Jeśli chcemy cokolwiek odzyskać od Niemców. Powierzmy tę sprawę żydom. Niech oni obliczą straty i wyegzekwują odszkodowania.50% dla nich 50% dla nas. Nasza część choć byłaby to jedynie połowa i tak będzie większa od tej z dołączonej grafiki, a co najważniejsze dostalibyśmy to odszkodowanie. W innym przypadku. To my będziemy płacić Niemcom jak opisano w artykule .
·
Zbierzmy ten cały antypolski absurd w chronologiczną całość:
1.Prezes „Instytutu Pileckiego” Pan prof. Krzysztof Ruchniewicz (jak podaje prasa) proponuje i „oczekuje przygotowania” seminarium poświęconego ZWROTOM dóbr kultury przez Polskę na rzecz Niemiec.
2.Szefowa oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie, Pani Hanna Radziejowska, nagłaśnia sprawę i wysyła pismo do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z zastrzeżeniami dot. planowanego seminarium.
3.Wybucha afera.
4.Pani Hanna Radziejowska zostaje… odwołana ze stanowiska. Nową szefową w sierpniu b.r. zostaje Pani Joanna Kiliszek - radna podberlińskiej gminy Schönwalde-Glien z ramienia lewicowej partii Zielonych.
5.Pan prof. Krzysztof Ruchniewicz (szef państwowej POLSKIEJ instytucji kultury nadzorowanej przez ministerstwo) nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Ukarana za to zostaje... „sygnalistka” z Berlina.
Filia POLSKIEGO Instytutu Pileckiego w Berlinie, otoczona parasolem ochronnym premiera RP, nadal może spokojnie organizować w Berlinie proukraińskie wydarzenia, pokazy, seminaria, panele i prezentacje (mam nadzieję, że nikt nie jest zdziwiony...).
6.Patologiczny „układ zamknięty” trwa. Hipokryzja powala. Pilecki przewraca się w grobie.
Wygląda na to, że Instytut Pileckiego w ostatnim czasie nie służy realizacji polskich interesów, a raczej... niemieckich i ukraińskich. A bez wątpienia powinno być odwrotnie.

43