Zmartwychwstanie w życiu chrześcijanina.

Zmartwychwstanie w życiu

chrześcijanina.


Nadzieja istotna.

Podstawową sprawą w życiu człowieka jest nadzieja. Ludzie często o niej nie myślą, ale ostatecznie każdy ją ma i musi mieć. Życie ludzkie bez nadziei jest po prostu niemożliwe. Najlepiej widać to w sytuacjach kryzysowych. Człowiek nadziei wychodzi z nich zwycięsko. Człowiek, który traci nadzieję, wewnętrznie się załamuje, kurczy się w sobie, popada w zniechęcenie aż po rozpacz i próbę samobójstwa. Najczęściej jednak nadzieja, którą człowiek w sobie nosi jest przez niego nieuświadomiona.
Jest mu przekazywana przez wychowanie, środowisko, propagandę, panujące w społeczeństwie wartości itd. Człowiek często ucieka od pytania o nadzieję, bo czuje podświadomie, że jest ona u niego słaba. Ale i wówczas ma nadzieję, że mu się uda uciec od tego pytania, że jakoś to będzie, potrafi coś przetrzymać, czegoś uniknąć. W sposób dramatyczny ujawnia się to w obliczu śmierci. Tutaj bowiem nadzieja, którą w sobie nosimy, musi być silna, by przetrzymać tę ostateczną próbę. Słaba nadzieja zostanie wobec tego doświadczenia całkowicie zmieciona, pozostawiając pustkę i rozpacz. W życiu każdego człowieka powstaje zatem problem „nadziei istotnej”, czyli takiej, która trwa w obliczu ostatecznej próby cierpienia, utraty wszystkiego, co człowiek ma cennego, a ostatecznie wobec śmierci.
W życiu chrześcijanina taką nadzieją jest zmartwychwstanie, czyli nadzieja życia zupełnie odmienionego, nowego w swojej istocie. Nie wystarczy sama nadzieja na życie bez śmierci, czyli życie wieczne.
Kiedyś przyszła mi do głowy refleksja: gdyby moje obecne życie miało trwać wiecznie, w nieskończoność, takie jakie jest obecnie, to byłoby piekłem.
Nie dlatego, że mi jest źle na świecie, że cierpię. Wręcz przeciwnie, jestem raczej człowiekiem, który ma mocne poczucie sensu tego, co robi, życie mnie cieszy, mam w nim dużo radości. Ale gdyby do tego życia dołożyć walor nieskończonego czasu, to przestałoby ono mieć sens, stałoby się ciężarem nie do udźwignięcia. Człowiek miałby poczucie, że oto „musi żyć” i nie da się z tym nic zrobić, a wszystko będzie tak jak obecnie, bez jakiejkolwiek nadziei na istotną zmianę. To właśnie jest rozpacz i piekło. Przypomina się tutaj Kohelet ze swoim doświadczeniem:

Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami — wszystko marność. Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem? Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie. Mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić [wszystkiego] słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem. To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem (Koh 1,2–9).

O. Włodzimierz Zatorski OSB
baran katolicki
Przede wszystkim nadzieja jest owocem wiary. Tam gdzie nie ma wiary tam też nie pojawi się nadzieja. Taka nadzieja jaka wiara. Jako trzecia pojawia się cnota miłości, która nigdy nie zaniknie.