa należy z całą swobodą dopuścić, choćby wszyscy się sprzeciwiali; nienadającego się zaś należy z tą samą stanowczością odsunąć, choćby go wszyscy polecali” (III, 11). Najważniejsze jest powołanie, czyli odpowiedź konkretnego człowieka na wezwanie pochodzące od samego Boga: „A bardzo wiele tych święceń odbywa się nie na głos łaski Bożej, lecz na skutek ludzkich zabiegów” (IV, 1). Św. Jan uważał, że nieporządek i zamieszanie w Kościele pochodzą głównie stąd, że wybór ludzi na kapłanów został przeprowadzony „niedbale i na chybił trafił”: „Słusznie obwini nas kapłaństwo, jeśli nie będziemy go należycie sprawować. Bo nie ono ponosi winę za wymienione występki, lecz my je tak wielkimi […] splamiliśmy błędami, powierzając je pierwszym lepszym ludziom” (III, 10). Ci, którzy dokonują obrzędu nałożenia rąk (ἡ χειροτονία) na ludzi niegodnych, podlegają wraz z nimi jednakiej karze. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy nie byli świadomi niegodziwości kandydatów. Wskazuje to bowiem na fakt, że nie dołożyli należytych starań, aby uprzednio dobrze ich poznać (IV, 2). Jest rzeczą oczywistą, że przyszły kapłan powinien się cieszyć dobrą opinią, lecz w żadnym wypadku nie można się tym zadowolić. Ci, którzy go rekomendują, powinni sami gruntownie i bez uprzedzeń zbadać jego przymioty (II, 5). Wybór stanu kapłańskiego wymaga długiego namysłu, rozeznania, ostrożności i – przede wszystkim – starannego badania samego siebie: „Kto więc chce na drugiego włożyć ręce, ma obowiązek dokładnie zbadać jego zdatność; o wiele dokładniej jednak winien się zastanowić nad sobą sam kandydat do święceń” (IV, 2). W tych sprawach w żadnym wypadku nie należy ulegać niczyjej namowie ani poddawać się zewnętrznemu przymusowi, lecz trzeba najpierw przebadać siebie samego, dokładnie wszystko rozważyć, aby móc odpowiedzialnie odpowiedzieć na wezwanie do kapłaństwa (IV, 1).
Wymagania stawiane przed kapłanem są bardzo duże. Pierwszym i najbardziej podstawowym z nich jest to, aby miłował on Boga więcej niż inni ludzie (II, 1). Prawdziwi kapłani są „solą ziemi” (VI, 4). Kapłan ma bezpośrednio dążyć do świętości: „chodzi tu o […] rzecz, która wymaga świętości anielskiej” (VI, 2). Św. Jan mówi o tym, że piękno duszy kapłana winno „lśnić” niczym światło, które oświeca ziemię (III, 10; VI, 4; VI, 2). Duchowa poprzeczka jest tutaj zawieszona niezwykle wysoko:
Jaki bowiem winien być ten, który występuje nie tylko w imieniu narodu […], ale w imieniu całego świata i błaga Boga o zmiłowanie za grzechy wszystkich, żywych i umarłych. […] Kapłan zwraca się do Boga w imieniu całego świata, jako ojciec wszystkich […]. Powinien tedy tak przewyższać tych, za których się modli, jak przełożony przewyższa tych, których mu powierzono. A gdy wzywa Ducha Świętego i składa najstraszliwszą ofiarę (ἡ φρικωδεστάτη θυσία), gdy dotyka Pana całej społeczności, na jakim go – powiedz – stopniu postawimy? Jakiej czystości i jakiej pobożności będziemy się od niego domagać? Pomyśl, jakie winny być ręce, posługujące koło tych rzeczy, jaki język, wypowiadający takie słowa, czy nie czystsza i świętsza od każdej innej dusza, przyjmująca tak wielkiego Ducha? Wtedy aniołowie asystują kapłanowi i całe miejsce koło ołtarza napełnia się niebieskimi Potęgami dla czci Tego, który tu jest obecny (VI, 4).
Pełnienie posługi kapłańskiej wymaga podjęcia gruntownej pracy nad sobą, związanej z koniecznością nabycia wielu cnót i wyplenienia przeciwstawiających się im wad. Kapłan winien przede wszystkim unikać pychy, którą św. Jan określa mianem „próżnej chwały” (ἡ κενοδοξίᾳ) (I, 4; III, 9). Winien on także wyrzec się pragnienia władzy i ambicji dążenia do wysokich godności duchownych (III, 11). Nie powinien ulegać gniewowi, gdyż w jego wypadku ta namiętność ma charakter o wiele bardziej destrukcyjny niż u pozostałych śmiertelników (III, 14). W kontekście tak wielkich wyzwań i wymagań stojących przed kapłanem łatwiej zrozumieć opór św. Jana przed przyjęciem święceń:
Skoro jednak od przyjmującego ten obowiązek wymaga się wielkiej roztropności i jeszcze większej łaski Bożej, prawego charakteru, czystości życia, nadludzkiej wprost cnoty – nie odmawiaj mi przebaczenia za to, że nie chciałem lekkomyślnie narażać się na zgubę (III, 8).
Św. Jan, który – jak wspomniano wyżej – sam pierwotnie zamierzał być pustelnikiem, porównując ze sobą życie kapłana i życie mnicha (ὁ μονάζων) dochodzi do wniosku, że to pierwsze jest o wiele bardziej wymagające i wiąże się ze zdecydowanie większą liczbą wyzwań, pokus i zagrożeń, jakim trzeba stawić czoła. W odróżnieniu od mnicha, który koncentruje się przede wszystkim na swoim osobistym zbawieniu, kapłan odpowiada za zbawienie wiernych powierzonych jego pieczy i musi być otwarty na ich różnorakie potrzeby. Inaczej też muszą wyglądać praktyki ascetyczne (ἡ ἄσκησίς) żyjącego z dala od spraw światowych mnicha niż kapłana, który żyje pośród świata (VI, 7). Zdaniem św. Jana, mnicha można porównać do atlety, który pozostaje w domu i z nikim nie walczy. W takiej sytuacji jego ewentualne braki i niedoskonałości pozostają w ukryciu. Gdy jednak nastąpi czas konfrontacji i ów atleta przystąpi do zawodów, wszystkie one wychodzą na jaw:
Tak jest i z ludźmi, póki żyją samotnie, za osłonę swych braków mają samotność, gdy zaś wystąpią publicznie, samotność muszą zdjąć jak ubranie, zewnętrznym zachowaniem zdradzając to, co jest w ich duszy (III, 10).
Św. Jan wyraźnie i jednoznacznie stwierdza, że tak posługa kapłańska, jak i władza hierarchiczna w Kościele są zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn: „Gdy jednak chodzi o przewodzenie w Kościele i powierzenie troski o dusze, nich idzie na bok od tak doniosłej sprawy cała żeńska płeć, a nawet większość mężczyzn” (II, 2). Zwraca ponadto uwagę na to, że kapłan musi zachować odpowiedni dystans i czujność, aby nie ulec intrygom przebiegłych i ambitnych niewiast, które starają się w sposób pośredni wpływać na bieg spraw w Kościele: „Wprawdzie prawo Boże odsunęło je [kobiety] od tej posługi kościelnej, i one jednak przemocą usiłują wśliznąć się tutaj […]” (III, 2).
Godność i moc kapłanów
Św. Jan wielokrotnie podkreśla, jak wielką jest godność przysługująca kapłanom. Przewyższa ona bowiem wszelkie inne urzędy, funkcje społeczne i formy ludzkiej aktywności (II, 2). Tym, co wynosi kapłana ponad innych ludzi, jest sprawowanie sakramentów świętych, a w szczególności sakramentu Eucharystii:
Tej godności nie ustanowił człowiek, ani anioł i archanioł, ani żadna inna stworzona siła, lecz sam Pocieszyciel, i tych, co pozostają w ciele skłonił do podjęcia anielskiej posługi. Dlatego kapłan powinien być tak czysty, jak gdyby znajdował się w niebie wśród tych Potęg. […] Gdy bowiem widzisz Pana ofiarowanego na ołtarzu i kapłana stojącego, pochylonego nad ofiarą i modlącego się, i wszystkich naznaczonych czerwienią drogocennej Krwi, czy sądzisz, że jesteś jeszcze z ludźmi i na ziemi pozostajesz? Czy nie wierzysz, że dostałeś się do nieba i, odrzuciwszy z duszy wszelką cielesną myśl, samą duszą i czystym umysłem patrzysz na rzeczy niebieskie? O cudzie, o Boża względem człowieka miłości! (III, 4).
Kapłani zostali obdarzeni wielką władzą (ἡ ἐξουσία) – władzą tak wielką, że przewyższa ona władzę najpotężniejszych ziemskich monarchów. W odróżnieniu od tych ostatnich mogą oni bowiem dokonywać działań, które powodują skutki w porządku nadprzyrodzonym. Ich władza przejawia się między innymi w odpuszczaniu grzechów:
Ci, co zamieszkują ziemię i na niej pędzą życie, zostali posłani, by szafować niebieskimi skarbami, i otrzymali moc, jakiej nie dał Bóg aniołom ani archaniołom. […] Władcy ziemscy mają moc wiązania, ale ciał tylko, natomiast te więzy dotykają samej duszy i przebijają niebiosa. Co czynią kapłani na ziemi, to Bóg zatwierdza w niebie – za wyrokiem sług idzie Pan (III, 5).
Kapłaństwo samo w sobie jest czymś straszliwym (τό φρικτὸν). Władza kapłańska jest tak wieka, że sam św. Paweł Apostoł myśląc o niej nie mógł opanować drżenia (II, 7). Gdy jednak porównamy ze sobą kapłaństwo Starego i Nowego Przymierza, będziemy musieli uznać, że to drugie zdecydowanie bardziej powinno przejmować nas trwogą (III, 4).
Cześć należna kapłanom
Kapłanom winniśmy okazywać najwyższy szacunek (ἡ τιμή) (III, 5). Powinniśmy ich czcić bardziej niż ziemskich monarchów, których władza ogranicza się do porządku materialnego. Podobnie ma się rzecz z naszymi naturalnymi rodzicami: „Ci bowiem zrodzili nas z krwi i z woli ciała, kapłani zaś są sprawcami naszego Bożego życia, owego szczęśliwego odrodzenia wolności prawdziwej i synostwa przez łaskę” (III, 6). Z drugiej strony ważne jest także to, aby sam kapłan dbał o swoją cześć i dobre imię. Ta pozytywna opinia jest koniecznym warunkiem, aby jego działalność duszpasterska była skuteczna. Inny słowy: kapłan winien posiadać autorytet wśród swoich wiernych. Oczywiście, nie oznacza to, że ma on ze wszystkich sił zabiegać o popularność i przypochlebiać się ludowi. Z jednej strony nie powinien przejmować się tym, co ludzie o nim mówią, jeśli ma czyste sumienie i silne poczucie, że działa słusznie, lecz – z drugiej strony – nie powinien nigdy lekceważyć podejrzeń tłumu dotyczących swej osoby – nawet wtedy, gdy są one zupełnie niesłuszne: „Dlatego mądry przełożony nie będzie lekceważył stawianych mu zarzutów, lecz się z nich oczyści” (VI,9). Przykładem tego był św. Paweł, który liczył się nawet z najbardziej absurdalnymi zarzutami i podejrzeniami, wyrywając je z korzeniami i nie pozwalając im powstać. „Nie można więc lekceważyć tłumu, lecz każde podejrzenie należy już na początku usuwać, wskazując oskarżycielom, nawet najnierozumniejszym, że sprawa przedstawia się inaczej. Nie wolno niczego zaniedbywać, co by się przyczyniło do usunięcia złej opinii” (V, 4). „[…] należy nie tylko do plotek nie dopuszczać, ale nawet ich przyczyny usuwać, i to zaraz, gdy tylko je zauważymy, a nie czekać aż się utrwalą i rozszerzą na ustach wszystkich” (VI, 9).
Zagrożenia związane z kapłaństwem
Sprawowanie kapłaństwa jest trudne i wiąże się z wieloma niebezpieczeństwami. Św. Jan ostrzega, że kapłan będzie musiał na końcu zdać rachunek za każdego człowieka, który został powierzony jego pieczy: „Stąd żadna wymówka nie uchroni go przed karą, choćby tylko jeden zginął” (VI, I). Co więcej, za swoje grzechy kapłani poniosą o wiele cięższą karę niż inni ludzie (VI, 11). Kapłan ponosi ogromne ryzyko, ponieważ wtedy, gdy przyczynia się do duchowego upadku wiernych powierzonych jego opiece bądź nie jest w stanie mu zapobiec, naraża się na potępienie. Nieprzyjaciel duszy ludzkiej czyha bowiem nie tylko na dusze wiernych, lecz przede wszystkim stara się zaatakować samego pasterza:
Kto stracił owce – czy to wskutek napadu wilków, rabunku złodziei, zarazy, czy innego powodu, może uzyskać przebaczenie od pana trzody; a choćby ten wynagrodzenia zażądał, byłaby to tylko pieniężna strata. Natomiast komu powierzono ludzi, duchową trzodę Chrystusa, to za zgubę owiec naraża się nie na utratę pieniędzy, lecz na szkodę swej duszy (II, 4).
Kapłan musi być roztropny i trzymać się „drogi środkowej”. Św. Jan zwraca zarazem uwagę na to, że ta droga jest wąska, a po obu jej stronach znajdują się urwiste przepaście (IV, 4). Kapłan ma się wystrzegać wszelkich skrajności:
Powinien być poważny, lecz wcale nie wyniosły; sprawiedliwy, lecz i wyrozumiały; powinien umieć zachować swą godność, ale też być przystępny; nie wolno mu się kierować względem ludzkim, musi być jednak uprzejmy; ma być pokorny, ale nie służalczy; o żywym usposobieniu, lecz rozważny (III, 11).
Podobnie, jeśli chodzi o kontakty zewnętrzne, kapłan nie powinien nosić strojnych, kosztownych szat, zachowując odpowiednią dozę surowości, lecz zarazem winien być schludny i dobrze odziany, wystrzegając się jakiejkolwiek abnegacji w wyglądzie i szorstkości w kontaktach z bliźnimi (VI, 2; VI, 3). W swoim postępowaniu kapłan musi wystrzegać się tego, co mogłoby doprowadzić do zgorszenia wiernych, ponieważ nie ma takiej możliwości, aby słabości kapłana pozostały ukryte. Nawet jeśli nie są one bardzo duże, dość szybko stają się znane innym. Św. Jan zwraca uwagę na to, że – w odróżnieniu od grzechów i niedoskonałości zwykłych ludzi, które z reguły szkodzą tylko tym, którzy je popełnili – grzechy człowieka, który jest powszechnie znany i sprawuje funkcję publiczną, powodują negatywne skutki w wymiarze społecznym.
Upadki innych ludzi, choćby nawet wyszły na jaw, nikomu nie zadają większej rany, postawieni zaś na wysokim stanowisku przez wszystkich są widziani, choćby w drobnej rzeczy zgrzeszyli, te małe uchybienia uchodzą w oczach drugich za duże występki, bo wszyscy mierzą grzech nie wielkością czynu, lecz godnością grzeszącego (III, 10).
Dlatego też upadki kapłana wymagają zadośćuczynienia proporcjonalnie wielkiego do jego godności – zadośćuczynienia równego grzechom całego ludu (VI, 11). Stąd też kapłan powinien zachować nieustanną czujność i ostrożność, mając świadomość tego, że wszystko, co robi lub czego nie robi, może być obiektem surowej krytyki. Nie może on liczyć na sprawiedliwość na tym świecie, gdyż mimo wielu dobrych uczynków i tak nie uniknie oskarżeń ani oszczerstw, a każdy drobny błąd, jaki zdarzy mu się popełnić, rzuci na niego cień:
Wszyscy chcą sądzić kapłana, jakby on nie był obleczony w ciało i nie miał ludzkiej natury, lecz jakby był wolnym od wszelakiej słabości aniołem” (III, 10).
Wyzwania duszpasterskie
Głównym znakiem miłości kapłana do Boga jest troskliwa i pełna poświęcenia opieka nad powierzonymi mu wiernymi (II, 4). W swojej pracy duszpasterskiej musi on kierować się rozeznaniem, a także wykazywać dużo cierpliwości, delikatności i spokoju. Poznanie wszystkich ludzkich słabości nie jest łatwe: „Dlatego potrzeba pasterzowi wielkiego zrozumienia i tysiąca oczu, aby mógł dokładnie przeniknąć stan duszy drugiego” (II, 4). Widząc grzech i niedoskonałości swoich wiernych, nie może ich leczyć przemocą ani budząc w nich strach (jak czyni prawdziwy pasterz ze swoimi owcami). Należy pamiętać o tym, że poprawiając błądzących ma on w dużym stopniu związane ręce – musi odwoływać się do siły perswazji. Może jedynie zalecać im przyjęcie lekarstwa, lecz jego zażycie zależy ostatecznie od dobrej woli chorego.
Nie wolno wśród chrześcijan siłą poprawiać błądzących. […] Tu jednak nie przemocą, lecz przekonaniem trzeba sprowadzać drugiego na lepszą stronę. […] bo Bóg wieńczy nie siłą wstrzymanych od grzechów, ale dobrowolnie ich unikających. […] Nikt bowiem nie zdoła wyleczyć drugiego przemocą, wbrew jego woli (II, 3).
Zgodnie z zasadą złotego środka, o której była mowa powyżej, należy zachować równowagę między łagodnością a surowością, nadmierna łagodność może bowiem doprowadzić grzesznika do lekceważenia i zuchwałości. Z drugiej strony rygorystyczna surowość może go przerazić, zniechęcić i pogrążyć w rozpaczy:
Mógłbym wymienić wielu do strasznych nieszczęść doprowadzonych przez to, że wymagano od nich pokuty równej grzechom. Nie można więc wymierzać pokuty bezwzględnie równej grzechom, lecz należy wziąć pod uwagę usposobienie grzeszących, abyś – chcąc zeszyć to, co rozerwane – jeszcze nie powiększył rozdarcia i nie przyczynił się do większego upadku (II, 4).
Droga łagodności jest bezpieczniejsza, ponieważ pozwala przynajmniej częściowo wyrwać grzeszników z ich błędów; radykalizm i surowość natomiast mogą skutecznie zapobiec ich jakiejkolwiek poprawie, a nawet doprowadzić ich do buntu.
Największe brzemię dźwigają biskupi jako ci, którzy posiadają pełnię władzy kapłańskiej. Muszą oni troszczyć się o przyłączenie oderwanych od Kościoła członków i nakłaniać ich do ponownego przyjęcia prawdy, którą niegdyś porzucili (II, 4). Dochodzą do tego liczne obowiązki natury administracyjnej, które obejmują między innymi opiekę nad ubogimi, podróżnymi, chorymi, wdowami (III, 12), a także dziewicami poświęconymi Bogu (III, 13). Niezależnie od tego, że kapłan zajmuje się tym, co duchowe, musi gospodarnie zarządzać środkami materialnymi oraz ich sprawiedliwym rozdziałem (III, 12).
Właściwa formacja intelektualna
Kapłan pełni także rolę nauczyciela i strażnika zdrowej doktryny wiary. Dlatego musi dobrze znać prawowierną naukę, aby móc adekwatnie reagować na szerzące się wokół błędy i herezje, dając im odpór.
Może być mowa mało błyskotliwa, łączenie wyrazów proste i niewyszukane, jednak co do znajomości i wyrażenia prawd wiary nikomu nie wolno nie być biegłym – nikomu nie wolno odbierać temu Świętemu największego dobra i sławy, aby zakryć swe lenistwo (VI, 4).
W tym wypadku nawet największa osobista pobożność nie wystarczy – potrzebna jest ugruntowana wiedza. Nieumiejętność odparcia zarzutów stawianych przez przeciwników wiary może być przyczyną zgorszenia dla wiernych powierzonych jego opiece.
Gdy zaś powstanie spór odnośnie do prawd wiary i gdy wszyscy walczyć będą przy pomocy Pisma, jakąż siłę wykaże to tutaj życie? Cóż z surowej ascezy, jeśli ktoś po tylu trudach na skutek rażącego braku wiedzy popadnie w herezję i oderwie się od ciała Kościoła? […] Cóż pomoże wtedy panowanie nad sobą? Nic. Jak i temu, co prowadzi życie występne prawdziwa wiara nic nie da. Kto więc został powołany do nauczania drugich, ten musi mieć w tych walkach więcej od wszystkich doświadczenia. Bo choćby się sam ostał i nic nie ucierpiał od przeciwników, to jednak poniosą szkodę dusze powierzonych mu prostaczków. Na widok, że ich wódz nie umie się obronić, będą przypisywać winę za klęskę nie jego słabości, lecz samej nauce (IV, 9).
Umysł kapłana ma być giętki i jasny (VI, 4). Kapłan winien uzyskać odpowiedni stopień biegłości w sztuce dyskutowania i rozumowania (ἡ διαλεκτική) (IV, 5). Musi starannie przygotować się do polemiki z poganami, Żydami i heretykami wszelkiej maści (takimi jak manichejczycy, ulegający wpływom stoickiego fatalizmu, zwolennicy gnostycyzmu Marcjona, Walentyna, naśladowcy Sabeliusza, Ariusza lub Pawła z Samosaty) (IV, 4).
Sztuka kaznodziejska
Bardzo dużo miejsca św. Jan poświęca potrzebie nabycia przez kapłana umiejętności głoszenia kazań i homilii. Jego wrażliwość na te kwestie niewątpliwie wynika z zanurzenia w kulturze greckiej: „Czy nie wiesz, jak pragnienie kazań owładnęło sercami chrześcijan i dobrzy mówcy są we czci nie tylko u pogan, ale i u wiernych?” (V, 8). Sam św. Jan uzyskał gruntowne wykształcenie w dziedzinie retoryki. Sztuki tej nauczył się u słynnego pogańskiego krasomówcy Libaniosa, który uważał go za swojego najzdolniejszego ucznia. Gdy Libanios leżał na łożu śmierci i przyjaciele zapytali go, kogo wskazałby jako swego godnego następcę, odpowiedział im, że wybrałby Jana, gdyby ten nie został wcześniej skradziony przez chrześcijan.
Życie kapłana winno być świadectwem i przykładem dla jego wiernych. Niezależnie od tego potrzebują oni „pouczenia przez słowo” (ἡ διὰ τοῦ λόγου διδασκαλία):
Wprawdzie przykład życia potrafi zapalić drugich do gorliwości; gdy jednak chora dusza grzęźnie w błędach, wtedy jest niezbędne ustne pouczenie, nie tylko dla dobra wiernych, ale i przeciw napaści zewnętrznych wrogów (IV, 3).
Św. Jan wskazuje na św. Pawła, który więcej osiągnął odwołując się do mocy słowa niż cudami, jakich dokonał. Podkreśla on, że wymowa jest nie tyle darem natury, ile owocem systematycznej, żmudnej pracy. Jego zdaniem najwięcej wysiłku winni podejmować ci, którzy mają najwięcej wrodzonych zdolności w tej dziedzinie, aby nie zmarnować otrzymanego od Boga talentu:
Ponieważ wymowa nie jest darem natury, lecz nauki, choćby kto doszedł do jej szczytu, straci ją, jeśli tej zdolności nie będzie rozwijał ustawiczną pracą i ćwiczeniem (V, 5).
Przygotowując kazania i homilie nie należy kierować się tym, aby zdobyć uznanie słuchaczy, idąc po linii ich namiętności i mówiąc im to, co chcą usłyszeć, lecz starać się przede wszystkim o to, aby podobać się samemu Bogu (V, 7). Kaznodzieja musi gardzić pochwałami i poklaskiem tłumu. Celem jego mów ma być moralne zbudowanie i poprawa wiernych (V, 1). Z drugiej strony, jeśli kapłan będzie pozbawiony siły wymowy, nie przyniesie im żadnego pożytku. Jego nauka powinna być zarazem „miła i solą zaprawiona” (V, 2). Nie powinien on także przejmować się opiniami krytykantów, gdyż ich utajonym źródłem jest często zwykła zawiść i zazdrość (V, 4).
Nieustanna walka
Kapłan musi przygotować się do toczenia bezwzględnej i nieustannej walki (ὁ πόλεμος). Konfrontacja ta rozgrywa się na wielu polach:
Nie do jednego bowiem rodzaju walki musimy się przygotować, lecz jest ona różnorodna i z różnymi wrogami – i nie posługują się oni tą samą zawsze bronią i nie w jeden sposób musimy się bronić (IV, 3, 108).
Atak na niego może nastąpić z każdej – nawet tej najmniej spodziewanej – strony: „Wszyscy bowiem stoją dookoła, gotowi zranić i powalić, nie tylko spośród wrogów, lecz i wielu udających życzliwość” (III, 10). Wrogami w realizacji powołania i wypełnianiu obowiązków kapłańskich mogą być członkowie najbliższej rodziny. W tym kontekście zrozumiałe stają się surowe słowa Antuzy – matki św. Jana. Pobożna niewiasta ostrzega syna:
Gdybyś jednak miał się skarżyć na mnie, iż cię skłaniam do doczesnych zajęć i do myślenia tylko o własnych rzeczach, nie dbaj na prawa natury, wychowanie, bliskości ani na nic podobnego, lecz uciekaj przede mną, jak przed wrogami (I, 2).
Tym, co może wprawiać nas w pewne zakłopotanie, jest fakt, że św. Jan uważa, iż kapłan musi się mieć na baczności przed możliwymi atakami ze strony swych współbraci kapłanów:
Jak władca lęka się swych strażników, tak i kapłan drży najbardziej przed najbliższymi i przed braćmi w kapłaństwie. Nikt bowiem tak nie pożąda jego urzędu i nie zna jego spraw, jak oni. Blisko będąc, o wszystkim pierwsi się dowiadują, w obmowach łatwo znajdują wiarę, a małe rzeczy dużymi czyniąc, mogą oszczerstwami powalić (III, 10).
Wojna ta jest toczona przede wszystkim w porządku duchowym – największymi wrogami kapłana i powierzonych jego opiece wiernych są moce ciemności (II, 3; III, 11). Pod koniec swego dialogu św. Jan przedstawia niezwykle sugestywny, budzący grozę opis brutalności i okrucieństw związanych z wojną. Czyni to po to, aby uświadomić kandydatom do kapłaństwa, iż będą musieli przygotować się do jeszcze straszniejszej walki z niewidzialnym dla zmysłów przeciwnikiem. Gdybyśmy byli w stanie zobaczyć zastępy diabelskie i pojąć, jak bardzo śmiercionośna jest broń, jaką one dysponują, ogarnęłoby nas przerażenie. Św. Jan stwierdza, że
sam widok tej piekielnej zgrai zdoła uśmiercić duszę, jeśli nie będzie dzielna i silna dzięki opiece Bożej. I gdyby było możliwe po wyzuciu się z tego ciała lub nawet razem z nim na własne oczy oglądać szatański zastęp bojowy i jego walkę z nami, zobaczyłbyś nie strumienie krwi, nie trupy, lecz tak wielkie upadki dusz, tak ciężkie rany, że cały mój poprzedni opis wojny wydawałby ci się raczej dziecinną potyczką i zabawką: tak wielu codziennie ginie! Rany zadane w tej walce sprowadzają nie taką śmierć, lecz tak różną, jak różna jest dusza od ciała. Gdy bowiem dusza odnosi ranę i ginie, nie pozostaje bez czucia, jak ciało, lecz już wtedy cierpi wskutek wyrzutów sumienia, a na sądzie ostatecznym zostaje skazana na wieczne potępienie (VI, 13).
Św. Jan ostrzega, abyśmy nie stali się nieczuli na niewidzialne rany zadane przez szatana. Jeśli ktoś został zraniony, lecz nie „czuje bólu”, oznacza to, że w tym gorszym położeniu i większym niebezpieczeństwie znajduje się jego dusza. Osoba znajdująca się w tym stanie beztroski i otępienia staje się bardziej podatna na otrzymanie kolejnych, coraz cięższych ciosów i ran duchowych. Nieprzyjaciel natury ludzkiej nie spocznie w swoich atakach aż do ostatniego momentu naszego życia – z żelazną konsekwencją starając się nas doprowadzić do ostatecznego upadku. Chcąc ukazać, jak wielka jest nienawiść szatana do człowieka, św. Jan daje do zrozumienia, iż zdecydowanie przewyższa ona zaciekłość najbardziej drapieżnych, najdzikszych zwierząt. W porównaniu z nim wydają się one łagodne i życzliwie usposobione. Co więcej, w odróżnieniu od toczonych na ziemi działań wojennych, które zawsze kiedyś się kończą i podczas których dochodzi do przerw lub chwilowego zawieszenia broni, w wojnie z demonami nigdy nie możemy pozwolić sobie na chwilowe nawet złożenie broni:
Z dwóch bowiem rzeczy jeden jest tylko wybór – zginąć bez broni lub z bronią w ręku stać i czuwać. On bowiem ustawicznie czyha ze swym wojskiem, śledząc nasze lenistwo; i większe starania dokłada on dla naszej zguby niż my dla naszego zbawienia. A ponieważ jest dla nas niewidoczny i nagle się włamuje, dlatego tych, którzy nie czuwają stale, spotyka cięższa klęska w tej wojnie niż w tamtej (VI, 13).
Zakończenie
Św. Jan ostatecznie nie uciekł przed kapłaństwem. W 381 roku przyjął święcenia diakonatu, w roku 386 został prezbiterem, a w roku 398 – biskupem stolicy imperium bizantyjskiego. Obowiązki patriarchy Konstantynopola wypełniał bardzo sumiennie, w heroiczny sposób znosząc także późniejsze wygnanie i prześladowania. Świadczy to o tym, że przyczyną jego wcześniejszych wahań dotyczących przyjęcia święceń kapłańskich była nie małoduszność, ale chrześcijańska pokora. W pewnym momencie swojego życia św. Jan musiał dojść do wniosku, że do kapłaństwa wybrali go nie „poważni mężowie”, lecz że został do niego wezwany przez samego Boga.
Przypisy:
B. Altaner i A. Stuiber, Patrologia. Życie, pisma i nauka Ojców Kościoła, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1990, ss. 434—445.
Św. Jan Chryzostom, Dialog „O kapłaństwie”, tłum. ks. Wojciech Kania, Wydawnictwo M, Kraków 1992. Wszystkie cytaty w niniejszym tekście pochodzą z tego wydania.
Niektórzy uważali, że chodzi tu o św. Bazylego Wielkiego, który był biskupem Cezarei w Kapadocji. Inni natomiast wskazywali na biskupa Seleucji Bazylego. Najprawdopodobniej jednak był to Bazyli — biskup Rafnei w Syrii, który w 381 roku uczestniczył w obradach I Soboru Konstantynopolitańskiego.
Paweł Bany

www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/2461