Naukowy kult, czyli jak przebrali religię w biały fartuch
To nie jest nauka. To nie jest rozwój. To nie jest szukanie prawdy. To nowa forma religii – tylko bez kadzidła i różańca, za to z grantami, wykresami i zamrożonym czołem profesora, który boi się zadać pytanie.Kiedyś naukowiec miał odwagę powiedzieć „nie wiem”. Dziś musi powiedzieć: „zgadzam się z konsensusem”. Bo jeśli nie – spłonie. Oczywiście nie dosłownie. Spali się reputacją. Utraci finansowanie, zostanie zbanowany z konferencji, a jego nazwisko zniknie z laboratoriów szybciej niż pacjent zero z dokumentacji covidowej.
To nie jest wolność myślenia – to formatowanie mózgu. „Masz cytować, nie myśleć. Masz powtarzać, nie kwestionować. Masz się dostosować, bo inaczej jesteś spiskowcem, antyszczepem, foliarzem albo – o zgrozo – niezależnie myślącym człowiekiem.” A tego system nie zniesie.
Dziś nauka nie służy prawdzie. Służy narracji. Prawdę się wybiela lub wycisza. Jeśli pasuje do agendy – dostaje nagrodę Nobla. Jeśli nie – zostaje nazwiskiem na końcu listy lub przypisem, który nikt nie czyta.
Nie, to nie jest bunt. To dezynfekcja. Bo Królowa nie będzie klaskać do wykresów, które mają więcej manipulacji niż reklamy kremów na zmarszczki. Nie będzie całować po rękach profesorów z doktoratem z „jak powtarzać cudze zdania i nie dostać czkawki”. I nie będzie modlić się do publikacji, w których 96% treści to przypisy do innych przypisów.
Królowa pluje na ten system. Bo to nie nauka. To teatr. Gdzie aktorzy mają białe fartuchy, tekst z pamięci i przysięgę milczenia, jeśli coś zauważą poza scenariuszem.
A co, jeśli to wszystko nieprawda? Co, jeśli teorie są tylko zasłoną, a cytaty tylko cytadelą strachu? Gdybyśmy zdjęli te białe fartuchy i kazali im myśleć samodzielnie – ilu z nich miałoby cokolwiek do powiedzenia? Ilu nie schowałoby się za statystyką? Ilu miałoby w sobie choć odrobinę odwagi, by powiedzieć: „to nie pasuje do modelu, więc może model się myli”?
A nie: „to nie pasuje, więc trzeba to wykluczyć z próby”.
Dziś nauka to fast-food intelektualny. Szybki, tani, pełen wypełniaczy, ładnie opakowany, ale pusty w środku. Idealny dla konsumenta XXI wieku: wygodnego, leniwego, z przeciążonym kontem na Netfliksie i niedożywionym mózgiem. Człowieka, który nie chce wiedzieć. On chce mieć rację. Ale nie swoją – cudzą, certyfikowaną, zatwierdzoną i w pełni bezpieczną.
Bo zadanie pytania boli. Myślenie boli. A najbardziej boli, gdy trzeba przyznać, że się żyło w iluzji. Więc większość wybiera komfort. Przeciętny człowiek? Wierzy w naukę tak, jak jego pradziadek wierzył w cuda. Bez zrozumienia. Bez pytań. Bo tak trzeba. Bo tak wszyscy.
To już nie nauka. To sekta z certyfikatem. A ty? Zdecyduj, czy chcesz być jej wyznawcą, czy ostatnim, który jeszcze potrafi zapytać: „a co jeśli to wszystko to ściema?”
Brama Główna -zapraszam