LIST Z PIEKŁA

LIST Z PIEKŁA

"Nie módl się za mnie – jestem potępiona!"


––––––––

Wśród zapisków pozostawionych przez młodą osobę o imieniu Klara, która zmarła w pewnym klasztorze jako zakonnica, znaleziono następujące zeznanie:

Miałam przyjaciółkę: pracowałyśmy razem w firmie handlowej w Monachium. Nasze relacje były raczej koleżeńskie; nie była to przyjaźń w ścisłym tego słowa znaczeniu. Gdy Anna wyszła za mąż, nie widziałam się z nią już nigdy więcej. Niezbyt odczułam jej brak, gdy po ślubie przeniosła się do dzielnicy mieszkaniowej, dość odległej od mojego miejsca zamieszkania.

Na jesieni 1937 roku, gdy spędzałam wakacje nad jeziorem Garda, otrzymałam od mojej mamy, pod koniec drugiego tygodnia września, następującą wiadomość: "Wyobraź sobie! Ania N. nie żyje. Zginęła w wypadku samochodowym. Pochowano ją wczoraj na cmentarzu w Waldfriedhof". Ta wiadomość mną wstrząsnęła. Wiedziałam, że Anna nie była zbyt religijna. Czy była przygotowana, gdy Bóg ją nagle wezwał?

Następnego dnia rano wysłuchałam Mszy świętej za jej duszę odprawioną w kaplicy pensjonatu sióstr, gdzie przebywałam, modląc się za spoczynek jej duszy. Ofiarowałam też za nią Komunię świętą, lecz cały dzień czułam jakiś wewnętrzny niepokój, który wzrastał w miarę jak zbliżał się wieczór.

W nocy zapadłam w niespokojny sen, z którego przebudziłam się jakby na skutek głośnego stukania. Zapaliłam światło. Zegarek na stoliku wskazywał 10 minut po północy, lecz nie dostrzegłam nic szczególnego. Jedynie fale jeziora Garda uderzały miarowo w nabrzeżny mur otaczający ogród pensjonatu. Noc była bezwietrzna. Nagle, oprócz stukania, doszedł do mych uszu dźwięk podobny do tego, jaki czynił mój pracodawca, gdy był w złym humorze, ciskając ze złością nieprzyjemny list na swoje biurko.

Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie wstać, ale ostatecznie powiedziałam sobie: "nonsens", to tylko skutek poruszonej tragiczną śmiercią wyobraźni. Odwróciłam się, zmówiłam kilka "Ojcze nasz", za biedne dusze w czyśćcu cierpiące i ponownie zasnęłam.

Wtedy to przeżyłam następujący sen: Wstałam około godziny szóstej rano. Gdy otwierano drzwi do domowej kaplicy, nastąpiłam nogą na plik luźnych kartek. Podniosłam je i poznawszy charakter pisma Anny krzyknęłam ze zdziwienia. Cała drżąca trzymałam kartki w rękach. Przyznaję, że byłam tak wstrząśnięta, iż nie mogłam nawet odmówić "Ojcze nasz". Miałam wrażenie, że się duszę i uczułam potrzebę natychmiastowego odetchnięcia świeżym powietrzem.

Szybko poprawiłam włosy, włożyłam kartki do kieszeni i opuściłam dom. Poszłam ścieżką wiodącą wzdłuż dobrze znanej mi drogi Gardesana, wijącej się pomiędzy drzewami oliwnymi, ogrodami i krzakami wawrzynu.

Właśnie wstawał jasny, piękny poranek. Innym razem zatrzymałabym się niewątpliwie, by rozkoszować się cudownym widokiem na jezioro i wyspę Garda; na tę prawdziwą krainę cudów. Przysłowiowy błękit wód zawsze zachwycał mnie niewymownie. I tak jak małe dziecko spogląda na swego dziadka, tak i ja zwykle spoglądam z pewną czcią i lękiem na szary szczyt Monte Baldo, który wznosił się na przeciwległym brzegu do wysokości 2200 metrów nad poziom jeziora.

W tym momencie nie miałam żadnego odczucia dla tych cudów natury. Uszedłszy ścieżką około 15 minut, machinalnie usiadłam na ławce pomiędzy dwoma cyprysami, gdzie wcześniej czytałam z wielką przyjemnością "Pannę Teresę" Federera. Po raz pierwszy dostrzegłam w cyprysach symbol śmierci, jakkolwiek na południu rosną one w takiej obfitości, że nigdy dotąd nie przyszło mi to na myśl.

Wyciągnęłam list z kieszeni. Brakowało podpisu, ale nie miałam żadnej wątpliwości, że charakter pisma należy do Anny. Nawet ozdobny zakrętas przy literze "s" i francuski wygląd litery "t" były te same, które tak irytowały w biurze pana Gr. Styl jednak nie był jej, a w każdym razie nie wyrażała się tu w swój zwykły sposób. Wyrażała się bowiem zawsze z pełną elegancją, podczas gdy jej niebieskie oczy tryskały wesołością. Jedynie kiedyśmy dyskutowały na tematy religijne, ton jej stawał się cierpki przyjmujący tę samą ostrość z jaką pisany był ten list. Podaję tutaj słowo w słowo całą treść listu, tak jak go czytałam we śnie:

"Klaro!

Nie módl się za mnie. Jestem potępiona!
Jeśli piszę do ciebie i to tak szczegółowo, to wiedz, że nie wypływa to z jakiegokolwiek uczucia przyjaźni. Tu w piekle nikogo już nie kochamy. Czynię to z przymusu, jako cząstka tej mocy, która «choć zawsze pragnie zła, zawsze sprawia dobro» (Goethe, Faust). Prawdę mówiąc, chciałabym widzieć cię także umieszczoną w tym miejscu, gdzie na wieczność zarzuciłam kotwicę. Niech cię to nie dziwi. Tutaj wszyscy czujemy to samo. Nasza wola jest utwierdzona, skamieniała w stanie, który wy zwiecie złem. Nawet jeśli czynimy cośkolwiek dobrego, jak to czynię w tej chwili, otwierając twe oczy na rzeczywistość piekła, nie czynię tego w dobrej intencji.

Jak pamiętasz poznałyśmy się w Monachium cztery lata temu. Miałaś wtedy 23 lata; rozpoczęłaś pracę w biurze na pół roku przede mną i często służyłaś mi pomocą w trudnościach, dając mi wskazówki, gdy byłam początkującą pracownicą. Lecz cóż znaczy dobro?! W owym czasie chwaliłam twoją «dobroduszność». Śmiechu warte! Twoja pełna gotowość pomocy była dla mnie próżną ostentacją, tak już wtedy podejrzewałam. Tutaj nie uznajemy żadnego dobra w nikim.

Miałaś okazję poznać historię mojej młodości. Tu tylko w krótkim zarysie podam ci szczegóły, których nie znasz. Według planu moich rodziców, nie powinnam była się urodzić. Byłam poczęta nie z miłości serca, lecz z pociągu ciała. Moje dwie siostry miały już po 14 i 15 lat, kiedy po raz pierwszy ujrzałam światło dzienne. Obym się była nigdy nie narodziła! Obym mogła się teraz unicestwić i ujść tym torturom! Nic nie da się porównać z gwałtownym pragnieniem, jakie posiadam, rozerwania na strzępy mojego istnienia. Ach, porwać je jak spalony gałgan, zetrzeć na proch, na popiół, aż do nicości. Ale muszę istnieć, muszę być taka, jaką sama siebie uczyniłam, z całym złem, jakie tkwiło we mnie u schyłku mojego życia; z chybionym celem mego bytu.

Kiedy mój ojciec i matka, jeszcze wolni, opuścili wieś i przenieśli się do miasta, oboje stracili styczność z Kościołem. I lepiej, że tak się stało. Dołączyli do kręgu osób, które porzuciły Wiarę. Spotykali się na tańcach i skończyło się na tym, że po sześciu miesiącach «musieli» się pobrać.

Po ich ślubie tyle tylko zostało z ich religijności, że matka moja kilka razy do roku bywała na niedzielnej Mszy świętej. Nigdy nie nauczyła mnie porządnie się modlić, lecz całą swą uwagę poświęciła sprawom doczesnym, jakkolwiek nasze warunki materialne były zupełnie znośne.

Takie słowa jak «modlitwa, Msza święta, woda święcona, Kościół» piszę z niewypowiedzianym wstrętem. Brzydzę się nimi, tak jak brzydzę się wszystkimi chodzącymi do kościoła i w ogóle wszystkimi ludźmi i wszystkimi rzeczami z nim związanymi. Wszystko to bowiem powraca, aby powiększać naszą torturę. Każde poznanie otrzymane w chwili śmierci, wszelka pamięć o tym cośmy doświadczyli i poznali w życiu jest dla nas przeszywającym płomieniem. I wszystkie te wspomnienia ukazują nam smutną stronę tych łask, które odrzuciliśmy. Jak nas to dręczy! My w piekle nie jemy, nie śpimy, nie chodzimy. Skuci łańcuchami wpatrujemy się w nasze zmarnowane życie, z «płaczem i zgrzytaniem zębów» wyjemy, pełni nienawiści, w straszliwych udrękach. Słuchaj! Pijemy tu nienawiść jak wodę. Nienawidzimy siebie nawzajem.

Ale Boga nienawidzimy ponad wszystko. Chcę, abyś to zrozumiała. Błogosławieni w Niebie kochają Go, ponieważ wpatrują się w niczym nie osłonięty blask Jego piękności, która daje im odczucie niewymownego szczęścia. My to wiemy i ta wiedza napełnia nas wściekłością. Ludzie na ziemi, znają Boga z Jego dzieł i Objawienia, mogą Go kochać, ale nie są do tego zmuszeni. Człowiek wierzący, – piszę to ze zgrzytem zębów – który całym sercem kontempluje Chrystusa rozpiętego na krzyżu, pokocha Go. Ale dusza, do której Bóg zbliża się jako Sędzia karzący, jako Mściciel, jako Sprawiedliwy, ponieważ kiedyś został przez nią odrzucony, nienawidzi Go z całą furią złej woli. Nienawidzi Go wiecznie, ze względu na fakt, że mocą swej wolnej decyzji, w której utwierdziła się w chwili śmierci, zakończyła swoje ziemskie życie odrzucając Boga. I tej przewrotnej woli nie chcemy ani teraz cofnąć ani nigdy nie będziemy chcieli. Czy pojmujesz teraz – dlaczego piekło trwa wiecznie? Ponieważ nasza zatwardziałość nigdy nie topnieje, nigdy nie ustaje.

Jestem jednak zmuszona dodać, że Bóg jest miłosierny nawet względem nas. Powiedziałam «zmuszona», gdyż nie wolno mi kłamać, jakbym tego pragnęła. Wiele rzeczy przelewam na papier wbrew mej woli, muszę połykać ten potok przekleństw, którymi chciałabym miotać. Bóg był dla nas miłosierny, nie pozwalając naszej złej woli na dalsze upadki w głębinę zła, na grzechy, które gotowi byliśmy popełnić, co by tylko zwiększyło naszą winę i karę, tortury i męki. Pozwolił nam umrzeć przedwcześnie, jak to się stało ze mną, czy też w inny korzystniejszy sposób powiązał okoliczności. Nawet teraz okazuje nam miłosierdzie wstrzymując nas w tym odległym od Siebie miejscu i nie każąc się zbliżać nam do Siebie. Każdy krok bliżej Boga sprawiłby mi większą mękę, niż ty byś odczuwała, zbliżając się do rozpalonego stosu.

Pewnego dnia, gdy na spacerze rozmawiałyśmy ze sobą, byłaś poruszona, kiedy ci powiedziałam, ze mój ojciec na kilka dni przed moją pierwszą Komunią świętą zrobił następującą uwagę: «Myśl Anusiu o tym jaką masz piękną sukienkę, cała reszta to bujda i oszustwo». Wtedy prawie mnie zawstydziło twoje poruszenie, teraz się z tego śmieję.

Jedyną rozsądną rzeczą, którą uczynili w związku z tą «bujdą», było to, że nas nie dopuścili do Komunii świętej wcześniej niż w wieku 12 lat. Do tego czasu już na tyle przesiąkłam duchem świata, że religię traktowałam bardzo lekko; Komunia święta niewiele dla mnie znaczyła. Fakt, że teraz już dzieci przystępują do Komunii świętej w wieku siedmiu lat, napełnia nas furią. Ze wszystkich sił staramy się przekonać ludzi, że dziecko w tym wieku nie jest jeszcze w stanie pojąć wagi tego Sakramentu. Muszą one przed tym popełnić grzech śmiertelny! Wtedy Bóg w Hostii, nie może ich tak uszczęśliwić jak wtedy gdy: Wiara, Nadzieja i Miłość – pluję na to wszystko! – zostały w ich dziecięcych sercach zachowane od chwili chrztu. Pamiętasz, że popierałam ten sam punkt widzenia już na ziemi?

Wracając do mojego ojca. Często kłócił się z moją matką. Mówiłam ci o tym rzadko, gdyż wstydziłam się tego. Śmieszna rzecz – wstyd! Dla nas, tutaj w piekle, wszystko to jest obojętne. Rodzice nie mieszkali już w jednym pokoju, ja sypiałam z moją matką w sypialni; ojciec zaś w sąsiednim pokoju z osobnym wejściem, tak że mógł wracać w nocy, kiedy mu się podobało. Pił dużo, trwoniąc w ten sposób nasze zasoby materialne. Moje obie siostry pracowały zatrzymując pieniądze na własne potrzeby, toteż moja matka też musiała podjąć pracę.

W ostatnim roku swojego życia, ojciec często bił matkę, gdy odmawiała mu pieniędzy. Dla mnie był zawsze dobry. Któregoś dnia zgorszyłaś się, że jestem tak kapryśna – czy było cokolwiek we mnie, co cię nie gorszyło? – gdy ci opowiedziałam, jak dwa razy tego samego dnia chodziliśmy wymienić parę butów, ponieważ nie były dość eleganckie.

Tej nocy, której mój ojciec zmarł na skutek apopleksji, zdarzyło się coś o czym ci nigdy nie wspomniałam, obawiając się twej nagany. Jest to pamiętny fakt, gdyż wtedy to po raz pierwszy ujawnił się mój duchowy dręczyciel, który teraz tak mnie męczy.

Spałam w tym samym pokoju co mama. Jej regularny oddech wskazywał na głęboki sen. Nagle usłyszałam jak woła mnie po imieniu. Nieznany głos rzekł: «A co gdyby twój ojciec umarł!?». Nie kochałam już swego ojca za to, że tak brutalnie traktował moją matkę. W zasadzie, ja już nikogo nie kochałam, jedynie czułam pewne przywiązanie do tych, którzy byli dla mnie dobrzy. Miłość bez egoistycznych celów istnieje tylko w duszach, które są w stanie łaski. A ja w nim nie byłam. Odpowiedziałam więc tajemniczemu głosowi nie zastanawiając się skąd pochodził: «Na pewno nie umrze!». Po chwili znowu wyraźnie usłyszałam powtórzone to samo pytanie: «A co gdyby twój ojciec umarł?» – odparłam znowu szorstko: «Przecież, nie umiera!». Lecz po raz trzeci zapytano mnie: «A co gdyby twój ojciec umarł?». Nagle błysnęło w moim umyśle, jak mój ojciec często wracał pijany do domu, złorzeczył, bił matkę i psuł nam opinię wobec ludzi. Wtedy krzyknęłam z zawziętością: «To jest to, na co zasługuje. Niech umiera!». Potem wszystko umilkło.

Następnego ranka, kiedy matka poszła zrobić porządek w pokoju ojca, zastała drzwi zamknięte. Około południa wywarzono je siłą. Ojciec leżący na łóżku – był martwy...

Ty i Marta K. nakłoniłyście mnie, abym wstąpiła do «Stowarzyszenia Pobożnego Dziewcząt». Nie czyniłam z tego tajemnicy, że nauki udzielane przez obie przewodniczące traktowałam dość lekko... Przedstawienia były jednak zajmujące. Jak wiesz, w niedługim czasie po wstąpieniu dostała mi się pierwszoplanowa rola. To mi schlebiało. Podobały mi się także wycieczki.

Parokrotnie zdobyłam się nawet na pójście do spowiedzi. Ale czułam, że w gruncie rzeczy, nie miałam nic do wyznania spowiednikowi. Z jednej bowiem strony nie byłam przyzwyczajona do zwracania uwagi na swe słowa i myśli, z drugiej zaś nie zabrnęłam jeszcze tak daleko, żeby popełnić jakieś naprawdę ciężkie grzechy. Pewnego razu upomniałaś mnie: «Aniu, jeśli nie będziesz się modlić – zgubisz swoją duszę!, – zły duch ją opanuje! Rzeczywiście modliłam się bardzo mało. A i to niechętnie. Miałaś rzeczywiście rację. Wszyscy, którzy płoną w piekle, nie modlili się, lub modlili się za mało. Modlitwa jest pierwszym krokiem ku Bogu, krokiem decydującym, a szczególnie modlitwa do Tej, która jest Matką Chrystusa, której imienia nie wymawiamy. Nabożeństwo do Niej pozbawia szatana niezliczonej ilości dusz, których grzechy niewątpliwie oddałyby ich w jego wstrętne i ohydne ręce.

To co mam jeszcze napisać, napełnia mnie wściekłością, ale muszę: Modlitwa jest najłatwiejszą rzeczą, jaką człowiek ma do wykonania na ziemi. I właśnie do tego najłatwiejszego aktu Bóg przywiązał zbawienie. Temu, kto modli się wytrwale, udziela On stopniowo coraz więcej światła i mocy i to w takiej obfitości, że nawet dusza najgłębiej zanurzona w grzechu może się ostatecznie uratować, tkwiąca aż po szyję w błocie może jeszcze wydobyć się z topieli. Zwłaszcza w ostatnich latach mojego życia nie modliłam się, jak powinnam i w ten sposób sama ograbiałam się z tych łask, bez których nikt nie może być zbawiony.

Tu w piekle, my potępieni już żadnej łaski nie otrzymujemy. A nawet jeżeli byśmy ją otrzymali, gdyby nam ją dano, odrzucilibyśmy ją precz z szyderskim śmiechem. Wszelkie wahania ziemskiego życia ustają w wieczności. Człowiek żyjący na ziemi może przechodzić ze stanu grzechu w stan łaski i może w każdej chwili ze stanu łaski wypaść zanurzając się w grzech, czy to przez słabość czy to przez złość. Wraz ze śmiercią wszystkie te wahania kończą się: w jakim stanie się umiera, w takim się pozostaje na zawsze, wraz ze śmiercią każdy przechodzi w swój stan końcowy, stały i nieodwracalny.

Wraz z wiekiem wahania stają się coraz mniejsze. Prawdą jest, że do chwili śmierci każdy może zwrócić się do Boga lub odwrócić się od Niego. Lecz w momencie śmierci, człowiek decyduje ostatnim poruszeniem woli mechanicznie, w ten sam sposób w jaki był przyzwyczajony w ciągu życia. Dobre lub złe przyzwyczajenia stają się drugą naturą. One ciągną człowieka za sobą w ostatniej chwili. Tak było i ze mną. Żyłam całe lata z dala od Boga, gdy więc ostatnie wezwanie łaski nadeszło, zdecydowałam przeciwko Bogu. I to nie moje liczne grzechy, lecz brak dobrej woli by z nich powstać, zadecydował o moim losie. Wiele razy zachęcałaś mnie do słuchania kazań i czytania pobożnych książek. Tłumaczyłam się zawsze brakiem czasu. Czy miałam w ten sposób jeszcze powiększać moją wewnętrzną niepewność?

Przy okazji muszę otwarcie powiedzieć: gdy zaszłam już tak daleko, jak to miało miejsce na krótko przed opuszczeniem Stowarzyszenia, było by mi bardzo trudno wejść na inną drogę. Czułam się bardzo nieszczęśliwa i niespokojna. Lecz wysoki mur wznosił się między mną a nawróceniem. Trudno ci to było zrozumieć. Wyobrażałaś sobie, że moje nawrócenie będzie takie łatwe, kiedy raz powiedziałaś do mnie: "Odbądź dobrą spowiedź, Aniu i znów wszystko będzie dobrze". Podejrzewałam, że masz rację, ale świat, zły duch i ciało zakuły mnie już zbyt mocno w swoje kajdany.

Nigdy nie wierzyłam w oddziaływanie złego ducha. Teraz przyznaję, że wywiera on potężny wpływ na osoby pogrążone w grzechu. Jedynie wiele modlitw innych osób i moich własnych, wraz z umartwieniami i cierpieniami mogłyby mnie wyzwolić od szatana. A i to tylko stopniowo. Niewiele jest osób widzialnie opętanych przez złego ducha, lecz mnóstwo znajduje się niewidzialnie w jego mocy. Szatan co prawda nie może ograbić z wolnej woli nawet tych, którzy się sami oddają pod jego wpływ, ale gdy opuszczają Boga i Jego przykazania, Bóg za karę pozwala szatanowi na ścisłe związanie się z takim człowiekiem. Tak zagrabia on tych, którzy bezwolnie oddali mu się na służbę.

Ja również nienawidzę szatana. Lecz znajduję w nim o tyle pewne upodobanie, że stara się doprowadzić was do ruiny, on i jego pomocnicy – demony, które upadły wraz z nim na początku czasów. Są ich miliony. Błąkają się po ziemi jak gęste roje komarów, czego wy prawie się nie domyślacie. My, potępieńcy, nie mamy pozwolenia, aby was kusić; mogą to czynić tylko upadłe duchy. Zwiększają oni własne tortury wraz z każdą duszą wciągniętą do piekła, ale czegóż nie czyni się z nienawiści!

Mimo tego, że oddalałam się stale od Boga, On wciąż podążał za mną. Sama też torowałam drogę łasce, przez dobre uczynki, które dzięki naturalnej skłonności mojego usposobienia nierzadko spełniałam. Niekiedy Bóg ściągnął mnie do kościoła. Odczuwałam tam coś w rodzaju tęsknoty za domem. W czasie gdy po całym dniu spędzonym w pracy biurowej opiekowałam się moją chorą matką i rzeczywiście poświęcałam się dla niej w pewnej mierze, wówczas odczuwałam bardzo mocno owe natchnienia pociągające mnie do Boga. Pewnego razu, w kaplicy szpitalnej, do której zaciągnęłaś mnie podczas poobiedniej przerwy, zostałam tak przyciśnięta działaniem łaski Bożej, że tylko jednego kroku brakowało do mojego nawrócenia. Rozpłakałam się. Lecz przywiązanie do świata znów podniosło głowę i wyrzuciło precz łaskę, i tak ziarno padło między ciernie.

Przez przyjęcie opinii, że religia jest tylko kwestią uczuć, jak mnie zawsze przekonywano w biurze, zmarnowałam tę chwilę łaski, podobnie jak wiele innych łask wcześniej. Pewnego razu zgromiłaś mnie za niedbałe dygnięcie, zamiast pełnego czci przyklęknięcia przed ołtarzem w kościele. Nazwałaś to lenistwem. Nie podejrzewałaś, że już wtedy w ogóle nie wierzyłam w Prawdziwą Obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Wierzę w nią teraz, ale tylko czysto naturalnie, tak jak się wierzy w nadejście burzy, po dostrzegalnych jej oznakach i skutkach.

W międzyczasie dostosowałam religię do moich własnych upodobań. Przyjęłam punkt widzenia jaki panował wśród nas w biurze, że po śmierci dusza przechodzi w inną istotę żyjącą, wędrując w ten sposób bez końca (reinkarnacja). Rozwiązywało to przejmującą mnie kwestię, napełniającą lękiem, kwestię tamtego świata i neutralizowało jej wpływ na mnie.

Dlaczego nie przypomniałaś mi przypowieści o «bogaczu i Łazarzu», o których Chrystus mówi, że natychmiast po śmierci jeden poszedł do piekła, a drugi do nieba? Lecz cóż byś tym osiągnęła... Nic więcej, ponad to, co uzyskałaś przez inne twoje świętoszkowate pogawędki ze mną.

Stopniowo sama sobie tworzyłam «boga», odpowiadającego mojej wyobraźni; obdarzonego dostatecznie odpowiednimi przymiotami, by go nazwać «bogiem», a wystarczająco odległego, żeby czuć się zwolnioną od jakichkolwiek obowiązków wobec niego.

Ten «bóg» nie obiecywał mi żadnego nieba, ale też nie mógł ukarać piekłem. Zostawiłam go samemu sobie. Z łatwością przyjmujemy to w co lubimy wierzyć. Z biegiem czasu utwierdzałam się w wymyślonej przeze mnie religii, tak łatwo się z nią żyło. Jedna tylko rzecz mogła wyrwać mnie z tego stanu: ciężkie i długotrwałe cierpienie, lecz to cierpienie nie nadeszło. Czy rozumiesz teraz znaczenie powiedzenia: «Kogo Bóg miłuje, tego krzyżuje»?

Był niedzielny lipcowy dzień, kiedy nasze Stowarzyszenie urządziło wycieczkę do A., gdzie znajdował się cudowny obraz Matki Bożej, lecz w tym czasie inny obraz zaczął zajmować miejsce na ołtarzu mojego serca. W tym dniu, w trakcie naszej wycieczki, znajomy z pracy zaprosił mnie na spacer; ta z którą zwykle chodził była w szpitalu. Podobał mi się, ale nie myślałam jeszcze wtedy o małżeństwie z nim, raziło mnie, że jest zbyt serdeczny dla każdej napotkanej dziewczyny; ja zaś marzyłam zawsze o kimś, kto by należał do mnie niepodzielnie. Zachowywałam więc pewien dystans.

Następnego ranka w biurze zbeształaś mnie, że nie pojechałam z wami do A. Opowiedziałam ci, jak miło spędziłam czas. Twoje pierwsze pytanie brzmiało: «Czy byłaś na Mszy świętej?». O głupiutka! Przypominasz sobie, jak ci odpowiedziałam: «Dobry Bóg nie jest tak małostkowy, jak wasi księża». Teraz muszę ci wyznać: w całej Swej nieskończonej dobroci Bóg traktuje wszystko znacznie poważniej niż oni wszyscy.

Po tej pierwszej wycieczce z Maksem udałam się jeszcze raz do Stowarzyszenia. Było to w Boże Narodzenie – aby obchodzić tę uroczystość. Niejedno mnie tam pociągało. Ale wewnętrznie byłam już zupełnie wyobcowana z tego środowiska. Odtąd coraz więcej rzeczy odciągało mnie od waszego Stowarzyszenia: kino, tańce, wycieczki; następowały jedne po drugich. Wprawdzie niekiedy kłóciliśmy się z Maksem, ale potrafiłam go coraz więcej przywiązać do siebie.

Znalazłam się w dość niezręcznej sytuacji, kiedy moja rywalka wyszła ze szpitala; była wściekła, robiła awantury. Jednak mój wypolerowany spokój zrobił głębokie wrażenie na Maksie. Słówko po słówku, zewnętrznie niby obiektywnie, ale wewnętrznie wyrzucałam jad, odstręczając powoli jego serce od niej. Dokładnie takie uczucia i działania torują drogę do piekła. Są one diabelskie w prawdziwym tego słowa znaczeniu.

Po co ci to wszystko mówię? Żeby pokazać jak ostatecznie zerwałam z Bogiem. Aby odejść od Boga, nie konieczne było, by doszło między mną a Maksem do ostatecznego spoufalenia. Zrozumiałam, że straciłabym wiele w jego oczach, gdybym mu uległa przed czasem. Z tego powodu wycofałam się i odmówiłam.

Przyczyna mojego odstępstwa leżała w tym, że ze stworzenia uczyniłam sobie boga. Stopniowo wzrastała miłość do człowieka, dla którego również nic poza sprawami tej ziemi nie istniało, pragnienie zdobycia go oderwało mnie radykalnie od Boga. Uwielbienie, jakie żywiłam do Maksa, stało się praktycznie moją religią.

W głębi duszy, byłam zbuntowana przeciw Bogu. Ty tego nie dostrzegałaś. Nadal uważałaś, że byłam ciągle katoliczką. Ja również chciałam być za taką uważana, więc nawet udzielałam wsparcia finansowego naszemu kościołowi. Myślałam sobie, że takie «zabezpieczenie» nie zaszkodzi.

Przed ślubem jeszcze raz poszłam do spowiedzi i Komunii świętej, jak żądały przepisy. Mój mąż i ja zgadzaliśmy się w tym punkcie; dlaczego by nie wypełnić także i tych formalności. Załatwialiśmy je, jak wszystkie inne. Wy na ziemi uważacie to za niegodne, a jednak po tej «niegodnej» Komunii świętej, uczułam większy spokój sumienia... To była zresztą ostatnia Komunia.

Nasze życie małżeńskie było w zasadzie harmonijne. Mieliśmy prawie ten sam sposób patrzenia na wszystkie sprawy. Zgodziliśmy się także co do tego, że nie będziemy obciążać się dziećmi. W zasadzie, mój mąż żywił pragnienie posiadania jednego dziecka – oczywiście nie więcej. Ale ostatecznie udało mi się wybić mu to z głowy. Stroje, eleganckie meble, wieczorki, wycieczki samochodami i inne tego rodzaju rozrywki odpowiadały mi bardziej. Ten rok między naszym ślubem, a moją tragiczną śmiercią – była to jedna wielka ziemska uciecha.

Spędzaliśmy każdą niedzielę na przejażdżkach, odwiedzinach u krewnych i znajomych mojego męża, którzy prowadzili tak samo płytki żywot jak i my.

W głębi duszy jednakże nigdy nie czułam się szczęśliwa, choćbym się nawet na pozór śmiała na zewnątrz. Coś nieokreślonego gnębiło mnie nieustannie. Chciałam, żeby ze śmiercią, która niewątpliwie miała nadejść, wszystko się skończyło.

Kiedy byłam małą dziewczynką, usłyszałam raz na kazaniu, że Bóg tu na ziemi daje nam nagrodę za wszystko, co uczyniło się dobrego z pobudek naturalnych, jeśli nie może jej dać w wieczności. Zupełnie niespodziewanie otrzymałam spadek (po cioci Luci). Mój mąż też miał niezłe zarobki, tak że mogliśmy wspólnie pięknie urządzić nasz dom. Z rzeczami i sprawami przypominającymi religię spotykałam się tylko przypadkowo; kawiarnie, hotele w mieście nie pomagały nam zbliżyć się do Boga. Wszyscy uczęszczający do tych miejsc żyli tak samo powierzchownie jak my.

Zwiedzając słynną katedrę w czasie wakacji całą uwagę skupialiśmy jedynie na podziwianiu walorów artystycznych. Potrafiłam zneutralizować sakralny powiew, promieniujący szczególnie z zabytków średniowiecza, przez sztucznie wywołane oburzenie na nieistotne, drugorzędne szczegóły jak np. nie dość schludnie ubrany, niezdarny brat zakonny, który nas oprowadzał, «zgorszenie», że mnisi chcący uchodzić za pobożnych, sprzedają likier, itp. W ten sposób zawsze odrzucałam łaskę, ilekroć zastukała do drzwi mojego serca.

Do szczególnej irytacji doprowadzał mnie widok malowideł przedstawiających piekło z szatanem męczącym dusze potępionych na rozpalonych do białości rusztach i jego towarzyszy z długimi ogonami przynoszącymi mu nowe ofiary.

Klaro, piekło można skarykaturować, ale nigdy nie można przesadzić w przedstawianiu jego mąk. Ogień piekielny! Te słowa zawsze napawały mnie lękiem. Pamiętasz jak pewnego razu w rozmowie o piekle podsunęłam ci zapaloną zapałkę pod nos, ze złośliwym pytaniem: «Czy tak samo tam pachnie?». Szybko zdmuchnęłaś płomień. Tutaj nikt nie jest w stanie zgasić ognia. Powiem Tobie więcej: ogień piekielny, o którym mówi Pismo święte nie oznacza udręk sumienia. Ogień oznacza ogień. Słowa Chrystusa należy rozumieć dosłownie: «Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom». Dosłownie! Chcesz wiedzieć, jak duch może odczuwać ogień materialny? Tak jak cierpi twoja dusza na ziemi kiedy włożysz palec do ognia! Dusza twoja nie płonie, lecz co za ból przeszywa całą twoją istotę! W podobny sposób jesteśmy tutaj fizycznie złączeni z ogniem, dotyczy to tak naszej istoty jak i władz zmysłowych. Nasze dusze tracą swą naturalną swobodę, nie możemy myśleć o czym chcemy i jak chcemy.

Nie dziw się czytając powyższe słowa; stan ten, którego nie możesz pojąć, pali mnie nie niszcząc jednak mego istnienia. Naszą największą torturę stanowi świadomość tego, że nigdy nie będziemy oglądać Boga. Jakże to męczy! Jak może sprawiać ból to, wobec czego na ziemi można było być tak bardzo obojętnym? Dopóki nóż leży na stole, widzi się jego ostrze, ale się go nie czuje. Ale wbij ten nóż w swoje ciało, a będziesz wyć z bólu. My teraz czujemy ten brak Boga, o którym wcześniej tylko «wiedzieliśmy».

Nie wszystkie dusze ponoszą jednakowe cierpienia. Im bardziej złośliwa wola, im większa przewrotność w grzechu, tym dotkliwsze uczucie utraty Boga. Potępieni katolicy cierpią więcej niż należący do innych wyznań, gdyż otrzymali więcej łask i więcej światła, które odrzucili. Ten, który więcej poznał Wiarę, cierpi bardziej niż ten, który miał słabsze jej poznanie. Ci, którzy grzeszyli przewrotnie, odczuwają silniej przeszywający ból, niż ci, który upadali z ludzkiej słabości. Lecz nikt nie cierpi bardziej, niż na to sobie zasłużył. Och! gdybyż było inaczej, miałabym wtedy rzeczywiście jakiś powód do nienawiści!

Powiedziałaś mi raz, że nikt nie trafia do piekła, nie zdając sobie sprawy z tego, iż tam podąża. Było to objawione pewnemu świętemu. Śmiałam się z tego, ale powiedziałam sobie: «Wobec tego, w razie czego, będzie jeszcze dość czasu na moje nawrócenie». Rzeczywiście, to się zgadza. Przed moją tragiczną śmiercią, nie wiedziałam jakie piekło jest naprawdę. Żaden śmiertelnik tego nie wie. Ale zrozumiałam ostatecznie, że jeśli umrę w stanie w którym się znajduję, przejdę do wieczności z wolą zwróconą zdecydowanie przeciwko Bogu i poniosę wszelkie tego konsekwencje. Nie zawróciłam z tej złej drogi, ale niesiona siłą przyzwyczajenia podążałam ku wiecznemu zatraceniu z tym większą siłą, im starsza się stawałam.

I tak spotkała mnie śmierć tydzień temu, – mówię, licząc według waszej miary, bo licząc miarą bólu, mam wrażenie, że przebywam tu już od dziesięciu lat. W zeszłą niedzielę mój mąż i ja udaliśmy się na wycieczkę, która dla mnie była ostatnią. Dzień wstał promienny. Czułam się świetnie, jak rzadko kiedy. Jednakże złowieszcze przeczucie przeniknęło całą mą istotę. W drodze do domu, mój mąż nagle oślepiony przez jadący naprzeciw z wielką szybkością pojazd, stracił panowanie nad wozem.

«Jezus» przebiegło mi przez myśl. Nie jako modlitwa, lecz jako okrzyk. Targnął mną straszny ból, straciłam przytomność.

Dziwna rzecz. Tego ranka przyszła mi skądś myśl: «Mogła byś pójść na Mszę świętą jak dawniej». Zabrzmiało to jak błaganie skierowane do mnie. Lecz moje jasne i zdecydowanie «nie!»przecięło to ostatnie wołanie łaski. «Nie chcę tego więcej, muszę z tym ostatecznie skończyć» – powiedziałam sama do siebie – «i gotowa jestem ponieść wszelkie tego konsekwencje». I teraz właśnie je ponoszę!

Pewnie wiesz co zaszło po mojej śmierci. Dzięki naturalnemu poznaniu, które tu mamy, znam los mego męża, mojej matki, wszystko co się stało z moim ciałem, przebieg mego pogrzebu, aż do najdrobniejszych szczegółów.

Inne rzeczy, które dzieją się na świecie, znamy tylko w mglisty sposób. Lecz znamy dobrze to, co nas bezpośrednio dotyczy. W ten sposób wiem o twym obecnym miejscu pobytu.

Ocknęłam się z ciemności w tej samej chwili, w której skonałam. Ujrzałam siebie jakby przenikniętą błyskiem światła. Stało się to na tym samym miejscu, gdzie leżało moje ciało. Jak w teatrze, gdy nagle wszystkie światła gasną na widowni, a podniesiona kurtyna odsłania scenę – tak i ja ujrzałam scenę mojego życia. Jakby w zwierciadle dusza zobaczyła samą siebie: łaski odtrącane od wczesnej młodości aż do ostatecznego «nie» wyrzeczonego Bogu.

Poczułam się jak zabójca postawiony przed trybunałem naprzeciw swoich martwych ofiar. Jakiż przerażający wstyd!

Niemożliwe było żebym pozostała w obecności Boga, którego się wyparłam i odrzuciłam. Jedyna rzecz jaka mi pozostała to ucieczka. Jak Kain uciekł od martwego ciała Abla, tak samo moja dusza wyrwała się w trwodze od tego straszliwego widoku. Był to sąd szczegółowy. Niewidzialny Sędzia rzekł do mnie: «Idź precz».

Wtedy moja dusza została strącona do piekła, w miejsce wiecznych mąk i kaźni".

Tak kończy się list Anny z piekła. Ostatnie słowa były prawie nieczytelne. Sam list rozsypał się w proch w moich rękach... Nagle, cóż to? Gdy patrzyłam na rozsypujące się w proch kartki, uszu moich dobiegł srebrny głos dzwonu; przebudziłam się na łóżku, w swoim pokoju. Świetliste promienie poranka wciskały się przez okno. Dzwoniono na Anioł Pański. Czyż to wszystko było snem??...? Nigdy przedtem nie odczułam tak żywo pociechy spływającej z niebiańskich dźwięków "Pozdrowienia Anielskiego". Wolno odmówiłam trzy Zdrowaś Maryjo. Mocne postanowienie przeniknęło mój umysł i wolę. Powiedziałam do siebie w duchu: musisz uciekać się do Najświętszego Serca Niepokalanej Matki Boga i rozwijać w sobie dziecięce do Niej nabożeństwo, jeśli nie chcesz ponieść losów opisanych przez tę nieszczęsną duszę, która nigdy już nie ujrzy Boga.

Drżąc cała ubrałam się szybko i pobiegłam do kaplicy. Czułam przyśpieszone bicie serca. Nieliczni obecni, spojrzeli na mnie ze zdziwieniem sądząc o mym poruszeniu po szybkości, z jaką zbiegłam ze schodów.

Starsza pani z Budapesztu, cierpiąca z powodu choroby, wątła jak dziecko, lecz zawsze gorliwa w służbie Bogu i bardzo uduchowiona, rzekła do mnie z uśmiechem: "Panienko, Zbawiciel nie chce, by Mu służono jak pociąg pospieszny". Ale zaraz zauważywszy, że coś poważnego musiało mnie poruszyć i wciąż jeszcze tkwi w mej duszy, dodała w uspokajającym tonie: "Znasz radę świętej Teresy: Niech cię nic nie niepokoi, niech cię nic nie przeraża: Wszystko przemija: Bóg się nigdy nie zmienia. Cierpliwa wytrwałość, wszystko pokona; Kto posiadł Boga, niczego nie pragnie – Bóg sam wystarcza". Gdy łagodnie wypowiedziała te słowa, wydawało mi się, że czyta w mej duszy – "Bóg sam wystarcza". Tak, On mi wystarczy na dziś i na nieskończone jutro. Muszę Go zdobyć, za wszelką cenę, choćby mnie to wiele wyrzeczeń miało kosztować. Muszę zdać egzamin z ziemskiego życia i przez miłość złączyć się z Bogiem, abym Go mogła zawsze posiadać, Tego który sam jest Pokojem, Radością i Szczęściem, przewyższającym wszystkie ziemskie rozkosze. Nie chcę trafić do piekła!!!

–––––––––––

Z miesięcznika "Róże Maryi", kwiecień 1950 r. Wydawnictwo: Ojcowie Marianie, Stockbridge, Massachusetts, USA. (1)

Tekst poprawiony w oparciu o oryginał niemiecki Brief aus dem Jenseits opatrzony pozwoleniem Władzy Duchownej:

Imprimatur.

Ex Vicariatu Urbis, die 9 apr. 1952,

† Aloysius Traglia, Archiepiscopus Caesariensis,

Vicesgerens.
–––––––––––––

Przypisy:
(1) Por. 1) O. Marie Augustin Bellouard OP, a) Odpowiedzi Chrystusa na pytania ludzi. b) Nie zabijaj! c) Cierpienie i grzech.

2) Ks. Józef Stagraczyński, a) Czego uczy Kościół o piekle. b) Okropność piekła. c) Bojaźń piekła. d) Noc we wieczności.

3) O. Paweł Segneri SI. a) O piekle. b) O lekceważeniu sobie gróźb Bożych przez niedowiarków. c) Kazanie o Bóstwie Chrystusowym.

4) Św. Piotr z Alkantary, a) O karach piekielnych. b) O Sądzie Ostatecznym.

5) Św. Teresa od Jezusa, Wizja mąk piekielnych.

6) O. Tomasz Młodzianowski SI, Ćwiczenia duchowne. a) O śmierci. b) O piekle. c) O dwóch chorągwiach, Chrystusa i Lucyfera. d) O Królestwie Chrystusowym.

7) O. Marcin Rubczyński OCarm, Głos Pana kruszącego cedry libańskie. Trzydniowe rekolekcje dla osób świeckich.

8) Św. Alfons Maria Liguori, Doktor Kościoła, a) O wielkim środku modlitwy do dostąpienia zbawienia i otrzymania od Boga wszystkich łask, jakich pragniemy. b) Uwielbienia Maryi (De Mariae gloriis). c) Doskonałość chrześcijańska według nauk i pism św. Teresy. d) Myśli pobożne.

9) Ks. Henryk Jackowski SI, Rozważ to dobrze! czyli Myśli zbawienne dla dobrych i złych.

10) O. Mikołaj Łęczycki SI, Pobudki do unikania grzechu śmiertelnego i kilka innych rozważań pobożnych.

11) O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia.

12) Tomasz a Kempis, De imitatione Christi. O naśladowaniu Jezusa Chrystusa.

13) O. Brunon Vercruysse SI, Przewodnik prawdziwej pobożności czyli nowe praktyczne rozmyślania na każdy dzień roku o życiu Pana Naszego Jezusa Chrystusa.

14) Ks. Alfons Rodriguez SI, O doskonałości chrześcijańskiej.

15) Ks. Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna. b) Zarys dogmatyki katolickiej. c) Dogmatyka katolicka. O rzeczach ostatecznych. d) System modernistów. e) Modernistyczny Neokościół.

(Przyp. od red. Ultra montes).

( PDF )

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXV, Kraków 2015
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
..
.
Modlitwa jest najłatwiejszą rzeczą, jaką człowiek ma do wykonania na ziemi.
.
I właśnie do tego najłatwiejszego aktu Bóg przywiązał zbawienie.
.
Temu, kto modli się wytrwale, udziela On stopniowo coraz więcej światła i mocy i to w takiej obfitości, że nawet dusza najgłębiej zanurzona w grzechu może się ostatecznie uratować, tkwiąca aż po szyję w błocie może jeszcze wydobyć się z topieli. …
Więcej
..
.
Modlitwa jest najłatwiejszą rzeczą, jaką człowiek ma do wykonania na ziemi.
.
I właśnie do tego najłatwiejszego aktu Bóg przywiązał zbawienie.
.
Temu, kto modli się wytrwale, udziela On stopniowo coraz więcej światła i mocy i to w takiej obfitości, że nawet dusza najgłębiej zanurzona w grzechu może się ostatecznie uratować, tkwiąca aż po szyję w błocie może jeszcze wydobyć się z topieli.
.
Zwłaszcza w ostatnich latach mojego życia nie modliłam się, jak powinnam i w ten sposób sama ograbiałam się z tych łask, bez których nikt nie może być zbawiony.
.
...
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
..
.
Nie wszystkie dusze ponoszą jednakowe cierpienia.
.
Im bardziej złośliwa wola, im większa przewrotność w grzechu, tym dotkliwsze uczucie utraty Boga.
.
Potępieni katolicy cierpią więcej niż należący do innych wyznań, gdyż otrzymali więcej łask i więcej światła, które odrzucili.
.
Ten, który więcej poznał Wiarę, cierpi bardziej niż ten, który miał słabsze jej poznanie.
.
Ci, którzy grzeszyli …
Więcej
..
.
Nie wszystkie dusze ponoszą jednakowe cierpienia.
.
Im bardziej złośliwa wola, im większa przewrotność w grzechu, tym dotkliwsze uczucie utraty Boga.
.
Potępieni katolicy cierpią więcej niż należący do innych wyznań, gdyż otrzymali więcej łask i więcej światła, które odrzucili.
.
Ten, który więcej poznał Wiarę, cierpi bardziej niż ten, który miał słabsze jej poznanie.
.
Ci, którzy grzeszyli przewrotnie, odczuwają silniej przeszywający ból, niż ci, który upadali z ludzkiej słabości.
.
Lecz nikt nie cierpi bardziej, niż na to sobie zasłużył.
.
...
Neo Kowalski udostępnia to
31,4 tys.
Kilka już razy czytałem " List z Piekła.
Nie módl się za mnie – jestem potępiona!

" i za każdym razem znajduję jakieś nowe ciekawe informacje. Warto spokojnie zagłębić się w treść tego 'przekazu'.
Treści tego Listu przypomina nam, że 'Największym Grzechem' jest grzech przeciwko Miłości Boga, z później grzech przeciwko Miłości Bliźniego.Więcej
Kilka już razy czytałem " List z Piekła.

Nie módl się za mnie – jestem potępiona!

" i za każdym razem znajduję jakieś nowe ciekawe informacje. Warto spokojnie zagłębić się w treść tego 'przekazu'.
Treści tego Listu przypomina nam, że 'Największym Grzechem' jest grzech przeciwko Miłości Boga, z później grzech przeciwko Miłości Bliźniego.
Neo Kowalski
@j a m e k
Utrafił Pan,😂 od lat mam słabość do Urszuli.😂 Lubię jej utworu.
Neo Kowalski
Ale 'List z Piekła' i 'Totalna Hipnoza' to zupełnie inne klimaty. 😂
sługa Boży
Łysy karzeł podobny do nieświętej pamięci urbana 😂 😂 😂
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
Człowiek żyjący na ziemi może przechodzić ze stanu grzechu w stan łaski i może w każdej chwili ze stanu łaski wypaść zanurzając się w grzech, czy to przez słabość czy to przez złość. Wraz ze śmiercią wszystkie te wahania kończą się: w jakim stanie się umiera, w takim się pozostaje na zawsze, wraz ze śmiercią każdy przechodzi w swój stan końcowy, stały i nieodwracalny.
Wraz z wiekiem wahania …Więcej
Człowiek żyjący na ziemi może przechodzić ze stanu grzechu w stan łaski i może w każdej chwili ze stanu łaski wypaść zanurzając się w grzech, czy to przez słabość czy to przez złość. Wraz ze śmiercią wszystkie te wahania kończą się: w jakim stanie się umiera, w takim się pozostaje na zawsze, wraz ze śmiercią każdy przechodzi w swój stan końcowy, stały i nieodwracalny.

Wraz z wiekiem wahania stają się coraz mniejsze. Prawdą jest, że do chwili śmierci każdy może zwrócić się do Boga lub odwrócić się od Niego. Lecz w momencie śmierci, człowiek decyduje ostatnim poruszeniem woli mechanicznie, w ten sam sposób w jaki był przyzwyczajony w ciągu życia. Dobre lub złe przyzwyczajenia stają się drugą naturą. One ciągną człowieka za sobą w ostatniej chwili. Tak było i ze mną. Żyłam całe lata z dala od Boga, gdy więc ostatnie wezwanie łaski nadeszło, zdecydowałam przeciwko Bogu. I to nie moje liczne grzechy, lecz brak dobrej woli by z nich powstać, zadecydował o moim losie.
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
1) Por. 1) O. Marie Augustin Bellouard OP, a) Odpowiedzi Chrystusa na pytania ludzi. b) Nie zabijaj! c) Cierpienie i grzech.
2) Ks. Józef Stagraczyński, a) Czego uczy Kościół o piekle. b) Okropność piekła. c) Bojaźń piekła. d) Noc we wieczności.
3) O. Paweł Segneri SI. a) O piekle. b) O lekceważeniu sobie gróźb Bożych przez niedowiarków. c) Kazanie o Bóstwie Chrystusowym.
4) Św. …
Więcej
1) Por. 1) O. Marie Augustin Bellouard OP, a) Odpowiedzi Chrystusa na pytania ludzi. b) Nie zabijaj! c) Cierpienie i grzech.

2) Ks. Józef Stagraczyński, a) Czego uczy Kościół o piekle. b) Okropność piekła. c) Bojaźń piekła. d) Noc we wieczności.

3) O. Paweł Segneri SI. a) O piekle. b) O lekceważeniu sobie gróźb Bożych przez niedowiarków. c) Kazanie o Bóstwie Chrystusowym.

4) Św. Piotr z Alkantary, a) O karach piekielnych. b) O Sądzie Ostatecznym.

5) Św. Teresa od Jezusa, Wizja mąk piekielnych.

6) O. Tomasz Młodzianowski SI, Ćwiczenia duchowne. a) O śmierci. b) O piekle. c) O dwóch chorągwiach, Chrystusa i Lucyfera. d) O Królestwie Chrystusowym.

7) O. Marcin Rubczyński OCarm, Głos Pana kruszącego cedry libańskie. Trzydniowe rekolekcje dla osób świeckich.

8) Św. Alfons Maria Liguori, Doktor Kościoła, a) O wielkim środku modlitwy do dostąpienia zbawienia i otrzymania od Boga wszystkich łask, jakich pragniemy. b) Uwielbienia Maryi (De Mariae gloriis). c) Doskonałość chrześcijańska według nauk i pism św. Teresy. d) Myśli pobożne.

9) Ks. Henryk Jackowski SI, Rozważ to dobrze! czyli Myśli zbawienne dla dobrych i złych.

10) O. Mikołaj Łęczycki SI, Pobudki do unikania grzechu śmiertelnego i kilka innych rozważań pobożnych.

11) O. Tilmann Pesch SI, Chrześcijańska filozofia życia.

12) Tomasz a Kempis, De imitatione Christi. O naśladowaniu Jezusa Chrystusa.

13) O. Brunon Vercruysse SI, Przewodnik prawdziwej pobożności czyli nowe praktyczne rozmyślania na każdy dzień roku o życiu Pana Naszego Jezusa Chrystusa.

14) Ks. Alfons Rodriguez SI, O doskonałości chrześcijańskiej.

15) Ks. Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna. b) Zarys dogmatyki katolickiej. c) Dogmatyka katolicka. O rzeczach ostatecznych. d) System modernistów. e) Modernistyczny Neokościół.

(Przyp. od red. Ultra montes).

( PDF )

© Ultra montes (www.ultramontes.pl).
2 więcej komentarzy od CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
O lekceważeniu sobie gróźb Bożych przez niedowiarków (1)
O. PAWEŁ SEGNERI SI
––––––––
"Złe źle potraci" (Mt. 21, 41).
I. Czyż dlatego dziś wstąpiłem na mównicę, aby przepowiadać kary miastu, ze wszech miar dobremu i pełnemu zasług? Ach nie, o Panie! – Jeżeli chcesz, ażebym Ci służył za Jonasza, to poślij mnie do jakiej Niniwy, miasta występnego, miasta bezecnego i bezbożnego, a pośpieszę …Więcej
O lekceważeniu sobie gróźb Bożych przez niedowiarków (1)

O. PAWEŁ SEGNERI SI

––––––––

"Złe źle potraci" (Mt. 21, 41).

I. Czyż dlatego dziś wstąpiłem na mównicę, aby przepowiadać kary miastu, ze wszech miar dobremu i pełnemu zasług? Ach nie, o Panie! – Jeżeli chcesz, ażebym Ci służył za Jonasza, to poślij mnie do jakiej Niniwy, miasta występnego, miasta bezecnego i bezbożnego, a pośpieszę tam chętnie według Twej woli i będę mu głosił straszną zagładę. Lecz skoro posłałeś mnie do miasta katolickiego, to zapewne chcesz, bym mu przepowiedział powodzenie, długie trwanie, pełnię pokoju i bogate żniwa? Chciałbym tak uczynić; lecz któż mnie upewni, że na to zasługuje? Oto! – co widzę: Przewrotność wszędzie się szerzy, coraz bardziej się rozpościera i panoszy. To mnie napawa obawą, byś i ty N. nie ściągnęło na się zapalczywości Bożej. Nie wiem, co się stanie; – to jednak bezwzględna wola Pańska, bym ci jasno ten wyrok ogłosił: "Złe, źle potraci".

U Boga nie ma względów na starożytność rodu, na zasługi przodków; kto zgrzeszył, poniesie karę. Czy było kiedy miasto milsze Niebu nad Jerozolimę? – Bóg zaszczepił tę najukochańszą winnicę swoją na dziwnie uroczych górach Palestyny, ogrodził ją Prawem, otoczył swą pieczą jako murem kamiennym, oczyścił z cierni i zarośli, które ją głuszyły, wytępił spośród niej Kananejczyków, Amonitów, Amorejczyków i inne ludy bałwochwalcze. Jako wieżę strażniczą umieścił tam świątynię, jako prasę postawił w niej ołtarz i nie szczędził wydatków i starania, by ją jak najlepiej wyhodować: "Co jest, com więcej miał czynić winnicy mojej, a nie uczyniłem jej?" (2). – Mimo to czymże ona teraz? – Chodźcie, a oglądajcie! – Oto zupełnie zielskiem pokryta! A z jakiego powodu? – Nie chciała nędznica uwierzyć dzisiejszej pogróżce: "Złe, źle potraci". Po co te groźby, po co te groźby? – "Nie przyjdzie na nas złe" (3), oto słowa, które od czasów Jeremiasza niewierni Izraelici mieli zawsze na ustach. Prorocy na wiatr do nich mówili (4). – Ci słudzy Pańscy – mówili sobie – chcą nas przestraszyć. Używajmy życia, bawmy się, cieszmy się. Ach, zuchwały ludu! "Albo nad takim narodem nie pomści się dusza moja?" (5) – mówi Pan. Niedługo zobaczycie gniew Boży nad sobą. Weźmy sobie ten przykład za naukę, Chrześcijanie; niejeden z nas może gardzi Bogiem, jako niezdolnym do pomsty; niejeden może sobie powiada: "Nie przyjdzie na nas złe, nie przyjdzie na nas złe". Wiecie, com postanowił uczynić tego poranku? Zawstydzić owych niedowiarków i udowodnić im, że gromy spadną na nich dlatego, że sobie drwią z grzmotów.

II. Jednym z najważniejszych dowodów niezmierzonej dobroci i miłosierdzia Bożego są – według mego zdania – te straszne groźby, którymi chce Stwórca przywieść grzeszników do upamiętania i zbawić ich. Nie ma ochoty karać ten, kto często na groźbach poprzestaje. Dlatego przepowiednie kar można by nazwać tarczą zagrożonego, ponieważ grzeszny ma czas do ucieczki i może chłosty uniknąć. Stąd twierdzi św. Augustyn: "Gdyby nas Bóg chciał karać, nie upominałby nas tyle wieków naprzód. Niechętnie karze, kto wcześnie wskazuje drogę do ucieczki. Zaprawdę, nie chce cię uderzyć ten, kto woła na ciebie: Strzeż się" (6).

Gdyby więc Bóg z upodobaniem karał, nie wysyłałby grzmotu przed piorunem, błyskawicy przed grzmotem. Nigdzie nie czytamy, aby kiedy Pan Bóg karał przed upomnieniem. Posyłał On w różnych czasach Proroków do narodu wybranego. Co uczynił, chcąc przepowiedzieć ludowi swemu napad nieprzyjacielski? Kazał Izajaszowi bez sukien chodzić po mieście (7). Albo co uczynił, gdy przepowiadał uprowadzenie w niewolę pokoleń izraelskich? Kazał Jeremiaszowi chodzić w kajdanach po Jerozolimie (8). Gdy chciał uwiadomić Żydów o przyszłym oblężeniu i najstraszniejszym głodzie, rozkazał Ezechielowi przez trzysta dziewięćdziesiąt dni leżeć na lewym boku i jeść suchy, sproszkowany gnój wołów, pomieszany z chlebem (9). Podobnie później różne plagi rozmaicie przepowiadał. Chciał przez to upomnieć naród, by opłakiwał swe winy, poprawił życie i uniknął w ten sposób Jego zagniewanej prawicy. Gdy się nad tym zastanawiał pobożny król Dawid, te rzewne wypowiedział słowa: "Dałeś znak bojącym się Ciebie, aby uciekali od oblicza łuku, aby byli wybawieni mili Twoi" (10). I dziwna rzecz, że ludzie nie wierzyli Bogu: im więcej On groził, że złe źle potraci, tym bardziej Go obrażali, jak gdyby mieli niezatartymi zgłoskami wyryte w sercu to przewrotne zdanie: "Jeżeli nie zobaczę, nie uwierzę" (11). I cóż się działo, moi drodzy Chrześcijanie? – Niedowiarstwo ludzkie zmuszało Boga, że spuszczał kary zapowiedziane.

To niedowiarstwo sprowadziło potop na ziemię, bo zepsuty świat nie poprawił się, gdy Noe wzywał do pokuty (12). Ono sprowadziło na rozpustnych mieszkańców Sodomy deszcz ognisty, bo się z Lota śmiali, gdy im tę karę głosił (13). Niedowiarstwo zatopiło upartych Egipcjan w morzu Czerwonym, bo się nie upamiętali, pomimo tylu poprzednich i cudownych plag. Ono było przyczyną śmierci dla mnogiej liczby Izraelitów na puszczy, gdyż wzgardzili upomnieniem Mojżesza, który tę klęskę zapowiedział (14). Ono wytraciło Asyryjczyków pod Betulią, bo sobie drwili ze słów Achiora (15). Obecne klęski musimy przypisać również naszemu niedowiarstwu. Ach! kochani Słuchacze! w tym wieku łono nasze szarpią straszne boleści, grzbiet nasz ugina się pod ciężkimi razami. My jednak sobie mówimy, że nie trzeba się tak bardzo lękać: "Nie przyjdzie na nas to złe: nie przyjdzie na nas to złe". Tak? – Może chciałbyś, grzeszniku, wprzód widzieć Boga na tronie niebieskim, Boga znającego twe winy, Boga zagniewanego, mającego dość siły, by karał przestępstwa, a wtedy dopiero uwierzysz?

Chciałbyś może widzieć, że Pan Bóg nie tylko grozi, ale i karze rzeczywiście? Cieszę się z tego i zaspokoję twe pragnienie. Nie będę w tym celu przenosił myśli twoich w ubiegłe stulecia; przypatrz się tylko współczesnym wypadkom, ponieważ świeże zdarzenia więcej poruszają, niż przeszłe.

III. Czy Bóg w naszym wieku nie okazał dowodnie, że nie tylko upomina, ale także i karze? – Zapewne nie chcesz tego przyznać, gdy mówisz: "Nie przyjdzie na nas złe"? Przecież masz oczy; patrz na te strumienie krwi, patrz na te stosy ciał i kości ludzkich! – Ślady zaciekłych wojen wszędzie są widoczne. Pokaż mi w tej nieszczęśliwej Europie królestwo, prowincję, księstwo, albo miasto, które by nie słyszało ponad swymi bramami wznoszącego się odgłosu bębnów, dźwięku trąb, tętentu konnicy? – Włochy, Hiszpania, Francja, Germania, Flandria, Anglia nie cieszyły się błogim pokojem i nie kładły się do snu bez troski. Ileż dusz zginęło w tych powszechnych zamieszkach? – Kto je zdoła policzyć? – Wystarczy powiedzieć, że samo zdobycie Ostendy kosztowało osiemdziesiąt tysięcy ludzi, którzy polegli wśród strasznej walki. Z tego jednego wypadku osądź, ile to klęsk spadło na Europę w różnych miejscowościach, wśród rozmaitych i zaciętych stronnictw, przez tak długi czas, jeżeli wzięcie Ostendy, pierwsze smutne wieku naszego zdarzenie, tyle ofiar pociągnęło za sobą. Lecz po cóż mówić o tym, czego już nie widzimy? – Ileż to zamków, niegdyś kwitnących, przedstawia teraz smutną dla oka ruinę? – ileż to zielonych niegdyś pól teraz leży odłogiem, ileż to wsi dawniej ludnych, stoi teraz pustkowiem, ileż to widzimy bogatych miast, leżących obecnie w gruzach? Czyż to nie jest dopełnieniem owych gróźb Bożych: "Jeżeli pogardzicie prawa moje, dobędę miecza za wami i będzie ziemia wasza pusta, a miasta wasze zburzone" (16). Dlaczego, nędzny człowiecze, mówisz: "Nie przyjdzie na nas złe". Otwórz oczy i przebiegnij pokrótce myślą owe lata, kiedy całe narody stawały do boju. Za dni naszych ustawiczne są zaburzenia, to w Niemczech, to w Portugalii, to w Kolonii, to w Anglii, to w Paryżu, to w Neapolu, to w Polsce. Jednemu pochłonęły te zamieszki majątek, innego pozbawiły dostojeństw, tego wtrąciły do więzienia, tamtemu zamieniły pałace w perzynę i gruzy, innego pozbawiły życia lub go niesławą okryły. W którymże wieku było więcej tych smutnych wypadków, sporów, haniebnych spisków, ohydnych zdrad, okrutnych zabójstw i szpetnych niegodziwości? W naszej Italii może obecnie stosunkowo mniej złego się dzieje, ale pamiętne są u nas jeszcze: zniszczenie Monferatu, spustoszenie Mantui i smutna klęska Turynu. Lecz kto by chciał z ciekawości przypatrzyć się bliżej, co cierpią gdzie indziej katolicy od heretyków, albo co gorsza, chrześcijanie od chrześcijan, ten na ów widok zadrżałby z trwogi. Co by powiedział, oglądając na ziemi polskiej krwawe zagony Turków i Tatarów, których tam sułtan sprowadził? Lecz gorszymi od samych Turków i Tatarów byli dla Polaków Polacy; wspomnę tylko Kozaków, butnych rokoszan. Nieszczęśliwe Niemcy! Widać jeszcze w waszym łonie dymiące się szczątki po owym pożarze, który wzniecił zwycięski wróg Gustaw, kiedy przebiegał wasze prowincje, szybko jak błyskawica, niszcząc i zagarniając w krótkim czasie Würzburg, Bambergę, Moguncję, Augsburg, całą Frankonię, Szwabię, Palatynat. A Turek rozpanoszył się we Waradynie, Nitrii, Nowarynie; a iluż nadto krajom chrześcijańskim zamierza nałożyć jarzmo podłej niewoli? Ustawicznie niepokoi nasze morza, pustoszy i niszczy nasze porty, zdobywa nasze posiadłości. Gdyby szumiące morze nie głuszyło łez Kandii (Krety), zdobytej przez Turka, to morze, które zewsząd ją oblewa, natenczas gorzko żaliłaby się na jarzmo barbarzyńskie i wycisnęłaby strumienie łez z ócz naszych. Oto wiek, który spoglądał na tyle zmian politycznych, który widział tylu książąt uwięzionych i wygnanych! Lecz co gorsza, wiek nasz widział króla starej dynastii, króla Anglii, skazanego na śmierć przez własnych poddanych. Nie przyjdzie na nas złe? Kto uniknął miecza, ten zginął od głodu. Tu muszę zawołać z Jeremiaszem: "Jeżeli wynijdę w pole, oto pobici mieczem, a jeśli wnijdę do miasta, oto zmorzeni głodem" (17). Świadczą o tych nieszczęściach zrujnowane rodziny po miastach, zniszczone gminy i ludzie niegdyś bogaci, a teraz żebracy bez dachu. Lecz czy te klęski były może jeszcze za małe, że niebo przydaje do nich nieurodzaj? Niedawno temu, w mieście węgierskim Budzie, zamiast deszczu padał na ziemi ołów i tak spełniła się dosłownie następująca pogróżka: "Niechaj będzie niebo, które nad tobą jest, miedziane, a ziemia, którą depcesz, żelazna" (18). Przeciwnie u nas sprowadziła nieurodzaj ogromna powódź, co się często zdarza. Wskutek tej klęski widzieliśmy wszędzie zgłodniały i niezdolny do pracy lud. Ja sam byłem podówczas w stolicy chrześcijaństwa, kiedy biedacy kostnieli na ulicach od zimna, a wycieńczeni głodem, padali na ziemię i wreszcie umierali. Takie sceny pojawiały się codziennie po kilka razy, bo liczba nędzarzy daleko przewyższała liczbę tych, którzy nieśli ratunek. Cóż dopiero musiało się dziać w tych okolicach, w tych miasteczkach i wsiach, gdzie była bez porównania większa nędza, a mniejsza pomoc? Nie spełniłaż się tu widocznie przepowiednia: "Niechaj skarze Pan niedostatkiem, zimnicą" (19). A wy powiadacie: "Nie przyjdzie na nas złe"? – O ślepoto, która nie chcesz uznać klęsk, zarazy i śmiertelności, grasujących w całej Europie! Kto wie, czy to nie owa pobłażliwa dobroć Boża kazała przez cały miesiąc świecić na niebie złowrogiej komecie w naszym wieku? Jej przypisywano, że w jednym miesiącu, wnet po sobie, zeszli z tego świata: Papież, dwóch królów, hiszpański i szwedzki, cesarzewicz, matka cesarzowej, wielki sułtan turecki i inni mocarze ziemscy. Lecz ja sądzę, że ona jeszcze większe klęski zapowiadała; albowiem niebo nie do jednego przemawia stanu, gdy otworzy swe usta. Lud tłumaczy sobie to zjawisko nadzwyczajne tylko na niekorzyść książąt, bo nie rozumie języka niebieskiego, po swojemu go sobie objaśnia, uwalnia od klęsk plebejuszów, do których sam należy. Wszak zaraz po tym zjawisku wybuchła zaraza, która zniszczyła tyle kwitnących krajów Europy i dotychczas niszczy. Gdyby ktoś w tej chwili mógł zajrzeć naraz w kilka miejsc, zobaczyłby wiele matek, oniemiałych z żałości, ochrypłych dla jęków bolesnych po utracie dziatek, zobaczyłby martwych towarzyszy swego życia. Jakież przerażenie ogarnia umysł na widok niegdyś tak pięknych, tak wesołych i ludnych miast, które teraz napełnia brud, w których słychać jęki okropne, na widok miast, zamienionych w pustynię? Gdziekolwiek okiem rzucisz, zobaczysz wokoło chorych bez nadziei, lub umierających bez ratunku. Wozy pełne trupów, krążą codziennie po mieście, jak gdyby w tryumfie obwoziły śmierć, tym bledszą, im sroży się zuchwalej. Mieszkaniec każdego niemal domu wyrzuca z okien smutny podatek śmierci. Ten oddaje przyjaciół, ów panów, ten małżonkę, ów siostry, ten rodziców, w obawie, że może rychło sam pójdzie za tymi, którzy z rana wybrali się na drogę wieczności.

Gdybyś mnie zapytał, gdzie to w tym wieku wybuchła najpierw okropna zaraza, wskazałbym ci Sycylię; stąd rozeszła się po całej Europie. Italia za dni naszych złożyła temu aniołowi śmierci hojną daninę, bo milion trupów. Następnie wskazałbym ci Francję, Hiszpanię i Dalmację, Kandię, a nadto Anglię, Polskę, Korsykę, Sardynię, Katalonię. W krajach tych przez długi czas były widoczne ślady strasznej śmiertelności, jak na morzu widać po burzy liczne szczątki rozbitych okrętów. Czyż to nie jest oczywistym spełnieniem tych groźnych słów: "Rozmnoży Pan plagi twoje, plagi wielkie i trwałe, choroby złe i ustawiczne, a drogi wasze spustoszeją" (20). Co na to powiesz? czy się jeszcze będziesz upierał przy swym niedowiarstwie? "Nie przyjdzie na nas złe"? A jakiego ty krom tego żądasz dowodu, byś uwierzył, że "Bóg złe źle wytraci"? Chciałbyś może widzieć ziemię zalaną wodami? Idź do Flandrii! Chciałbyś widzieć pola zniszczone ogniem? Pytaj się o to Neapolu! Chciałbyś widzieć ludzi, których pochłonęło trzęsienie ziemi? Idź do Kalabrii! Jak przerażający widok przedstawia się w tych okolicach ciekawemu wzrokowi! Oto ciemne chmury dymu, złowroga ulewa popiołów, szeleszczące odłamy skał, strumienie siarki, ogniste płomienie, straszny łomot walących się domów, zwierzęta zapadające się w przepaść! Lecz co ja mówię zwierzęta? Nie tylko zwierzęta, ale całe gromady ludzi ginęły w głodnej paszczy ziemi, która od czasu do czasu się otwierała. Nie chcę niczego pominąć milczeniem. Czyż nie tkwią świeżo dotąd w pamięci okropne klęski, które spadły na mieszkańców Raguzy i Rimini? Obydwa te ludy – dziś przypada rocznica tych zdarzeń – wcale nie spodziewały się nieszczęścia, które ich spotkało przed kilku laty. Oddawali się rozmaitym zajęciom, kupowali, sprzedawali i mieli nadzieję, że będą uroczyście i wesoło obchodzili także Wielkanoc. Lecz niestety, jakże smutną Paschę święciły te miasta! Zdaje się, jakby dziś jeszcze słychać było odgłos jęczących ludzi, którzy uciekali z domów na pola, z pól do zabudowań, mając ciągle pod swymi stopami trzęsienie ziemi, przy boku śmierć, a przed oczyma pogrzeb. Czyż to nie jasna rzecz, że ten śmiertelny przestrach owych ludzi jest zupełnym i całkowitym spełnieniem następującej przepowiedni Bożej: (21) "I będzie żywot twój jakoby wiszący przed tobą. Będziesz się bał i w nocy i we dnie, a nie będziesz wierzył żywotowi twemu. Po ranie będziesz mówił: Kto mi da wieczór? a w wieczór: Kto mi da zaranie? dla strwożenia serca twego, którym się strachać będziesz i dla tego, co widzieć będziesz oczyma twymi"? Więc dobrze; mów sobie dumny człowiecze: "nie przyjdzie na nas złe, nie przyjdzie". To, com ci opowiedział, możesz własnymi oglądać oczyma, alboś czytał o tym w publicznych pismach, lub słyszałeś z ust wielu wiarogodnych świadków. Wypadki te bowiem tysiącami ust roznosi wieść po świecie, tak, że wiadomość o nich nie jest żadną chlubą, a przeciwnie nieświadomość w tym kierunku uchodziłaby za wielką hańbę.

IV. Ach, ja nieroztropny: czemu się tyle męczyłem, aby zawstydzić niewierzących, kiedy trzeba być chyba ślepym, aby nie widzieć tych okropnych klęsk, które codziennie na nas spadają! A przeto, moi Słuchacze, niewłaściwie się wyraziłem, mówiąc, że nie chcemy wierzyć, dopóki nie zobaczymy. Powinienem był raczej powiedzieć, że nie chcemy wierzyć, chociaż widzimy. A to właśnie jest owym wielkim niedowiarstwem, o którym mówi Jeremiasz: "Ubiłeś je, a nie boleli, ani chcieli wierzyć" (22). Oto, jak postępują sobie grzesznicy, gdy słyszą groźby, żartują sobie z nich, mówiąc, że nie widzą ich spełnienia. Gdy potem P. Bóg spuszcza kary, oni w zatwardziałości swej nie chcą wierzyć, chociaż już na sobie doświadczają: "Ubiłeś je, a nie chcieli wierzyć". Lecz dlaczego się tak dzieje, o święty Proroku? Czyż nie widzą przed oczyma karzącej prawicy? czyż nie doświadczają namacalnie jej ciosów? Dlaczego więc nie wierzą w karzącą sprawiedliwość Boga? "Zaprzali się Pana i mówili: Nie masz go" (23). Wierzą, że to kara rzeczywiście sroga, ale nie wierzą, że ona pochodzi od Boga. Nie wierzą, że to Bóg zsyła owe wojny, drożyzny, mory, powodzie, pożary, zaburzenia, trzęsienia ziemi. "Zaprzali się Pana i mówili: Nie masz go". Czy Faraon nie widział najdokładniej kar, które spadały ustawicznie na jego głowę? czy nie widział ciemności, które pochłonęły światłość dzienną? gradu, który strącał liście z drzewa? szarańczy, która pożarła łany zbóż? wrzodów, które okrywały ludzi? zarazy, która zabijała zwierzęta? Istotnie, widział to wszystko; a jakichże ten przewrotny król nie używał wybiegów, aby nie uznać prawdy, którą sami jego dworzanie wyznawali: "Palec Boży jest tu"? (24). Zwołał zewsząd najsławniejszych czarnoksiężników, chcąc zbadać, czyby nie można tych nadzwyczajnych zjawisk przypisać jakiej innej, ręce, chociażby nawet diabelskiej. Szukał, śledził, namyślał się, rozkazywał magom, aby i oni podobne czynili znaki. Zamieniali więc laski w węże, barwili wodę krwią, wywabiali żaby z rzek, zgromadzali muchy w powietrzu. A gdy w końcu widział, że czarownicy uznali się za zwyciężonych, czy ustąpił? Nie chciał sobie z głowy wybić, aby cuda Mojżeszowe nie miały być czarodziejską sztuką. Tak to uporczywie odrzucają grzesznicy karzącą sprawiedliwość Boga, nie chcąc jej w żaden sposób uznać. Nie twierdzę, jakoby chrześcijanie powszechnie dochodzili do tej zatwardziałości i ślepoty ducha, co Faraon, boby to było z mej strony przesadą. Lecz również i oni wśród nieszczęść z trudnością uznają prawicę, która ich karze. Wy to dobrze wiecie. Gdy głodny wilk wpadnie do waszej owczarni i porwie owcę, przypisujecie to niedbalstwu stróża. Gdy ogień gwałtowny ogarnie wasze zagrody, wy składacie winę na złośliwego sąsiada. Gdy ciało wasze niszczy uporczywa febra, wy obwiniacie o nieumiejętność lekarza. Czyż wszystkich wojen, które się srożą, nie przypisujemy chciwości panujących, dążących do powiększenia swych państw, albo poddanym, którzy chcą zrzucić z siebie ciężkie jarzmo niewoli? Rozpasanym żołnierzom przypisujemy zniszczenie wiosek, grabież miast; nieświadomości hetmanów porażki i klęski wojenne; nieuwadze, nieostrożności żeglarzy rozbicie okrętów i stratę towarów; chciwości urzędników nieznośne podatki i ucisk ludu; niesprawiedliwości sędziów przegranie procesu i utratę ojcowizny. Jeszcze się tym nie zadowalamy, lecz posługujemy się nadto czczymi słowami: los, przygoda, przypadek. Gdy ktoś ze skały spada w przepaść, gdy się topi w rzece, ginie wśród pożaru, albo znajduje śmierć pod gruzami walących się domów, nazywamy to smutnym przypadkiem. Lecz jeszcze nie dosyć. Trwając w uporczywym niedowiarstwie, chcielibyśmy wyczytać w gwiazdach nasze losy i klęski i przypisujemy takowe raczej martwym istotom, niż Bogu żywemu. O ślepoto i głupoto ludzi przewrotnych i szalonych, którzy widząc karę, nie chcą uznać jej sprawcy i przyczyny! "Ubiłeś je, a nie chcieli wierzyć, zaprzali się Pana i rzekli: Nie masz go".

V. Nie łudźmy się, Chrześcijanie, nie łudźmy się, bo to rzecz bardzo niebezpieczna. Nie chcę tu mówić obszerniej o gwiazdach, które nie są sprawcami, lecz co najwięcej mogą być tylko znakami nieszczęść, i to często zawodzącymi; wynik zależny od naszej wolnej woli. Dlatego mądrze poucza nas Jeremiasz, byśmy na nie nie zważali: "A znamion niebieskich nie bójcie się, których się boją poganie" (25). Lecz zwrócę uwagę waszą na stworzenia już to rozumne, już to nierozumne, już to żyjące, już to nieżywotne, które bywają czasami narzędziami zapalczywości Bożej przeciwko nam. Powiada Izajasz Prorok: "Rózgą gniewu Pana i kijem Jego są" (26). Dlaczegóż więc zważamy jedynie na rózgę, która nas siecze, a nie chcemy widzieć ręki, która nią kieruje? Głupi to człowiek, który otrzymawszy od nieprzyjaciela cięcie mieczem, mówi, że go miecz uderzył, a nie wróg. Nie dziwilibyśmy się dziecku, gdyby mówiło, że trzcina je bije, a nie nauczyciel. Zbrodniarz, skazany wyrokiem panującego na powieszenie, nie nazwie przecież wykonawcę tego wyroku czyli kata sprawcą swej śmierci. Kiedy wśród chłost nie chcemy uznać Boga, kiedy nawet mówimy, że Go nie ma w niebie, podobni jesteśmy do głupiego i nieroztropnego psa, gryzącego wściekle ów kamień, który go uderzył, a nie troszczącego się wcale o rękę, która kamień rzuciła. Dlaczego się tak dzieje między nami? Bo nie chcemy wejść w siebie, upamiętać się i przyznać do winy. Przypisując nieszczęście innym przyczynom, nie zastanawiamy się nad wielkością występku, dla którego ponosimy karę. Nie myślimy o sprawiedliwości Bożej, która nas chłoszcze i tak powoli pozbywamy się tej wrodzonej bojaźni i przeświadczenia, że Bóg jest Panem świata, który widzi każdy nasz występek i zapisuje każdą naszą zbrodnię. Bojaźń tę chciałby grzesznik usunąć ze swej duszy, gdyby mógł, wedle słów Psalmisty: "Rzekł głupi w sercu swym: nie masz Boga" (27). W tekście greckim słowo Bóg (Elochim) oznacza Boga, który wszystko widzi, za wszystko karze; a więc głupi powiada niejako w sercu swoim, że nie ma mściciela na niebie. Grzesznikowi bowiem wstrętną jest wiara, że istnieje Bóg, który zażąda liczby z włodarstwa naszego; uznaje on tylko Boga miłosiernego, łaskawego i dobrego. Wyrazy: "Bóg sprawiedliwy" palą go, dręczą, niepokoją, dlatego wśród chłosty popada w zatwardziałość. Zamiast przypisać ją głównemu sprawcy, tj. Bogu, przypisuje ją ludziom. Gdy nie może ludziom, przypisuje ją ślepemu losowi, lub przynajmniej gwiazdom. I tak łudzi się ciągle nieszczęśliwy i pochlebia sobie wpośród własnych złości: "Ubiłeś je, a nie chcieli wierzyć. Zaprzali się Pana i mówili: nie masz go".

VI. Gdybyśmy rzeczywiście wierzyli, moi Słuchacze, że Bóg nas karze za grzechy, czyżbyśmy brnęli w nie coraz głębiej? Trzeba tu koniecznie zapłakać ze św. Cyprianem: "Oto Bóg zsyła plagi, a nie masz bojaźni Boga; oto spadają na nas razy i bicze z góry, a nie masz między nami obawy i niepokoju" (28). Czyż nie poucza nas o tym codzienne doświadczenie? Jakże mało poprawiają się ludzie wśród obecnych klęsk! Owszem wskutek zarazy pomnażają się rabunki i zaciekłe gniewy, wskutek głodu rośnie niesprawiedliwość i lichwa; wojna sprowadza rozpustę i rozwiązłość: "I dałem wam zdrętwienie zębów we wszech mieściech waszych, – mówił Bóg przez Amosa do swego ludu – i niedostatek chleba po wszech miejscach waszych, a nie nawróciliście się do mnie, mówi Pan. Jam tez zahamował od was deszcz, a nie nawróciliście się do mnie. Karałem was wiatrem palącym, a nie nawróciliście się do mnie. I uczyniłem, że przyszła zgniłość obozów waszych w nozdrze wasze, a nie wróciliście do mnie, mówi Pan" (29). Kto z was, moi Słuchacze, może mi powiedzieć, kiedy król Baltazar odbywał swą ucztę świętokradzką i zbrodniczą, opisaną u Daniela? "Uczynił Baltazar wielką ucztę dla dworzan swoich". Czy sądzicie, że się to stało w czasie godów weselnych, albo może na przyjęcie znakomitych monarchów, albo z powodu zawarcia korzystnego pokoju lub podbicia licznych narodów? Powiada św. Hieronim (30), że się to działo wtenczas, kiedy go ze wszystkich stron obległ Cyrus: "Tak dalece zapomniał się król, iż w czasie oblężenia trawił czas na biesiadach". Bluźnierca ów zapijał wśród licznego orszaku nałożnic z naczyń, zabranych ze świątyni jerozolimskiej, nie zważając wcale na jęki nieszczęśliwych, którzy lecieli w przepaść z murów; pił na zdrowie wszystkich ojczystych bogów, uczynionych z metalu, marmuru i drzewa, jak mówi św. Jan Chryzostom: "Pił wino i chwalił bożków złotych, srebrnych, spiżowych, żelaznych, drewnianych i kamiennych" (31). Jak smutny przedstawiał widok potop, który Bóg spuścił na ziemię, ażeby ją oczyścić ze wszystkich jej brudów! A przecież mimo tych olbrzymich wód, jeden z synów Noego myślał o nieczystych rozkoszach. Jak smutny i ponury widok owego ognia, którym Bóg ukarał Sodomę za przeklętą rozpustę! A mimo tego córki Lota nie wahały się dopuścić kazirodztwa. Lecz nie szydźmy sobie z obcych nieszczęść, byśmy kiedyś nie musieli zapłakać gorzko nad własnymi. Powiedzcie, Słuchacze, czy widać u nas znaczną poprawę po tych chłostach, które spadły na kraj nasz? Zdaje mi się, że możemy tu zawołać do Boga z Izajaszem: "Otoś się Ty rozgniewał i zgrzeszyliśmy" (32). Co to znaczy? Pojąłbym łatwo te słowa, gdyby był Prorok powiedział: "Zgrzeszyliśmy i rozgniewałeś się", a nie przeciwnie. A jednak tak się dzieje istotnie, jak Prorok powiedział. Wyjdźcie na ulicę i przypatrzcie się, czy po tych wszystkich klęskach zmniejszył się bezwstyd w obcowaniu, albo niesprawiedliwość w sprzedaży? Wejdźcie do domów, a przekonacie się, ile tam kłótni między braćmi i zawiści między rodzinami. Wstąpcie do sypialni i uważajcie, czy się zmniejszyły nieczyste mowy i rozpusta między małżonkami. Weźcie udział w zabawach wieczornych, by zobaczyć, czy tam mniej teraz bluźnierstwa w opowiadaniu, albo próżności w słowach. Idźcie na wieś, aby się przekonać, czy ustało pijaństwo i gry namiętne. Wstąpcie na chwilę do kościołów i uważajcie, czy teraz mniej w nich nieuszanowania, czy mniej niewłaściwych rozmów i spoglądań? I czyż my wierzymy, że za grzechy nasze Bóg zesłał te wszystkie klęski? Nie, kochani Słuchacze! Ustami może przyznajemy, lecz w sercu nie wierzymy: "Ubiłeś je, a nie chcieli wierzyć. Zaprzali się Pana i mówili: Nie masz go". Wierzmy, Bracia, wierzmy, bo to święta prawda. Wyznajmy, że Bóg jest, że jest Sędzią naszym, że jest sprawiedliwym, piorunowładnym. Starajmy się Go przebłagać na każdy dzień.

VII. Wiemy doskonale, że niektórzy gorliwie to czynią; lecz którzyż to są? To ci, którzy bynajmniej nie spowodowali tych klęsk, to najniewinniejsi, najmniej skalani występkami, najpobożniejsi. Niestety, winowajcy nic o tym nie myślą! Czy wiecie, co się w tych wypadkach dzieje? To samo, co zaszło na okręcie nieposłusznego proroka Jonasza. Na widok niespodziewanej, gwałtownej burzy, o której Pismo św. opowiada, przelękli się bardzo wszyscy żeglarze i podróżni, chociaż byli niewinni. Z natężeniem sił spuszczali żagle, wyrzucali ciężary z pokładu, by ulżyć okrętowi. Ten biegł do steru, tamten chwytał za wiosło, inny za liny. Wszyscy płakali, wołali i wzdychali do Boga. Tymczasem winowajca spał spokojnie na pokładzie zagrożonego statku, nie zważając wcale na świst wiatrów, szum fal, huk grzmotów, trzask piorunów i wołania marynarzy. "A Jonasz spał snem twardym" (33). Potrzeba było, aby nań sternik dopiero zawołał, poruszył i obudził go słowami pełnymi wyrzutów: "I przystąpił ku niemu sternik i rzekł mu: Co ty tak twardo śpisz? Wstań i wzywaj Boga twego, może snadź rozmyśli się Bóg o nas, a nie zginiemy" (34). Jakżeż się nieraz lękam, Słuchacze, aby między nami nie było podobnie! Niebo grozi znakami, gniewa się, burzy i chce nas zagubić, a któż tymczasem stara się go przebłagać? Oto niewinni, którzy cierpią z powodu drugich. Oni to łzami, jałmużnami, włosiennicą, dyscypliną i wszelkimi innymi środkami starają się uciszyć tę burzę. A cóż czynią winowajcy, lichwiarze, mściwi, rozpustnicy? – Ach, zamiast się obudzić, zasypiają twardo w lenistwie duchowym wśród swych nieprawości! Kochani Chrześcijanie, czy nie ma między wami żadnego Jonasza, dla którego win groźne burze przeciwko nam powstają? Pokażcie mi go, jeżeli jest, gdyż chciałbym się doń zbliżyć i wzbudzić go słowy owego gorliwego i rozsądnego sternika: "Co ty tak twardo śpisz?". Chciałbym mu powiedzieć: "Wstań, wstań, wzywaj Boga Twego, może snadź rozmyśli się Bóg o nas, a nie zginiemy". Ach, grzeszniku, ktokolwiek ty jesteś, czemu tak twardo śpisz, co za nierozum i głupota ogarnęła cię? Co chwila spadają na nas z nieba nowe kary, a ty tak śpisz twardo? Dlaczego się nie uciekasz do Boga, dlaczego Mu się nie polecasz? jeszcześ się nie ocucił? Wstań, wstań, obudź się biedny grzeszniku! powstań przecież raz z tego zgubnego letargu! Powstań i porzuć sprośne uczynki, ponieważ Bóg za nie chłoszcze ciało nasze straszną zarazą. Powstań, a zawrzyj raz pokój, gdyż Bóg za kłótnie pustoszy kraj nasz! Powstań, a oddaj lichwę, ponieważ Bóg za chciwość naszą spuszcza nieurodzaj na niwy nasze! "Wstań wreszcie, wstań, wzywaj Boga Twego, może snadź rozmyśli się Bóg o nas, a nie zginiemy". Prawdopodobnie Bóg dopóty nie wzruszy się, dopóki nie będą Go błagali o litość ci, którzy Go rozgniewali.

VIII. Nie chciałbym ja być owym nieszczęśliwym Jonaszem, który śpię wśród burz i nie ruszam się, podczas gdy innych do pokuty wzywam. Ach, Panie, jeżeli widzisz, że ja Twój gniew wywołałem, oto jestem, rzuć mnie do morza, by tylko ocaleli wierni Twoi słudzy! Drżę na myśl, że taki św. Dominik, – dobroczyńca rodu ludzkiego, który na swych barkach podtrzymywał zagrożony Kościół, gdy przybywał do jakiego miasta, obawiał się, by nie był dla niego zgubą. Dlatego, nim wstąpił w jego bramy, zatrzymywał się, padał na kolana i rzewnie błagał Pana, by dla jego grzechów nie karał surowo mieszkańców. Cóż tedy ja uczynię, najnędzniejszy grzesznik? czy nie powinienem słusznie się lękać, że jestem Jonaszem, którego poszukują? Prawda, że przyszedłem do tego miasta w tym celu, by mu dobrze czynić. Niech przeto Bóg nie dopuści, bym miał ściągnąć dla win moich na ten gród jakie nieszczęście! Wolę raczej umrzeć! Oto jestem u Twych najświętszych stóp i oddaję się na ofiarę dla przebłagania Twego gniewu. Jeżeli dla moich występków jestem godzien śmierci, to ubij mię, rzuć na mnie pioruny, byleś tylko innych nie karał! Pragnąłbym wprawdzie żyć jeszcze i Tobie służyć; lecz jeżeli me życie miałoby ściągnąć kary na ludzi, to mię zabierz, Panie, spośród żyjących!

Część druga

IX. Gdyby nasze niedowiarstwo tylko doczesne kary na nas sprowadzało, kary przemijające, byłoby to jeszcze mniejszym złem; lecz co gorsza, że będzie ono dla nas przyczyną wiecznego potępienia w życiu przyszłym. Jakież usprawiedliwienie znajdziesz, ludu chrześcijański, potępiając się wiecznie? "Powiedz, jeśli co masz, abyś się usprawiedliwił", wołam do ciebie słowami Izajasza (35). Powiedz, co podasz na swą obronę? Czy się wymówimy tym, jakoby nas Pan Bóg nie przestrzegał wcześnie przed owym groźnym niebezpieczeństwem? Ileż to ustawicznie daje nam natchnień i wskazuje środków, iluż to udziela nam łask, jakichże nie używa sposobów, byśmy się zbawili? Czyjaż tedy wina, jeżeli Jemu na przekór chcemy się potępić? Dotychczas staliście tutaj jako słuchacze, uważając na me słowa; czy nie prawda? Chciałbym teraz uczynić was sędziami wyrokującymi; lecz pierwej posłuchajcie następującego wypadku: Walens z wygnańca został wyniesiony na tron cesarski. Kiedy umocnił swe panowanie, okazał się niewdzięcznym względem Boga, bo począł prześladować katolików, a popierać Arian. Kościół św. znajdował się w niepocieszonym smutku, był rozdwojony i szarpany jakby pazurami dzikiego wilka. Wzruszony jękami Bóg, ulitował się wreszcie i wzbudził przeciw wschodniemu cesarzowi barbarzyńców północy. Walens wyruszył w pole z licznym wojskiem przeciwko nieprzyjacielowi. Dowiedział się o tym jeden święty pustelnik, nazwiskiem Izacjusz, mieszkający w rozpadlinach skał i opuszczając z natchnienia Bożego swe samotne ustronie, wyszedł na spotkanie cesarza. Zbliżył się do Walensa, jadącego na czele wielkiej liczby jezdnych i pieszych żołnierzy i zawołał donośnym głosem: Cesarzu, rozkaż otworzyć kościoły katolickie, któreś zamknął, a wrócisz zwycięzcą, inaczej umrzesz. Słyszał to Walens, lecz uważając Izacjusza za szaleńca, niegodnego odpowiedzi, jechał sobie dalej. Mąż Boży nie traci otuchy, lecz wychodzi również dnia następnego na spotkanie cesarza i podniesionym głosem znowu doń przemawia: Cesarzu, rozkaż otworzyć zamknięte przez siebie kościoły katolickie, a wrócisz zwycięzcą, inaczej zginiesz. Zmieszał się bezbożny Walens, słysząc powtórnie tę samą groźbę; sprzeczne uczucia zawładnęły jego sercem. Słuchać podobnych upomnień wydawało mu się słabością; z drugiej zaś strony sądził, że byłoby to lekkomyślnością wcale na nie nie zważać. Ostatecznie postanowił ze względu na dobro publiczne odbyć wspólną naradę w tej sprawie. Jednakowoż jego najzaufańsi powiernicy, którzy byli Arianami, kazali mu ukarać tego mnicha, gdyby się jeszcze raz zjawił. I oto dnia trzeciego pokazuje się Izacjusz, pełen ufności w swoje posłannictwo, przerzyna szeregi wojska w pochodzie, dąży wprost do cesarza, chwyta za wodze jego rumaka, zatrzymuje go i woła głośno: Powracam, cesarzu, chcąc cię jeszcze upomnieć, byś otworzył katolickie kościoły, któreś pozamykał, a tak odniesiesz zwycięstwo; przeciwnie umrzesz. Obok drogi, gdzie stał Izacjusz, znajdowała się ogromna przepaść, najeżona kolcami i cierniem. Rozgniewany cesarz kazał w nią strącić pustelnika i odbywał dalej pochód w tym przekonaniu, że mnich znalazł równocześnie śmierć i pogrzeb w czeluści strasznej. Nie mógł jednak stłumić wewnętrznego niepokoju i wyrzutów sumienia, które potępiało ten okrutny czyn. Lecz cóż się tymczasem dzieje? Ledwie że wojsko ruszyło z miejsca, a oto trzej młodzieńcy, odziani w śnieżne szaty, spuścili się w przepaść i wyciągnęli z niej Izacjusza całkiem zdrowego i nietkniętego. Ci trzej nadobni młodzieńcy byli duchami anielskimi w ludzkiej postaci, gdyż nagle zniknęli. Cudownie zaś ocalony pustelnik rzucił się na ziemię, złożył serdeczne dzięki Bogu, następnie dopędził cesarza, lecąc w swej gorliwości i miłości bliźniego jakoby na skrzydłach po spadzistej drodze i rzekł do Walensa z obliczem gorejącym: Sądziłeś, że umrę wśród przepaści? Oto jestem i na nowo cię upominam, byś się upamiętał, otworzył świątynie katolickie, jeżeli chcesz odnieść zwycięstwo; inaczej umrzesz. Czy rozumiesz? – Umrzesz! – Lecz któżby uwierzył? Nawet to czwarte wezwanie nie zmiękczyło zatwardziałego cesarza. Kazał on pojmać Izacjusza i oddać dwom senatorom, Saturninowi i Wiktorowi, by go strzegli aż do powrotu z wyprawy, a wtedy otrzyma zasłużoną karę. – Tak? odpowiedział wówczas Izacjusz słowami, których niegdyś w podobnej okoliczności użył sprawiedliwy Micheasz prorok do bezbożnego Achaba: Ty powrócisz, by mnie ukarać? Idź, a jeżeli powrócisz, to bądź przekonany, że Bóg nie przemawiał ustami moimi. Wydasz bitwę nieprzyjaciołom, lecz nie sprostasz im, ustąpisz, uciekniesz, a wreszcie wpadniesz w ich ręce i spalisz się niespodziewanie w ogniu. – Jak przepowiedział Izacjusz, tak się stało. Cesarz wyruszył do boju, wydał nieprzyjacielowi bitwę, lecz poniósł klęskę, a uciekając z rozproszonym wojskiem, schronił się pod słomianą chatę; by się ukryć przed pogonią nieprzyjaciół. Ci jednak odkryli go, podłożyli ogień pod strzechę i żywcem spalili cesarza. Izacjusz dostał się na wolność z wielką swoją chwałą, a ci dwaj senatorowie, którzy go strzegli, wybudowali mu dwa klasztory. A teraz osądźcie, moi Słuchacze, czy cesarz Walens mógłby na dniu ostatecznym publicznie spierać się z Bogiem i utrzymywać, że nie z własnej winy wpadł do ognia, lecz że przyczyną tego Bóg? Co wam się zdaje? Czy wtenczas Izacjusz nie zmusiłby go do milczenia? Milcz, rzekłby, milcz, zuchwalcze! Czyż po czterykroć nie podawałem ci łatwego środka do ocalenia życia i duszy twojej? Ty jednak, zatwardziały w złościach, opierałeś się natchnieniom Bożym, a dla mnie byłeś katem okrutnym. Jak śmiesz teraz żalić się, bezbożniku? Powiedzcie mi otwarcie, Słuchacze, co sądzicie? Kto by miał słuszność na sądzie ostatecznym? cesarz, czy Izacjusz? Nie prawda, że ten ubogi pustelnik? Jeżeli tak, to ten wyrok jest także przeciwko wam wydany, grzesznicy! Czy może Bóg będzie sprawcą waszego potępienia, dokąd sami prostą drogą dążycie? Iluż to Izacjuszów na sądzie ostatecznym zamknie wam usta i zawstydzi was? Uczynią to przede wszystkim kaznodzieje, nie mówiąc już o innych ludziach, którzy was również za życia przestrzegali. Darujcie, że ja także, najnędzniejszy robak, będę musiał na owym dniu wystąpić przeciwko wam i bronić sprawiedliwości Bożej, mówiąc, że wstępowałem bardzo często na tę mównicę, zaklinałem was na Boga, abyście wy rozpustnicy zaniechali grzesznych miłostek, jeżeli chcecie uniknąć ognia wiecznego. Was zaś młodzieńców prosiłem, byście unikali złych towarzystw; was kupców, byście nie oszukiwali; was obmówców, byście naprawili sławę, odebraną bliźniemu; was mściwi, byście się pogodzili i zawarli pożądany pokój. Jeżeli nie usłuchacie tych zbawiennych napomnień, czy będziecie mogli uskarżać się na Boga, bronić i usprawiedliwiać się? Bóg ze swej strony wszystko dla was uczynił, co było potrzeba. Dzisiejszego jeszcze poranku powtarza przez usta moje, że "złe, źle potraci"; ukarze was nie tylko w tym życiu, lecz także i w przyszłym, jeżeli się nie poprawicie. Nie mówcie, że chętnie usłuchalibyście moich przestróg, gdybyście na pewno wiedzieli, że w przeciwnym razie spotka was zguba. Nie mówcie, że mi nie możecie wierzyć, podobnie, jak sobie postąpił Walens, który się wstydził usłuchać biednego, bosego, nieznanego z życia i rodu pustelnika. Nic mu nie pomoże ta wymówka; jeżeli bowiem upomnienie zgadza się z prawem Bożym, z Księgami świętymi i nauką Ewangelii, należy mu dać wiarę, bez względu na to, kto nas upomina, czy człowiek uczony czy prostak, święty czy grzesznik. Ja, moi drodzy Słuchacze, jestem grzesznikiem, nieukiem i najmniejszym z tych, którzy tak chlubnie z tej kazalnicy przemawiają. Lecz Ewangelia daje mi to głębokie przekonanie, że unikniecie piekła, jeżeli poprawicie swe życie występne; inaczej nie. Czy rozumiecie mię? Inaczej się potępicie. Czegóż się jeszcze ociągacie? Trzeba się prędko zabrać do czynu, bo dla niejednego z was może to już ostatnie upomnienie i ostatnia trąba (novissima tuba). Może wasi Izacjusze powrócili już do was, nie po dwa lub po cztery razy, lecz po dziesięć i dwanaście razy, a zatem może już ogień blisko waszej strzechy. Szybko tedy, szybko się nawróćcie, bo to może dla was już ostatnia przestroga. Bóg grzmiał już tyle razy nad waszymi głowami; jeżeli więc spadnie na was grom, wasza to będzie jedynie wina.

O. Paweł Segneri SI

–––––––––––

O. Paweł Segneri T. J., Kazania wielkopostne. Przełożył z włoskiego Ks. Dr. Jakób Górka, Profesor Seminarium Biskupiego w Tarnowie. Z przedmową Tłómacza. Tom I. Tarnów 1902. NAKŁADEM TŁÓMACZA, – DRUKIEM J. PISZA W TARNOWIE, ss. 234-251. (a)

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pozwolenie Władzy Duchownej:

W rękopisie: "Kazania wielkopostne" O. Pawła Segneri'ego T. J.
tłumaczone z włoskiego na polski język przez Ks. Dr. J. Górkę,
nie znajduje się nic przeciwnego nauce Kościoła katolickiego.

Ks. Jan Jaworski
Cenzor pism treści religijnej.

L. 4973.

Pozwalamy drukować.
ORDYNARIAT BISKUPI.

Tarnów 14. grudnia 1901.

(L. S.)
† Leon

BISKUP.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przypisy:
(1) Na piątek po drugiej niedzieli Wielkiego Postu.

(2) Iz. 5, 4.

(3) Jerem. 5, 12.

(4) Jer. 5, 13.

(5) Jer. 5, 29.

(6) Serm. 38 de Sanct.

(7) Iz. 20, 2.

(8) Jer. 2, 2.

(9) Ez. 4, 15.

(10) Ps. 59, 6.

(11) Job. 20, 26.

(12) Gen. 7.

(13) Gen. 26.

(14) Exod. 24.

(15) Jud. 5, 12.

(16) Lew. 26, 33.

(17) Jer. 14, 18.

(18) Deut. 28, 23.

(19) Deut. 28, 22.

(20) Deut. 28, 59; Lew. 26, 22.

(21) Deut. 28, 66.

(22) Jer. 5, 3 iuxta s. Cypr. ad Demetr.

(23) Jer. 5, 12.

(24) Ex. 8, 19.

(25) Jer. 10, 2.

(26) Iz. 10, 5.

(27) Ps. 52, 1.

(28) ad Demetr.

(29) Amos 4, 6-10.

(30) In Daniel. 5.

(31) Hom. 20. in Gen.

(32) Iz. 64, 5.

(33) Jon. 1, 6.

(34) Jon. 1, 6.

(35) Iz. 43, 26.

(a) Por. 1) O. Paweł Segneri SI, Kazania wielkopostne. a) Kazanie o Bóstwie Chrystusowym. b) Kazanie o piekle.

2) Ks. Józef Stagraczyński, a) Czego uczy Kościół o piekle. b) Okropność piekła. c) Bojaźń piekła. d) Noc we wieczności.

3) Dusza potępionej, List z piekła.

4) Św. Piotr z Alkantary, a) O karach piekielnych. b) O Sądzie Ostatecznym.

5) Św. Teresa od Jezusa, Wizja mąk piekielnych.

6) O. Tomasz Młodzianowski SI, Ćwiczenia duchowne. a) O śmierci. b) O piekle. c) O dwóch chorągwiach, Chrystusa i Lucyfera. d) O Królestwie Chrystusowym.

7) O. Mikołaj Łęczycki SI, Pobudki do unikania grzechu śmiertelnego i kilka innych rozważań pobożnych.

8) Ks. Maciej Sieniatycki, a) Apologetyka czyli dogmatyka fundamentalna. b) Zarys dogmatyki katolickiej. c) Dogmatyka katolicka. O rzeczach ostatecznych. d) System modernistów. e) Modernistyczny Neokościół.

(Przyp. red. Ultra montes).

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nota o autorze: "Paweł Segneri SI (1624-1694). Urodzony w Nettuno (w Państwie Kościelnym), od r. 1665-92 misjonarz ludowy. Studiował wymowę św. Jana Chryzostoma, jest księciem wymowy włoskiej, należy do największych kaznodziejów w Kościele katolickim. W r. 1679 wydaje swe klasyczne dzieło kaznodziejskie Quaresimale (Kazania wielkopostne). Kazania misyjne poprzedzał modlitwą i biczowaniem; słuchały go tłumy, np. w Genui do 70 tys. ludzi; komunie generalne liczyły po 17-20 tysięcy; wśród nawróconych były nierządnice, rozbójnicy, żydzi... Na 5 tylko misjach pogodziło się 1060 nieprzyjaciół. – Jako kaznodzieja niebywale silny w działaniu na rozum i na wolę słuchaczy; cechuje go nadzwyczajna żywość, obrazowość, gorące uczucie, erudycja biblijna, patrystyczna, klasyczna (nadmiernie szafuje mitologią)". – Ks. Zygmunt Pilch, Szkoła kaznodziejstwa. Kielce 1937, s. 12. (Przyp. red. Ultra montes).

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

( PDF )

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMV, Kraków 2005
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU udostępnia to
2420
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
OBJAWIENIENIE PRYWATNE - JAKO ŁASKA OD BOGA DANA:
Wizja mąk piekielnych
ŚW. TERESA OD JEZUSA
––––––––
Długi już czas był upłynął, odkąd byłam otrzymała od Pana wiele z tych łask, o których mówiłam, i inne jeszcze bardzo wielkie, gdy jednego dnia w czasie modlitwy znalazłam się cała, z duszą i ciałem, w jednej chwili, sama nie wiem jak, w duchu przeniesiona do piekła. Zrozumiałam, że …Więcej
OBJAWIENIENIE PRYWATNE - JAKO ŁASKA OD BOGA DANA:

Wizja mąk piekielnych

ŚW. TERESA OD JEZUSA

––––––––

Długi już czas był upłynął, odkąd byłam otrzymała od Pana wiele z tych łask, o których mówiłam, i inne jeszcze bardzo wielkie, gdy jednego dnia w czasie modlitwy znalazłam się cała, z duszą i ciałem, w jednej chwili, sama nie wiem jak, w duchu przeniesiona do piekła. Zrozumiałam, że Pan chce mi ukazać miejsce, które czarci dla mnie mieli zgotowane i na które byłam zasłużyła za grzechy moje. Trwało to bardzo krótko, ale choćbym jeszcze wiele lat żyć miała, nie podobna, zdaje mi się, by mi ta chwila wyszła kiedy z pamięci. Wejście przedstawiło mi się na kształt bardzo nisko sklepionego, ciemnego, niskiego lochu. Na spodzie rozpościerało się błoto wstrętnie plugawe, wydające z siebie woń zaraźliwą i pełne gadów jadowitych. Na końcu tego wejścia wznosiła się ściana z zagłębieniem w środku, podobnym do szafy ściennej. W tę ciasnotę ujrzałam się nagle wtłoczoną.

Wszystkie okropności, które wchodząc widziałam, choć opis mój ani z daleka im nie dorównywa, były jeszcze rozkoszą w porównaniu z tym, co uczułam w tym zamknięciu. Była to męka, o której daremnie kusiłabym się dać dokładne pojęcie: żadne słowa najsilniejsze nie wypowiedzą, żaden rozum nie ogarnie jej całej grozy. Czułam w duszy mojej ogień, na określenie którego, jaki jest i jak na duszę działa, nie staje mi ani wyrazów, ani pojęcia, a przy tym w ciele cierpiałam boleści nie do zniesienia...

Lecz wszystkie te okropne męki ciała niczym są znowu w porównaniu z męką duszy. Jest to takie konanie, i taki ucisk, i takie jakby duszenie się, i takie dojmujące strapienie, i takie gorzkie znękanie, że nie wiem, jakimi słowy to wszystko określić. Choćbym to nazwała nieustającym śmiertelnym konaniem, mało by jeszcze tej nazwy; bo w konaniu śmiertelnym siła wyższa duszę od ciała odrywa, tu zaś dusza sama chciałaby się wyrwać z siebie i sama się rozdziera. Słowem, nie mam wyrażeń na oznaczenie, jak niewypowiedzianie ta męka duszy, ten ogień wewnętrzny i ta nękająca ją rozpacz przewyższa wszelkie inne, choćby najokropniejsze katusze i boleści. Nie widziałam ręki, która mi te katusze zadawała, ale czułam, że się palę, że jestem jakby targana i sieczona na sztuki. Taki jest, powtarzam, ten ogień wewnętrzny i taka rozpacz duszy, że męka taka jest nad wszelkie męki najsroższa. Nie masz pociechy, ani nadziei w tym okropnym, wonią zaraźliwą przesiąkłym więzieniu. Nie masz gdzie usiąść, ani gdzie się położyć w tym ciasnym jakby ucho igielne zagłębieniu ściany, do którego byłam wtłoczona, i sameż te ściany, straszliwe na wejrzenie, ciężarem swoim przygniatają i dławią. Nie masz tam światła; wszędy dokoła ciemności nieprzeniknione. A jednak – nie rozumiem, jak to być może, ale tak jest, choć nie masz światła, oko przecie widzi wszystko, cokolwiek może być przykrego ku widzeniu i przerażającego dla wzroku (1).

–––––––––––

Z dzieła: Życie świętej Teresy od Jezusa, tłumaczyła z francuskiego Maria Bocheńska, tom I, ss. 153-154.

Cyt za: Ks. Dr Józef Umiński, Teksty źródłowe do nauki dziejów Kościoła w szkołach średnich. Część II. Dla IV klasy gimnazjalnej. Lwów. WYDAWNICTWO ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH. 1939, ss. 27-28. (a)

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; przypisy literowe od red. Ultra montes).

Przypisy:
(1) Wielu krytyków literackich podnosi, że ten opis piekła, dany przez św. Teresę, jest lepszy od tego, który nam zostawił Dante w swej Boskiej komedii, – nawet z punktu widzenia literackiego.

(a) "Św. Teresa od Jezusa (Teresia a Jesu), panna; – święto 15 października.

Jedna z największych postaci niewieścich w Kościele, reformatorka zakonów karmelitańskich, dusza ubogacona wielkimi darami głębokiego rozumu, gorącego serca i niezwalczonej energii, jedna z wielkich mistyczek chrześcijaństwa, zwana doktorem Kościoła, choć urzędowo tytuł ten nie był jej przyznany.

Urodziła się 28 marca 1515 w Awili (Hiszpania) z ojca Alfonsa Sanchez de Cereda i matki Beatryks de Ahumade, wielce cnotliwych i pobożnych chrześcijan, była trzecim z dziewięciorga dzieci Alfonsa z drugiego małżeństwa (z pierwszego było troje). Wedle zwyczaju hiszpańskiego nosiła nazwisko matki – Ahumade. Słuchając czytania żywotów świętych, zapragnęła – jak męczennicy – ponieść śmierć za wiarę, i siedmioletnia wówczas dziewczynka z bratem Rodrygiem udała się potajemnie w drogę, by dotrzeć do krajów pogańskich. Za miastem spotkał stryj małych kandydatów na misjonarzy i odstawił ich do domu. Mając lat dwanaście straciła matkę i odtąd pod macierzyńską opieką Bogarodzicy oddała się całkowicie własnemu uświęceniu. Ponęty świata, który ją wabić począł, przezwyciężyła i w 20 roku życia wstąpiła do karmelitanek w rodzinnej Awili. Nie rozumiejąc woli Bożej, objawiającej się w natchnieniach i oświeceniach wewnętrznych, wobec braku rozumnego kierownika sumienia, przechodziła długie lata przez ciężkie udręczenia duchowe. Dopiero, gdy w Awili osiedlili się jezuici, znalazła roztropnego i świątobliwego spowiednika, o. Alvareza, który ją z matni wyprowadził. Pojęła teraz wolę Bożą, że powołana jest do zreformowania rozluźnionej karności zakonnej. Pierwszy klasztor surowej reguły założyła w Awili. Mimo przeszkód ze strony możnych tego świata, mimo sprzeciwu złagodzonego Karmelu, zbudowała w ostatnich dwudziestu latach życia, nie rozporządzając żadnymi funduszami, 32 klasztory, w tym 15 męskich. Przy pomocy św. Jana od Krzyża rozciągnęła reformę również na klasztory męskie, tak iż nazwać ją się godzi matką i drugą fundatorką zakonów karmelitańskich. Zdrowia wciąż słabego, zapadała często; surowy tryb życia według zreformowanej reguły podcinał siły, poufałe jednak przestawanie mistyczne z Chrystusem i częste widzenia podnosiły ducha. Umarła po krótkiej chorobie w Alba de Tormes, gdzie tworzyła nową fundację, 4 października r. 1582. Relikwie oraz serce z widoczną raną stygmatu, otrzymaną kiedyś w bolesnym zachwyceniu, znajdują się w Alba. Kanonizowana w r. 1622.

Św. Teresa jest autorką wielce cenionych dzieł ascetycznych. Mając lat 47 pisze swą autobiografię, potem «Drogę doskonałości», «Myśli o miłości Bożej», «Zamek duszy», zbiór listów i poezji. W literaturze hiszpańskiej zajmuje poczesne miejsce. Na język polski «Glossy» po mistrzowsku przetłumaczył Krasiński". – Biskup Karol Radoński, Święci i Błogosławieni Kościoła Katolickiego. Encyklopedia Hagiograficzna. Warszawa – Poznań – Lublin [1947], ss. 461-462. (b)

(b) Por. 1) Św. Teresa od Jezusa, Starania o nawrócenie heretyków.

2) Św. Alfons Liguori, Doskonałość chrześcijańska według pism i nauk św. Teresy.

3) Ks. Józef Stagraczyński, a) Czego uczy Kościół o piekle. b) Okropność piekła. c) Bojaźń piekła. d) Noc we wieczności.

4) Św. Piotr z Alkantary, a) O karach piekielnych. b) O Sądzie Ostatecznym.

5) O. Paweł Segneri SI, Kazanie o piekle.

6) Ks. Maciej Sieniatycki, Ks. Maciej Sieniatycki, a) Dogmatyka katolicka. O rzeczach ostatecznych. b) Zarys dogmatyki katolickiej.

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXIV, Kraków 2014
CHWAŁA BOGU W TRÓJCY ŚWIĘTEJ JEDYNEMU
BÓG PRZEMAWIA - SŁUCHAJCIE !
Czasy ostateczne: Sąd i zbawienie
3

1 I wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało,
a
synowie wasi i córki wasze prorokować będą,
starcy wasi będą śnili,
a młodzieńcy wasi będą mieli widzenia1.

2 Nawet na niewolników i niewolnice wyleję Ducha mego w owych dniach.

Znaki nastania dnia Pańskiego
3 I uczynię znaki na niebie i na ziemi:
krew i ogień, i słupy dymne.
4 …
Więcej
BÓG PRZEMAWIA - SŁUCHAJCIE !

Czasy ostateczne: Sąd i zbawienie

3

1 I wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało,
a
synowie wasi i córki wasze prorokować będą,
starcy wasi będą śnili,
a młodzieńcy wasi będą mieli widzenia1.


2 Nawet na niewolników i niewolnice wyleję Ducha mego w owych dniach.


Znaki nastania dnia Pańskiego

3 I uczynię znaki na niebie i na ziemi:
krew i ogień, i słupy dymne.

4 Słońce zmieni się w ciemność,
a księżyc w krew,
gdy przyjdzie dzień Pański,
dzień wielki i straszny2.

5 Każdy jednak, który wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony,
bo na górze Syjon <i w jeruzalem>
będzie wybawienie,
jak przepowiedział Pan,
i wśród ocalałych będą ci, których wezwał Pan3.
--rN-- udostępnia to
15
ultramontes.pl
+++
Do szczególnej irytacji doprowadzał mnie widok malowideł przedstawiających piekło z szatanem męczącym dusze potępionych na rozpalonych do białości rusztach i jego towarzyszy z długimi ogonami przynoszącymi mu nowe ofiary.
Klaro, piekło można skarykaturować, ale nigdy nie można przesadzić w przedstawianiu jego mąk. Ogień piekielny!
Te słowa zawsze napawały mnie lękiem.
Pamiętasz jak pewnego …
Więcej
+++

Do szczególnej irytacji doprowadzał mnie widok malowideł przedstawiających piekło z szatanem męczącym dusze potępionych na rozpalonych do białości rusztach i jego towarzyszy z długimi ogonami przynoszącymi mu nowe ofiary.

Klaro, piekło można skarykaturować, ale nigdy nie można przesadzić w przedstawianiu jego mąk. Ogień piekielny!

Te słowa zawsze napawały mnie lękiem.

Pamiętasz jak pewnego razu w rozmowie o piekle podsunęłam ci zapaloną zapałkę pod nos, ze złośliwym pytaniem: «Czy tak samo tam pachnie?». Szybko zdmuchnęłaś płomień. Tutaj nikt nie jest w stanie zgasić ognia.

Powiem Tobie więcej: ogień piekielny, o którym mówi Pismo święte nie oznacza udręk sumienia. Ogień oznacza ogień. Słowa Chrystusa należy rozumieć dosłownie: «Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom». Dosłownie!

Chcesz wiedzieć, jak duch może odczuwać ogień materialny? Tak jak cierpi twoja dusza na ziemi kiedy włożysz palec do ognia! Dusza twoja nie płonie, lecz co za ból przeszywa całą twoją istotę! W podobny sposób jesteśmy tutaj fizycznie złączeni z ogniem, dotyczy to tak naszej istoty jak i władz zmysłowych.

Nasze dusze tracą swą naturalną swobodę, nie możemy myśleć o czym chcemy i jak chcemy.
120 na 90
ultramontes.pl
+++
Jestem jednak zmuszona dodać, że Bóg jest miłosierny nawet względem nas.
Powiedziałam «zmuszona», gdyż nie wolno mi kłamać, jakbym tego pragnęła.
Wiele rzeczy przelewam na papier wbrew mej woli, muszę połykać ten potok przekleństw, którymi chciałabym miotać.
Bóg był dla nas miłosierny, nie pozwalając naszej złej woli na dalsze upadki w głębinę zła, na grzechy, które gotowi byliśmy popełnić …
Więcej
+++

Jestem jednak zmuszona dodać, że Bóg jest miłosierny nawet względem nas.

Powiedziałam «zmuszona», gdyż nie wolno mi kłamać, jakbym tego pragnęła.

Wiele rzeczy przelewam na papier wbrew mej woli, muszę połykać ten potok przekleństw, którymi chciałabym miotać.

Bóg był dla nas miłosierny, nie pozwalając naszej złej woli na dalsze upadki w głębinę zła, na grzechy, które gotowi byliśmy popełnić, co by tylko zwiększyło naszą winę i karę, tortury i męki.

Pozwolił nam umrzeć przedwcześnie, jak to się stało ze mną, czy też w inny korzystniejszy sposób powiązał okoliczności.

Nawet teraz okazuje nam miłosierdzie wstrzymując nas w tym odległym od Siebie miejscu i nie każąc się zbliżać nam do Siebie. Każdy krok bliżej Boga sprawiłby mi większą mękę, niż ty byś odczuwała, zbliżając się do rozpalonego stosu.
ultramontes.pl
+++
Boga nienawidzimy ponad wszystko.

Chcę, abyś to zrozumiała.
Błogosławieni w Niebie kochają Go, ponieważ wpatrują się w niczym nie osłonięty blask Jego piękności, która daje im odczucie niewymownego szczęścia.
My to wiemy i ta wiedza napełnia nas wściekłością.
Ludzie na ziemi, znają Boga z Jego dzieł i Objawienia, mogą Go kochać, ale nie są do tego zmuszeni.
Człowiek wierzący, – piszę to …Więcej
+++

Boga nienawidzimy ponad wszystko.


Chcę, abyś to zrozumiała.

Błogosławieni w Niebie kochają Go, ponieważ wpatrują się w niczym nie osłonięty blask Jego piękności, która daje im odczucie niewymownego szczęścia.

My to wiemy i ta wiedza napełnia nas wściekłością.

Ludzie na ziemi, znają Boga z Jego dzieł i Objawienia, mogą Go kochać, ale nie są do tego zmuszeni.

Człowiek wierzący, – piszę to ze zgrzytem zębów – który całym sercem kontempluje Chrystusa rozpiętego na krzyżu, pokocha Go.

Ale dusza, do której Bóg zbliża się jako Sędzia karzący, jako Mściciel, jako Sprawiedliwy, ponieważ kiedyś został przez nią odrzucony, nienawidzi Go z całą furią złej woli. Nienawidzi Go wiecznie, ze względu na fakt, że mocą swej wolnej decyzji, w której utwierdziła się w chwili śmierci, zakończyła swoje ziemskie życie odrzucając Boga. I tej przewrotnej woli nie chcemy ani teraz cofnąć ani nigdy nie będziemy chcieli. Czy pojmujesz teraz – dlaczego piekło trwa wiecznie? Ponieważ nasza zatwardziałość nigdy nie topnieje, nigdy nie ustaje.
ultramontes.pl
+++
Kiedy byłam małą dziewczynką, usłyszałam raz na kazaniu, że Bóg tu na ziemi daje nam nagrodę za wszystko, co uczyniło się dobrego z pobudek naturalnych, jeśli nie może jej dać w wieczności.
Więcej
+++

Kiedy byłam małą dziewczynką, usłyszałam raz na kazaniu, że Bóg tu na ziemi daje nam nagrodę za wszystko, co uczyniło się dobrego z pobudek naturalnych, jeśli nie może jej dać w wieczności.
Jeszcze jeden komentarz od ultramontes.pl
ultramontes.pl
+++
Takie słowa jak «modlitwa, Msza święta, woda święcona, Kościół» piszę z niewypowiedzianym wstrętem.
Brzydzę się nimi, tak jak brzydzę się wszystkimi chodzącymi do kościoła i w ogóle wszystkimi ludźmi i wszystkimi rzeczami z nim związanymi.
Wszystko to bowiem powraca, aby powiększać naszą torturę.
Każde poznanie otrzymane w chwili śmierci, wszelka pamięć o tym cośmy doświadczyli i poznali w …
Więcej
+++

Takie słowa jak «modlitwa, Msza święta, woda święcona, Kościół» piszę z niewypowiedzianym wstrętem.

Brzydzę się nimi, tak jak brzydzę się wszystkimi chodzącymi do kościoła i w ogóle wszystkimi ludźmi i wszystkimi rzeczami z nim związanymi.

Wszystko to bowiem powraca, aby powiększać naszą torturę.

Każde poznanie otrzymane w chwili śmierci, wszelka pamięć o tym cośmy doświadczyli i poznali w życiu jest dla nas przeszywającym płomieniem.

I wszystkie te wspomnienia ukazują nam smutną stronę tych łask, które odrzuciliśmy.

Jak nas to dręczy! My w piekle nie jemy, nie śpimy, nie chodzimy.

Skuci łańcuchami wpatrujemy się w nasze zmarnowane życie, z «płaczem i zgrzytaniem zębów» wyjemy, pełni nienawiści, w straszliwych udrękach. Słuchaj! Pijemy tu nienawiść jak wodę.

Nienawidzimy siebie nawzajem.
ultramontes.pl
+++
Nie módl się za mnie. Jestem potępiona!
Jeśli piszę do ciebie i to tak szczegółowo, to wiedz, że nie wypływa to z jakiegokolwiek uczucia przyjaźni. Tu w piekle nikogo już nie kochamy. Czynię to z przymusu, jako cząstka tej mocy, która «choć zawsze pragnie zła, zawsze sprawia dobro» (Goethe, Faust). Prawdę mówiąc, chciałabym widzieć cię także umieszczoną w tym miejscu, gdzie na wieczność …Więcej
+++

Nie módl się za mnie. Jestem potępiona!
Jeśli piszę do ciebie i to tak szczegółowo, to wiedz, że nie wypływa to z jakiegokolwiek uczucia przyjaźni. Tu w piekle nikogo już nie kochamy. Czynię to z przymusu, jako cząstka tej mocy, która «choć zawsze pragnie zła, zawsze sprawia dobro» (Goethe, Faust). Prawdę mówiąc, chciałabym widzieć cię także umieszczoną w tym miejscu, gdzie na wieczność zarzuciłam kotwicę. Niech cię to nie dziwi. Tutaj wszyscy czujemy to samo. Nasza wola jest utwierdzona, skamieniała w stanie, który wy zwiecie złem. Nawet jeśli czynimy cośkolwiek dobrego, jak to czynię w tej chwili, otwierając twe oczy na rzeczywistość piekła, nie czynię tego w dobrej intencji.