Ewelina Anna
1,8 tys.

Toaleta zamiast sacrarium czyli źródło poniżenia Najświętszego Sakramentu.

Jean Guitton, bliski przyjaciel Pawła VI przyznał, że zamiarem reformy Mszy Świętej było wyeliminowanie „zbyt katolickich” elementów Mszy Świętej, czyli przede wszystkim wymiaru ofiary Chrystusa:
Oczywiście nie uczestniczyłem w kalwinistycznej wieczerzy, ale uczestniczę we Mszy Pawła VI. A msza Pawła VI przede wszystkim przypomina ucztę, nieprawdaż? I kładzie olbrzymi nacisk na udział w tej uczcie, a w dużo mniejszym stopniu na pojęcie ofiary, rytualnej ofiary przed Bogiem, podczas której widać tylko plecy kapłana. Myśle więc, że nie mylę się, mówiąc, że intencją Pawła VI oraz nowej liturgii noszącej jego imię jest zaproszenie wiernych do większego udziału we Mszy Świętej, wygospodarowanie większej przestrzeni dla Pisma Świętego, a ograniczenie tego wszystkiego, co co jest (jak niektórzy mówią) ”magiczną” badź konstubstancjalną, transsubstancjalną konsekracją, a co stanowi wiarę katolicką. Innymi słowy Paweł VI wykazuje się ekuenicznym zamiarem wymazania a przynajmniej skorygowania bądź rozmiękczenia tego, co „zbyt katolickie” we Mszy Świętej w sensie tradycyjnym oraz zbliżenia Mszy katolickiej, powtórzę to, do Mszy kalwinistycznej.
Jean Guitton,
Publiczna debata zorganizowana przez program radiowy
Lumière 101 Radio – Courtoisie 19. 12 1993 r.
Podczas łamania obyczajów, jakiego masowo dokonywano pod pozorami „pandemii” pewnej grupie wiernych, która zdecydowanie zaprotestowała przeciwko bezprawnemu przymuszaniu do Komunii na rękę, kapłan tłumaczył, że obrusy ołtarzowe są strzepywane raz na jakiś czas na podłogę a to, co z nich spadnie, jest myte mopem przez sprzątaczkę i wylewane do toalety.
Dawniej, gdy była najmniejsza szansa, że w wodzie, którą oczyszczano miejsca, na które mogły upaść choćby okruszyny Najświętszego Sakramentu, zlewano tę wodę do specjalnej studzienki kościelnej, w której nie miało prawa znaleźć się cokolwiek innego. Studzienka ta nazywała się sacrarium. Tam też wylewano wodę z prania bielizny ołtarzowej. Kapłan sam miał zrobić pierwsze pranie, aby z bielizny okruszyny Ciała Pańskiego w sposób godziwy przed praniem usunąć, by nie zostały narażone na zbezczeszczenie, a wodę z tego prania kapłan wylewał do sacrarium. W dzisiejszym obrządku rolę sacrarium pełni w niektórych kościołach toaleta.

Monstrancja Trzech Hostii sprofanowanych przez Żydów znajdująca się w Kościele pw. Bożego Ciała w Poznaniu.

Czy praktyka taka nie jest na miarę znanych przez wieki i praktykowanych profanacji żydowskich Najświętszego Sakramentu? Do jakiego upadku doszedł rytuał Kościoła dzisiaj, że praktyki te, na miarę najcięższych profanacji i zbezczeszczeń, dziś wykonują kapłani i nie widzą w tym niczego szczególnego?
Ale jak widać na przytoczonym cytacie, to co obserwujemy i postrzegamy jako efekt niezamierzony, było planem dla Kościoła. Usunięcie najbardziej katolickich rzeczy z Mszy Świętej wymagało usunięcia czci dla Ciała i Krwi Pańskiej. Dlatego tutaj wracamy do księgi, z konieczności usuniętej po reformie liturgii Pawła VI. Dlaczego usuniętej z konieczności? Ponieważ nie stanowiła ona w żadnym stopniu jedności z nowym mszałem. Księga Piusa V De defectibus była zabezpieczeniem godnej i ważnej celebracji Mszy Świętej Tradycyjnej. Po reformie Pawła VI, która była uzgadniana z Żydami i protestantami, księga ta nie pasowała w żaden sposób do przerobionej liturgii, bowiem miała na celu przede wszystkim zachowanie maksymalistycznej czci dla Najświętszego Sakramentu. Jak przyjrzeć się tej księdze, właściwie we wszystkim zabezpiecza ona świętość Mszy Świętej jako miejsca realnej obecności Ciała i Krwi Pańskiej. Wszystko, cokolwiek jest w niej zawarte, dotyka czci Najświętszego Sakramentu: tego, żeby do konsekracji doszło, by była godziwie sprawowana i by we Mszy Świętej cześć Ciała Pańskiego i Krwi Pańskiej była w każdym szczególe zachowana a w sytuacjach nieprzewidzianych zabezpieczona.
W Tradycyjnym rycie kapłan po dokonaniu przeistoczenia ma mieć złączone palce, którymi dotykał Ciała Pańskiego: kciuków i palców wskazujących1 i ma je trzymać złączone aż do momentu ablucji. Utrudnia to czynności, które kapłan wykonuje: przerzucanie kartek mszału, żegnanie się pateną, unoszenie kielicha podczas podniesienia … ale uniemożliwia to kontakt okruszyn konsekrowanej Hostii z innymi przedmiotami, zabezpiecza je przez porzuceniem w niewłaściwym, przypadkowym miejscu. Także widać to w zachowaniu kapłana, kiedy musi po konsekracji wykonać prawą ręką jakiś gest, lewą rękę trzyma na korporale a nie na piersi. To także sprawia, że partykuły nie powędrują przypadkowo na odzież czy nie upadną poza ołtarz. Tak wygląda zabezpieczenie konsekrowanej Hostii w tradycyjnym rycie. W nowej Mszy nie ma takich zasad, wykluczenie tych kapłańskich gestów zabezpieczających każdy okruszek Ciała Pańskiego umniejsza wiarę kapłana i troskę o Najświętszy Sakrament. Z tego punktu widzenia nie jest dziwne to, że kapłani nowego rytu tracą wiarę w prawdziwie obecnego Chrystusa, bo przyzwyczajeni są, że pomimo dogmatów, praktyka pozwala na łamanie, rozsypywanie i traktowanie konsekrowanych Hostii jak zwykłego chleba. Dlatego zabrakło podczas ostatnich lat wśród większości kapłanów obrońców Pana Jezusa, gdyż oni zostali przeszkoleni nie przed naukę dogmatyczną ale przez mszał, w którym elementy katolickie, czyli fakt transsubstancjacji, mają być pomniejszone a jak wiemy, nawet wyeliminowane.
Wychowankowie i scenarzyści Dni Judaizmu pośród nowego rytu, który dopuszcza bezczeszczenie konsekrowanej Hostii już na ołtarzu, przez „przypadkowe” i niezamierzone upuszczanie okruszyn na ołtarz i poza nim poprzez ręce czy ubranie kapłana, muszą się czuć doskonale w uzurpowanej roli kapłana. Dlatego judaizatorzy, pederaści, mają szczególną sympatię do tego rytu a z nienawiścią patrzą na ryt tradycyjny. Bo ryt tradycyjny zawiera w sobie wiarę w przerażającą tajemnicę Bożego stawania się na ołtarzu, realnej obecności, śmiertelnej ofiary za ludzkość, uszanowanej przez Kościół, kapłana i wiernych. Wrogowie Kościoła, judaizatorzy, sodomici, wszelkiej maści rewolucjoniści liturgiczni mają wielką sympatię do nowego rytu, zanim nie przedzierzgną go w coś bardziej pokracznego, choćby ryt bogini żywiołów która żąda, jak wiara w kowida, ofiar z ludzi.

Praktyka nowej Mszy kapłanowi, który w dobrej wierze ją odprawia, powoli może odebrać wiarę, ale dla judaizatorów jest niekończącą się okazją do profanacji czynionych z przyjemnością i lubością.

Zatracenie świadomości realnej transsubstancjacji jest dla nieświadomych księży przyzwoleniem na organizowanie nabożeństw jako eventów autopromocji: zagadywania, zabawiania, koncertowania, błaznowania podczas odprawiania Mszy Świętej. Zaś dla wrogów katolickiej wiary, judaizatorów, Rysiów i wilków jest przyjemnością poniżania Chrystusa za pomocą liturgii jego własnego Kościoła.

Więc stąd się bierze nieświadomość, co to jest sacrarium i do czego służy, bo dziś rolę sacrarium pełni toaleta na plebanii czy w zakrystii. A wynika to z utraty wiary, wymuszonej przez nowe praktyki liturgiczne, mimo że dogmat pozornie pozostaje nienaruszony. Istnieje on gdzieś, ale wiara umiera, wykorzeniona przez nowe ryty, nie będące konsekwencją i zabezpieczeniem czystej wiary Kościoła.

Msza sama w sobie jest święta. We Mszy Świętej, przy słowach konsekracji mających tradycyjne znaczenie, dochodzi do przeistoczenia. Co z tym przeistoczeniem Kościół rękami urzędników, rzeźników czy kapłanów uczyni albo pozwoli uczynić innym, to inna rzecz. Msza Święta ma być nie tylko ważna. Ma być godziwa.
To jest treścią księgi liturgicznej De defectibus Piusa V. Wszak Msza odprawiana przez satanistów2 może być ważna. Kto zagwarantuje, że kapłan po święceniach nie został satanistą, skoro tylu kapłanów beznamiętnie patrzy na deptanie partykuł jako masowej praktyce na wzór satanistycznych, w ogromnej liczbie kościołów w Polsce. To że Msza Święta jest ważna nie oznacza, że można na nią iść.
Powstaje pytanie, co jest bardziej niegodziwe? Wchodzenie do kościoła, gdzie partykuły Pańskiego Ciała deptane są przez ludzi a kapłani pozwalają na to, czy ucieczka do ukrytej kaplicy, gdzie kapłan sprawuje Mszę Świętą w starym rycie zabezpieczając godność Najświętszego Sakramentu?
Która niegodziwość jest bardziej niegodziwa?
Co jest bardziej niegodziwe: uczestniczyć we Mszy tradycyjnej w ukrytych kaplicach, bez zezwolenia biskupa, czy uczestniczenie we mszy, gdzie praktykowane jest stadne sypanie z rąk wiernych na podłogi kościelne partykuł? Co jest gorsze, ubliżyć obowiązkom wobec biskupa, zachowując cześć Boską, czy okazać posłuszeństwo i w dobrej wierze brać udział we Mszy, gdzie trzeba podejść do ołtarza po partykułach, które przy Komunii na rękę są tam na pewno?
Czy jeśli mamy taką a inną niegodziwość, która jest mniej niegodziwa?
Kościół ma na to odpowiedzi, i był czas, kiedy Msza Święta uciekała z heretyckich kościołów do jaskiń, i domów, by nie być poddana bezczeszczącym praktykom niewiernego duchowieństwa.
Skoro reguły odprawiania Mszy Tradycyjnej taką wagę przywiązywały do drobnych gestów kapłana, które zabezpieczały odrobiny realnego Ciała Bożego przed upadkiem, to te zwyczaje nie były czczą wydumką. Były wielowiekową praktyką Kościoła, która powstała poprzez doświadczenie kapłańskie wielu wieków a nawet tysiącleci a nie szurię i wariactwo. Skoro są takie gesty, to oznacza, że partykuły mogą podczas Mszy Świętej wędrować w razie nieuwagi kapłana na ubranie, ołtarz, podłogę i być zdeptane. Gdyby tak nie było, Kościół nie stworzyłby takich regulacji i nie zabezpieczałby starannie, aby do tego nie doszło. Na jakiejś zasadzie dzisiejsi kapłani uważają, że na pewno tak się nie dzieje, tego nie można zrozumieć. Gdzie jest kapłańska odpowiedzialność za Boga którego mają moc na ołtarz sprowadzić. Są okaleczeni w swym kapłańskim rozumie, w kapłańskim rzemiośle i kapłańskim duchu.
Skąd ta wielka praca, żeby seminarzyści nie mieli na ten temat żadnej wiedzy, by te sprawy dla nich nie istniały. Seminarzyści, neoprezbiterzy i kapłani nie wiedzą w ogóle, że takie regulacje kiedykolwiek istniały. Przecież ta praktyka obowiązywała od dwóch tysiącleci. Współczesnym seminariom należy zarzucić to, że nie ucząc tego seminarzystów, dla Kościoła nie istnieją. Same sobie odmówiły istnienia, i same sobie zawdzięczają to, że nie ma w nich ani jednego kleryka. Po co komu kapłan, którego nie nauczono szacunku do Najświętszego Sakramentu. Po co komu takie kapłaństwo? Nic nie pomoże mnożenie „nadzwyczajnych” szafarzy. To tylko gwóźdź do trumny kapłaństwa katolickiego, w myśl zamiarów, jakie zacytowaliśmy na początku wpisu: eliminacji transubstancjalnego wymiaru Mszy Świętej.
Msza nowa jest więc na tym tle etapem, który jak na razie nie całkiem wyniszczył wiarę, dlatego obłudnie, tworząc ryty sodomicki, czy paczamamowy, ogłasza się jedynym wyrazem lex orandi Kościoła, w niektórych miejscach już tworząc ryt błogosławieństwa par homoseksualnych. Msza Pawła VI jako jedyny wyraz lex orandi Kościoła to propaganda dla idiotów.
Ratunkiem dla wiary jest powrót, gremialny, zdecydowany powrót do Mszy Wszechczasów, i uczenia w seminariach wiedzy kapłańskiej zabezpieczającej Pana Jezusa substancjalnie obecnego na Mszy Świętej. Jest to kapłańskie rzemiosło, które ma zabezpieczać godność Mszy Świętej. Sama ważność nie wystarczy. Tak, jak samo Pismo Święte nie zawsze jest słowem Boga, tak sama ważność Mszy katolickiemu kapłanowi nie wystarczy do nadania jej miana liturgii katolickiej. Pismo Święte używane przez heretyków jest słowem diabła, a Liturgia katolicka obdarta z godności, jest sposobem satanistów na zniszczenie Kościoła w samym jego sercu.

1Dawid Mielnik, Ordo missae Mszałów Jana XXIII i Pawła VI w świetle zasady lex orandi – lex credendi.
2Dawid Mielnik, De defectibus od Mszału PiusaV do Mszału Jana XXIII. Pomiedzy wiernością a zmianą.

Toaleta zamiast sacrarium czyli źródło poniżenia Najświętszego Sakramentu.