Job i Abraham.Abraham otrzymuje Sakrament Starego Przymierza-wizja Bł.A.K.Emmerich

Job

Ojciec Joba, wielki patriarcha, był bratem Falega, syna Hebera. Krótko przed nim nastąpiło rozproszenie ludzi, budujących wieżę Babel. Miał trzynastu synów, a najmłodszym z nich był Job, mieszkał na północ od Morza Czarnego, w okolicy pewnej góry, na której po jednej stronie jest ciepło, zaś na drugiej zimno i pełno lodu. Job jest przodkiem Abrahama, którego matka prawnuczką była Joba, zaś przez małżeństwo wstąpiła, w rodzinę Hebera. Job mógł jeszcze żyć wtenczas, gdy się Abraham narodził. Mieszkał na trzech różnych miejscach, także na trzech różnych miejscach swoje cierpienia znosił. Pierwszy raz miał dziewięć, potem siedem, potem dwanaście lat spokoju, a za każdym razem na innym cierpiał miejscu. Nigdy nie zmarniał do szczętu, tak, iżby już nic więcej nie posiadał, stawał się tylko w porównaniu z przeszłym położeniem zupełnie ubogim, opłacając tym, co mu pozostało, wszystkie długi swoje. Job nie mógł w domu rodziców pozostać, albowiem innego był ducha. Oddawał cześć jedynemu Bogu w naturze, mianowicie w gwiazdach i w zmianie światła. Rozmawiał zawsze o cudownych dziełach Bożych, oddawał się też nieskazitelnieszej służbie Bożej. Powędrował wraz z swoimi na północ od Kaukazu. Była tutaj okolica bardzo nędzna i pełna bagien, i zdaje mi się, że obecnie mieszka tam plemię o spłaszczonych nosach, wystających kościach policzkowych i małych oczach. Tutaj najpierw Job rozpoczął, i wszystko mu się udawało. Tutaj zgromadził rozmaitych ubogich, opuszczonych ludzi, mieszkających w jaskiniach i wśród krzewów, nie mających nic do życia, jak, tylko ptaki i inne zwierzęta, które chwytali i mięso surowo jadali, aż ich Job nauczył, w jaki sposób je przyprawiać trzeba. Razem z nimi uprawiał tę ziemię, zaś oni wszystko sami przekopywali. Job i jego ludzie wówczas bardzo mało szat nosili na sobie. Mieszkali w namiotach. Już tutaj Job w krótkim czasie liczne miał

trzody, wśród tychże wielo pręgowatych osłów i innych zwierząt pstrokatych. Raz mu żona trzech synów, drugi raz znowu trzy córki powiła od razu. Nie posiadał tu jeszcze żadnego miasta, koczował na swych polach, które na siedmiomilową przestrzeń jego były własnością. W tej okolicy bagnistej nie hodowali zboża, lecz grube sitowie, rosnące także w wodzie, zawierające w sobie rdzeń, z której gotowali zupę lub też prażoną jadali. Mięso z początku w dołach na słońcu piekli, aż Job sztukę gotowania zaprowadził. Także wiele gatunków dyń na pokarm sadzili. Job był niewymownie łagodny, miły, sprawiedliwy i dobroczynny, dopomagał też wszystkiemu ludowi ubogiemu. Był też bardzo wstydliwy, był z Bogiem bardzo poufały, który często do niego przez anioła, lub, jak mówili, przez białego męża przemawiał. Ci aniołowie ukazywali się w postaci jaśniejących młodzieńców, lecz nie mieli brody. Nosili długie, białe szaty, pełne spływających fałd czy też smug, nie można było rozróżnić. Byli opasani i używali pokarmu i napoju. Pan Bóg Joba wśród cierpień takimi postaciami pocieszał, oni też jego przyjaciół, bratanków i powinowatych sądzili. Nie czcił też żadnych bożków, jak inni ludzie dokoła, robiący sobie rozmaite posągi, wyobrażające zwierzęta, którym potem cześć oddawali. Wymyślił i zrobił sobie za to obraz Boga wszechmocnego. Była to postać dziecka z promieniami około głowy, ręce trzymało jedną pod drugą, w jednej miało kulę, na której fale morskie i mały okręt były wyobrażone. Zdaje mi się, iż to oznaczać miało potop, o którym Job często z dwoma najwierniejszymi sługami, a także o mądrości i miłosierdziu Bożym rozmawiał. Owa figura błyszczała jakby była z kruszcu, mógł ją wszędzie ze sobą zabierać. Modlił się i ofiarowywał ziarna przed nią, paląc je. Dym, jakoby przez lejek wznosił się w górę. Tutaj spotkało Joba pierwsze nieszczęście. Bywało zawsze potykanie i spieranie się między każdym cierpieniem, albowiem liczne, złośliwe otaczały go plemiona; potem poszedł więcej w góry, na Kaukaz, gdzie na nowo rozpoczynał i gdzie mu znowu wszystko się udawało. Tutaj tak on jak jego ludzie już staranniej zaczęli się przyodziewać, też co do życia już wiele doskonalszymi się stawali. Z tej drugiej siedziby przybył Job z wielką gromadą do Egiptu, gdzie wówczas obcy królowie — pasterze z ojczyzny Joba częścią ziemi rządzili. Później tychże pewien król egipski stamtąd wypędził. Job narzeczonej, dla jednego z synów owych królów — pasterzy przeznaczonej, krewnej swojej, w drodze do Egiptu miał towarzyszyć. Przyniósł kosztowne podarki ze sobą, a jeszcze 30 wielbłądów i mnóstwo sług posiadał. Gdy go tutaj w Egipcie widziałam, był silnym, wielkim mężczyzną, koloru przyjemnego, żółto — brunatnego i o czerwonawych włosach. Abraham był koloru bardziej jasnego, zaś ludzie w Egipcie byli koloru brudno — brunatnego. Job z niechęcią przebywał w Egipcie, widziałam też, że z tęsknotą spoglądał na wschód, na ojczyznę, leżącą bardziej na południe, aniżeli ostatnia część kraju Trzech Królów. Słyszałam go skarżącego się przed sługami, że wolałby raczej mieszkać wśród dzikich zwierząt, aniżeli razem z tymi ludźmi w Egipcie; smucił się bowiem bardzo wskutek okropnego tamże panującego bałwochwalstwa. Strasznemu bożkowi, z do góry podniesionym łbem wołu i rozszerzoną paszczą, ofiarowali żywe dzieci, kładąc je na Rozpalone przedtem tegoż bożka ramiona. Król — pasterz, dla którego syna Job narzeczoną do Egiptu przyprowadził, chciał go chętnie zatrzymać, przekazując mu Matareę na siedzibę. Miejscowość ta wówczas zupełnie inaczej wyglądała, aniżeli później, gdy Najśw. Rodzina tamże przebywała; widziałam jednakowoż, że Job na tym samym, co Najśw. Rodzina, mieszkał miejscu i że już jemu Pan Bóg studnię Maryi pokazał. Kiedy Maryja na ową studnię natrafiła, tylko zakrytą, ale wewnątrz już wymurowaną była. Także kamienia, znajdującego się przy studni, Job do swego nabożeństwa używał.

Okolicę, w której mieszkał, za pomocą modlitwy od dzikich i jadowitych zwierząt uwolnił. Tutaj miał wizje o zbawieniu ludzkości i o próbach go czekających. Występował energicznie przeciwko bezecnością ludu egipskiego i przeciw ofiarom ludzkim, i zdaje mi się, że je zniesiono. Po powrocie do ojczyzny spotkał go drugi cios. Gdy zaś, trzeci cios go dotknął, po 12 latach spokoju, więcej na północ, zaś patrząc z Jerycho, prosto na wschód mieszkał. Zdaje mi się, że mu tę okolicę po drugim cierpieniu dano, ponieważ go wszędzie dla jego wielkiej sprawiedliwości, bojaźni Bożej i nauki miłowano i szanowano. Tutaj znowu od początku w równinie zaczął. Na pagórku urodzajnym biegały dziko różne szlachetne zwierzęta, także wielbłądy, a chwytano je tam w sposób, jak u nas dzikie konie na wrzosinie chwytają. Na tym pagórku pobudował się, stał się bardzo bogatym i wystawił miasto, tak bardzo mu przybywało. Miasto na kamiennych fundamentach, stało, a dachy podobne były do namiotów; kiedy zaś znowu był w rozkwicie, trzeci nawiedził go smutek, albowiem strasznie zachorował. Gdy i to z wielką mądrością i cierpliwie przebył, wyzdrowiał zupełnie i jeszcze wiele synów i córek dostał. Zdaje mi się, że umarł bardzo późno, wtenczas, gdy inny tam naród wtargnął. Jakkolwiek ta historia w księdze, Joba zupełnie inaczej jest opowiedzianą, jednakowoż są w niej jeszcze liczne prawdziwe mowy Joba, a zdaje mi się, że umiałabym wszystkie rozróżnić. Do historii o sługach, tak szybko sobie następujących trzeba dodać, że słowa: „kiedy jeszcze o tym mówił", znaczą: kiedy ostatnie cierpienie jeszcze nie zupełnie w pamięci ludzi się zatarło. Że szatan z dziećmi Boga staje przed Bogiem, oskarżając Joba, to też tylko tak w skrócie jest przedstawione. Wówczas złe duchy bardzo z ludźmi bałwochwalczymi obcowali, ukazując się im pewno w postaci aniołów. Tak podżegano tutaj złych sąsiadów przeciwko Jobowi; oczerniano Joba, mówiąc, że nie służy Panu Bogu uczciwie, że wszystkiego ma pod dostatkiem, że więc mu łatwo być dobrym. Tedy Pan Bóg chciał pokazać że cierpienia często tylko są doświadczeniami itd. Przyjaciele, znajdujący się przy Jobie i rozmawiający z nim, oznaczają tychże przyjaciół rozmyślanie w jego losie. Job z tęsknotą oczekiwał Zbawiciela, przyczynił się także do rodu Dawidowego, stosunek jego do Abrahama, przez matkę Abrahama, pochodzącą z jego potomków, był ten sam, jaki między przodkami Anny a Maryją zachodził. Historię jego życia i jego rozmowy z Bogiem spisywali obszernie dwaj najwierniejsi słudzy jego, którzy jakoby podskarbimi byli, a spisywali wszystko tak, jak z ust jego własnych słyszeli. Owi dwaj słudzy nazywali się Hai i Uis lub Ois. Pisali na korach. Tę historię uważano wśród potomków jego za bardzo świętą, a przeszła ona, od rodu do rodu, aż do Abrahama; także w szkole Rebeki podług tej historii niewiasty kananejskie pod względem poddawania się doświadczeniom Bożym pouczano. W ten sposób ta historia przez Jakuba i Józefa przeszła na dzieci Izraela do Egiptu, a Mojżesz, skróciwszy ją, na inny sposób na użytek Izraelitów wśród ich ucisku w Egipcie i dolegliwości na puszczy ułożył; była bowiem daleko obszerniejszą i zawierała w sobie wiele, czego by nie byli zrozumieli i co by dla nich nie było pożytecznym. Zaś Salomon tę historię jeszcze raz zupełnie przerobił, wiele rzeczy opuszczając, wiele też od siebie dodając. Tak ona prawdziwa historia stała się księgą budującą, pełną mądrości Joba, Mojżesza i Salomona, zaś właściwą historię Joba trudno było w niej znaleźć, albowiem także co do nazw kraju i ludów zbliżała się teraz bardziej ku ziemi Kanaan, wskutek czego Joba za Edomitę miano.

Abraham

Abraham i jego przodkowie osobną rasę wielkich ludzi tworzyli. Wiedli życie pasterskie, a miasto Ur w Chaldei nie było właściwie ich ojczyzną, raczej tam dotąd przywędrowali. Ci ludzie osobną mieli władzę, osobną też sprawiedliwością się kierowali. Tu i tam zajmowali okolice z dobrymi pastwiskami, naznaczali granice, wznosili kamienie na ołtarz, a rozgraniczona ziemia stawała się później ich własnością. W młodości przydarzyło się Abrahamowi coś podobnego, jak małemu Mojżeszowi, gdyż mamka jego uratowała mu życie. Zwierzchnikowi tego kraju przepowiedziano, że cudowne narodzi się dziecię, które dlań stanie się niebezpiecznym. Starał się temu przeszkodzić. Dlatego matka Abrahama ukrywała się, a Abraham urodził się w tej samej jaskini, w której Ewę, ukrywającą Seta widziałam. Mamka Abrahama, Maraha tutaj także po kryjomu go wychowywała. Żyła jako uboga niewolnica, w dziczy (pustyni) pracując, miała chatkę blisko jaskini, którą później jaskinię mleka przezwano i gdzie ją też Abraham na jej prośby w końcu pochował. Abraham był niezmiernie wielkim, rodzice jego z jaskini znowu do siebie go wzięli, ponieważ mógł uchodzić za dziecię, już przed ową przepowiednią urodzone. Jednakowoż wskutek swej przedwczesnej mądrości znajdował się w niebezpieczeństwie. Mamka, uciekłszy z nim, znowu dosyć długo w owej jaskini go ukrywała. Zamordowano wówczas wiele dzieci tego samego, co on, wieku. Abraham kochał tę mamkę bardzo, a później, wśród swoich wypraw, prowadził ją na wielbłądzie ze sobą. Mieszkał z nią także w Sukkot. Umierając miała lat sto, zaś Abraham zgotował jej grób wśród mnóstwa kamieni, na rodzaj pagórka ową jaskinię ścieśniających. Owa jaskinia stała się miejscem nabożeństwa, mianowicie dla matek. Cała ta historia była tajemniczą figurą owego najwcześniejszego prześladowania, które Maryja z Dzieciątkiem Jezus cierpieć musiała, która również w tej Świątyni przed żołnierzami Heroda, szukającymi Dzieciątka, się ukrywała. Ojciec Abrahama znał wiele tajemnic i wiele łask posiadał. Ludzie jego plemienia posiadali dar znajdywania złota w ziemi, z którego Abraham małe bożyszcza, podobne do tych, które Rachel skradła Labanowi, tworzył. Ur jest to miejsce, leżące na północ w Chaldei. Widziałam w tych okolicach na wielu miejscach, na górach i w dolinie, wznoszący się ogień biały, jakoby ziemia się paliła. Nie wiem jednak, czy ten ogień był naturalny, czy też przez ludzi wzniecony. Abraham był wielkim znawcą gwiazd; widywał także właściwości przedmiotów i wpływy gwiazd na urodzenie; widywał to i owo w gwiazdach, lecz wszystko zwracał do Boga, we wszystkim słuchał Boga, samemu tylko Bogu służył. Także innych w Chaldei w tej nauce pouczał, lecz wszystko do Boga odnosił. Widziałam, że podczas wizji otrzymał od Boga rozkaz opuszczenia swej ziemi. Pan Bóg pokazał mu inną ziemię, zaś Abraham, nie pytając, nazajutrz na wszystkich swych ludzi, by wyszli, nalegał, po czym wywędrował. Potem widziałam, że namioty swoje rozbił w pewnej okolicy Ziemi obiecanej, która, jak mi się zdawało, tam się rozciągała, gdzie później miasto Nazaret stało. Abraham tutaj osobiście podługowaty ołtarz z kamieni a nad ołtarzem namiot wystawił. Gdy klęczał przed ołtarzem, blask z nieba go ogarnął, zaś anioł, posłaniec Boga, stanąwszy przed nim, rozmawiał z nim i przyniósł mu pewien na wskroś jaśniejący dar. Anioł rozmawiał z Abrahamem, a tenże otrzymał tajemnicę błogosławieństwa, świętość niebios, a rozpiąwszy swą suknię, dar ten na piersiach złożył. Powiedziano mi też, że to jest Sakrament Starego Testamentu. Abraham nie znał jeszcze treści owego daru, była ona przed nim ukryta, tak jak przed nami treść Przenajśw. Sakramentu ukrytą jest. Lecz otrzymał ten dar jako

świętość i zadatek obiecanego potomstwa. Anioł wyglądał zupełnie tak jak ów, co Najśw. Maryi Pannie poczęcie Mesjasza zwiastował; był też tak miłym i łagodnym wśród wykonywania swego urzędu, nie był tak szybkim i pospiesznym, jak innych aniołów swe czynności wykonywających widzę. Sądzę, że Abraham ową tajemnicę zawsze przy sobie nosił. Abraham rozmawiał z nim też o Melchizedeku, który przed nim ofiarę składać będzie, która się spełni po przyjściu na świat Mesjasza i trwać będzie na wieki. Abraham wyjął potem ze skrzyni 5 wielkich kości, które na ołtarzu we formie krzyża ustawił. Światło przed tym krzyżem się paliło, a on składał ofiarę. Ogień palił się jakby gwiazda, w pośrodku był biały, na końcu czerwony. Widziałam także Abrahama ze Sarą w Egipcie. Wskutek panującego głodu tam dotąd przybył, a także celem zabrania skarbu, który przez krewną Sary tam dotąd się dostał. Tak mu Bóg nakazał. Ów skarb był to z rzędem poustawianych, trójkątnych kawałków złota składający się rejestr rodu od dzieci Noego, a mianowicie od Sema aż do jego czasów. Ten skarb jedna z siostrzenic matki Sary uniosła ze sobą do Egiptu, dokąd razem z ludem pasterskim plemiona Jobowego, to znaczy z pobocznymi potomkami tego plemienia przybyła, służąc tutaj jako dziewka. Skradła ten skarb tak samo, jak Rachel bożyszcza Labana. Ten rodowód zrobiony był na rodzaj szali wraz ze sznurami. Sznury bowiem składały się ze złączonych trójkątnych kawałków z pojedynczymi liniami pobocznymi. Na wszystkich za pomocą figur i głosek wypisane były imiona członków rodu, począwszy od Noego, a mianowicie od Sema, a spuściwszy sznury, wszystko leżało w szali pospołu. Słyszałam także, lecz zapomniałam, ile sykli — tak bowiem nazywała się pewna suma — to wszystko wynosiło. Rejestr rodu dostał się do rąk kapłanów i Faraona, którzy z niego, wskutek swego bezustannego liczenia, rozmaitych rzeczy, lecz nie prawdziwie, się wyuczyli. Gdy Faraon ciężkimi plagami nawiedziony został, naradzał się ze swoimi kapłanami bałwochwalczymi, a potem dał Abrahamowi wszystko, czego tenże żądał. Gdy Abraham znowu do ziemi obiecanej wrócił, widziałam Lota u niego w namiocie, a Abraham ręką naokoło wskazywał. Jego usposobienie zawierało wiele z obyczajów Trzech Króli, okryty był długą, białą materią wełnianą z rękawami, przy których pleciony, biały pas z ozdobami, zaś w tyle rodzaj kapucy się zwieszał. Na głowie nosił kapturek, a nad piersiami tarczę z metalu czy też drogich kamieni. Miał długą brodę. Nie umiem wypowiedzieć, jak dobrym był i hojnym. Jeżeli coś posiadał, co się innemu bardzo podobało, mianowicie co do bydła natychmiast mu dawał; był bowiem szczególnym nieprzyjacielem zazdrości i chciwości. Lot był prawie tak samo ubrany, lecz nie był tak wielkim jak Abraham, ani też tak szlachetnym. Był wprawdzie dobrym, lecz pomimo to trochę chciwym. Widziałam jednak ich sługi często się kłócących, widziałam też, jak Lot wywędrował, lecz szedł, mgłą otoczony. Nad Abrahamem widziałam światło, widziałam go później namioty swe zwijającego i koczującego, widziałam też, że, ołtarz z kamieni polnych, a nad nim namiot zbudował. Ludzie byli bardzo wprawni w budowaniu czegoś z nie ciosanych kamieni, a tak pan, jak sługa ręki dokładał. Ten ołtarz stał w okolicy Hebron, późniejszej siedziby Zachariasza, ojca Jana Chrzciciela. Okolica, do której Lot się udał, była bardzo dobra, jak w ogóle wszystka ziemia ku Jordanowi. Widziałam też, jak grabiono miasta okolicy, zamieszkiwanej przez Lota, i jak Lota wraz z jego dobytkiem wywleczono. Widziałam też jak pewien zbieg o tym Abrahamowi doniósł, jak ten się modlił i z wszystkimi sługami wyszedłszy, nieprzyjaciół napadł i brata swego uwolnił, jak tenże dziękował i jak mu żal było, iż Abrahama opuścił. Nieprzyjaciele i w ogóle wojujący, a mianowicie wielkoludy, ludzie niezmiernie wielcy i wszystko gwałtem dzikim uporem sobie zdobywający, którym w ten sam sposób zdobycz znowu

wydzierano, nie byli tak ubrani, jak ludzie hama. Nosili ciaśniejsze i krótsze ubiory, mieli więcej szat na sobie, a mianowicie wiele guzików, gwiazd i ozdób.


Melchizedek ofiaruje chleb i wino

Melchizedeka więcej razy u Abrahama widziałam. Przyszedł w sposób, jak innym razem często aniołowie do Abrahama przychodzili. Razu pewnego, nakazał mu Melchizedek trojaką złożyć ofiarę z gołębi i innych ptaków, przepowiedział też los Sodomy i Lota, i że znowu do niego przyjdzie, by chleb i wino ofiarować; także powiedział, o co Abraham Boga miał prosić. Abraham był pełen szacunku dla Melchizedeka i pełen wyczekiwania obiecanej ofiary; dlatego bardzo piękny wybudował ołtarz, otaczając go szałasem. Melchizedek, zbliżając się celem ofiarowania chleba i wina, przez posłańców Abrahamowi donieść kazał, że przychodzi jako król Salemu. Abraham wybiegł mu naprzeciw, a uklęknąwszy przed nim, otrzymał błogosławieństwo. Działo się to w pewnej dolinie, na południe od owej doliny urodzajnej, rozciągającej się w okolicę Gazy. Melchizedek przybył z późniejszej Jerozolimy. Miał przy sobie szare, bardzo szybkie zwierzę o krótkiej, szerokiej szyi, które bardzo było obładowane. Na jednym boku nosiło naczynie z winem, które po stronie, gdzie do ciała zwierzęcia przylegało, było płaskie; na drugim boku nosiło skrzynię, w której były owalne, płaskie, obok siebie ustawione chleby i ten sam kielich, który później przy ustanowieniu Najśw. Sakramentu podczas wieczerzy Pańskiej widziałam, także kubki w kształcie małych beczułek. Te naczynia nie były ze złota lub srebra, lecz były przezroczyste, jakby z brunatnego drogiego kamienia; zdawały mi się wyrosłe, nie robione. Melchizedek robił wrażenie, jak Pan Jezus podczas Swego urzędu nauczycielskiego. Był bardzo wysmukły i wielki, niesłychanie poważny a łagodny. Nosił długi płaszcz, tak biały i jasny, że przypominał mi ową białą szatę, która około Pana Jezusa podczas Przemienienia się ukazała. Biała szata Abrahama była w porównaniu do tej zupełnie mętną. Nosił też pas, na którym były głoski, jaki później kapłani Żydowscy nosili, widziałam też, że tak on, jak owi kapłani, fałdzistą czapkę podczas ofiary na głowie mieli. Włosy jego były lśniąco — żółte, jak jasny, długi jedwab, również twarz jego była lśniąca. Król Sodomy, gdy Melchizedek się zbliżał, już u Abrahama w namiocie się znajdował, a dokoła mnóstwo było ludzi ze zwierzętami, workami i skrzyniami. Wszyscy zachowywali się bardzo spokojnie i uroczyście i byli pełni szacunku dla Melchizedeka, którego obecność napełniła ich powagą. Przystąpił do ołtarza, na którym był rodzaj tabernakulum, (miejsce, w którym przechowuje się Przenajśw. Sakrament) w który kielich wstawił; także wklęsłość była przy ołtarzu, sądzę, że dla ofiary. Abraham, jak zawsze, podczas ofiarowania kości Adama postawił na ołtarzu, które Noe miał w arce. Modlili się przed nimi, by Bóg obietnicę Mesjasza, daną Abrahamowi spełnić raczył. Melchizedek okrył ołtarz najpierw czerwonym przykryciem, które ze sobą był przyniósł, a na to położył przykrycie białe, przezroczyste. Jego obrządek przypominał mi Mszę świętą. Widziałam go chleb i wino podnoszącego w górę, ofiarującego, błogosławiącego i łamiącego. Abrahamowi podał kielich do picia, którego później do wieczerzy Pańskiej użyto; drudzy z małych pili naczyń, które Abraham i najznakomitsi obecni wszystkiemu ludowi podawali, tak samo jak łamane chleby. Otrzymali oni większe kęsy, aniżeli w pierwszym czasie podczas Komunii świętej. Widziałam, że te kęsy światło z siębie wydawały; były tylko poświęcone, nie konsekrowane. Aniołowie nie mogą konsekrować. Wszyscy byli wzbudzeni i ku Bogu wzniesieni. Melchizedek podał Abrahamowi chleb i wino do pożywania, a otrzymał chleb delikatniejszy i bardziej jaśniejący, aniżeli drudzy. Nabył wielkiej mocy i takiej

siły wiary, iż później nie wahał się syna obiecanego na rozkaz Boży ofiarować. Przepowiadając, wyrzekł słowa następujące: „To nie to, co Mojżesz na górze Synaj Lewitom daje." Nie wiem, czy też sam Abraham chleb i wino ofiarował, ale tyle wiem, że kielich, z którego pił, ten sam jest, w którym Jezus Przenajświętszy Sakrament ustanowił. Gdy Melchizedek Abrahama podczas ofiarowania chleba i wina błogosławił, wyświęcił go na kapłana. Wymówił nad nim słowa: „Rzekł Pan Panu memu, siądź po prawicy mojej. Ty jesteś kapłanem na wieki, według porządku Melchizedeka. Przysiągł Pan, a nie będzie mu żal." Położył ręce na Abrahama, a ten dał mu potem dziesięcinę; poznałam wielkie znaczenie, iż Abraham po tym wyświęceniu dał mu dziesięcinę. Przyczyny tej ważnej rzeczy nie przypominam sobie więcej. Widziałam też, że Dawid, pisząc ten psalm, miał wizję o święceniu Abrahama przez Melchizedeka, tegoż słowa prorocze powtarzając. Słowa: „siądź po prawicy mojej" mają osobne znaczenie. Gdy mi w formie obrazu odwieczne rodzenie Syna z Ojca pokazują, wtedy widzę Syna z prawego boku Ojca wychodzącego w kształcie światła, otoczonego trójkątem, tak jak się wyobraża oko Boskie, a w górnym końcu tego trójkąta spostrzegam Ducha Świętego. Lecz tego wypowiedzieć nie można. Ewę widziałam występującą z prawego boku Adama, widziałam też, że patriarchowie błogosławieństwo w prawicy nosili, i że dzieci, którym błogosławieństwo dawali, po prawicy stawiali. Jezusowi otworzono włócznią prawy bok, a kościół z tego boku Jego prawego wyrasta. W kościół wchodząc, w prawy bok Jezusa wstępujemy i w Nim razem z Ojcem Jego Niebieskim złączeni jesteśmy. Sądzę, że posłannictwo Melchizedeka na ziemi tą ofiarą i wyświęceniem Abrahama było spełnione, albowiem później już go więcej nie widziałam. Kielich z sześcioma kubkami pozostawił Abrahamowi.

Abraham otrzymuje Sakrament Starego Przymierza

Abraham siedział, modląc się, przed namiotem pod wielkim drzewem, przy którym prowadziła droga bita. Siadywał tutaj często, by podróżnych gościnnie przyjmować. Modląc się, patrzył na niebo i widział Boga jakby w promieniu słonecznym, zwiastującego mu przybycie trzech białych mężów. Potem ofiarował baranka na ołtarzu i widziałam go przed ołtarzem w zachwyceniu o zbawienie ludzi na kolanach się modlącego. Ołtarz stał po prawej stronie owego wielkiego drzewa, w namiocie, u góry otwartym; a dalej, na prawo od drzewa, stał drugi namiot, w którym narzędzia, potrzebne do ofiary, przechowywano i gdzie Abraham najczęściej przebywał, ilekroć swymi dokoła mieszkającymi pasterzami był zajęty. Więcej oddalony od tego namiotu, po drugiej stronie gościńca, stał namiot Sary i jej gospodarstwa domowego; niewiasty mieszkały zawsze osobno. Ofiara Abrahama była prawie skończona, gdy spostrzegł owych trzech aniołów, wstępujących na gościniec. Szli w równych ustępach, jeden za drugim, mając suknie podkasane. Abraham pobiegł im naprzeciw, Modlił się, schylając się przed nimi, do Boga i zaprowadził ich przed namiot, w którym stał ołtarz, gdzie, zdjąwszy suknie, Abrahamowi przyklęknąć kazali. Cudowną akcję, którą teraz aniołowie na Abrahamie, będącym w zachwyceniu, wykonywali, w bardzo krótkim, czasie, jak wszystko, co w takim dzieje się stanie, odbywającą się widziałam. Widziałam, że pierwszy anioł zwiastował klęczącemu Abrahamowi, iż Bóg chce, by z jego potomków wyszła niepokalana, bezgrzeszna dziewica, która, jako nienaruszona dziewica, stanie się matką Zbawiciela, On zaś sam teraz otrzyma, co Adam wskutek grzechu był utracił. Potem podał mu anioł kęs lśniący i z małego kubka

jasnego płynu napić mu się kazał. Potem, błogosławiąc, prawicę od głowy poprowadził na dół, potem od prawego i lewego ramienia aż pod piersi, gdzie owe trzy linie błogosławieństwa się złączyły. Potem obiema rękoma coś lśniącego, jakby chmurkę, ku piersiom Abrahama podał, co, jak widziałam, w niego wstąpiło, a miałam uczucie, jakoby odbierał św. Sakrament. Drugi anioł zwiastował Abrahamowi, by tajemnicę tego błogosławieństwa w ten sam sposób, w jaki je otrzymał, przed śmiercią oddał pierworodnemu Sary, i że wnuk jego Jakub będzie ojcem dwunastu synów, z których dwanaście pokoleń wyjdzie. Anioł powiedział także, iż od Jakuba to błogosławieństwo znowu będzie odjęte; gdy zaś Jakub stanie się narodem, owo błogosławieństwo znowu do arki Przymierza jako błogosławieństwo całego narodu, który za pomocą modlitwy się ostanie, ma być oddane. Pokazał mu, że dla bezbożności ludzi tajemnica ta z arki na proroków, a wreszcie na męża przejdzie, który ma się stać ojcem dziewicy. Słyszałam też podczas tej obietnicy, że poganom przez sześć prorokiń i przez gwiazdozbiory zbawienie świata z dziewicy ma być zwiastowanym. Wszystko to pojął Abraham w widzeniu; widział także ukazującą się na niebie dziewicę, a po jej prawicy unoszącego się anioła gałązką jej ust dotykającego. Z płaszcza dziewicy wyszedł potem kościół. Trzeci anioł Abrahamowi narodzenie Izaaka zwiastował. Widziałam Abrahama wskutek obiecanej świętej dziewicy i wizji o niej otrzymanej tak uradowanego, iż wcale o Izaaku nie myślał, i sądzę, że obietnica dziewicy także później rozkaz Boży ofiarowania Izaaka mu ułatwiła. Dopiero po tej świętej akcji widziałam podejmowanie aniołów i uśmiechanie się Sary. Widziałam też Abrahama aniołów odprowadzającego, i za Sodomą się wstawiającego. Gdy minęło zachwycenie, zaprowadził Abraham aniołów pod drzewo, postawił stołki naokoło niego, na które aniołowie usiedli, a on im nogi umywał. Potem pobiegł Abraham do namiotu Sary, by ucztę przygotowała, którą później, okwefiona, na połowę drogi wyniosła. Po uczcie towarzyszył Abraham aniołom kawał drogi, a ponieważ o narodzeniu syna z nim mówili, śmiała się Sara, która to, zbliżywszy się po za zagrodami namiotów słyszała. Bardzo wiele gołębi, jak kury oswojonych, przed namiotami widziałam. Uczta składała się z takich gołębi, z okrągłych chlebów i z miodu. Abraham już dawniej, wychodząc z Chaldei, tajemnicę błogosławieństwa przez anioła był otrzymał; ale ta tajemnica była jeszcze ukryta i otrzymał ją więcej jako zadatek spełnienia się przyrzeczenia, iż stać się ma ojcem niezliczonego ludu. Teraz aniołowie tę tajemnicę w nim wzbudzili, a on o niej został oświecony.

zaufaj.com
EON
Bzdura. To nie są sakramenty. Są to jedynie znaki.