Slawek
1577

PODWÓJNIE WIĘZIONY I ŚCIĘTY

JAN CHRZCICIEL – PODWÓJNIE WIĘZIONY
Według POEMATU BOGA-CZŁOWIEKA

«Gdzie jest Jan?» [– pyta Jezus.]
«Herod go uwięził. [por. Mt 4,12; Mk 1,14; Łk 3,19] Jest w więzieniu w Macheroncie. Jego najwierniejsi [uczniowie] spośród nas próbowali go uwolnić, lecz to niemożliwe. Przybywamy stamtąd. Pozwól nam iść z Tobą, Nauczycielu. Pokaż nam, gdzie mieszkasz.»
«Chodźcie! Czy jednak wiecie, czego szukacie? Kto idzie za Mną, musi wszystko opuścić: dom, rodziców, sposób myślenia, nawet życie. Uczynię z was Moich uczniów i Moich przyjaciół, jeśli tego chcecie. Nie posiadam jednak ani bogactw, ani zabezpieczeń. Jestem i będę coraz biedniejszy – do tego stopnia, że nie będę miał gdzie głowy położyć. Prześladować Mnie będą bardziej niż wilki podążające za zagubioną owieczką. Nauka Moja jest jeszcze surowsza niż Jana, zabrania bowiem żywienia jakiejkolwiek urazy. Dotyczy nie tyle tego, co zewnętrzne, ile spraw duchowych. Będziecie musieli się ponownie narodzić, jeśli chcecie należeć do Mnie. Czy chcecie tego?»
«Tak, Nauczycielu. Ty jeden masz słowa, dające nam światło. One zstępują i wnoszą jasność słońca tam, gdzie były ciemności spustoszenia z powodu braku przewodnika.»
«Chodźcie więc. Pójdziemy. Pouczę was w drodze.»
Świat wyśmiewa się z żyjących w czystości. Ci, którzy są brudni z powodu nieczystości, zamierzają się na tych, którzy są czyści. Jan Chrzciciel stał się ofiarą dwóch pożądliwych, zepsutych istot [por. Mt 14,1-12; Mk 6,17-29; Łk 9,7-9]. Jeśli świat zachowuje jeszcze odrobinę światła, to zawdzięcza je tym, którzy pozostają czyści na świecie. Oni są sługami Boga, potrafią Go zrozumieć oraz powtórzyć słowa Boże. Powiedziałem: “Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”, nawet na ziemi. Ci, u których opary zmysłowe nie mącą myśli, “oglądają” Boga i słyszą Go, idą za Nim i pokazują Go innym.

«Ujrzycie go» [– zapewnia ich Jezus.]
«Tak, Herod nie ośmiela się go zabić z obawy przed ludem. Na tym dworze, chciwym i zepsutym, łatwo byłoby zapewnić mu wolność, gdybyśmy mieli dużo pieniędzy. Ale... ale pomimo wielkiej sumy otrzymanej od przyjaciół, jeszcze dużo nam brakuje. Bardzo się boimy, że nie zdążymy na czas... i jednak go zabiją.»
«Ile jeszcze wam brakuje, aby go wykupić?» [– pyta Jezus.]
«Nie chodzi o wykupienie, Panie. Herodiada zbytnio go nienawidzi, żeby można było myśleć o wykupieniu go. Ona narzuca tę nienawiść Herodowi. Ale... w Macheroncie zgromadzeni są wszyscy, jak sądzę, którzy mają ambicje do tronu. Wszyscy chcą uciechy, wszyscy chcą panowania: od ministrów – aż po sługi. Aby to osiągnąć, potrzeba im pieniędzy... Znaleźliśmy więc kogoś, kto za wielką sumę wypuściłby Chrzciciela. Być może nawet Herod tego pragnie... gdyż się boi. Jedynie dlatego. Boi się ludu i boi się swojej żony. W ten sposób zadowoliłby lud, a żona nie oskarżałaby go o to, że ją zawiódł.»
«A ile żąda ta osoba?» [– pyta Jezus.]
«Dwadzieścia talentów srebra, a my mamy tylko dwanaście i pół.»
«Judaszu, powiedziałeś, że te klejnoty są bardzo piękne.»
«Piękne i mają wielką wartość» [– odpowiada Judasz.]
«Ile mogą być warte? [– pyta Judasza Jezus. –] Wydaje mi się, że znasz się na tym.»
«Tak, znam się na tym. Dlaczego chcesz znać ich wartość, Nauczycielu? Czyżbyś chciał je sprzedać? Po co?»
«Być może... Powiedz mi, jaką mogą mieć wartość?»
«Sprzedane po dobrej cenie, przynajmniej... przynajmniej sześć talentów.»
«Jesteś pewien?» [– pyta Jezus.]
«Tak, Nauczycielu. Sam naszyjnik, wielki i ciężki, wart jest co najmniej trzy talenty. Dobrze go obejrzałem. I także bransolety... Zastanawiam się, jak delikatne dłonie Aglae mogły znieść taki ciężar.»
«To były dla niej kajdany, Judaszu.»
«To prawda, Nauczycielu... ale wiele jest takich, które chciałyby mieć takie kajdany!»
«Tak sądzisz? Kto?»
«No... wiele!»
«Tak, wiele takich, które mają z człowieka jedynie nazwę... Czy znasz jakiegoś nabywcę?»
«A więc chcesz je sprzedać? Dla Chrzciciela? Zważ jednak, że to złoto jest przeklęte!»
«O! Co za sprzeczności! Powiedziałeś przed chwilą – z dostrzegalnym pragnieniem – że wielu chciałoby posiadać to złoto, a teraz nazywasz je przeklętym? Judaszu, Judaszu!... Tak, to jest złoto przeklęte, przeklęte. Jednak [kobieta, która je dała,] powiedziała: “Zostanie uświęcone służąc temu, kto jest ubogi i święty”. To dlatego je dała, aby obdarowany modlił się za jej biedną duszę, która jak poczwarka właśnie rozwija się w nasieniu jej serca. Kto jest bardziej święty i bardziej ubogi niż Chrzciciel? Ze względu na swą misję jest równy Eliaszowi, a co do świętości – większy jest niż Eliasz. Jest biedniejszy niż Ja. Ja mam Matkę i dom... Kiedy ma się to, tak czyste i święte – jak to, co Ja posiadam – nigdy nie jest się zdanym tylko na samego siebie. On nie ma już domu i [nie ma] nawet grobu swej matki. Wszystko zostało zbezczeszczone, sprofanowane przez ludzkie wynaturzenie. Kim jest ten nabywca?»
«Jeden jest w Jerychu, inni w Jerozolimie [– mówi Judasz –] Ale ten z Jerycha!... O, to chytry mieszkaniec Lewantu, złotnik, lichwiarz, handlarz starzyzną, z pewnością złodziej, być może morderca... z pewnością tropi go Rzym. Każe się nazywać Izaakiem, aby uchodzić za żyda, lecz jego prawdziwe imię to Diomedes. Znam go dobrze...»
«To widać! – przerywa mu Szymon Zelota, który mówi niewiele, ale wszystko obserwuje. Pyta: – Jak to zrobiłeś, że znasz go tak dobrze?»
«No... wiesz... żeby sprawić przyjemność wpływowym przyjaciołom... Widywałem się z nim... w interesach... My, ze Świątyni... wiesz...»
«Tak!... Chwytacie się wszystkich zawodów» – kończy Szymon z chłodną ironią. Judasz czerwieni się, lecz milczy.
«Czy kupi to?» – zadaje pytanie Jezus.
«Myślę, że tak. Nigdy mu nie brak pieniędzy. Oczywiście, trzeba umieć sprzedawać, bo to Grek – i przebiegły! A jeśli widzi, że ma do czynienia z osobą uczciwą... z gołębiem, który opuścił gniazdo, wyskubie go do ostatniego pióra. Ale jeśli ma do czynienia z sępem, takim jak on...»
«Idź ty do niego, Judaszu. Jesteś typem, którego tu trzeba. Posiadasz przebiegłość lisa i drapieżność sępa. O! Wybacz, Nauczycielu, że tak mówię przed Tobą!» [– odzywa się Szymon.]
«Myślę tak samo jak ty i dlatego nakazuję Judaszowi iść. Janie, pójdziesz z nim. Spotkamy się o zachodzie słońca. Miejscem spotkania będzie plac targowy. Idź i zrób to jak najlepiej.»

Jak przebiegle sprzedał Judasz klejnoty:
ISKARIOTA SPRZEDAJE DIOMEDESOWI KLEJNOTY AGLAE
Napisane 19 stycznia 1945.

Po zgromadzeniu odpowiedniej sumy uczniowie Jana, finalizują plan, a Jonatan tak o tym opowiada Piotrowi i innym:


Gdybyście wiedzieli, jakie bagno kryje się za tym odzieniem z purpury! Zemsta, niesprawiedliwość, donosy, rozwiązłość i kradzieże to pokarm ich dusz. Dusz?... Tak się mówi, lecz sądzę, że nie mają już nawet dusz. Zobaczcie. To się dobrze skończyło, ale dlaczego Jan został uwolniony? Stało się to po kłótni dwóch oficerów dworskich i jako wynik zemsty. Jeden z nich, aby się pozbyć drugiego – którego Antypas wyróżniał, dając mu straż nad Janem – za pewną sumę otwarł w nocy więzienie... Myślę, że musiał upić rywala zaprawionym winem i rano... nieszczęśliwiec został ścięty zamiast uciekiniera - Chrzciciela. To obrzydliwe, mówię ci.

DO TEGO MOMENTU BYŁA MOWA O PIERWSZYM UWIĘZIENIU JANA CHRZCICIELA W PIERWSZYM ROKU NAUCZANIA. A TERAZ JAN ZOSTAJE PONOWNIE POJMANY – DRUGI ROK NAUCZANIA PANA JEZUSA.

Ktoś gwałtownie puka do drzwi.
«Któż to może być o tej porze?» – zastanawia się Piotr wstając otworzyć.
Ukazuje się Jan – wstrząśnięty, pokryty kurzem, z widocznymi śladami łez na twarzy.
«Ty tutaj? – wołają wszyscy – Co się stało?»
Jezus wstaje i pyta tylko:
«Gdzie jest Matka?»
Jan podchodzi, klęka u stóp swego Nauczyciela, wyciągając ręce, jakby w poszukiwaniu pomocy. Mówi:
«Matka jest bezpieczna, ale płacze – jak i ja oraz jak wielu ludzi – i prosi Cię, abyś nie szedł wzdłuż brzegu Jordanu z naszej strony. Kazała mi z tego powodu wrócić, bo... bo Jan, Twój kuzyn, został wtrącony do więzienia...»
Jan płacze i wielkie wzruszenie ogarnia wszystkich obecnych. Jezus bardzo blednie, lecz nie okazuje wzburzenia. Mówi tylko:
«Wstań i opowiadaj.»
«Szedłem na południe z Matką i niewiastami. Także Izaak i Tymon byli z nami. Trzy niewiasty i trzech mężów... Byłem posłuszny Twemu rozkazowi, by zaprowadzić Maryję do Jana... Ach! Ty wiedziałeś, że to miało być ostatnie pożegnanie!... Burze ostatnich dni zatrzymały nas zaledwie na kilka godzin, ale to wystarczyło, żeby Jan nie mógł już ujrzeć Maryi... Dotarliśmy o godzinie szóstej, a jego ujęto o pianiu koguta...»
«Ale gdzie? Jak? Przez kogo? W jego grocie?» – wszyscy pytają, wszyscy chcą wiedzieć.
«Został zdradzony. Posłużono się Twoim Imieniem, żeby go zdradzić!»
«To straszne! Ale kto to był?» – krzyczą wszyscy.
Jan drżąc wypowiada cichutko tę potworność, której nawet powietrze wolałoby nie słyszeć:
«Jeden z jego uczniów...»
Zgiełk dochodzi do szczytu. Jedni przeklinają, inni płaczą, jeszcze inni, oszołomieni, trwają w bezruchu jak posągi. Jan rzuca się Jezusowi na szyję i woła:
«Boję się o Ciebie! O Ciebie! O Ciebie! Święci mają swych zdrajców, którzy sprzedają się za złoto... za złoto i z powodu lęku przed wielkimi, pragnąc nagrody... przez... przez posłuszeństwo szatanowi. Z tysiąca tysięcy powodów! O! Jezu, Jezu, Jezu! Co za ból! Mój pierwszy nauczyciel! Mój Jan, który oddał mnie Tobie!»
«Spokój, spokój! Na razie nic Mi się nie stanie.»
«A potem? Potem? Patrzę na siebie... Patrzę na nich... Boję się wszystkich, nawet siebie. Pomiędzy nami będzie Twój zdrajca...»
«Jesteś szalony? Sądzisz, że nie zostałby przez nas rozszarpany?» – krzyczy Piotr.
A Iskariota:
«O! Prawdziwy szaleniec! Ja nigdy nie zdradzę. Ale gdybym czuł się osłabiony do tego stopnia, aby to uczynić, zabiłbym siebie. To lepsze niż być zabójcą Boga.»
Jezus wyzwala się z objęć Jana i gwałtownie potrząsa Iskariotą, mówiąc mu:
«Nie bluźnij! Nic cię nie osłabi, jeśli ty tego nie chcesz. A gdyby to się zdarzyło, trzeba by płakać, a nie popełniać – prócz bogobójstwa – jeszcze innej zbrodni. Słabym staje się ten, kto zrywa żywą więź z Bogiem.»
Potem odwraca się do Jana, który płacze z głową opartą o stół, i mówi [do niego]:
«Mów po kolei. Ja także cierpię. To był Mój krewny i Mój Poprzednik.»
«Widziałem jego uczniów, tylko część z nich, przygnębionych i rozwścieczonych na zdrajcę. Inni towarzyszyli Janowi do więzienia, aby być blisko niego, gdy będzie umierał.»
«Ale on jeszcze nie umarł... Poprzednio potrafił się wydostać» – mówi Zelota, który bardzo kocha Jana i chce go pocieszyć.
«Nie umarł, lecz umrze» – odpowiada Jan.
«Tak. Umrze. On wie o tym tak dobrze, jak Ja to wiem. Nic ani nikt nie ocali go tym razem. Kiedy? Nie wiem... Wiem, że nie ujdzie żywy z rąk Heroda» [– mówi Jezus.]
«Tak, Heroda. Posłuchaj. On szedł ku tej gardzieli – przez którą i my przechodziliśmy powracając z Galilei, między górami Ebal i Garizim – bo zdrajca powiedział mu: “Mesjasz umiera, gdyż osaczyli Go wrogowie. Chce cię ujrzeć, aby powierzyć ci tajemnicę”. I Chrzciciel poszedł ze zdrajcą i kilkoma innymi. W cieniu wąwozu byli żołnierze Heroda, którzy go pojmali. Inni uciekli, zanosząc nowinę uczniom, blisko Enonu. Właśnie przybyli, kiedy dochodziłem z Matką. Straszne jest to, że był to jeden z naszych okolic... i że to faryzeusze z Kafarnaum są na czele spisku. Znaleźli Jana, by mu powiedzieć, że byłeś ich gościem i stamtąd odszedłeś do Judei... On nie opuściłby kryjówki dla nikogo, jedynie dla Ciebie...»
Po opowiadaniu Jana zapada śmiertelna cisza. Jezus wydaje się wyczerpany, Jego ciemnoniebieskie oczy są jakby zamglone. Pochylił głowę, dłoń spoczywa jeszcze na ramieniu Jana, porusza ją lekkie drżenie. Nikt nie ośmiela się mówić. Jezus przerywa ciszę:
«Pójdziemy do Judei inną drogą. Jednak jutro muszę iść do Kafarnaum, jak najwcześniej. Wypocznijcie. Idę między oliwki. Potrzebuję samotności.»

ŚMIERĆ JANA CHRZCICIELA

W ogrodzie dają się słyszeć głosy wzburzonych ludzi. Wołają z niepokojem: «Nauczycielu! Nauczycielu! Czy On tu jest?

Jezus ukazuje się w oknie, mówiąc:
«Pokój niech będzie z wami... O! To wy? Wejdźcie! Wejdźcie!»
To trzej pasterze: Jan, Maciej i Symeon.
[por. Mt 14,3-12; Mk 6,17-29; Łk 9,7-9] «O! Nauczycielu!» – mówią, podnosząc głowy i ukazując zasmucone twarze. Nawet widok Jezusa ich nie rozpogadza. Jezus wychodzi z izby, idąc im na spotkanie, na taras. Manaen idzie za Nim. Spotykają się dokładnie tam, gdzie schody dotykają nasłonecznionego tarasu. Trzej [pasterze] klękają, pochylając się ku ziemi. Potem Jan mówi w imieniu wszystkich:
«To godzina, żebyś nas przyjął, Panie, bo jesteśmy Twoim dziedzictwem...»
Łzy płyną po twarzy ucznia i jego towarzyszy. Jezus i Manaen wydają ten sam okrzyk:
«Jan?!»
«Zabito go...»
Słowo to spada z takim łoskotem, jakby wrzawa ogarnęła całą ziemię. A przecież wypowiedziano je bardzo cicho. Przenika ono jednak i mówiącego, i tych, którzy je słyszą. Wydaje się, że ziemia – aby je przyjąć i aby zadrżeć z przerażenia – powstrzymała wszelki hałas, w chwili głębokiej ciszy i głębokiego bezruchu zwierząt, listowia i powietrza. Przerywa się gruchanie gołębi, ucina głos mewy, milknie nagle chór wróbli i zamiera niespodziewanie cykający świerszcz, jakby w jednej chwili cały jego narząd [głosu] uległ zniszczeniu. Nieruchomieje w tym momencie wiatr, który gładził łodygi i liście winorośli, wydając odgłos jakby jedwabiu i skrzypienia czerpaka.
Jezus staje się blady jak kość słoniowa, Jego zaś oczy rozpływają się we łzach. Otwiera ramiona, żeby coś powiedzieć, a Jego głos staje się głęboki z powodu wysiłku, jaki czyni, żeby nad nim zapanować:
«Pokój męczennikowi sprawiedliwości i Mojemu Poprzednikowi.»
Potem krzyżuje ramiona i skupia się w duchu. Z pewnością się modli, jednocząc się z Duchem Bożym i z duchem Chrzciciela.
Manaen nie ośmiela się nawet poruszyć. W przeciwieństwie do Jezusa gwałtownie się zaczerwienił i wykonał gniewny gest. Następnie nieruchomieje. Całe jego wzburzenie ujawnia się w mechanicznym ruchu prawej ręki, która szarpie sznur szaty. Lewą zaś ręką bezwiednie sięga po sztylet... lecz potrząsa głową, skarżąc się na słabość swego umysłu, który nie pamięta, że pozbawił się broni, żeby być “uczniem Tego, który jest łagodny... przy Tym, który jest łagodny.”
Jezus ponownie otwiera usta i oczy. Jego twarz, Jego spojrzenie, Jego głos przyjęły na nowo posiadany zazwyczaj Boski majestat. Pozostaje jedynie poważny smutek, powściągany pokojem:
«Chodźcie. Opowiecie Mi. Od dziś należycie do Mnie.»
Prowadzi ich do pomieszczenia, którego drzwi zamyka, pozostawiając zasłony w połowie zasunięte dla złagodzenia światła i stworzenia atmosfery skupienia wokół ich boleści i piękna śmierci Chrzciciela, oraz po to, żeby oddzielić tę doskonałość życia od zepsutego świata.
«Mówcie» – nakazuje im.
Wydaje się, że Manaen skamieniał. Jest blisko nich, lecz nic nie mówi.
«To było w wieczór święta... Stało się to w sposób nie do przewidzenia... Zaledwie dwie godziny wcześniej Herod rozmawiał z Janem i pożegnał go życzliwie... I zaledwie przed chwilą... chwilę przedtem, nim przyszło... zabójstwo, męczeństwo, zbrodnia, chwała... wysłał do więźnia sługę ze schłodzonymi owocami i rzadkimi winami. Jan nam dał to wszystko... On nigdy nie zmienił swej surowości... Byliśmy tam tylko my... bo dzięki Manaenowi znajdowaliśmy się w pałacu, żeby służyć w kuchniach i w stajniach. I to było dobrodziejstwem, które nam pozwoliło ciągle widywać naszego Jana... Byliśmy w kuchni, Jan i ja, w czasie gdy Symeon nadzorował sługi w stajni, aby zadbali odpowiednio o wierzchowce gości... Pałac zapełniony był przez wielkich, dowódców wojsk, panów z Galilei. Herodiada zamknęła się w pokojach po gwałtownej kłótni z Herodem, do jakiej doszło rano...»
Manaen przerywa: «Ale kiedy wróciła ta hiena?»
«Dwa dni wcześniej. Nie oczekiwano jej... Powiedziała monarsze, że nie mogła żyć z dala od niego i nie być obecna w dniu jego święta. Żmija i czarownica.... jak zawsze uczyniła sobie z Heroda zabawkę... Jednak tego dnia rano Herod, choć już był upojony winem i rozpustą, odmówił żonie przyznania jej tego, o co prosiła krzycząc głośno... Ale nikt nie przypuszczał, że było to życie Jana!...
Pozostawała w swych pokojach, obrażona. Odesłała królewskie potrawy, przesłane jej przez Heroda na kosztownej zastawie. Zachowała tylko drogocenną tacę pełną owoców i w zamian dała dla Heroda amforę przyprawionego wina... Narkotycznego... Ach! Kiedy już był tak bardzo pijany, wystarczyło jego skłonną do zła naturę popchnąć do zbrodni!
Przez tych, którzy usługiwali do stołu, dowiedzieliśmy się, że po tańcu dworskich mimów czy raczej w jego trakcie wkroczyła Salome, tańcząc w sali biesiadnej. Mimowie, w obecności księżniczki, przylgnęli do ścian. Taniec był doskonały, tak nam mówiono... lubieżny i doskonały. Godny gości... Herod... O! Być może nowe kazirodcze pragnienie fermentowało w jego wnętrzu!... Herod na koniec tego tańca powiedział zachwycony do Salome: “Dobrze zatańczyłaś! Przysięgam, że zasługujesz na nagrodę. Przysięgam, że ci ją dam. Przysięgam, że dam ci wszystko, o co tylko mnie poprosisz. Przysięgam to w obecności wszystkich. A słowo króla jest wierne, nawet bez przysięgi. Proś więc, o co chcesz.”
I Salome – udając zmieszanie, niewinność i skromność – okryła się swymi welonami, gestem zawstydzenia po tak wielkim bezwstydzie, i powiedziała: “Pozwól mi, o wielki, zastanowić się przez chwilę. Odejdę i potem powrócę, bo twoja łaskawość mnie zmieszała...” i odeszła do swojej matki.
Selmasz powiedział mi, że weszła ze śmiechem i powiedziała: “Matko, wygrałaś. Daj mi tacę.” Herodiada z okrzykiem tryumfu nakazała niewolnikowi przynieść córce zachowaną wcześniej tacę, i powiedziała: “Idź i wracaj ze znienawidzoną głową, a ja cię przyodzieję perłami i złotem”. I Selmasz, przerażony, wykonał polecenie...
Salome wróciła do sali, tańcząc... i tańcząc podeszła do króla, i rzuciła się mu do stóp. Powiedziała: “Na tej tacy – którą posłałeś mojej matce, żeby jej pokazać, że ją kochasz i że mnie kochasz – chcę mieć głowę Jana. A potem będę jeszcze dalej tańczyć, ponieważ to bardzo ci się podoba. Zatańczę taniec zwycięstwa. Bo zwyciężyłam! Pokonałam cię, królu! Pokonałam życie i jestem szczęśliwa!” Oto, co powiedziała i co powtórzył nam zaprzyjaźniony podczaszy.
Herod zmieszał się pod naciskiem dwóch pragnień: być wiernym danemu słowu, być sprawiedliwym. Jednak nie potrafił być sprawiedliwy, bo jest niesprawiedliwy. Dał znak katowi, który stał za królewskim miejscem. Ten, wziąwszy z rąk Salome tacę, którą mu podała, wyszedł z sali biesiadnej i poszedł do dolnych pomieszczeń. Widzieliśmy go, Jan i ja, jak przechodził przez dziedziniec... i nieco później usłyszeliśmy krzyk Symeona: “Mordercy!”, a potem ujrzeliśmy, jak szedł z powrotem, mając na tacy głowę... Jan, Twój Poprzednik nie żył...»

«Symeonie, czy możesz Mi powiedzieć, jak on umarł?» – pyta po chwili Jezus.
«Tak. Modlił się... Wcześniej powiedział mi: “Wkrótce powrócą dwaj wysłannicy i ci, którzy nie wierzą, uwierzą. Pamiętaj jednak, gdybym ja już nie żył, kiedy oni wrócą, ja – jak ktoś, kto jest bliski śmierci – mówię ci ponownie, żebyś im to powtórzył: ‘Jezus z Nazaretu jest prawdziwym Mesjaszem’.” On myślał cały czas o Tobie... Wszedł kat. Zawołałem głośno. Jan podniósł głowę i ujrzał go. Wstał i powiedział: “Możesz odebrać mi życie, ale trwałą prawdą jest to, że nie wolno czynić zła.” A kiedy chciał mi coś powiedzieć, kat wywinął swym ciężkim mieczem. Jan stał. Głowa odpadła od tułowia z wielką falą krwi i zaróżowiła jego koźlą skórę... Jego wychudła twarz stała się blada jak wosk. Oczy pozostały jak żywe, otwarte, oskarżające... Głowa potoczyła się do moich stóp... Upadłem w tym samym czasie, co jego ciało, tracąc przytomność z powodu nadmiaru boleści... Potem... potem... potem... Herodiada pocięła tę głowę i rzucono ją psom. Jednak szybko wzięliśmy ją i razem z tułowiem, owinęliśmy kosztownym suknem. W nocy ułożyliśmy ciało i przenieśliśmy poza Macheront. Z pomocą innych uczniów zabalsamowaliśmy je w zagajniku akacjowym, w pobliżu, o wschodzie słońca... Lecz wzięto go stamtąd, aby go pokaleczyć. Ona bowiem nie potrafi go zniszczyć i nie potrafi mu wybaczyć... A jej słudzy, w obawie przed skazaniem na śmierć, byli bardziej dzicy niż szakale, odbierając nam tę głowę. Gdybyś tam był, Manaenie!...»
«Gdybym tam był... Ale ta głowa... to jej przekleństwo... Nic jednak nie odejmuje chwały Prekursorowi... nawet jeśli ciało nie jest kompletne. Prawda, Nauczycielu?»
«To prawda. Nawet gdyby psy zniszczyły to ciało, chwała [Jana] nie zmieniłaby się.»
«I jego słowo się nie zmieniło, Nauczycielu. Jego oczy, choć zranione, podziurawione, mówią ciągle: “Tego ci nie wolno”. Ale straciliśmy go...» – mówi Maciej.
«I teraz jesteśmy Twoi, bo on tak powiedział... Mówił, że Ty już o tym wiedziałeś.»
«Tak. Od miesięcy należycie do Mnie. Jak przybyliście?»
«Pieszo. Etapami. Długa, straszliwa droga, w palącym słońcu i przez palące piaski, jeszcze bardziej doskwierające z powodu naszej boleści. Idziemy od około dwudziestu dni...»
«Teraz idźcie odpocząć» [– poleca im Jezus.]
Manaen pyta: «Powiedzcie, czy Heroda nie zdziwiła moja nieobecność?»
«Tak. Najpierw się niepokoił, potem był wściekły, a kiedy minęła jego złość, rzekł: “Jeden sędzia mniej”. To nam przekazał zaprzyjaźniony podczaszy.»
Jezus się odzywa: «Jeden sędzia mniej! On ma Boga jako sędziego i to mu wystarczy. Idźcie tam, gdzie śpimy. Jesteście zmęczeni i zakurzeni, znajdziecie ubrania i sandały waszych towarzyszy. Weźcie je, przebierzcie się. To, co należy do jednego, należy do wszystkich. Ty, Macieju, jesteś wysoki, możesz wziąć jedną z Moich szat. Potem o to zadbamy. Wieczorem – ponieważ to dzień przed szabatem – przyjdą Moi apostołowie. W przyszłym tygodniu przybędzie Izaak ze swymi uczniami, potem przyjdzie Beniamin i Daniel, po Święcie Namiotów Eliasz, Józef i Lewi także przybędą. Jest czas, żeby do dwunastu przyłączyli się inni. Idźcie teraz odpocząć.»
Manaen towarzyszy im, a potem powraca. Jezus pozostaje z Manaenem. Siada zamyślony, wyraźnie zasmucony, z głową pochyloną, opartą na ręce, którą wspiera o kolano dla potrzymania. Manaen siada za stołem i nie porusza się. Jest posępny. Na jego twarzy widać burzę.
Po długim czasie Jezus podnosi głowę, patrzy i pyta:
«A ty? Co teraz uczynisz?»
«Jeszcze nie wiem... Nie mam już zamiaru pozostawać w Macheroncie... Chciałbym jednak przebywać jeszcze blisko Dworu, żeby wiedzieć... i w ten sposób móc Cię chronić.»
«Lepiej by było, gdybyś poszedł za Mną bez zwlekania, ale Ja cię nie zmuszam. Przyjdziesz, kiedy zostanie w tobie zniszczony – cząsteczka po cząsteczce – dawny Manaen.»
«Chciałbym też odebrać tej kobiecie głowę Jana. Ona nie jest godna posiadania jej...»
Po twarzy Jezusa [przemyka] cień uśmiechu i mówi szczerze:
«A poza tym nie umarłeś jeszcze dla ludzkich bogactw, ale mimo to jesteś Mi drogi. Wiem, że cię nie tracę, chociaż [muszę] czekać. Potrafię czekać...»
«Nauczycielu, chciałbym dać Ci moją hojność, żeby Cię pocieszyć... bo widzę, że cierpisz. Widzę to.»
«To prawda. Cierpię. Bardzo! Bardzo!...»
«Czy tylko z powodu Jana? Nie wierzę w to. Wiesz przecież, że spoczywa w pokoju. »
«Wiem, że jest spokojny i czuję, że jest blisko.»
«A zatem?»
«A zatem!... Manaenie, co poprzedza jutrzenka?»
«Dzień, Nauczycielu. Dlaczego mnie o to pytasz?»
«Ponieważ śmierć Jana poprzedza dzień, w którym Ja będę Odkupicielem. I to, co jest we Mnie ludzkiego, drży na tę myśl... Manaenie, idę na wzgórze. Ty zostań tutaj, żeby przyjąć tych, którzy przychodzą, oraz wspomóc tych, którzy już przybyli. Pozostań aż do Mojego powrotu. Potem... Uczynisz, co zechcesz. Żegnaj.»
I Jezus opuszcza pomieszczenie. Schodzi powoli ze schodów, przechodzi przez ogród, a potem idzie ścieżką pośrodku opustoszałych ogrodów i sadów [pełnych] oliwek, jabłoni, winorośli i figowców. Wchodzi na zbocze małego wzgórza i znika mi z oczu.
Slawek
Jan Chrzciciel również został zdradzony przez swego ucznia.
«Został zdradzony. Posłużono się Twoim Imieniem, żeby go zdradzić!»
«To straszne! Ale kto to był?» – krzyczą wszyscy.
Jan drżąc wypowiada cichutko tę potworność, której nawet powietrze wolałoby nie słyszeć:
«Jeden z jego uczniów...»
Zgiełk dochodzi do szczytu. Jedni przeklinają, inni płaczą, jeszcze inni, oszołomieni, trwają w bezruchu …Więcej
Jan Chrzciciel również został zdradzony przez swego ucznia.

«Został zdradzony. Posłużono się Twoim Imieniem, żeby go zdradzić!»
«To straszne! Ale kto to był?» – krzyczą wszyscy.
Jan drżąc wypowiada cichutko tę potworność, której nawet powietrze wolałoby nie słyszeć:
«Jeden z jego uczniów...»
Zgiełk dochodzi do szczytu. Jedni przeklinają, inni płaczą, jeszcze inni, oszołomieni, trwają w bezruchu jak posągi. Jan rzuca się Jezusowi na szyję i woła:
«Boję się o Ciebie! O Ciebie! O Ciebie! Święci mają swych zdrajców, którzy sprzedają się za złoto... za złoto i z powodu lęku przed wielkimi, pragnąc nagrody... przez... przez posłuszeństwo szatanowi. Z tysiąca tysięcy powodów! O! Jezu, Jezu, Jezu! Co za ból! Mój pierwszy nauczyciel! Mój Jan, który oddał mnie Tobie!»
«Spokój, spokój! Na razie nic Mi się nie stanie.»
«A potem? Potem? Patrzę na siebie... Patrzę na nich... Boję się wszystkich, nawet siebie. Pomiędzy nami będzie Twój zdrajca...»